banner

sztumski2017W państwach, oprócz legalnie wybranych władz, funkcjonują mafie, grupy lożopodobne, „układy”, „sieci”, podziemia, grupy nacisku (lobbyści) i inne nieformalne lub niejawne organizacje wyznaniowe i świeckie. Uzupełniają one jakby władzę oficjalną, stawiają się ponad nią, zazwyczaj kontrolują ją z ukrycia i dyktują, co ma robić, jakie prawa stanowić, na co wydawać pieniądze państwowe i komu przyznawać różne przywileje.

Od niedawna coraz większy wpływ na władze formalne wywierają też grupy, w większości nieformalne, działające jawnie. Są to coraz liczniejsze społeczności ludzi rozwydrzonych, roszczeniowych i szantażystów. Do tych ostatnich należą też terroryści, którzy są świetnie zorganizowani i zmilitaryzowani, a nawet utworzyli własne państwo aspirujące do sprawowania rządów nad światem.

Rozwydrzeni

Jedną z konsekwencji demokracji liberalnej rozumianej jako ustrój umożliwiający maksymalizację wolności, jest to, że ludzie coraz częściej pozwalają sobie manifestować ją w aktach samowoli. Czują się przy tym bezkarni, ponieważ prawo jest zbyt liberalne, wychowanie staje się coraz bardziej „bezstresowe”, tj. likwidujące rygory, a działania organów wymiaru sprawiedliwości nie nadążają za wzrostem przestępczości i są ograniczane przez różne ruchy „obrońców praw człowieka”. To wszystko sprawia, że rozwija się coraz większe rozwydrzenie społeczne.

Jednej z jego przyczyn upatruje się w niedostosowaniu społecznym, biorącym się z nieumiejętności dostosowania swoich ambicji, potrzeb i działań do możliwości wynikających z pozycji społecznej, do roli pełnionej w nim oraz do obowiązujących norm i zachowań. Drugą przyczynę stanowią cechy charakterologiczne i osobowościowe. U podstaw obu przyczyn leży przesadnie liberalne wychowanie, czynniki środowiskowe (społeczne) i warunki życia oraz brak chęci dostosowania się jednostek do ogółu. Innymi słowy, winy narastającego rozwydrzenia należy upatrywać tak w ustroju społecznym jak i w ludziach.

Rozwydrzenie jest formą protestu lub buntu przeciwko czemuś, głównie przeciw rygorom narzucanym z zewnątrz. Przejawia się ono w niezwykle swobodnym zachowywaniu się, biorącym się z braku hamulców i skrupułów moralnych oraz braku poszanowania ładu społecznego i uwzględniania interesów innych ludzi. A u jego podstaw leży wygórowany egocentryzm jednostek (egoszowinizm) – troska wyłącznie o interesy własne lub grup (partii), z którymi jednostki się utożsamiają. Rozwydrzenie społeczne narasta i szerzy się proporcjonalnie do rozwoju demokracji neoliberalnej, stopnia bezkarności i tolerowania jej ze strony innych ludzi.

Z jednej strony, regulacje prawne, podporządkowane nakazowi poszanowania godności i osoby ludzkiej, paraliżują działania służb powołanych do przestrzegania ładu społecznego, a z drugiej strony, hasło miłości bliźniego przyczynia się do litości nad tymi, którzy naruszają ład, a w konsekwencji – do akceptacji zaistniałych sytuacji rozwydrzenia.
Po pierwsze, bierze się to ze źle pojmowanej równości, jakoby w demokracji wszyscy byli równi, co jest jawnym fałszem, ponieważ są równi i równiejsi. (Jeśli są równi, to wobec prawa, chociaż też są coraz częstsze odstępstwa od tego - świadczy o tym chociażby ostatni przykład sędziego, który najzwyczajniej ukradł pieniądze w sklepie, ale sąd uniewinnił go, bo uznał, że nie ukradł, lecz „zabrał pieniądze przez roztargnienie”. Kuriozalnym przykładem jest też uniewinnienie pijanego syna prezydenta, bo sąd uznał, że nie był pijany, tylko znajdował się w stanie „pomroczności jasnej”).

A po drugie, ze źle rozumianej godności; nie każdy zasługuje na miano człowieka godnego. Przecież godność nie jest cechą wrodzoną, lecz nabywaną w trakcie życia, dzięki godziwym uczynkom i zachowaniom. Niestety, coraz więcej niegodziwców spotyka się w swoim otoczeniu. Propagacja rozwydrzenia grupowego (społecznego) jest na rękę różnym ruchom (partiom) opozycyjnym i anarchistycznym, żądnym zmian istniejącego ładu, ustroju, albo rządu, by ich przywódcy i aktywiści mogli dojść do władzy i przysłowiowego koryta. Są oni bezradni i bezsilni, ponieważ zazwyczaj brak im siły (potencjału politycznego) i przebicia społecznego.
Dlatego instrumentalnie wykorzystują rozwydrzonych, którzy są na tyle głupi, że nie wiedzą o tym i naiwnie ufają manipulantom oraz graczom politycznym - wierzą, że obiecywane „dobre zmiany” zmienią ich życie na lepsze jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozczarowują się za późno, kiedy nie da się już cofnąć dokonanych („dobrych”) zmian, ani zaistniałej sytuacji politycznej. Ogłupiałym społeczeństwem rządzą głupi władcy, satrapy albo - posługując się terminologią Carlo Cippoli – „bandyci”, którzy żerują na naiwności rozwydrzonych. („Bandyta” to człowiek, który dąży do władzy wszelkimi sposobami, również per fas et nefas, by sam mógł odnosić z tego korzyści i nie dzielić się nimi z innymi ludźmi).

Rozwydrzeni są przydatni i władzy, i opozycji. Władzy, bo dzięki nim łatwo dzielić społeczeństwo i rządzić w myśl zasady „dziel i rządź”, a opozycji, żeby dać znać o swoim istnieniu i ewentualnie ugrać coś dla siebie, tzn. zbić kapitał polityczny. O ile można sobie jakoś stosukowo łatwo poradzić z rozwydrzonymi dziećmi za pomocą łagodnej perswazji albo drastycznego wymierzenia klapsa, to sprawa wcale nie jest taka prosta z rozwydrzonym tłumem dorosłych. Rozprawić się z nim można poprzez użycie metod siłowych, które nie są dobrze widziane w demokracji. A zatem, rządzący i opozycja znajdują się sytuacji klinczu („złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”), z którego nie udaje się znaleźć sensownego wyjścia.

Roszczeniowcy

Z jednej strony, do kształtowania i szerzenia się postaw roszczeniowych przyczyniają się hasła populistyczne głoszone przez różne partie i rządy w celu pozyskiwania dla siebie elektoratu i akceptacji społecznej. Efektem prób realizacji tych haseł - dawniej w ustrojach socjalistycznych, a obecnie w demokratycznych, rządzonych przez tzw. lewicę - jest nie tyle polepszenie doli ludu, tzn. ubogich, bezradnych lub niezadowolonych, co wzrost roszczeniowości.

Z drugiej strony, do propagacji takich postaw przyczynia się przyspieszony rozwój społeczeństwa konsumpcyjnego wskutek odpowiednich manipulacji dokonywanych za pomocą oddziaływań na świadomość i podświadomość, triki handlowe i reklamy (głównie telewizyjne), które wpływają na szerzenie się postaw konsumpcyjnych. Chodzi o to, by wzrosła konsumpcja wszelkich dóbr, a w szczególności dóbr jednorazowego, albo krótkotrwałego użytku (modnych i ekstrawaganckich), ponieważ to napędza produkcję i wzrost gospodarczy.
Posiadanie takich dóbr rzekomo nobilituje i stwarza pozory awansu społecznego i utożsamiania się z wyższymi warstwami społecznymi, przede wszystkim z tzw. celebrytami - wzorcami dla biednych i głupich. Biedota i niższe warstwy społeczne łudzą się, że posiadanie drogich i modnych gadżetów automatycznie czyni z nich jednostki elitarne, powszechnie podziwiane i godne naśladowania oraz posiadające prestiż i zrównuje je z nimi. W rzeczywistości elity oceniają takich ludzi jako głupców, którzy dali się nabrać oszustom i cieszą się jak dzieci z posiadania zabawek.

O ile postawy roszczeniowe można tolerować u dzieci, bo nie szkodzą społeczeństwu, to nie powinno się ich akceptować u ludzi dorosłych, którzy w wyniku infantylizacji w ciągu całego życia zachowują się jak dzieci, gdyż ich postawy roszczeniowe rodzą wciąż ostrzejsze konflikty, stresy, rozczarowania itp. negatywne zjawiska. A ponadto - co też ważne - szkodzą im samym, ponieważ chcąc kupować drogie „zabawki”, albo pracują ponad siły i w coraz szybszym tempie, często ponad realne możliwości swojego organizmu, co kończy się chorobą, albo kupują je na kredyt, którego nie są w stanie spłacić i bankrutują, bądź popadają w ubóstwo.
Powszechna infantylizacja, która objawia się chęcią posiadania modnych zabawek dla dorosłych (gadżetów) i postępuje proporcjonalnie do dojrzewania społeczeństwa konsumpcyjnego, jest siłą napędową gospodarki i to jest chyba jedyną jej zaletą.

Ale jakim kosztem odbywa się ten wzrost gospodarczy i jak długo będzie trwać? Przecież kiedyś musi osiągnąć wartość krytyczną. A co stanie się potem, nie wiadomo, ponieważ myślenie ekonomistów nie jest futurystyczne - jest ukierunkowane głównie na rozwiązywanie w najprostszy sposób problemów bieżących, a nie tych, które pojawią się w odległej przyszłości. Czy naprawdę ekonomiści nie potrafią znaleźć innego sposobu na wzrost gospodarczy i czy nie powinno się go przyhamować lub spowolnić zgodnie z ideą rozwoju zrównoważonego albo odpowiedzialnego?

Wzrost postaw roszczeniowych skutkuje rozczarowaniami coraz większymi i częstszymi, a w konsekwencji stresami i depresjami, które dotykają coraz więcej ludzi. Bowiem roszczeniowość nie jest już zjawiskiem jednostkowym ani sporadycznym, lecz regularnym i masowym, ponieważ obejmuje niemal wszystkie grupy zawodowe z osobna, a nawet wiele z nich na raz. Swoje niezadowolenie manifestują one w różnych formach protestów i strajków lokalnych, ostrzegawczych, albo głodowych. Jednak najostrzejszym i najdotkliwszym dla społeczeństwa i władzy jest strajk generalny, który ogarnia cały kraj, a przynajmniej wszystkie ważniejsze ośrodki przemysłowe i dziedziny usług, zakłóca prawidłowe funkcjonowanie państwa i w skrajnym przypadku powoduje paraliż władzy.

Władze, chcąc przywrócić ład lub uniknąć strat, godzą się w wyniku negocjacji na kompromis i w jakimś stopniu zaspokajają w miarę swych możliwości żądania roszczeniowców, nieraz wbrew poczuciu sprawiedliwości i ze szkodą dla innych grup zawodowych i ogółu społeczeństwa. Im słabsza i bardziej „demokratyczna” (populistyczna) jest władza, tym częściej i bardziej idzie na ustępstwa pod naciskiem roszczeniowców. Tym samym niejako zachęca ich do kolejnych roszczeń. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a im ktoś więcej dostaje, tym więcej chce mieć. W konsekwencji postępuje niepohamowane potęgowanie się roszczeń i ustępstw, co grozi bankructwem państwa. Nie tak dawno miało ono miejsce w kilku krajach.

Szantażyści

W efekcie eskalacji rozwydrzenia i roszczeniowości, spośród ludzi wyjątkowo rozwydrzonych i roszczeniowych wyłaniają się ekstremiści w postaci różnych grup szantażystów. Domagają się oni różnych przywilejów, przede wszystkim płacowych, gdyż z pozycji skrajnego egoizmu i pychy wydaje im się, jakoby byli niezastąpieni i z tej racji wszyscy powinni padać im do nóg i realizować ich żądania (w wielu przypadkach mocno wygórowane i bezzasadne). Nie obchodzi ich to, że spełnienie tych żądań musi dokonywać się na koszt innych grup i krzywdzi resztę społeczeństwa. Szantażują władze i społeczeństwo, bo demokracja, którą kojarzą z samowolą, pozwala im na to, a ugrupowania opozycyjne i populiści wspierają ich. Przecież im gorzej dzieje w państwie i im więcej buntów, tym lepiej dla opozycji.

Szczególnym przypadkiem szantażu jest terroryzm polityczny. Terroryści stanowią specyficzne i ekstremalnie agresywne ugrupowanie szantażystów, którzy również chcą wymusić na rządach spełnienie swych roszczeń przez zastraszanie, ale nie tyle władców, co społeczeństwa. Różnią się od zwykłych szantażystów tym, że są uzbrojeni i działają skrycie, znienacka i nieprzewidywalnie, a ich akcje nie są wymierzone bezpośrednio w rządy, tylko w przypadkowo zgromadzonych ludzi w miejscach publicznych w celu zadania im jak największych strat – zabitych i rannych. Różni ich też od pospolitych szantażystów to, że dokonują aktów terrorystycznych poświęcając własne życie. Jest to czymś więcej od głodówki, która z reguły nie kończy się śmiercią.

Na koniec

1. Do najbardziej rozwydrzonych osobników należą zauroczeni (raczej ogłupieni) ideologią konsumpcjonizmu celebryci, nowobogaccy oraz ludzie, którzy obojętnie jak dorwali się do władzy i chcą odnosić maksymalne korzyści z tego w czasie sprawowania władzy. Do roszczeniowców należą głównie przedstawiciele tych zawodów, którzy najbardziej przyczyniają się do wzrostu dochodu narodowego i które na gruncie anachronicznego pojęcia pracy (pracuje, kto się najbardziej narobi, czyli zmęczy wysiłkiem cielesnym) wciąż jeszcze są specjalnie uprzywilejowani. Należą do nich w szczególności górnicy, których promował zwłaszcza poprzedni ustrój. A szantażyści rekrutują się przede wszystkim spośród rozwydrzonych i roszczeniowców, którzy działają przez zastraszanie.

2. Zjawiska rozwydrzenia, roszczeniowości i szantażu występują nie tylko w poszczególnych krajach, ale w skali międzynarodowej. Przykładem są choćby pseudouchodźcy. W większości są to ludzie młodzi, pełni sił, zdolni do pracy i niezagrożeni bezpośrednio działaniami wojennymi, ani prześladowaniem politycznym lub wyznaniowym. Wykorzystują konflikty zbrojne w swoich krajach lub w sąsiednich, albo nawet bardziej oddalonych, żeby podszyć się pod kategorię uchodźców lub emigrantów i w pełni korzystać z przysługujących im praw, przede wszystkim do życia za darmo (za zasiłki) w dobrobycie wypracowanym z wielkim trudem i kosztem wielu wyrzeczeń przez społeczeństwa tubylcze w krajach przyjmujących.
Znaczna większość z nich wcale nie chce integrować się ze społeczeństwami krajów, do których uciekają, w szczególności podporządkować się obowiązującym obyczajom, normom kulturowym i regulacjom prawnym. Jako nieznaczna mniejszość, ale hałaśliwa i fanatyczna, usiłują narzucać swoje normy obyczajowe, religijne i prawne, bardzo dalekie od tradycyjnych norm respektowanych w krajach przyjmujących. Jest to swoista dyktatura mniejszości etnicznych. Takie zachowanie rodzi uzasadniony bunt i awersję w stosunku do nich oraz sprzeciwianie się dalszemu przyjmowaniu ich. Brak wyjaśnienia, jakie realne i wymierne korzyści, głównie ekonomiczne, poza możliwością realizacji chrześcijańskiej filantropijnej zasady miłości bliźniego (tylko, dlaczego asymetrycznej, bo działającej w jedną stronę?) daje masowa imigracja takich osobników, która generuje ksenofobię i umacnia ją.

3. Rozwydrzeni, roszczeniowcy i szantażyści przejęli rolę elit w społeczeństwie i spychają je na margines. W wyniku wymuszania zmian tradycyjnych wzorców myślenia, zachowań i postaw modyfikują istniejący ład na swoją korzyść, albo burzą go. Elity, które zresztą ulegają przyspieszonemu procesowi degrengolady z różnych przyczyn, kierując się wygodnictwem i konformizmem, stosunkowo łatwo godzą się ze stopniową utratą wiodącej roli.

4. Władze i społeczeństwo nie powinny dawać się zastraszać przez coraz bardziej rozwydrzonych i roszczeniowych szantażystów. Trzeba położyć kres ich niekończącym się wygórowanym żądaniom. Ich groźby, chociaż efektowne, zwłaszcza w obiektywach kamer telewizyjnych, są w wielu przypadkach niepoważne i nierealne, jak np. szantaż lekarzy-rezydentów. Straszenie, że wszyscy lekarze wyjadą za granicę i nas nie będzie miał kto leczyć jest tak samo realistyczne, jak to, że wszyscy Polacy przestaną kupować masło, żeby wymusić obniżkę jego ceny.

A swoją drogą, co stoi na przeszkodzie, aby uzależnić (w formie umowy zawieranej przez studenta z uczelnią) możliwość bezpłatnego kształcenia się w państwowych uczelniach medycznych i zdawania egzaminu państwowego na lekarza od odpracowania w Polsce kilku lat po uzyskaniu dyplomu? Można to zastosować również do przedstawicieli innych deficytowych zawodów.
Wiesław Sztumski

* Ostatnio, w raporcie policji holenderskiej stwierdzono, że Holandia stała się „narkopaństwem”. (Holandia zaczyna przypominać „narkopaństwo”, a funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie mają wystarczających środków, by walczyć ze zorganizowanymi grupami przestępczymi – ostrzegł związek zawodowy holenderskiej policji” - https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/holandia-ma-problem-z-przestepcami-policjanci-mowia-o-narkopanstwie,816830.html; 21.02.2018)
Rządzą tam gangi narkotykowe i policja jest bezradna w stosunku do nich. Trzeba zwiększyć liczbę policjantów o 2000 osób. To niczego nie da, bo liczba przestępców będzie wciąż większa od liczby policjantów. A odwrócenie tej proporcji jest nieprawdopodobne.