Co lepsze, już było
Optymistycznemu życzeniu noworocznemu: „Oby przyszły rok był lepszy od minionego” najczęściej towarzyszyła pesymistyczna riposta: „Co lepsze, to już za nami”.
Zapewne na podstawie doświadczenia życiowego i historycznego (jednostek i zbiorowości) ludzie mają prawo powątpiewać w powodzenie zapowiedzi dobrych i coraz lepszych zmian, jakie obiecują politycy różnych opcji w czasach kampanii wyborczych i inni decydenci przy różnych okazjach. Pewnie kierują się starą maksymą: „Obiecanki cacanki, a głupiemu radość”, by ludzie uwierzyli w lepsze jutro i wiedzieni tą złudną nadzieją poparli ich poczynania, przeważnie sprzeczne z interesami ogółu.
Przekonanie o lepszym jutrze zawiera się w każdej ideologii - tak politycznej, jak religijnej. Ileż razy w czasach budowy socjalizmu powtarzano do znudzenia: „Teraz cierpimy na niedostatki po to, by naszym dzieciom i wnukom żyło się lepiej”. Jednak konkretnie nie mówiono, kiedy tak będzie, tylko w bliżej nieokreślonym czasie - „Jak zbudujemy socjalizm”. Ot, „Czekaj tatka latka”! Tak samo było po transformacji ustrojowej - „Jak przywrócimy w pełni kapitalizm”.
A masy wierzyły i czekały na te mgliste terminy; coraz bardziej rozczarowywały się i zniechęcały do budowy socjalizmu i wiary w dobrodziejstwa kapitalizmu. W przeciwieństwie do nich, władcy nie czekali na lepsze jutro, lecz zapewniali sobie lepsze dziś.
Wszystkie religie łudzą wiernych o wspaniałym życiu pozagrobowym, w tzw. niebie, na które trzeba sobie zasłużyć ascezą (wyrzeczeniami i cierpieniami) w codziennym życiu ziemskim, chociaż kapłani (głównie katoliccy) bardziej troszczą się o swoje życie doczesne. Chwalą wodę, a piją wino - i to nie byle jakie - i ignorują apele papieża Franciszka o to, by żyli w ubóstwie.
Tradycja kontra postęp
Z przekonania o tym, że lepsze było już wczoraj, rodzi się u poszczególnych osób, społeczeństw oraz narodów chęć powrotu do przeszłości, tęsknota i żal za dawnymi „lepszymi” czasami. Zwłaszcza, gdy celowo tę przeszłość przesadnie gloryfikuje się i ukazuje w krzywym zwierciadle historii w zdeformowanej postaci - jako świetlaną i w różowych barwach.
Przyczynia się do tego również czynnik psychobiologiczny. Nawet najgorszy okres młodości ocenia się lepiej od czasu najlepszej starości. Z tego względu ludzie starają się zachowywać tradycje i wracać do przeszłości mimo ogromnej presji na postępowość. Może to dobrze, bo dzięki tym dwóm przeciwstawnym siłom - zachowawczym i postępowym - cywilizacja może rozwijać się w sposób zrównoważony, jakkolwiek tendencje awangardowe zwykle dominują nad konserwatywnymi.
Postęp jest zawsze ryzykowny, ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, do czego może doprowadzić. Alternatywnych prognoz odnoszących się do potencjalnych konsekwencji postępu (dobrych i złych) jest wiele - tym więcej im wyższy stopień rozwoju cywilizacyjnego - ale tylko jedna z nich może spełniać się. Trudno przewidzieć, która.
To ryzyko implikuje obawę przed dalszym postępem - im większe ryzyko, tym większa obawa - i w konsekwencji działania mające na celu zahamowanie lub powstrzymanie go, a nawet powrót do tego, co było. W sytuacjach, które były, wiadomo jak się zachować i jak bronić się przed zagrożeniami, jakie im towarzyszyły. Natomiast jest się bezradnym wobec sytuacji, które postęp przyniesie.
Myślenie per analogiam może z dużym stopniem prawdopodobieństwa okazać się zawodne, gdyż w ewolucji świata sensorycznego nie ma dwóch jednakowych sytuacji dziejowych. Np. scenariusz trzeciej wojny światowej będzie z pewnością całkiem odmienny od scenariusza drugiej wojny, a tym bardziej od pierwszej. Tak samo scenariusz rewolucji światowej, niewykluczonej w przyszłości, będzie różnić się od scenariuszy rewolucji francuskiej i socjalistycznej.
Proporcjonalnie do narastających i nie do końca przewidywalnych zagrożeń, jakie niesie postęp wiedzy i techniki dla środowiska przyrodniczego (różnego rodzaju broń masowej zagłady, sztuczna inteligencja, globalna toksyzacja atmosfery ziemskiej, niekorzystne zmiany klimatu, niedobór wody pitnej itp.) oraz społecznego (choroby cywilizacyjne, uprzedmiotowienie ludzi, dziczenie obyczajów i zachowań, manipulacja genami, pandemia głupoty i lenistwa itd.), narasta nostalgia za tym, co było i tendencja do regresu. Jej urzeczywistnieniu sprzyja przede wszystkim odwoływanie się do tradycji, by zahamować postęp i doprowadzić do renesansu dawnych postaw, zachowań oraz sposobów myślenia, bycia i postępowania.
Dobre i złe tradycje
Ludzie są różni i dlatego nie wszyscy chcą powrotu do tego samego. Jedni - do tradycji narodowych, drudzy - do religijnych, kolejni - do jeszcze innych. Łączy ich dążenie do tych tradycji, które w ich przekonaniu byłyby dobre dla wszystkich. Jednak takich nie ma. Każda tradycja ma dobre i złe strony. Jedne są godne utrwalenia, a o innych lepiej zapomnieć. Na przykład o tradycji katolickiej, fundamentalistyczno-islamskiej, ortodoksyjno-judaistycznej, faszystowskiej, antysemickiej, bolszewickiej i podobnych związanych z ludobójstwem, znanych z historii.
Niestety, za odradzaniem złych tradycji opowiada się coraz więcej ludzi w różnych krajach, głównie radykałów. Może dlatego, że zbudowane na nich ustroje społeczne (autorytarne, dyktatorskie lub totalitarne) zapewniały większy ład i bezpieczeństwo aniżeli współczesne ustroje budowane na gruncie liberalizmu i permisywizmu.
Od pewnego czasu, również w naszym kraju, rośnie liczba organizacji i zwolenników złych tradycji. I to tym bardziej, im bardziej wspiera je państwo i elity rządzące, które w ustroju (jeszcze) demokratycznym pozwalają im na szerzenie odpowiednich ideologii i zapewniają bezkarną działalność. Coraz bardziej aktywizują się ruchy neofaszystowskie, nacjonalistyczne i ortodoksyjne katolickie oraz islamskie. Coraz bardziej szerzy się propaganda związana z nimi oraz konkretne działania w różnych sferach życia społecznego. U nas najsilniej, i nie licząc się z prawem, ingeruje w życie ludzi kościół katolicki, który ma najwięcej wyznawców oraz najbardziej rozbudowaną sieć instytucji i organizacji infiltrujących wszystkie środowiska.
Lansuje się coraz bardziej natarczywie tradycyjne (ortodoksyjne) wzorce katolickie odnoszące się do postaw, zachowań, sposobu życia i myślenia. Służą temu liczne manifestacje w miejscach publicznych z udziałem najwyższych władz państwowych - procesje, masowe modlitwy, łańcuchy różańcowe opasujące kraj, pokazy samobiczowania, drogi krzyżowe, orszaki trzech króli i inne kiczowate imprezy dla mas, przesiąknięte stęchlizną Średniowiecza.
Te wzorce narzuca się za pomocą aktów prawnych i różnego rodzaju presji (w dużym stopniu przez granie na uczuciach) wszystkim obywatelom, nie licząc się z prawami mniejszości, z wolną wolą jednostek, z wolnością wyznania, obejmującą także wolność do bycia areligijnym, ani z zaleceniami papieża Franciszka, który dąży do wdrażania reform ukierunkowanych na dostosowanie kościoła do nowych czasów i warunków życia.
W nawiązaniu do dawnej tradycji staropolskiej zaczęto upowszechniać wzorzec Polaka-katolika i Polaka-sarmaty. Ideał dawnego Polaka-katolika przeżył się w wyniku postępującego - wraz z szerzeniem się cywilizacji zachodniej - nieposzanowania przez Polaków przykazań bożych i kościelnych (stale wzrasta liczba grzeszników i grzechów popełnianych przez ludzi), uczestnictwa tylko na pokaz w nabożeństwach, powątpiewania w dogmaty, w braku zaufania do księży, wśród których ujawnia się coraz więcej nadętych krezusów, hipokrytów, arogantów, pedofilów, alkoholików i lubieżników oraz angażujących się w politykę.
Implementacja ideału sarmaty też nie jest wskazana przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to postać anachroniczna (feudalna), która nijak nie przystaje do współczesności. A po drugie, nie jest to postać godna naśladowania, bo począwszy od XVII w. charakteryzuje się nagannymi cechami osobowymi: prostactwem, rubasznością, warcholstwem, zawadiackim zachowaniem, ciemnotą, opilstwem, sobiepaństwem, pieniactwem, prywatą, pychą, życiem ponad stan itp.
Ten ideał w sam raz pasuje do współczesnych kiboli, notorycznych nierobów, niektórych subkultur młodzieży i bojówkarzy z różnych organizacji młodzieżowych. Czy społeczeństwo chce tego, by to oni dominowali, rządzili, ustanawiali prawa i zasady obyczajowe, by kształtowali jego przyszłość? Nie daj boże, jak mówią ateiści, by do tego doszło. Mimo to, niektórym politykom marzy się takie społeczeństwo, nad którym mogliby sprawować władzę absolutną. Dlatego ich celem jest utrzymywanie w narodzie tradycyjnych poglądów irracjonalistycznych i romantycznych, ufundowanych na „czuciu i wierze”, oraz zapewnienie im przewagi nad poglądami nowoczesnymi - pragmatycznymi i pozytywistycznymi, wywodzącymi się z „mędrców szkiełek i oczu”.
Zawracanie dziejów - mrzonka i rzeczywistość
Zwolennicy powrotu do dawnych czasów i tradycyjnych wzorów osobowych są przekonani o możliwości urzeczywistnienia ich zamiarów i robią wszystko, żeby zaspokoić swoje ambicje. Opierają się na modelu toku dziejów, który przeczy jednokierunkowemu i nieodwracalnemu przebiegowi wydarzeń, kontekstów i sytuacji w dziejach świata realnego (zmysłowego). Odrzucają model postępowy (linearny, wznoszący się) oraz cykliczny lub spiralny (jednokierunkowy i bez powtórzeń).
Będąc religijnymi, nawykli do wiary w cuda i iluzje, jak np. w realną możliwość powrotu do minionych stanów w dziejach ludzkości, do dawnych wartości i ideałów, ustrojów państwowych, prymatu papiestwa nad cesarstwem, w ucieczkę od cywilizacji itp.
Uprawiają propagandę katolicyzmu, głosząc tezę, jakoby cywilizacja europejska (zachodnia) wyrosła na gruncie tradycji i wartości chrześcijańskich i dlatego powinna w dalszym ciągu rozwijać się z poszanowaniem tej tradycji oraz systemu chrześcijańskich wartości etycznych, a nie neoliberalistycznych i laickich. Chodzi o to, by zdezawuować w oczach mas koncepcje postępowe (niechrześcijańskie) i dzięki temu zapewnić kościołowi katolickiemu monopol władzy, jak w dawnych czasach.
Faktem jest, że cywilizacja europejska rozwijała się w okresie chrześcijaństwa, ale po pierwsze, jej korzenie tkwią w pogańskich cywilizacjach starożytnych (Rzymu, Grecji państw germańskich, skandynawskich i słowiańskich). Samo chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu i innych religii. Dlatego tradycje, obrzędy i święta chrześcijańskie ukształtowały się w istocie na bazie tradycji obrzędów i świąt pogańskich ludów Europy i innych kontynentów. (Na przykład, świętowanie końca najdłuższej nocy roku zamieniono na datę narodzenia mesjasza Jezusa. Datę jego narodzin w dniu 25. grudnia oficjalnie ustanowiono w 336 r. prawdopodobnie dlatego, że cesarz Aureliusz w 274 r. wprowadził w tym dniu święto rzymskiego boga Słońca. A więc, zastąpiono pogański kult boga Słońca kultem chrześcijańskiego boga Jezusa.)
Prawdą jest też, że cywilizacja europejska rozwijała się od nastania chrześcijaństwa pod jego wpływem, ale negatywnym, i dlatego nie tak bardzo, jak mogłaby rozwijać się. Kościół w ciągu dwóch tysiącleci bardziej przeszkadzał temu rozwojowi, niż mu pomagał, szczególnie w czasach Średniowiecza, kiedy wielkich odkrywców uznawano za heretyków i palono na stosach, albo karano anatemą. (Przytaczany przez kościół argument, że nauka rozwijała się wtedy tylko w klasztorach jest niepoważny, bo nie mogła wówczas rozwijać się gdzie indziej.)
Natomiast szybki postęp cywilizacji europejskiej rozpoczął się dopiero w epoce Odrodzenia, odkąd zaczęto zrywać okowy nakładane przez kościół katolicki i reaktywowano tradycje starożytnych cywilizacji Rzymu i Grecji zorientowanych na człowieka, a nie na boga. A jeszcze bardziej rozwijała się w czasach oświecenia, pozytywizmu i pragmatyzmu w konsekwencji epokowych wynalazków technicznych oraz rozwoju filozofii laickich (materialistycznych i ateistycznych), przewagi racjonalności nad irracjonalnością w myśl nakazu Horacego „Miej odwagę być mądrym”.
Tylko arogant lub ignorant może dziś twierdzić, że postęp cywilizacji europejskiej należy zawdzięczać chrześcijaństwu.
Niestety, takie persony coraz częściej dochodzą do głosu i są wspierane przez państwo i kościół katolicki. Marzą oni o ponownym ujarzmieniu postępu myśli, wiedzy, techniki i kultury przez tradycyjne nakazy kościelne, jak dawniej w Średniowieczu, o rozwoju cywilizacji europejskiej ograniczanym przez dogmaty religijne i wsteczne (złe) tradycje, wskutek czego postęp cywilizacji zamieni się w jej regres. (Bez żenady nawołuje się do przekształcania uniwersytetów w „laboratoria wiary”, a nabożni ministrowie oświaty czynią z religii najważniejszy przedmiot nauczania w szkołach.)
Wreszcie ich celem jest przekształcenie w państwo wyznaniowe najpierw naszego kraju, a potem innych, w którym władzę będą sprawować wszechwładni purpuraci i Kongregacja Świętego Oficjum w imieniu kościoła katolickiego uznawanego za powszechny i jedynie słuszny. Marzą o tym, by w Unii Europejskiej rządziło papiestwo, jak w dawnym Świętym Cesarstwie Rzymskim.
Pomysły te spotykają się z narastającą oraz wciąż ostrzejszą krytyką i drwinami w kraju i za granicą. (Świadczą o tym liczne wpisy i komentarze na stronach internetowych.) Stajemy się pośmiewiskiem i skansenem w UE. Na szczęście, nikła jest szansa na spełnienie marzeń tych wsteczników. Zawracanie dziejów jest tak samo możliwe, jak zawracanie Wisły kijem.
Wiesław Sztumski