banner



And, we must reject a culture in which facts are manipulated and even manufactured (…)
Lies told for power and for profit.*
Joe Biden

 


Prawda, fakt, mit i fałsz


sztumski nowyFakt jest tym, co istnieje, co jest rzeczywiste, weryfikowalne i uznawane za prawdziwe. Pojęcia: „istnienie, rzeczywiste, weryfikowalne i prawdziwe" są różnie rozumiane i definiowane w zależności od poglądów i wyboru kryteriów. W związku z tym, dla jednych coś jest faktem, a dla innych - nie.
W masowym (potocznym) odczuciu faktem jest to, co jest niepodważalne, bo istnieje obiektywnie.

Prawdą jest jakakolwiek wypowiedź o fakcie. W istocie to, co jest prawdą, zależy również od poglądów i innych czynników, np. od tego, czemu ta wypowiedź ma służyć. Jednak kłopot w tym, że „obiektywne istnienie" i „prawda" odwołują się do tzw. obiektywnej rzeczywistości, której nie ma. (1)

Bowiem rzeczywistością dla ludzi jest to, co znajduje się wokół każdego z nich, (albo każdej grupy), w otoczeniu, którego doświadczają zmysłowo lub myślowo. W takim razie ma się do czynienia z rzeczywistościami subiektywnymi lub intersubiektywnymi - tyle jest rzeczywistości, ilu ludzi i zbiorowości ludzkich (W. S., Tyle prawd, ile rzeczywistości, SN 5/2009).
Rzeczywistością intersubiektywną jest superpozycja rzeczywistości subiektywnych, a rzeczywistość obiektywna - rzeczywistości intersubiektywnych. A więc „rzeczywistość obiektywna" jest nazwą ogólną. Uznawanie jej za coś istniejącego w sensie przedmiotowym jest efektem hipostazowania.

Przeciwieństwem prawdy jest fałsz. Mit to niezgodna z prawdą opowieść (historia), opinia, wymysł (fantazja, konfabulacja, mrzonka) lub narracja (subiektywny sposób przedstawienia faktu).

W obecnych czasach, coraz bardziej zacierają się granice między faktem, prawdą, mitem i fałszem przede wszystkim wskutek ignorowania zasady referencji semantycznej, wprowadzania nadmiernej wieloznaczności nazw i manipulacji interpretacyjnych. Zasada referencji (jednoznaczne przypisywanie desygnatów do nazw oraz zgodność wypowiedzi autorów z ich przekonaniami) jest osłabiana i wypierana przez zasadę relatywizmu znaczeniowego.
W myśl tej zasady można przypisywać słowom dowolne znaczenia w zależności od czynników społecznych w kontekście przestrzennym i czasowym. W pierwszym przypadku - od języków etnicznych, kultur, wierzeń, ideologii, a w drugim - od sytuacji historycznej, w której wypowiada się te słowa. To dało asumpt do manipulacji znaczeniami słów, zazwyczaj po to, by celowo wprowadzać ludzi w błąd, by fałsz uznawali za prawdę, a zmyślenie - za fakt.

Z tej możliwości korzysta się coraz bardziej. Wielu specjalistów z psychologii społecznej, reklamy i propagandy, głowi się nad tym, jak najskuteczniej wprowadzać ludzi w błąd (ogłupiać ich) za pomocą manipulacji znaczeniami słów. Wskutek tego szybko postępuje budowa „społeczeństwa zakłamanego" w skali światowej (W. S., Język narzędziem kłamstwa, SN 6-7/2009). Uczestniczy w niej nie tylko mitologia, religia, kabalistyka itp., ale również nauka i wysoko rozwinięta technika wraz z sztuczną inteligencją.

Zagrożona prawda

Zagrożeń dla prawdy upatruję w wychodzeniu jej z mody, niechęci do poznawania jej, coraz trudniejszej obrony jej przed atakami kłamców, coraz mniejszej przydatności w życiu i postępującej deprecjacji.
Tradycyjne wartości etyczne (cnoty) zaczęły od połowy XX wieku odchodzić do lamusa, proporcjonalnie do postępu tzw. rewolucji naukowo-technicznej. Odkąd technika i ekonomia stały się najważniejszymi determinantami życia ludzi, w ich miejsce wchodziły antywartości, czyli wartości negatywne, ponieważ z różnych względów lepiej pasowały do nowych sytuacji społecznych.

Ten los spotkał też cnotę prawdy, która wydaje się najbardziej stabilną. Wprawdzie bronią jej jeszcze społeczności tradycjonalistów, konserwatystów i ortodoksyjnych wyznawców religijnych, ale ich liczebność zmniejsza się. Nazywa się je pejoratywnie „zacofanymi", gdyż nie chcą podporządkować się standardom etycznym i światopoglądowym „społeczności postępowych". (Po cichu zakłada się, że to, co postępowe, jest lepsze, chociaż nie zawsze tak jest).

Obrońcy prawdy - jak innych cnót tradycyjnych - są coraz bardziej marginalizowani w życiu publicznym. Mimo to, wszyscy budują swoje ideologie na fundamencie prawdy, niezależnie od tego, jaki mają do niej stosunek. Pewnie dlatego, że „zacofanych" jest o wiele więcej niż „postępowych" i trzeba się z nimi poważnie liczyć, choćby np. w kampaniach wyborczych. Tu wyraźnie daje znać o sobie zjawisko hipokryzji, przede wszystkim u polityków, którzy na pokaz wielbią prawdę, a w istocie głoszą fałsz i kłamstwa.
Bycie kimś „postępowym", który bałwochwalczo, albo w wyniku małpowania hołduje nowym trendom, nobilituje człowieka i wyróżnia go w grupie, a często też mu się opłaci. To wystarczy, by sprzeniewierzać się prawdzie i zasilać szeregi kłamców.

Ludzie, z wyjątkiem hobbystów i bezinteresownych (niezależnych) badaczy, coraz mniej chcą dociekać prawdy. Po pierwsze, wymaga to sporego wysiłku intelektualnego, a po drugie, co im z tego przyjdzie. Jeśli nawet uda się komuś znaleźć lub odkryć jakąś prawdę, to napotyka na trudności w głoszeniu jej i przekonywaniu do niej.
Łatwiej propagować fałsz i znajdywać zwolenników dla kłamstwa. Tym bardziej, że prawdy giną w mrowiu kłamstw. Wszak żyjemy w cywilizacji zakłamania, która rozwija się głównie w krajach wysoko rozwiniętych pod względem ekonomicznym i technologicznym. Tu wszyscy bez żenady, odpowiedzialności prawnej i oporów wewnętrznych (głosu sumienia) okłamują się nawzajem, a kłamstwo stało się modne i jest sposobem na przeżycie, robienie kariery, bogacenie się i powszechny szacunek.

Hasła: „kłamię, więc jestem" i „kłam, by przeżyć" są imperatywami w czasach współczesnych. Kłamią ludzie należący do różnych kategorii społecznych i zawodowych - osoby powszechnego zaufania, politycy, nawet prezydenci (2), duchowni, prawnicy, reklamiarze, handlowcy, ajenci, finansiści itp., a nawet doradcy, eksperci i naukowcy, zwłaszcza ekonomiści, statystycy i historycy.(3)
Kłamstwa upowszechniają klasyczne mass media (radio, telewizja, prasa) i wirtualne (portale internetowe). Przede wszystkim podporządkowane rządzącej partii i władzy państwowej media, które zmyślone fakty i kłamstwa powtarzają wielokrotnie, jak mantrę, zgodnie z regułą Josepha Goebelsa: „wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się z czasem prawdą".
Trudno jest, a często nie da się, obronić prawdy wielokrotnie atakowanej ze wszech stron przez kłamców, zwłaszcza, gdy należą oni do władz, są dysponentami mass mediów, tworzą programy nauczania historii w szkołach i są nieoficjalnymi cenzorami przekazywanych wiadomości.

To wszystko przyczynia się do spadku wartości i znaczenia prawdy, umniejszania jej roli jako fundamentu systemów wartości etycznych i postępującej eliminacji jej z życia społecznego.

O prawdę trzeba dbać i chronić ją, jak każde dobro wspólne

Zagrożenia prawdy biorą się z przyczyn obiektywnych i subiektywnych. Do pierwszych należy głównie rozwój cywilizacji zachodniej, w której największą rolę odgrywa gospodarka nastawiona na maksymalizację zysku, a temu sprzyja przede wszystkim kłamstwo i oszustwo. Mało kto dorobił się uczciwą pracą milionowych fortun. Siłą napędową tej cywilizacji jest liberalizacja ustroju społecznego i w konsekwencji łagodzenie nakazów moralnych w wyniku relatywizacji norm prawnych. Temu sprzyja również postępująca relatywizacja prawdy - zacieranie się linii demarkacyjnej między prawdą a fałszem - i stopniowe odchodzenie od niej.

Rozwój tej cywilizacji prowadzi do coraz ściślejszego sprzęgania się władzy państwowej z finansjerą (polityki z ekonomią), przy czym prym wiedzie finansjera, a nie politycy. To poniekąd zmusza polityków do głoszenia nieprawdy, nawet wbrew ich woli.
A drugą przyczyną jest przede wszystkim naturalna skłonność ludzi do samookłamywania się i do tego, by być okłamywanym przez innych. Bezpodstawne pochwały, komplementy i pochlebstwa mile są uszom każdego. Wielu ludzi nie chce znać prawdy, zwłaszcza o sobie, i boi się jej. W zakłamanym świecie (baśniowym) żyje się bardziej komfortowo niż w prawdziwym.

Życie w obecnych warunkach pokazuje, że nie warto znać prawdy ani jej głosić, bo to po prostu nie popłaca. Lepiej wychodzi się na kłamstwie. Dzięki kłamstwom łatwiej można osiągać cele życiowe aniżeli dzięki prawdzie. Toteż stopniowo obojętnieje się na degradację prawdy i zatruwanie umysłów kłamstwami.
Od niedawna prawda znajduje się w stanie wysokiego zagrożenia. A przecież jest ona jednym z ważnych elementów środowiska społecznego i kulturowego, w szczególności duchowego.

Prawda ulega degradacji tak samo, jak inne składniki środowiska i jest jej coraz mniej. Już teraz widać, jak przekształca się w dobro deficytowe i luksusowe, coraz mniej dostępne dla mas, podobnie, jak inne dobra naturalne: nieskażone powietrze, nietoksyczna żywność („ekologiczna"), czysta woda i niezdewastowany krajobraz. Dlatego umniejszanie znaczenia prawdy, ucieczka od niej, stopniowe marginalizowanie jej i wypieranie przez fałsz skutkuje degradacją środowiska.

Czy należy być obojętnym wobec niszczenia kolejnego składnika środowiska, jakim jest prawda? Z pewnością nie. Dlatego, póki nie jest za późno, należy powołać do istnienia naukę o prawdzie jako składniku środowiska społecznego – „ekologię prawdy" i naukę o jej ochronie – „sozologię prawdy". Oprócz tego dobrze by było, gdyby organizacje społeczne ekologów włączyły do swych programów troskę o prawdę i niedopuszczenie do jej degradacji. Tym bardziej, że przeważająca część populacji świata wciąż jeszcze uznaje prawdę za wartość fundamentalną, na której zbudowano trwałe struktury społeczne, systemy wartości etycznych, ideologie, ustroje polityczne, wierzenia religijne, porządek społeczny i dobre relacje między ludźmi.
Wiesław Sztumski

*Musimy odrzucić kulturę, w której fakty padają ofiarą manipulacji, albo wręcz są tworzone. (…) Kłamstwa opowiada się w celu zdobycia władzy i zysku., J. Biden, Przemówienie inauguracyjne

 


(1) Według klasycznej definicji Arystotelesa prawdą jest wypowiedź zgodna z rzeczywistością - w domyśle: obiektywną.
(2) Rekordzistą jest b. prezydent USA, D. Trump, który notorycznie kłamał, jakby miał kłamstwo w krwi.
(3) Historia zawsze była fałszywym opisem dziejów, ale nigdy w takim stopniu, jak obecnie. Partyjni i prorządowi historycy manipulują bezkarnie faktami - przeinaczają je i usuwają, albo tworzą zmyślone. Tak samo postępują z postaciami historycznymi. O niewygodnych „zapominają" z okazji różnych rocznic. Za to lansują takich, którzy żadnych zasług dla kraju nie mieli i tworzą ich kult. Dla przykładu: z okazji 40. rocznicy „Sierpnia 1980" na wystawie w Berlinie zdjęcie Lecha Wałęsy znalazło się w tle, a na pierwszym planie pokazano zdjęcie Lecha Kaczyńskiego, jakby to on był głównym bohaterem tamtych lat. A Premier Morawiecki (historyk) na otwarciu tej wystawy stwierdził kłamliwie, że bez Kaczyńskiego nie byłoby Solidarności. Poza tym, eksponowano przede wszystkim „Solidarność Walczącą" Kornela Morawieckiego, a nie „Solidarność" Lecha Wałęsy, chociaż powstała ona 38 lat temu, a nie 40 i - na szczęście - nie odegrała większej roli w okresie transformacji ustrojowej. Łatwo się domyśleć, dlaczego tak zrobiono.

Wyróżnienia w tekście pochodzą od Redakcji