banner

Potęga imponderabiliów i mitów związanych z nimi

I staję do walki, tak jak poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partyj i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści.(1)


sztumski nowyImponderabiliami nazywa się sensorycznie nieuchwytne, obiektywnie niewymierne, abstrakcyjne i niedające się wyobrazić rzeczy, zjawiska lub sprawy, ważne pojęcia, ideały, uczucia, wartości etyczne, normy moralne, cechy ludzkie oraz różne elementy kultury i tradycji. Należą one do świata mentalnego. Są wymysłem ludzi i zawdzięczają im swoje istnienie, ale wyobcowują się od nich i jako produkty alienacji oddziałują zwrotnie na swych twórców - na ich działania, zachowania, postawy, poglądy, uprzedzenia i przekonania, które wpływają na obroty spraw i przebiegi zdarzeń.

Zazwyczaj, ludzie uprzedmiotawiają je, by mogli sobie bodaj wyobrazić je w jakiejś postaci. Wskutek tego są przekonani o realnym istnieniu imponderabiliów w świecie zmysłowo postrzeganym i przypisują im nawet cechę sprawstwa. Dlatego sądzą, że mogą być przyczynami sprawczymi tego, co zachodzi w przyrodzie i społeczeństwie, w dziejach świata i życiu ludzi. Przez to znaczą one wiele i są cenne. „Bardzo to bogata kategoria: nastroje społeczne, samopoczucie zbiorowe, morale, typowe przyzwyczajenia, resentymenty, frustracje, masowe znudzenie, powszechne rozczarowanie, entuzjazm, apatia i wiele innych. Intuicyjnie zdajemy sobie sprawę z ogromnej wagi takich czynników w naszym życiu codziennym, a także w procesach społecznych i historycznych największej skali.”(2)

Imponderabilia to nieuchwytne, ale wszechmocne czynniki, takie jak sentyment, opinia publiczna, dobra wola, sympatia itd. Do imponderabiliów zalicza się następujące wyrażenia: Bóg, honor, ojczyzna, patriotyzm, suwerenność, wolność, sprawiedliwość, równość, miłość, nienawiść, lęk, rasizm, ksenofobia, ekologizm, patriotyzm, prawdomówność, uczciwość, historia itp.
Szczególną kategorię imponderabiliów stanowią mity (ubarwione zmyślonymi szczegółami opowieści, albo fałszywe mniemanie o kimś lub o czymś uznawane bez dowodu) i złudzenia (nierealne marzenie lub wyobrażenie o kimś lub o czymś).

Rola imponderabiliów jest ambiwalentna. Z jednej strony, przyczyniają się do kształtowania lub umacniania pozytywnych cech ludzi, więzi społecznych, tożsamości narodowej lub państwowej, solidaryzmu społecznego, synergii działań na rzecz dobra wspólnego i zobrazowania wizji. Dlatego powinno się je utrwalać w kulturze oraz w świadomości mas.
A z drugiej strony, stosowane są dla celów niegodziwych i straszenia mas przez różnej maści manipulantów i oszustów (kapłanów, reklamiarzy i polityków), jak i przez różne instytucje państwowe i samorządowe i organizacje społeczne (kościoły, parlamenty, rządy, partie polityczne, związki zawodowe, środki przekazu masowego). Wskutek tego, przyczyniają się do dychotomicznych i antagonistycznych podziałów ludzi i dezintegracji społeczeństwa.

Na dodatek, imponderabilia stały się swoistymi „towarami powszechnego użytku” i środkami płatniczymi - pieniędzmi i obligacjami bez pokrycia - którymi możnowładcy, rządy, liderzy partii itp. płacą za wierność i służalczość elektoratu („łapówki wyborcze”) oraz jego wiarę w ich kłamstwa. Powodzenie handlu imponderabiliami zależy do tego, jak skutecznie uda się ogłupić ludzi, czyli przekonać o tym, że faktycznie istnieją imponderabilia obdarzone mocą sprawczą, które mogą przekształcać się w obiekty materialne, także spersonifikowane, albo że można je ziszczać.

Wiele imponderabiliów udaje się uprzedmiotawiać i uosabiać. Są one najgroźniejsze, ponieważ za ich pomocą najbardziej tumani się ludzi. Najgorzej, gdy słowo, zwłaszcza pustosłowie, stanie się ciałem.

Od dawna kupczy się imponderabiliami. Są towarami, chętnie nabywanymi i łatwo sprzedającymi się. Nie trzeba ich magazynować, ważyć, mierzyć ani udzielać gwarancji. Wiedzieli o tym kapłani różnych wyznań, którzy uprawiali (i nadal uprawiają) symonię, czyli świętokupstwo – handel godnościami i tytułami kościelnymi, sakramentami, święceniami, zbawieniem wiecznym, zmartwychwstaniem, odpustem grzechów, pokropkiem itp. Kupczenie nimi bogaci tych, którzy wykorzystują naiwność i głupotę wiernych. Nie tylko kapłani to robią. Monarchowie też sprzedawali imponderabilia w postaci tytułów książęcych i szlacheckich i innych godności państwowych. (Imponderabilia stosuje się w języku reklamy, ale pośrednio, bo tylko w formie urzeczowionej lub spersonifikowanej, a więc rzucającej się w oczy i uszy i łatwo zrozumiałej).

Politycy w wielu krajach posługują się aktualnie najczęściej imponderabiliami takimi jak „demokracja”, „suwerenność”, „wolność” i „sprawiedliwość”, które najłatwiej wpadają w uszy, gdyż wyrażają to, czego wciąż ludziom brakuje i chyba nigdy nie uda się ziścić. Im bardziej te imponderabilia wydają się być blisko urzeczywistnienia, tym więcej pojawia się przeszkód, które odsuwają ich realizację w siną dal.

Odnosi się wrażenie jakoby większość imponderabiliów była ponadhistoryczna, ponieważ powtarzana w różnych ustrojach i epokach. Może dawniej tak było, ale nie w naszych czasach, kiedy powtarzają się tylko ich nazwy, ale nie treści. Dochodzi już do tego, że w wyniku relatywizmu semantycznego, upolitycznienia i upragmatycznienia znaczą one coś diametralnie innego niż jeszcze nie tak dawno temu. Ich liczba i doniosłość zmieniają się wraz z ewolucją społeczną, nowymi warunkami życiowymi i modą.

U nas słownik imponderabiliów używanych przez polityków aktualnie rządzącej partii oraz ich sympatyków wzbogacił się o jeszcze inne wyrażenia: „dobra zmiana”, „demon postępu” i „gender”.(3) Te i podobne słowa - nieustannie powtarzane w środkach masowego przekazu, na spotkaniach przedwyborczych, w parlamencie i wywiadach - zapadają coraz bardziej w świadomość masowych odbiorców. Używane są, jak zaklęcia, przenikają do języka potocznego i zaśmiecają go, jak dawniej tzw. nowomowa.

Komunikaty formułowane za pomocą imponderabiliów są bardziej skuteczne aniżeli za pomocą wyrażeń merytorycznych, ponieważ są powabne, tym więcej, im bardziej są zagadkowe i łatwiej rozpoznawalne przez tzw. masowych (niezbyt dobrze wykształconych) adresatów. Podobnie, ufają oni łatwiej wypowiedziom nieracjonalnym, emocjonalnym i szokującym niż racjonalnym i poważnym. W ten sposób zmusza się masy do utraty kontaktu z rzeczywistością. Odwraca się ich uwagę od spraw żywotnych i kieruje na sprawy błahe i ku obłokom. Niech sobie bujają w nich, ile dusza zapragnie. Dzięki temu masy podwładne mają w głowie przede wszystkim niebo, a Ziemię - w części ciała poniżej pleców. I o to głównie chodzi. Niech elity rządzące (to słowo nie pasuje do teraźniejszych łże-elit) zajmują się sprawami ziemskimi i przyziemnymi – robieniem kariery, obsadzaniem lukratywnych stanowisk, bogaceniem się, zabezpieczaniem dobrobytu rodzinie i kolesiom itp.

W naturze człowieka leży samookłamywanie się, marzenie i łudzenie się nadzieją realizacji tego, czego bardzo oczekuje. To w pewnym stopniu aktywizuje do podejmowania odpowiednich czynności w celu spełnienia oczekiwań, a także pomaga przetrwać trudne momenty w życiu. Dlatego ucieczka od rzeczywistości jest czymś dobrym, byle tylko nie za bardzo, nie na długo i by była kontrolowana przez świadomość. Jest również źródłem nieszczęść, kiedy powoduje rozczarowania.

Na gruncie złudzeń wyrastają mity o imponderabiliach. Ludzie wytworzyli je i faktycznie stali się ich niewolnikami. Najpopularniejsze są mity o demokracji, wolności, sprawiedliwości, suwerenności, silach nadprzyrodzonych, bezpieczeństwie, dobru wspólnym, postępie, obietnicach i kreacji swojego losu.(4) Opiszę krótko tylko kilka z nich.

Mit demokracji. Mit ten wywodzi się z demokracji bezpośredniej w starożytnych Atenach, gdzie wszyscy uprawnieni obywatele uczestniczyli w podejmowaniu ważnych uchwał. Było to możliwe w czterdziestotysięcznym mieście. Tę formę demokracji wciąż uznaje się za najlepszą w dziejach. W wyniku ogromnego wzrostu populacji w miastach i krajach coraz bardziej przechodzi się od demokracji bezpośredniej do pośredniej. A im więcej ludności w danym kraju, tym bardzie zdegenerowana forma demokracji. Mimo to, „demokrację w ogóle” uznaje się przeważnie za najlepszy ustrój polityczny, jaki ludzie wymyślili, wbrew temu, że coraz więcej ludzi światłych doszło już do wniosku przeciwstawnego, że jest to ustrój najgorszy, bo każdy głupek może rządzić, jeśli uzyska przewagę choćby jednego głosu w wyborach parlamentarnych, w których przeważnie uczestniczy coraz mniejszy procent społeczeństwa.

Słowo „demokracja” funkcjonuje jak zaklęcie, które likwiduje wszelkie sprzeczności i problemy społeczne i zapobiega szerzącemu się złu. Jedni wiążą z nią wielkie nadzieje, inni boją się jej. Gdzie jeszcze jej nie ma, próbuje się narzucić ją siłą, by uszczęśliwić ludzi często wbrew ich woli. Mit demokracji, obojętnie jakiej, ale mamiącej o panowaniu ludu lub większości rozumnych obywateli, nie ma racji bytu w warunkach neoliberalizmu i pod rządami „sprawiedliwych inaczej” – pazernych, przemądrzałych i bezczelnych samowładców. Wskutek tego lud nie jest już władzą w państwie, lecz znalazł się w jej niewoli. Nazwa „demokracja” stała się etykietką dla rządu dyktatorów. Naprawdę rządzi mniejszość głupich pod wodzą cwaniaków, kłamców i despotów.

Mit wolności. Dążenie do wolności leży w naturze człowieka. Każdy chce być wolny w jak największym zakresie i stopniu. Jest ona tak wielką wartością, że dla niej jest się skłonnym złożyć w ofierze swe życie. Toteż wolność stała się hasłem i urosła do rangi mitu rozwijanego przez ustroje demokratyczne i liberalne. Tymczasem dążeniu do wolności towarzyszy tendencja do ograniczania jej i zniewalania na wiele sposobów. W „wolnym świecie” stajemy się niewolnikami rządzących, techniki, mody, PR-u, reklamy, pieniądza, czasu, przestrzeni społecznej, organizacji i instytucji.

Mit sprawiedliwości. Cokolwiek rozumie się przez sprawiedliwość, (przyznanie każdemu należnego mu prawa, przestrzeganie zawsze i w stosunku do każdego tych samych norm etycznych prawnych), ludzie domagają się sprawiedliwego, jednakowego dla każdego, postępowania przy ocenie i ferowaniu wyroków. Tymczasem w realnych sytuacjach, spotykają się z coraz większą niesprawiedliwością. Stosowanie prawa jest wybiórcze, wyroki sądowe są stronnicze, a oceny ludzi są dalekie od prawdy i nieobiektywne. Co gorsze, jest tak nawet, kiedy rządzi partia „Prawo i Sprawiedliwość” - partia, która zniszczyła system sprawiedliwości w wyniku całkowitego upolitycznienia go.

Mit obietnic bez pokrycia. Nierealne obietnice składają politycy nazywani demagogami lub populistami. Są to obietnice chwytliwe, wychodzące naprzeciw oczekiwania większości społeczeństwa, składane w celu zdobycia poparcia. Ludzie żywią się nadzieją na ich spełnienie, nawet wówczas, gdy jest ona złudna i znikoma. Chętnie wysłuchują obietnic i wierzą w ich spełnienie, jeśli składają je osoby cieszące się powszechnym zaufaniem - przedstawiciele rządu i samorządów, liderzy partyjni, lekarze, nauczyciele i kapłani, i jeśli dotyczą one znaczącej poprawy ich zdrowia i dobrobytu. Niestety, coraz częściej, padają ofiarami ich oszustów i kłamców. Nie wiedzą, że im większe obietnice, tym mniejsze prawdopodobieństwo ich realizacji. Najbardziej dają się nabierać na obiecanki w postaci imponderabiliów.

Mit suwerenności. Mit ten dotyczy suwerenności politycznej, ekonomicznej i kulturowej. Przez suwerenność rozumie się możliwość rządzenia krajem, niezależnie od jakichkolwiek czynników zewnętrznych. „Prawnicy, filozofowie, politycy oraz teoretycy porządku międzynarodowego zgadzają się na ogół, iż polityczna suwerenność, podobnie jak terytorium czy społeczeństwo, należy do podstawowych cech podmiotowości państwa.” (5) Jest ona wartością porównywalną z patriotyzmem.

Ograniczenie suwerenności odczuwa się jak zamach na wolność, niezależność i podmiotowość. Dlatego broni się przed tym, jak tylko się da. Nie zważa się na to, że suwerenność absolutna jest takim samym pustosłowiem, jak absolutna wolność. Faktycznie, zawsze i wszędzie – oprócz świata pomyślanego – ma się do czynienia z suwerennością względną i stopniowalną. Zmniejsza się ona proporcjonalnie do wzrostu oddziaływań wzajemnych z innymi krajami, zależności od nich, współpracy z nimi (przede wszystkim gospodarczej), przenikania się kultur i tradycji, przemieszczania się i mieszania grup etnicznych oraz postępującego neokolonializmu. A więc w miarę postępowania globalizacji, federalizacji, transmigracji, multikulturowości, neokolonializmu, mieszania się ras i narodów, zaniku granic i rynków lokalnych oraz krępowania rządów umowami międzynarodowymi i prawem międzynarodowym.

Te procesy są już na tyle zaawansowane, że stały się nieodwracalne, czy to się komu podoba, czy nie. W zglobalizowanym świecie nie ma miejsca na izolacjonizm. W związku z tym, realna suwerenność będzie zanikać aż stanie się wspomnieniem dawnych czasów.
Już teraz łatwo daje się zauważyć dość szybko postępującą redukcję suwerenności państw i zaciekły opór ze strony konserwatystów i tradycjonalistów, którzy zostali pozbawieni jednego z ważnych narzędzi manipulacji społecznej. Mit suwerenności rozwiał dyktat USA - jedynego samozwańczo uznanego przez siebie mocarstwa za „policjanta świata” (6) – które stosuje drakońskie kary w postaci „sankcji” lub interwencji zbrojnej w stosunku do państw nie aprobujących polityki, interesów i wartości USA i próbujących bronić własnych interesów i wartości. Przykładów na to jest wystarczająco wiele: Nikaragua (1912-1933), Haiti (1915), Korea (1950-1953), Egipt (1956), Liban (1958), Kuba (1961), Wietnam (1961-1975), Dominikana (1965), Iran (1980), Liban (1983), Grenada (1983), Libia (1986), Panama (1989), Zatoka Perska (1991), Somalia (1992), Haiti (1995), Bośnia (1995), Sudan (1998), Jugosławia (1999), Irak (2003-2011), Libia (2011) i Afganistan (2001-2021). (7)

Te napady, inwazje, i interwencje militarne prowadzone były pod pretekstem uczenia i obrony demokracji oraz walki z komunizmem i terrorystami. Faktycznie chodziło o dominację USA, narzucanie swoich porządków, okupację, zmiany nieposłusznych rządów, zasoby naturalne i zdobycie ważnych miejsc strategicznych dla instalacji baz wojskowych. Niektóre inwazje były sprowokowane za pomocą odpowiednich inscenizacji jak na przykład oskarżenie Iraku o posiadanie broni masowego rażenia, wyprodukowanie zarodków wąglika i związki z Al Kaidą,(8) masakra we wsi Račak w Serbskiej Autonomicznej Prowincji Kosowo i Metohija w 1999 r., zabójstwo demonstrantów na Majdanie w 2014 r. i użycie broni chemicznej w Chan Szajchun i Dumie na przedmieściach Damaszku w 2017 r. i 2018 r.(9)

Przywódcy polityczni USA i Zachodu, wywijając groźnie sankcjami, zapomnieli o tym, że każdy kij ma dwa końce. Wkrótce okazało się, że sankcje przeciw Rosji odbiły się bardziej niekorzystnie na krajach, które je stosują. Oprócz tego, sankcje te przyczyniają się do wzrostu determinacji i odporności na nie. W czasie II wojny światowej, żołnierze sowieccy mówili o Niemcach: „Oni nas jebut, a my krepniem” (Oni nas są je***ą, a my stajemy się silniejsi).

Mit dobrej zmiany. Wyrażenie „dobra zmiana” pojawiło się w języku polityki w maju 2015 roku w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej jako frazes ówczesnego kandydata Andrzeja Dudy.(10) „Dobrej zmianie” można przypisywać wiele treści i różnie ją interpretować. Słowo „dobra” sugeruje, jakoby aktualna sytuacja była zła i wymagała naprawy przez „dobrą zmianę”. Jeśli to prawda, to nikt mądry nie powinien być przeciw niej.

Realizatorem tej zmiany jest rząd nominowany przez Zjednoczoną Prawicę. A więc, kto jest przeciw tej zmianie, ten jest przeciw rządowi i państwu, które reprezentowane jest przez rząd – jest przeciw Polsce. Dlatego przeciwnicy dobrej zmiany nie są patriotami. „Dobra zmiana”, która miała jednoczyć społeczeństwo w celu realizacji dobra wspólnego, spowodowała jego podziały na dwie wrogie części – kto nie z nami, ten przeciw nam, na „lepszy i gorszy sort” oraz na mądrych, którzy są za czymś lepszym i głupich, którzy tego nie chcą.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że realizacja „dobrej zmiany” rozczarowała, bo dobrem wspólnym okazało się dobro wybrańców należących do kasty „lepszego sortu”. Spowodowała wiele szkód, strat oraz wzrastające niezadowolenie większości trzeźwo i krytycznie myślącego oraz oszukiwanego społeczeństwa. Toteż krytycy i przeciwnicy „dobrej zmiany” nazywają ją „dojną zmianą” i „podłą zmianą”.
Mają rację, bo na „dobrej zmianie” nie tyle zyskali ludzie żyjący w ubóstwie, co partyjni kolesie. Jedni i drudzy stanowią niewielki procent społeczeństwa. Tak samo, jak na populistycznych dodatkach „plus”, o których huczy reżimowa telewizja, że wszyscy na nich zyskują, chociaż jest to kłamstwem. Bo jak wniknąć w szczegóły i ograniczenia, to też tylko niewielu.

Ostatnio głośno o radykalnych podwyżkach dla emerytów - codziennie telewizja pokazuje ich radosne twarze - które w 2023 r. faktycznie wyniosą raptem maksymalnie 14% przy przewidywanej przez rząd celowo zaniżonej 26-procentowej inflacji i nie wiadomo jeszcze jak szybkim wzroście cen. Markety nie nadążają na bieżąco zmieniać etykietek z cenami towarów. W rezultacie, zaklęcie, które miało spowodować przyrost elektoratu partii rządzącej spowodowało spadek. Dalsze oszukiwanie „dobrą zmianą” skończy się przegranymi wyborami, co pozwoli wreszcie powrócić do realnego świata i normalności.

Gdy jakiś polityk, członek partii rządzącej, ortodoksyjny (przeciwieństwo lewaka) wieści jakąś zmianę, zwłaszcza „dobrą”, bo ta partia składa się z aniołów czyniących samo dobro, to ma się do czynienia z klasycznym przykładem oksymoronu – figury retorycznej składającej się z dwóch słów o przeciwstawnych znaczeniach. Kto uwierzy takiemu konserwatyście, przeciwnikowi zmian i niewolnikowi tradycji, zwłaszcza religijnej, że naprawdę chce coś zmienić. Chyba, że na swoją modłę - ale czy to dobra zmiana, która odpowiada większości? Jeśli nie, to taki „dobry zmieniacz” musi przepoczwarczyć się w dyktatora i zrobić to na silę. Historia zna przykłady takich osobników, którzy marnie skończyli zanim zdążyli dokonać „dobrych (dla siebie) zmian”.
Wiesław Sztumski

(1) Józef Piłsudski w wywiadzie dla "Kuriera Porannego" z dnia 11 maja 1926r. Nakład gazety z wydrukowanym tekstem, rząd Witosa kazał skonfiskować.
(2) Piotr Sztompka, Kulturowe imponderabilia szybkich zmian społecznych. Zaufanie, lojalność, solidarność. „Studia Socjologiczne” Nr 4, 1997
(3) Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, czyli jak rządzi się światem za pomocą słów, Wyd. Znak, Kraków 2019
(4) Wiesław Sztumski, W sieci złudzeń. SN nr 6-7 (211), 2016
(5) Cyt. za Sławomir Sowiński, Suwerenność, ale jaka? Spór o suwerenność Rzeczypospolitej w polskiej eurodebacie, Studia Europejskie, 1/2004
(6) Al Gore używał łagodniejszej nazwy: „rząd światowy”.
(7) rmf24.pl/fakty/polska/news-analiza-interwencje-usa-w-konfliktacswiatowych,nId,91063#crp_state=1
(8) Hubert Świętek, Wojna z Irakiem w 2003 roku. Główne przyczyny, „Żurawia Papers”, zeszyt 17, Instytut Stosunków Międzynarodowych UW, Warszawa 2011
(9) Jarek Ruszkiewicz SL, Siergiej Ławrow, Inscenizowane incydenty jako zachodnie podejście do polityki, NEon24pl, 18.07.2022
(10) Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, op. cit.