banner

Prof. Maciej Nowicki odpowiada na zarzuty prof. Andrzeja Strupczewskiego:
                  
                  W Polsce zupełnie nie chcemy dostrzec rewolucji


    Wywiad, jakiego udzieliłem pani redaktor Leszkowskiej, dotyczył mojej opinii na temat przyszłości polskiego systemu energetycznego, barier w rozwoju energetyki ze źródeł odnawialnych oraz trudności, jakie napotyka proces redukcji emisji dwutlenku węgla w skali światowej. Jedynie niewielką część wywiadu stanowił problem budowy w Polsce pierwszej elektrowni jądrowej, jako odpowiedź na pytanie pani redaktor.

    Wielkie było moje zdziwienie, że ten mały fragment mojej wypowiedzi spotkał się z tak gorącą i tak ostrą w tonie polemiką ze strony prof. Strupczewskiego, który znany jest od wielu lat jako najbardziej zagorzały orędownik wprowadzenia do Polski energetyki jądrowej. Szanując opinie mojego adwersarza, czuję się jednak w obowiązku odpowiedzieć na jego zarzuty, gdyż z wieloma z nich nie mogę się zgodzić.


Na wstępie chciałbym jednak ustalić fakty, co do których prof. Strupczewski milczy, a więc mogę sądzić, że się z nimi zgadza. Są to moje stwierdzenia, że:

  • Budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, o mocy 3000 MW, nie uratuje nas przed kryzysem energetycznym zarówno dlatego, że może on nas dotknąć już w latach 2016 – 2020, a więc przed jej zbudowaniem, a także dlatego, że nawet po jej wybudowaniu (czyli po roku 2020) będzie ona stanowić zaledwie kilka procent polskiego systemu elektroenergetycznego (którego moc wynosi obecnie 35000 MW), a więc nie będzie miała dużego wpływu na zaspokojenie potrzeb energetycznych kraju,

  • Największą barierą dla budowy elektrowni jądrowej o mocy 3000 MW będzie zapewne trudność w pozyskaniu kredytu bankowego na kwotę 50 – 60 miliardów złotych przez inwestora elektrowni, jakim jest firma PGE, która równocześnie będzie musiała przecież wydatkować dziesiątki miliardów złotych na budowę nowych bloków w swoich elektrowniach węglowych. Obecnie jej zdolność kredytowa oceniana jest najwyżej na 16 miliardów złotych. Czy budżet państwa zdecyduje się na udzielenie gwarancji kredytowych na kwotę powyżej 50 mld zł?

W moim przekonaniu te właśnie stwierdzenia są kluczowymi dla problemu energetyki jądrowej w Polsce, ale nie doczekały się komentarza ze strony prof. Strupczewskiego. Jego wypowiedź dotyczy spraw raczej drugorzędnych, co do których można mieć różne zdanie, bowiem dane literaturowe są bardzo rozbieżne. Szkoda, że przy okazji zarzuca on mi kłamstwa i wprowadzanie Czytelnika w błąd przez podawanie nieprawdziwych danych. Przeanalizujmy te zarzuty.


      Oto pierwszy przykład. W wywiadzie stwierdzam, że „budowa elektrowni jądrowej jest niezwykle energochłonna, choćby ze względu na ogromne ilości żelbetu, jakie muszą być użyte dla budowy reaktora i wszelkich osłon bezpieczeństwa”. Czy takie zdanie jest nieprawdziwe, wprowadzające w błąd Czytelnika? Przecież nie porównuję w nim ilości żelbetu z żadnym innym typem inwestycji energetycznej, jaką jest na przykład zapora wodna na rzece, czy – z drugiej strony – panele fotowoltaiczne.
Jednak to zdanie daje asumpt prof. Strupczewskiemu do rozwinięcia długiej polemiki, w której porównuje jednostkową materiałochłonność elektrowni jądrowej jedynie z elektrownią wiatrową, przyjmując w tej kalkulacji szereg współczynników' które są co najmniej dyskusyjne. Niemniej mogę zgodzić się z generalnym wnioskiem z tej kalkulacji, że energochłonność budowy turbin wiatrowych jest bardzo duża, chociaż warto dodać, że obserwowany jest szybki postęp technologiczny w tej młodej branży elekroenergetyki, powodujący zarówno przedłużanie trwałości turbin, poprawy ich sprawności i zmniejszania jednostkowej energochłonności. Jeszcze kilka lat temu największe turbiny miały moc 2 MW, a teraz wchodzą do użytku turbiny Siemensa o mocy 5 – 6 MW. Tych zmian kalkulacja prof. Strupczewskiego nie uwzględniła.

Polemiczne zacietrzewienie prof. Strupczewskiego najbardziej widoczne jest jednak w sposobie cytowania raportu Greenpeace „Morski wiatr kontra atom”, o którym ja w ogóle w swym wywiadzie nie wspominam. W raporcie tym autorzy porównują koszty budowy elektrowni jądrowej z wiatrową na morzu dla roku 2020, w więc dla roku, w którym pierwsza polska elektrownia jądrowa ma przesłać prąd do sieci. Dla tego roku określają oni koszt budowy farm wiatrowych na Bałtyku na 2500 mln EUR/MW, wyczerpująco uzasadniając to założenie, a nie na mln 3500 EUR/MW, jak to czyni prof. Strupczewski. To powoduje, że koszt inwestycyjny morskich elektrowni wiatrowych o łącznej mocy 6000 MW wyniesie 15000 mld EUR, a więc tyle samo lub mniej niż elektrownia jądrowa o ekwiwalentnej mocy 3000 MW.

Warto dodać, że autorzy tego raportu obliczają także zdyskontowane koszty produkcji energii elektrycznej z obydwu analizowanych źródeł energii pisząc: „Klaster morskich farm wiatrowych pozwala na uzyskanie kosztów produkowanej energii elektrycznej o kilka procent niższych w stosunku do elektrowni jądrowej” i dalej: „Koszty elektrowni jądrowej będą raczej rosły w czasie, a koszty morskich farm wiatrowych będą spadać z uwagi na postęp technologiczny”.


Nie mam zamiaru licytować się z prof. Strupczewskim na dane literaturowe o kosztach elektrowni wiatrowych, bo każdy z nas może wybrać takie informacje, które potwierdzają jego tezy. Koszty te bowiem silnie zależą od lokalizacji elektrowni, mocy poszczególnych turbin, odległości farmy wiatrowej od sieci przesyłowej, kosztów transportu, montażu itp. i zawierają się w szerokim zakresie. To samo zresztą dotyczy kosztów budowy elektrowni jądrowych.

Na przykład, z najnowszych danych (lata 2009 – 2010) o budowie pięciu elektrowni w Stanach Zjednoczonych wynika, że średnio ich koszty inwestycyjne wynosiły 6,9 mln USD/MW, czyli około 5,3 mln EUR/ MW, a były one kalkulowane jeszcze przed tragedią w Fukushimie. Uważam, że wszystkie tego rodzaju dane, jeżeli są podawane w oderwaniu od opisu lokalnych warunków nie mają większego sensu i rzeczywiste koszty budowy elektrowni jądrowej, jaka ma być wybudowana w Polsce, poznamy dopiero z ofert, po rozstrzygnięciu przetargu na jej budowę.

W końcowej części swojej wypowiedzi prof. Strupczewski polemizuje z tak oczywistym, wydawałoby się, moim stwierdzeniem, że „na przykład krajobrazu nie niszczą kolektory słoneczne, czy panele fotowoltaiczne, a także pompy ciepła”, przytaczając cytat dotyczący pustyni w Kalifornii. Tu zacietrzewienie polemiczne mojego adwersarza jest szczególnie widoczne, bowiem ani w Polsce nie mamy pustyni (a więc cytat nie odnosi się do naszych warunków), ani nie zamierzamy budować wielkich elektrowni solarnych CSP, a moja wypowiedź odnosiła się przecież do paneli na dachach domów i do pomp ciepła w piwnicach. Czyżby i one raziły poczucie estetyki prof. Strupczewskiego?

Poza tym mam wrażenie, że w swojej polemice wszystkie rodzaje odnawialnych źródeł energii kojarzą mu się jedynie z energetyką wiatrową, gdyż neguje on nawet takie moje stwierdzenie, „że energia z OZE jest zużywana na miejscu i dzięki temu niepotrzebne są modyfikacje i rozbudowa sieci” pisząc: ”Wbrew temu stwierdzeniu ...większość energii z wiatraków jest przesyłana na duże odległości.... Wymaga to kosztownej rozbudowy sieci.... Jak w tej sytuacji można łudzić Czytelnika, że energia wiatrowa będzie zużywana na miejscu wytwarzania i nie spowoduje kosztów sieciowych?”

Tyle komentarz prof. Strupczewskiego, ale jeśli się zajrzy do mojego wywiadu łatwo się przekonać, że w atakowanym akapicie wcale nie wspominam o farmach wiatrowych, ale o mikroinwestycjach w zakresie odnawialnych źródeł energii (a więc o mocy najwyżej kilkadziesiąt kilowatów), z których „wytwórcy oddają prąd do sieci niskiego napięcia, a więc nie ma potrzeby budowania nowych linii przesyłowych”. Czy takie stwierdzenie jest łudzeniem Czytelnika, czy też jest prawdą?

I wreszcie najcięższy zarzut, że „końcowe zdania prof. Nowickiego są jaskrawo nieprawdziwe. Mówi on, że „energia odnawialna jest dostępna także dla państw ubogich i prawie za darmo. Zwłaszcza myślę tu o słońcu i wietrze”... wmawianie ludziom, że jest ona prawie za darmo jest niegodne tytułu profesora”.

To bardzo mocne, wręcz obraźliwe stwierdzenie, ale czy jest ono słuszne? Gdyby prof. Strupczewski śledził to, co dzieje się od szeregu lat na świecie w zakresie mikroenergetyki, szczególnie w miejscach oddalonych od sieci energetycznych, zapewne by miał zupełnie inne, zgodne z moim, zdanie. Tam właśnie, w krajach ubogich, obserwujemy niezwykle dynamiczny rozwój małych, izolowanych systemów wiatrowych i fotowoltaicznych (do kilkudziesięciu kilowatów), które pozwalają milionom ludzi na skok cywilizacyjny. Stale jeszcze bowiem 1,3 miliarda ludzi (20% światowej populacji) nie ma dostępu do energii elektrycznej i tylko przez pomoc finansową dla budowy farm wiatrowych i solarnych można ten stan zmieniać na lepsze. Dla tych krajów jest to jedyna alternatywa rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego, podczas gdy energia jądrowa taką alternatywą nie jest i także w przyszłości nie będzie. A stwierdzenie moje, że jest to dla nich energia niemal darmowa ma swoje uzasadnienie w tym, że koszty eksploatacyjne małych turbin wiatrowych oraz paneli fotowoltaicznych są na bardzo niskim poziomie, bowiem „paliwo” jest darmowe, a serwis prosty i bardzo tani.

W moim przekonaniu dotychczas w Polsce zupełnie nie chcemy dostrzec rewolucji, jaka ma miejsce na świecie w tym zakresie, a więc i nie wykorzystujemy okazji do rozwijania energetyki rozproszonej ze źródeł odnawialnych, która jest korzystna dla naszego kraju, a także stanowi wielki potencjał eksportowy. Stanowisko prof. Strupczewskiego jest przykładem myślenia w starym stylu, pochodzącym z minionego XX wieku.
Prof. dr hab. inż. Maciej Nowicki