banner


Poetyckiej podróży na zachód Europy nie odbywaliśmy dokładnie chronologicznie po śladach wieszcza, choć w podobnej porze roku.

Adam Mickiewicz zaczął poznawać Europę 1 czerwca 1829 r. od portu w Travemunde, do którego przypłynął z Petersburga. Po drodze miał Lubekę, Hamburg i Berlin, gdzie poznał młodziutkiego wówczas poetę - filozofa, Stefana Garczyńskiego. Znajomość ta, która wkrótce przerodzi się w przyjaźń, będzie bezpośrednią przyczyną podróży na południe Francji, do Awinionu cztery lata później. Po miesięcznym pobycie w Berlinie, gdzie poznał nie tylko wielkopolską młodzież tam studiującą, ale i słuchał z małym zainteresowaniem wykładów Hegla (tak mię nudzą hegliści), wyjechał do Drezna, a później była Praga i czeskie kurorty: Karlsbad (Karlowe Wary) oraz Marienbad (Mariańskie Łaźnie). W Karlsbadzie spotkał się z Antonim Odyńcem, przyjacielem z Wilna, z którym dawno umawiali się na wędrówkę po Europie, i z którym postanowili odwiedzić Goethego w Weimarze, kiedy ten obchodził swoje 80. urodziny. Po dwunastu dniach pobytu w Weimarze, poprzez Erfurt, Eisenach, Frankfurt, Moguncję, Koblencję i Bonn dotarli - dyliżansem! - Strasburga, by po krótkim postoju tam przebyć kolejny etap: Zurich, Rapperswil. I znaleźć się Na Alpach wSplugen. I wrócić pamięcią do Maryli, z którą - jak pokazało całe jego życie - nigdy rozstać się nie mógł. Wówczas też powstał sławny wiersz:
 

Nigdy, więc nigdy z tobą rozstać się nie mogę!

Morzem płyniesz i lądem idziesz za mną w drogę,

Na lodowiskach widzę błyszczące twe ślady,

I głos twój słyszę w szumie alpejskiej kaskady,/.../.
 

Dalej była już ziemia włoska i Rzym - miejsca zdobywania wiedzy, która spożytkuje po ośmiu latach na uniwersytecie lozańskim.
 

Miasto dość nudne
 

Zaczynamy wędrówkę z pominę ciem miast i miejsc niemieckich, naznaczonych obecnością Mickiewicza. Gdybyśmy chcieli odbyć taką marszrutę - musielibyśmy mieć więcej czasu i ...pieniędzy. Bo czy poecie wystarczyła suma 400 rubli, z jaką udawał się w podróż - nie wiadomo. Na szczęście, prócz nich miał jeszcze listy polecające od Marii Szymanowskiej- osoby, której nazwisko otwierało nie tylko europejskie wrota, ale i sakiewki. takich listów nie mieliśmy, przeto i nasze założenie było skromniejsze: poznanie, odwiedzenie miast “Mickiewiczowskich” we Francji i Lozanny, która była dość istotnym miejscem na ziemi dla poety.
 

Znalazł się w niej dość późno (1840 r.) - jeśli przypomnieć, że Szwajcarię zwiedzał przecież z Odyńcem i nawet przez pewien czas towarzyszył im Zygmunt Krasiński. Chyba jednak nie mógł jej ominąć, kiedy 8 lipca 1833r. jechał z Paryża do Bex po bardzo ciężko już chorego Garczyńskiego. Droga do Bex wiedzie bowiem wokół Jeziora Genewskiego - Lemanu. Czyli przez Lozannę.

Z tego okresu nie mamy jednak żadnych uwag tyczących miasta. Zauroczenie Lemanem, nastrój, w jaki wprowadza obcowanie z przezroczystą taflą wody odbijającej łańcuchy Alp, widać dopiero w lirykach powstałych latem 1840 r. Nic się nie zmieniło w tym nastroju, także dzisiaj.
 

Nad wodą wielką i czystą

Stały rzędami opoki
 

Dzisiaj, w tym mieście Lausanna, zresztą dość nudnym- jak pisał do Domeyki, gdyż w okresie, kiedy objął katedrę literatury łacińskiej na tutejszym uniwersytecie, także czas płynie leniwie. Przyjechaliśmy zresztą w niedzielę, w dodatku lipcową, kiedy zamożni mieszczanie szwajcarscy przebywają na wywczasach. Mamy więc trudności z zasięgnięciem języka, co do miejsc tkniętych nogą poety. Trudno nam dotrzeć do domu przy ulicy Bourg, gdzie zatrzymał się podczas starań o katedrę. Pięknej willi - zamku Beau - Sejour, gdzie mieszkali państwo Mickiewiczowie nie mamy co szukać: od dawna nie istnieje. A było to najlepsze ich mieszkanie.
 

Wyobraźnia podsuwa dalsze obrazy tamtej lipcowej, letniej Lozanny - miasta nieco sennego, sprawiającego wrażenie prowincjonalnego, nawet dzisiaj, choć liczy ok. 300 tys. mieszkańców.

Może wynika to z historycznej zabudowy, średniowiecznego zamku i katedry Notre Dame - najważniejszego zabytku gotyckiego w Szwajcarii? Trudno sobie jakoś wyobrazić tę słynną ożywioną dysputę w katedrze w 1536r., po której miasto stało się reformackie, a w rok później utworzyło akademię protestancką, przekształconą po trzech wiekach w uniwersytet.
 

Mickiewicz nie zagrzał na nim miejsca. Ledwie zaczął wykłady (inauguracyjny odbył się 26.06.1840 r.), wnet okazało się, że w Paryżu , w College de France powstanie katedra literatur słowiańskich i popowstaniowa emigracja widziałaby tam polskiego poetę. 4 października złożył więc w Lozannie rezygnację, a 13. - wyjechał do Paryża, do którego przez te cztery miesiące tak tęskniła Celina, choć po powrocie doń rozchorowała się ponownie. Opuszczamy to położone na wzgórzach, niezwykle malownicze, zadbane i ...martwe miasto z żalem. Podoba nam się jego wyciszona elegancja, spowalniająca czas, nastrajająca refleksyjnie i filozoficznie. Żal nam zostawiać zjawiskowy Leman otoczony niebotycznie wysokimi - jak dla nas - szczytami, które narcystycznie się w nim przeglądają.


Przez Alpy do...


Trudno sobie dziś wyobrazić drogi, jakimi Mickiewicz przemierzał Alpy. Trudno, kiedy jedzie się autostradą, na którą wjazd przypomina lotnisko. Jeszcze bardziej, kiedy przejeżdża się po zawieszonych wzdłuż łańcuchów gór wstęgach ukazujących i piękno przyrody, i ...geniuszu inżynierskiego. Zwłaszcza, kiedy co parę kilometrów niebywałą panoramę traci się wjeżdżając w niezliczone tunele, które służą do skracania czasu. Mickiewiczowi, kiedy wiózł chorego na gruźlicę poetę i powstańca Garczyńskiego z pewnością czas się niemiłosiernie dłużył. Ale pod koniec czerwca 1833r. w Alpach nie mogło być takich dróg i tunelów. Pierwszy - pod Mont Blanc - (zatem i tak nie po ich drodze) został bowiem zbudowany i oddany do użytku dopiero w 1965 r. Też latem: 16 lipca.
 

Droga z umierającym Garczyńskim, którego nie tylko cenił jako poetę - filozofa, ale i (a może przede wszystkim) powstańca wiedzie przez Genewę, zapewne i Orange do Awinionu, gdzie klimat miał go wyleczyć. Ale już 2 sierpnia z Genewy Mickiewicz donosi Ignacemu Domeyce, że Stefan tak był słaby, że przez kilka godzin co dzień patrzyliśmy na wszystkie symptomata konania. Chce wyświadczyć umierającemu przyjacielowi jeszcze jedna przysługę; pokazać wydrukowany tom jego wierszy, z umieszczoną na końcu “Redutą Ordona” - spisaną powstaniową relacją Garczyńskiego. Przynagla zatem Domeykę: Zmiłuj się choćby dla uspokojenia Stefana każ wydrukować jego korekty, choćby po kilka tylko egzemplarzy.
 

Z przyjacielem jest jednak coraz gorzej, skoro z pojazdu do mieszkania trzeba go na ręku dźwigać w kraju, gdzie oberżyści, spojrzawszy mu w oczy i widząc w nich niewiele życia, przyjmować nie chcą! Dobijają w stanie najwyższego utrudzenia i śmiertelnego znużenia do Awinionu. Aby jeden z nich nigdy już stad nie miał wyjechać. Został tam na wieki, na pięknym, kamienno - roślinnym cmentarzu Saint Veran, gdzie przez 300 dni w roku świeci słońce południa. Od murów papieskiego i antypapieskiego starego Awinionu dzieli go niewielka dziś przestrzeń. Z jego mogły położonej pod cmentarnym murem, na lewo od wejścia, choć zaniedbanej i noszącej ślady minionego czasu, można jeszcze przeczytać inskrypcję:
 

D.O.M.

STEPHANUS GARCZYNSKI

MILES

IN BELLO CONTRA MOSCOVIAE TYRANUM

EQUITUM POSNANENSIUM

CENTURIONIS VICES GESSIT

VATES

POLONORUM ARMA VIROSQUE CECINIT

EXUL

OBIIT AVENIONI, ANNO MDCCCXXXIII SEPTEMBRIS
 

(Stefan Garczyński. Żołnierz. W wojnie przeciwko moskiewskiemu ciemięzcy sprawował funkcję porucznika jazdy poznańskiej. Opiewał czynny wojenne Polaków. Po zgnębieniu ojczyzny przez tyrana wygnaniec. Zmarł w Awinionie w roku 1833, we wrześniu.)

Garczyński odchodzi 20.09.1833r.(miał wówczas 27 lat), a Mickiewicz w stanie skrajnego wyczerpania wraca do Paryża niczym żołnierz napoleoński z wyprawy na Moskwę. Tak przynajmniej opisuje swój stan Domeyce: Jestem podobny teraz do Francuza wracającego z 1812r., zdemoralizowany, słaby, obdartus zupełny, bez butów prawie.
 

Za mostem, w cieniu papiestwa
 

Trudno sobie wyobrazić, aby jakiś naród mógł zrozumieć i pojąć tak bardzo polski dramat, jakim są “Dziady”. Toteż wielką odwagą wykazał się Andrzej Seweryn, przystosowując je dla publiczności francuskiej w Awinionie. Razem z Michałem Masłowskim wybrali fragmenty (części II,IV i III) najbardziej uniwersalne i pokazali je na awiniońskim festiwalu w scenerii adekwatnej do treści: u podnóża pałacu papieży.
 

Równie monumentalnego, jak monumentalna jest Wielka Improwizacja Konrada.

Propozycja lektury “Les aieux” - taki tytuł miał spektakl odbywający się w nocnej scenerii, tuż przy ogrodach papieskich - czytana przez 10 osób (część słabo przygotowanych) nie był ani wizytówką naszej literatury, ani teatru, ani nie rozsławił imienia Mickiewicza. O tym, że było to przedsięwzięcie mało udane świadczyła nie tylko mała frekwencja, ale i topniejąca po godzinie publiczność. Odnieść można było wrażenie, że gdyby nie Polacy, którzy ściągnęli tu z Paryża wraz z ambasadorem, gdyby nie grupka miłośników teatru i Andrzeja Seweryna, gdyby wreszcie nie nasza prawie 40 -osobowa grupa - na widowni zostałyby pojedyncze osoby. A przecież “Les aieux” grane było tylko raz, 20 lipca i na tyle późno (o 23.00), aby można je było obejrzeć po innych spektaklach. Nie mówiąc o tym, że wstęp na to przedstawienie - z racji miejsca - nie był drogi: 80 franków (przy cenie 110 - 190 franków na spektakle odbywające się w budynkach).

Jakie treści z dramatu Mickiewicza, przełożonego na obcy język może odczytać widz francuski w końcu XX wieku? Czy “Dziady” - tak okrojone, praktycznie bez scenografii (zapalone świece wbite w ziemię, na murach rozwieszone duże fotogramy z najsłynniejszych realizacji utworu w Polsce), z minimalną reżyserią - mogą zainteresować inne nacje? Kogo zajmie walka z bogiem - choćby i u stóp papieskiej potęgi - w świecie, który trapią jakże inne problemy.
 

Musiał być tego świadom i wieszcz, skoro w 1836r. próbował wejść na francuskie sceny nie z “Dziadami”, ale “Konfederatami barskimi” oraz “Jakubem Jasińskim” - pisanymi po francusku dramatami z historii Polski. Chociaż “Konfederatów” ukończył, to jednak sztuka ta nie została wystawiona we Francji. I to pomimo poparcia George Sandi Alfreda de Vigny. Może już wówczas nasza historia, problemy były dla Europy zbyt egzotyczne? Może dla przeciętnego Francuza Polska zawsze leżała gdzieś za morzem i była krajem, gdzie grasują białe niedźwiedzie?
 

Awinion jednak chłonie każdą kulturę - o czym przekonujemy się na ulicach festiwalowego miasta. Rozbawiony, kolorowy tłum, w którym równie dużo kuglarzy, co ... złodziei (podobno ściągają tu tłumnie w okresie festiwalu, czyli od 10.07. do 2.08.), porywa każdego w wir fiesty. Hindusi w sari, Turcy z nargilami, grupa perkusistów, clowni, stepujący duet - każdy chce tu zaistnieć. Jakich trzeba użyć w tym celu środków? Wszystkie są dobre, jeśli choć przez chwilę zatrzymają uwagę przechodnia. Jeszcze lepsze - jeśli zechce on być widzem tych teatrzyków pod gołym niebem i zapakowanej w plakaty, zarzuconej ulotkami, afiszami i programami awiniońskiej ulicy.
 

Przed surowym, potężnym papieskim pałacem - flamenco. A zdawałoby się, że powinno być tańczone na słynnym XII-wiecznym awiniońskim moście, owianym piękną legendą o świętym Benezetcie. Ten jednak nabiera uroku dopiero nocą, kiedy światło rzeźbi jego dziwnie urwaną, zbyt toporną dzienną sylwetkę. Noc nadaje też innego wymiaru placowi i uliczkom doń przylegającym, po których błąka się wspomnienie Andrzeja Towiańskiego, który dzięki wstawiennictwu m.in. Celiny Mickiewiczowej nie znalazł się w lipcu 1948r. w ciężkim więzieniu w Cayenne w Gujanie Francuskiej, ale właśnie tutaj. Wyrafinowane oświetlenie XIV-wiecznych murów warownego zamku papieży i antypapieży nie pozwala zapomnieć o “babilońskiej niewoli” tych, którzy uciekli z Rzymu przed biedotą. Ich strachu, ale i potędze - jeśli mierzyć je wielkością i monumentalnością tej budowli.


Mój cziczerone!


Mickiewicz poznawał kulturę starożytnego Rzymu jesienią 1929r. podczas podróży z Odyńcem do Rzymu. My poznajemy ją w Prowansji i Langwedocji - miastach Orange i Nimes, dawniej Aransio i Nemausus. Przez rzymskie bramy, groby i świątnice wiodą nas drogi południowej Francji, której czerwona ziemia porośnięta wiecznie zielona garrigiem i makią (skarlałymi drzewami i krzewami), pachnąca lawendą, rozmarynem i macierzanką rozbrzmiewa nadal językiem bardów. Choć coraz więcej wśród nich kolorowych twarzy. Ale to tygiel Mediterranee. Wyłowić można z niego i Rzymian, i Galów, i Arabów, którzy podbijali te ziemie.
 

Nie można wystawić sobie, nie widząc gustu i elegancji starożytnych - pisał Mickiewicz do Malewskiego po wycieczce do Pompei. To samo możemy powiedzieć po obejrzeniu amfiteatru w Orange, areny w Nimes, czy akweduktu Pont du Gard.

Amfiteatr w Orange mocno już nadszarpnięty zębem czasu, ale z kolei teatr - wybudowany w 120 r. p.n.e. - w znakomitym stanie. Nawet czytelna kamienna tablica wmurowana w ścianę, na której wyryto ceny biletów. Widać nie zmieniały się!
 

W langwedockim Nimes - pięciokrotnie większym od Orange (które ma związek historyczny z dzisiejszymi oranżystami) - arena wybudowana w I wieku n.e. Znakomicie zachowana. Przybyło jej tylko nieco współczesnych materiałów na widowni, rusztowań przystosowujących scenę do dzisiejszych potrzeb teatru. Obok amfiteatru mieszczącego ok. 23 tysięcy widzów, współczesny posąg torreadora - dla przypomina, że jesteśmy w mieście corridy. Ale - w odróżnieniu od hiszpańskiej - bezkrwawej. Podczas wrześniowego święta winobrania torreadorzy próbują szpada wyrwać spomiędzy rogów byka ozdoby kwiatowe lub żołędne. W wielu miejscach widzimy też motyw wachlarza: a to w kształcie starówki, a to w kamiennym bloku trybuny.
 

Nimes to także miasto krokodyli, z krokodylim pomnikiem na starówce i krokodylem w herbie, upamiętniającym zwycięstwo Rzymian nad Egipcjanami. Można je oglądać w fermie położonej 70 km od miasta, w Pierrelate. Na powierzchni 4 tys. m2. w scenerii egzotycznej przyrody hoduje się 330 tych gadów. Ponoć jest to jedyna krokodylowa ferma w Europie.
 

Najlepiej też ma Nimes zachowane obiekty użyteczności publicznej z czasów rzymskich, m.in. słynną świątynię Maison Carree z oryginalną mozaiką podłogową i rzeźbionym fryzem z 16 r. .p.n.e. Dziś służy za muzeum archeologii, choć to tylko jedna sala. Znajdujemy i tu polonica: fresk z czasów rzymskich odnaleziony w Ogrodzie Fontann przez naszego archeologa - M. Piskorza. Ze współczesnych ciekawostek, nie mających żadnego związku z literaturą: w Nimes - mieście przemysłu włókienniczego - miał swój początek jeans. Tutejsi protestanccy tkacze, którym nie było wolno zajmować stanowisk urzędniczych, wynaleźli podwójnie diagonalny splot, który czynił utkane płótno niezwykle trwałym na zrywanie. Potem był już rynek: Levi Strauss poszukiwał mocnej tkaniny dla robotników i tak narodził się jeans. Ale i tu powstały poglądy na spółdzielczość, doktryna kooperatyzmu, znane jako szkoła w Nimes (w końcu ub. wieku).
 

Dla Polaka, któremu ciągle inni burzą jego domy i inne budowle, który w każdym pokoleniu buduje od nowa swoją historię, stąpanie po kamiennym akwedukcie Pont du Gard liczącym 2 tysiące lat jest dużym przeżyciem. Zbudowany z gigantycznych bloków, których ciężar dochodził do 6 ton, trójkondygnacyjny wiadukt z arkadami o długości 268 m i prawie 50 m wysokości przez 400 - 500 lat był jedyną drogą zaopatrywania Nimes w wodę. Pobierana ona była ze źródeł ( w Usee) oddalonych o 50 km. Jest to przykład najwspanialszej i najlepiej zachowanej budowli starożytnych inżynierów, którzy zmontowali akwedukt z ponad 3000 klinowych bloków kamiennych (jednakowych!) przy pomocy jedynie drewnianych rusztowań podtrzymujących. Dziś, podobnie jak przed tysiącem lat, nad dolnymi arkadami osadzonymi w rzece Gard wiedzie droga (obecnie tylko spacerowa). Drugi i trzeci poziom są niedostępne dla zwiedzających, choć tym najwyższym woda do Nimes już nie płynie.


Paryskie troski


Jedną z najszybszych kolei europejskich - TGV - odległość Awinion - Paryż pokonuje się w 3 godziny 20 minut. Autobusem, wygodną autostradą - ponad 8 godzin. Ile czasu potrzebował na jej przebycie Mickiewicz - nie wiemy. Do Paryża przyjechał w złym stanie psychicznym, a waśnie i spory wśród paryskiej emigracji nie dodawały mu sił. Już parę miesięcy wcześniej, w styczniu 1833r. pisał do Odyńca: Ja tu żyję niemile wśród żywiołów obcych. Demokraci mię nienawidzą, arystokraci krzywo patrzą, doktrynerzy /.../ mają za wariata. A w marcu do Niemcewicza w Londynie pogłębia ostrość oceny tego środowiska: Dobrze się stało, że mieszkając w Londynie nie patrzysz z bliska na rany emigracji i na gnieżdżące się w nich robactwo...Ja usunąłem się od tutejszych machinacji i z daleka je uważam...bo między pijanymi najlepsza jest polityka czekać, aż się wytrzeźwią.
 

W tym czasie ma już skończone cztery księgi “Pana Tadeusza”, które pisał do czerwca 1833r, zmieniając jego koncepcję na poemat historyczny. Po śmierci Garczyńskiego, przygnębiony, wraca do dzieła zachłannie, aby łatwiej znieść emigracyjne życie. Zwierzał się w liście do Odyńca: Żyję w Litwie, w lasach, karczmach, ze szlachtą, Żydami. Gdyby nie poema, uciekłbym z Paryża.

Uciekać chciał jeszcze nie raz, a na pewno do czasu ukończenia korekty “Pana Tadeusza”, którą robił w mieszkaniu przy rue de Seine 63. Musiała być wówczas bardzo ruchliwą ulicą, skoro w liście do Julii Rzewuskiej pisał: Trudnię się dawnym rzemiosłem, ale w tym mieście, jak w karczmie zajezdnej, ciężko znaleźć kąt spokojny i co dzień jakiś hałas myśli rozrywa./.../ Przeznaczenie kuje mnie zawsze do bruków, których nienawidzę.
 

Dziś też tętni życiem, acz bardziej handlowym niż samochodowym. Ta mała uliczka w dzielnicy szóstej Paryża, na lewym brzegu Sekwany obstawiona jest po obu stronach straganami przysłaniającymi mury domów. Ze znalezieniem mieszkania Mickiewicza nie ma żadnych trudności: numer domu jest dobrze widoczny, a dla roztargnionych – na wysokości oczu umieszczono tablicę informującą o tym fakcie. Druga, upamiętniająca pobyt wieszcza znajduje się między oknami mieszkania na pierwszym piętrze.


Brat Adam


Kiedy wynajął mieszkanie przy rue de Seine miał 36 lat i wiele wątpliwości, co dalej począć. Nie ma stałego dochodu, ani obywatelstwa, którego zresztą nie otrzymuje do końca życia. W dzisiejszej Francji też pewnie miałby z tym kłopoty, bo obowiązuje zasada, że kto przyjmuje obywatelstwo, ten przyjmuje narodowość. Przez te 150 lat nie zmieniło się pod tym względem wiele: naród to pojęcie polityczne i jak mówią o Francji zwolennicy Le Pena: “albo ją kochasz, albo ją rzuć”. Takie są tu zasady polityki asymilacyjnej, obrony przed napływem cudzoziemców, głównie z Afryki, którzy stanowią już 25% ludności kraju.
Gdzież zatem miejsce dla Polaka, który

bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,

Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,

W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata

Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy

Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy,

poety, który czuł “całego cierpienia narodu”, który kochał cały naród, swój naród.
 

Na paryskim bruku doskwiera mu coraz bardziej samotność, może więc stąd niespodziewane małżeństwo z Celiną Szymanowską,które obojgu nie przynosi szczęścia. W 1834r., w lipcu, tuż po ślubie zawartym w kościele Saint- Louis d’Antin, tym samym, gdzie rok wcześniej odbyła się msza dziękczynna po napisaniu “Pana Tadeusza”, zamieszkują w “Małej Polsce”, czyli taniej dzielnicy Batignolles, miejscu osiedlenia się wielu polskich emigrantów. (Także dziś działa tam polska szkoła). Ich mieszkanie przy rue de la Pepiniere 121, obok dworca St Lazare jest jednym z wielu (16), jakie zajmowali w Paryżu, ale po niektórych domach nie ma już śladu. Gnębią ich kłopoty materialne, żyją z zasiłków, a od 1837 r. poeta otrzymuje śmieszną kę miesięcznej zapomogi – 80 franków. Ile dostałby dzisiaj, skoro średnia pensja wynosi 13 tys. franków, ale nawet tyle nie otrzymuje ponad 6 (z 60) mln Francuzów?


Ucieczką od coraz większych problemów, obowiązków i trudnego życia z dala od ojczyzny jest mistycyzm. Początkowo jest to Związek Braci Zjednoczonych, po przyjeździe Towiańskiego – “Sprawa Boża”. Tyle zostało z filomatów i powstańców – można byłoby skwitować, kiedy przegląda się nazwiska ludzi uczestniczących w tych związkach.


O czym mówił Mickiewicz na swoich wykładach w College de France – dokładnie nie wiadomo, gdyż do tej pory nie wyszły one drukiem. Wygłaszał je a vista, a z zachowanych notatek – zawierających sprzeczne treści – nie można wywnioskować jednoznacznie ich wymowy. Faktem jest,że mało w nich było o literaturze, znacznie więcej – o mistycyzmie i Towiańskim, co na tyle zaniepokoiło władze, że w końcu maja 1844 r. kurs zawiesiły. Powróciła bieda w lata niepokojów, konfliktów w rodzinie (między Celiną a Xawerą Deybel mieszkającą u Mickiewiczów, matką córki Adama), w środowisku towiańczyków i w skłóconej, zgorzkniałej emigracji.


W krainie pamiątek


Z rue de Seine blisko do kościoła Saint Severin (św. Seweryna), gdzie w siedem lat później będą się zbierać towiańczycy przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej – kopii pędzla Walentego Wańkowicza, przybyłego do Paryża za Towiańskim. Ale i na Sorbonę, do College de France, gdzie Mickiewicz obejmie 5 listopada 1840r. katedrę literatur słowiańskich. Niewiele udaje nam się zobaczyć z uczelnianych śladów poety, mamy mało czasu, wchodzimy tylko na dziedziniec Sorbony, aby odetchnąć atmosferą sławnych murów i na skraj blisko położonego Ogrodu Luksemburskiego – ongiś miejsca spotkań studentów, dziś – uczniów pobliskich szkół. W 1851r. było to miejsce spacerów Celiny Mickiewiczowej po urodzeniu ostatniego, szóstego dziecka, Józia. Wówczas bowiem Mickiewiczowie przeprowadzili się w te okolice, a poeta związał się ponownie z Towarzystwem Historycznym.


Mieściło się ono – tak jak i obecnie – w jednym z pierwszych domów (1655r.) na Wyspie św. Ludwika, znanej z katedry Notre Dame i Hotelu Lambert, miejsca spotkań obozu Adama Czartoryskiego(od 1843r.). Hotel jest dziś własnością Rotszylda, a po naszej emigracji nie ma ani w nim, ani na nim śladu, żadnej tablicy, czy inskrypcji. Jedynym znakiem - i nie wiadomo, czy trwałym z powodu braku regulacji prawnej - jest ów budynek Towarzystwa, w którym od ponad stu pięćdziesięciu lat znajduje się Biblioteka Polska. Tworzona przez emigrantów od 1838r., t“cały zwój pamięci” narodowej sprawy, znalazła miejsce i dla “krainy pamiątek” po Wieszczu, którą urządził syn poety, Władysław. Z niewielu przedmiotów, jakie zachowały się po Mickiewiczu (szczęśliwie uratowanych podczas wojny) jest tu trochę mebli, pierwsze wydania niektórych dzieł, korespondencja, portrety rodziny, zasuszone liście z Tuchanowicz...

Wszystko to pieczołowicie pielęgnowane przez kustoszkę, p. Rutkowską nadzorowane przez dyrektora Biblioteki Polskiej - Leszka Talkę, bezgranicznie oddanego sprawom, jakimi się zajmuje. A dotyczą one nie tylko zbiorów i muzeum, także budynku, jego utrzymania oraz niewyjaśnionych praw własności. W świetle przepisów jest to bowiem dom niczyj, którego dzierżawa wygasa w 2030 r. Do 2002 r. na jego utrzymanie będą łożyć emigracyjne fundacje: Lanckorońskichi Lubicz – Zalewskiego. Co będzie po tych terminach – nie wiadomo. Dyrektor Talko ma nadzieję na utworzenie w kraju fundacji Biblioteki Polskiej, a na razie przyjmuje pomoc od Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej.


Wieczna emigracja


Dwa są miejsca w Paryżu, gdzie pamięć o Polakach przetrwała najmocniej, dwa cmentarze: Montmorancy i Pere Lachaise. Na ten pierwszy, dla Polaków ważniejszy – trudno trafić, jeśli nie zna się dobrze obrzeży 9 milionowej aglomeracji. Dzięki serdecznej pomocy pracowników stacji Naukowej PAN: dyrektora Stefana Nickerla i Janusza Wiktorowicza dostajemy się tam szybko i bez przeszkód.

W końcu XIX w. Montmorancy było polskim przedmieściem Paryża, tanią letniskową dzielnicą, prawdopodobnie niewiele mającą wspólnego z dzisiejszym eleganckim miasteczkiem. Tutaj mieszkało wielu przybyszów popowstaniowych i tutaj zatrzymali się na zawsze: Zamoyski, Delfina i Klaudyna Potockie, Dembiński, Norwid,Boznańska, Makowski, Watowie.

Życie moje jest prawie ciągłym grzebaniem kogoś lub czegoś. Z owego pokolenia, którym żyłem i przywykłem biedować, jedni już nas na zawsze porzucili, drudzy ciągną dni pogrobowe, nie lepsze od śmierci- pisał poeta w 1855 r. po odejściu Celiny. Sam - “pochowany wśród trupów”, czyli ksiąg Arsenału - szukał życia w wyprawie na Wschód po wolność dla ojczyzny. Znalazł śmierć. Dołączył do innych pielgrzymów na największej we Francji polskiej nekropolii w Montmorancy, gdzie pochowano go z ekshumowaną z Pere Lachaise Celiną.


O grób dla kości naszych w ziemi naszej,

Prosimy Cię, Panie – słowa Litanii pielgrzymskiej, jakie zawarł w “Księgach narodu polskiego” ziściły się po 45 latach, w stulecie jego urodzin, w 1890r. Prochy poety, którego “w ojczyźnie serce zostało” spoczęły w krypcie wawelskiej katedry, obok królów.

Anna Leszkowska

98-10-19