Z dr Galią Chimiak z Zakładu Społeczeństwa Obywatelskiego Instytutu Filozofii i Socjologii PAN i wykładowcą Collegium Civitas rozmawia Krystyna Hanyga.
- Idea cenna, ale czy to my, Polacy, tak słabo angażujący się w społeczne działania, powinniśmy mówić, że wolontariat jest na świecie niedoceniany? Jak mamy promować wolontariat, skoro mamy niewielkie doświadczenia i sami nie świecimy przykładem?
- Istotny jest sam fakt zwracania uwagi na ten aspekt społeczeństwa obywatelskiego oraz demokracji uczestniczącej, jest to sposób na podpowiadanie obywatelom, co mają zrobić dla kraju i tym samym dla siebie. Wolontariat czy, szerzej ujmując, zaangażowanie się w sprawy społeczne, pozwala na uczestniczenie zwykłych obywateli w demokracji. Bardzo łatwo jest krytykować rządzących, natomiast propozycje, w jaki sposób można aktywnie zmieniać i współtworzyć oddolnie tę rzeczywistość, stają się niewygodne, bo wtedy musimy spojrzeć w lustro i zapytać siebie, co zrobiłem dla potrzebujących? Czy - jeśli uważam, że rządzący nie podejmują wystarczających działań w kierunku np. dokarmiania głodnych dzieci - zaangażowałem się w pomoc jakiemuś dziecku? Każdy z nas jako osoba dojrzała społecznie ma jakieś zainteresowania, preferencje i może zrobić coś pożytecznego w swojej dziedzinie - czy to będzie ochrona środowiska, szerzenie świadomości sposobów przekazania chorób zakaźnych czy pomoc w nauce dzieciom z marginesu społecznego. Jest pole do działania, trzeba tylko chcieć.
- Mieszkańcy Europy Zachodniej działania wolontariackie mają we krwi, w Polsce w ub. roku zadeklarowało je niespełna 16% obywateli, a w poprzednich latach było jeszcze mniej. W Holandii, Norwegii czy Danii wolontariuszy jest niemal czterokrotnie więcej. Ale i tak średnia dla Europy nie jest wysoka - ok. 23%.
- Musimy wrócić do definicji, co rozumiemy przez wolontariat. Np. w krajach skandynawskich do pracy wolontariackiej zalicza się m.in. opiekę nad rodzicami w podeszłym wieku. Pomoc społeczna tam jest tak zorganizowana przez państwo, że uwalnia dzieci od odpowiedzialności za starsze pokolenie. W krajach takich jak Polska ludzie skazani na swoje emerytury nie zawsze mogą liczyć na godne życie, poza tym u nas więzi rodzinne są bardzo ważne i nikomu nie przyszłoby do głowy wyliczanie, ile godzin poświęciło się na opiekę nad rodzicami czy zrobienie zakupów dla własnej matki.
W Polsce natomiast bardzo cenny jest etos społecznikowski, który jednak różni się od tego etosu z XIX wieku, bo jest wzbogacony o element oświeconego indywidualizmu. To są właśnie ci świadomi wolontariusze czy też społecznicy, którzy uczestniczą w życiu publicznym, społecznym, są aktywni, współtworzą rzeczywistość, a nie ograniczają swojego uczestnictwa w życiu publicznym do krytykowania tych, którzy podejmują decyzje.
- Statystyki mówią, że wśród wolontariuszy najwięcej jest ludzi z wyższym wykształceniem, w wieku 36 - 45 lat oraz studentów i uczniów, że wspierają najczęściej najuboższych, organizacje zajmujące się oświatą i opieką nad dziećmi i młodzieżą, organizacje religijne i sportowe oraz że popularność pracy społecznej jest nieco większa na wsi niż w mieście. Jakie są specyficzne cechy polskiego wolontariatu?
- Właśnie wbrew oczekiwaniom, wolontariusze to nie są ludzie, którzy mają dużo czasu i nie wiedzą, co z nim robić. Wolontariuszami zostają przeważnie ludzie aktywni zawodowo lub studiujący i tym się różnimy od zachodniej Europy. Tam nie tylko wydłuża się życie, ale i jego jakość jest lepsza, w związku z czym po przejściu na emeryturę ludzie nadal chcą prowadzić aktywne życie. Nie muszą dorabiać, są aktywni w społeczeństwie obywatelskim jako wolontariusze, chcą zrobić coś dla siebie i mieć wkład do ogólnego dobrobytu i dobrostanu. Natomiast w Polsce wolontariat „uprawiają" ludzie, którzy mają jeszcze inne zajęcie. Badania statystyczne pokazują też, że bezrobotni i kobiety zajmujące się domem są najmniej zaangażowani w organizacjach pozarządowych jako wolontariusze. A np. w USA kobiety nie pracujące zawodowo mają dodatkowo swoją charity work.
Jest też cecha wspólna polskiego i zachodniego wolontariatu. Po pierwsze, potencjalny wolontariusz musi wiedzieć, że można taką pracę wykonać, a po drugie, ktoś go musi do niej zachęcić, poprosić, żeby uczestniczył np. w radzie rodziców, albo żeby jako nauczyciel fizyki pomógł w nauce dzieciom z rodzin patologicznych, albo bezpłatnie prowadził księgowość jakiemuś małemu stowarzyszeniu czy świetlicy. To smutne, że trzeba prosić o zaangażowanie, gdyż okazuje się, że jest duży niewykorzystany potencjał do pracy społecznej, przynajmniej na poziomie deklaratywnym („gdyby mnie poproszono, zostałbym wolontariuszem"). Gdyby ten potencjał został uruchomiony, wolontaryzm nie kończyłby się na mniejszym lub większym datku raz do roku dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. {mospagebreak}
- Lubimy wolontariaty akcyjne, ale czy można nazwać wolontariatem jednorazowe wsparcie finansowe jakiejś akcji charytatywnej?
- To jest kolejne rozróżnienie wolontariatu. Jest wolontariat pracy i ten, kiedy daje się środki na cele dobroczynne. To drugie jest najłatwiejsze: dajemy środki finansowe i uważamy, że nie musimy poświęcać swojego czasu.
- Nie wychodzi nam wolontariat seniorów, chociaż są chętni i mają czas.
- To prawda, organizacje pozarządowe albo za mało starają się, albo są za mało skuteczne, by zachęcić i zaciągnąć wolontariuszy z tej grupy wiekowej. Niechętnie współpracują ze starszymi osobami, bo wydaje im się, że muszą zbyt dużo w nich zainwestować.
W Polsce działają centra wolontariatu, gdzie może zgłosić się każdy potrzebujący i każdy, kto chce zostać wolontariuszem. Są wyspecjalizowane sieci w całej Polsce, które się tym zajmują. Poza tym są wolontariusze, którzy pracują przy innych organizacjach pozarządowych. Z kolei tradycyjne organizacje pozarządowe, działające w małych miejscowościach, często funkcjonują całkowicie na zasadzie pracy wolontarystycznej. Natomiast nie jest rozpowszechnionym zwyczajem, jak np. we Francji, że starsi ludzie pozostają aktywni zawodowo po przejściu na emeryturę. Co przeszkadza, żeby sędzia w stanie spoczynku doradzał np. w organizacjach feministycznych albo tam, gdzie przychodzą po pomoc ofiary przemocy domowej? Tyle tylko, że taki sędzia musi wiedzieć, że może pomagać w taki sposób i np. raz w tygodniu udzielać bezpłatnych porad ofiarom przemocy, które nie posiadają środków na skonsultowanie się z prawnikiem. Organizacjom pozarządowym brakuje strategii, żeby rekrutować potencjalnych wolontariuszy właśnie z szeregów ludzi z dużym doświadczeniem oraz wolnym czasem. Należałoby działać w tym kierunku, aby wypełnić tę lukę.
Wśród młodych osób, które właśnie skończyły studia i uczestniczyły w różnych praktykach, np. w wolontariacie międzynarodowym, istnieje przekonanie, że oprócz tego, że robi się coś dla innych, to człowiek sam się rozwija, uczy języków, inwestuje w siebie. Wolontariusz wpisuje do CV, że odbył staż, co może pomóc mu znaleźć pracę. I tym się różni współczesna praca wolontarystyczna od dawnej idei społecznikostwa. Nie próbuje się nikomu wmówić, że praca wolontariusza jest w imieniu innych, że motywem jest czysty altruizm, poświęcanie się...Zaangażowanie w tę działalność wymaga, aby się dawało, lecz gwarantuje także pożytek dla wolontariusza. Moje badania wykazały, że z pracy w organizacjach pozarządowych czy też z wolontariatu zyskuje się wielką satysfakcję, polepsza się samopoczucie, kiedy się widzi konkretny efekt wykonanej pracy. A poza tym, w przypadku młodszych osób, wzmacnia się własną pozycję na rynku pracy.
Charakterystyczny dla Polski inteligencki etos społecznikowski, etos misji, zmienia się, staje się nieaktualny lub przynajmniej nie opisuje całej gamy zachowań aktywnych obywateli. Polska idzie w kierunku, w którym idą kraje zachodnie, również w dziedzinie wolontariatu, który staje się jednym ze sposobów na uczestniczenie w życiu publicznym, na polepszanie własnych życiowych szans, na ciekawe spędzanie czasu. Tak że jest to działanie dla wzajemnego pożytku, zarówno dla jednostki, jak i dla społeczeństwa. {mospagebreak}
- Nie ujmując zalet, zasług i dorobku polskiemu wolontariatowi, wydaje mi się, że pewne jego formy mogą budzić wątpliwości. Jak Pani wspominała, w niektórych krajach skandynawskich uznawany jest ten „wolontariat rodzinny". Pomińmy już to, że u nas statystykę znakomicie poprawia zaliczanie do wolontariuszy tych, którzy raz do roku wesprą symbolicznym datkiem jakąś organizację charytatywną. Przecież niemałą rzeszę „wolontariuszy" skupiają organizacje sportowe, wolontariatem są też np. komitety rodzicielskie w szkołach. Często jest to działanie w interesie jakiejś grupy, a nie dla pożytku publicznego i z potrzeby serca, jeśli się już odwołać do klasycznej definicji...
- To prawda, że jest to działanie na rzecz pewnej grupy, ale zastanówmy się, czy nie jest lepiej, żeby ta grupa stosując w praktyce zasadę pomocniczości zajęła się sama sobą, niż czekała aż rząd czy społeczeństwo zrobi coś dla niej?! Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna.
- Uważam jednak, że zbyt różne działania podciąga się pod wolontariat i jest to bardzo wygodne. Na przykład, wraz ze zwiększeniem bezrobocia, wśród młodych ludzi upowszechniły się te bezpłatne staże nazywane wolontariatem. Nie zawsze jest to wolontariat, niektórzy pracodawcy po prostu wykorzystują ludzi młodych będących w trudnej sytuacji. Potem oni wpisują sobie ten staż do CV, a następny potencjalny pracodawca śmieje się, że kandydatowi nikt nie chciał dać płatnej pracy...
- Jest taka praktyka, niestety, ale nic na to nie poradzimy. Dla pracodawcy jest to rzeczywiście sposób na pozyskiwanie nieodpłatnego pracownika, który, choć ma kwalifikacje, jednak zazwyczaj nie posiada należytego doświadczenia. Ale popatrzmy na to rynkowo, chłodnym okiem. Młody człowiek, który chciałby mieć ciekawą pracę, realizować się, jednak woli mieć w CV ten staż, czasem w świetnej organizacji biznesowej czy międzynarodowej, niż nie mieć żadnego doświadczenia zawodowego i co za tym idzie, gorsze szanse na dostanie pracy zgodnie z wykształceniem. Idzie na to, gdyż i tak nie znalazł żadnej pracy, więc jednak zyskuje, mimo że jest w pewnym sensie wyzyskiwany. I trzeba pamiętać o tym trzecim, ważnym elemencie: jeśli ów stażysta wykaże się odpowiednią wiedzą, zapałem, kwalifikacjami, predyspozycjami do tego rodzaju pracy, to ma okazję zademonstrować swoje atuty i może dostać etat w tej organizacji.
Są to niepisane reguły rynku i tego nie zmienimy, tym bardziej, że młodzi ludzie, którzy uczestniczyli w tych stażach, podchodzą do tego rodzaju doświadczenia z wielkim optymizmem. Jest to po prostu wpisane w życie młodego wykształconego człowieka, że jak chce coś osiągnąć, musi być elastyczny i przedsiębiorczy, a nie oczekiwać, że skoro jest taki wykształcony i utalentowany, to rynek zagwarantuje mu pracę oraz zapewni możliwości rozwoju osobistego. {mospagebreak}
- Ale trudno to nazwać pracą dla pożytku publicznego...
- Tu znowu wracamy do definicji wolontariatu, który ma dwie główne cechy: jest dobrowolny i jest nieodpłatny. Nikt wolontariuszy nie zmusza i, owszem, nie płaci. Zresztą, jest ustawa, która reguluje sprawy wolontariatu w Polsce. To, co Pani mówi, jest wynikiem pewnego rozpowszechnionego przekonania - i można zaryzykować twierdzenie, że ma ono wpływ na to, jaki jest wolontariat w Polsce! - a mianowicie, skoro wolontariusz sam zgadza się, aby był „wykorzystywany", to nikt nie będzie chciał zostać wolontariuszem.
Proszę zauważyć, że w USA jest bardzo rozpowszechniony, zwłaszcza wśród młodzieży, niezależnie od zamożności rodziców, tzw. community service. Jeśli w Polsce rozpowszechni się to rozumienie wolontariatu jako nie tylko pracy na rzecz społeczeństwa, ale też dla samego siebie, wyjdzie nam wszystkim na dobre. Istnieje już praktyka tych staży, które są zaliczane do wolontariatu, to się nie zmieni. Oczywiście, możemy przyciągnąć więcej ludzi do tego, uważanego za właściwy, wolontariatu - altruistycznego, lecz warto uświadamiać społeczeństwu, że wolontariat jest korzystny także dla wolontariusza.
- Różne firmy, wielkie korporacje poprawiają swój wizerunek kierując pracowników do prac społecznych. Jeden z naszych socjologów powiedział kiedyś, że wolontariat to jest cnota z przymusu... Charakterystycznym zjawiskiem jest to, że cały trzeci sektor profesjonalizuje się i instytucjonalizuje. Czynnik kariery staje się dość istotny. Niedawno mówiło się o kryzysie wolontariatu...
- Byłoby niedobrze, gdyby się nie profesjonalizował i polegał tylko na ludziach, którzy są ogarnięci pasją pomagania, lecz nie zawsze wiedzą, jak robić to bardziej skutecznie. Promujmy wolontariat w różnych formach i na wszystkie sposoby. Kryzys jest raczej wytworem środków masowego przekazu. Dwa procenty w górę czy w dół to nic nie znaczy, liczą się trwałe tendencje. Nie jest ważne, ilu obywateli przyznaje się do wolontariatu, na ile jest on wymuszony przez los, rynek pracy czy korporacje. Istotne, jaki jest ten wolontariat, na ile ma służyć społeczeństwu, na ile osobom zainteresowanym. Nie ma kryzysu wolontariatu, jest proces przemiany, dotyczy on zresztą całego obszaru aktywności obywatelskiej. {mospagebreak}
- Na fali globalnych przemian pojawiają się zupełnie nowe formy wolontariatu. Można chyba do nich zaliczyć np. portale społecznościowe czy całe internetowe sieci pomocy?
- Oczywiście, wolontariat przez Internet jest wpisany w ewolucję tego zjawiska, charakteryzuje i porządkuje nam te zmiany w całym trzecim sektorze, wykorzystanie Internetu do zaangażowania się w życiu publicznym jest drogą do przodu. Wydarzenia w Egipcie i innych krajach tego regionu pokazały, jak wielka może być potęga Internetu, jak szybko można dzięki niemu zgromadzić ludzi, żeby razem działali na rzecz wspólnego dobra. Internet ewidentnie nie został doceniony przez władców jako narzędzie służące wyzwalaniu energii obywatelskiej. Na Internet trzeba właśnie patrzeć jako na narzędzie, żebyśmy sprawniej działali, realizowali swoje cele, wiedzieli, jaki jest świat i rozumieli, co się w nim dzieje.
Nie zamierzam tworzyć sielankowego obrazu wolontariatu. Pani bardzo trafnie wyłowiła jego słabe strony, a ja chciałam przedstawić jego mocne strony, a także zwrócić uwagę na to, co mogłoby pomóc rozpowszechnić praktykę wolontariatu. Jeśli już miałabym zidentyfikować jakiś minus polskiego sposobu zaangażowania w sprawy publiczne, to wymieniłabym akcje protestacyjne. Różne grupy społeczne czy grupy nacisku mają swoje racje i chciałyby polepszenia swojej sytuacji. Lecz nie wszyscy, którym z racji sprawiedliwości społecznej należałaby się pomoc, są w stanie tak działać. Metody protestacyjne są może nawet zagrożeniem dla stylu zaangażowania obywatelskiego w Polsce.
Reasumując: to, co Polska powinna promować w Europie, to wrażliwość na drugiego człowieka, zaangażowanie w sprawy lokalne, tych „małych ojczyzn" i rozpowszechnianie świadomości, że jest to sposób na konstruktywne uczestniczenie w życiu publicznym.
- Dziękuję za rozmowę.