banner

Z Wiesławem Kaczmarkiem, ministrem skarbu, rozmawia Anna Leszkowska

- Co należałoby i co można zrobić, aby polska gospodarka stała się konkurencyjna, czyli innowacyjna ?

- Moja gorzka refleksja z ostatnich lat to spostrzeżenie, iż w Polsce zanikł optymizm inwestycyjny. Wynika to pewnie z bardzo trudnych warunków pozyskiwania środków na finansowanie. Mówienie więc obecnie o innowacyjności gospodarki, której brakuje źródeł finansowania, przypomina dyskusję o teologii w gospodarce.

W Polsce nie udało się parę przedsięwzięć z tego obszaru. Po pierwsze, nie zaistniały nigdzie na dużą skalę – tak aby było to odczuwalne w strukturze handlu zagranicznego – projekty, które wiążą się z parkami przemysłowymi. Nie umieliśmy też wykorzystać myśli naukowo – technicznej dużych ośrodków akademickich na potrzeby gospodarki. To wszystko jest w fazie projektów. Ale my dzisiaj nie badamy nawet efektywności wydawania naszych pieniędzy na rożnego rodzaju programy naukowe. Dla mnie taką twierdzą konserwatyzmu i nieefektywności wydawania pieniędzy jest KBN. Jestem w kilku kapitułach nagród gospodarczych, które dotyczą innowacyjności, nowoczesności rozwiązań naukowo – technicznych i nie zauważam nadmiaru propozycji. Mimo, że środków finansujących programy naukowe i badawcze jest – mimo wszystko – sporo. Oczywiście w relacji do PKB bardzo mało, ale z tego co jest winny być jakieś plony, które się nadają do implementacji w rzeczywistości rolniczej, czy przemysłowej. Myślę, że trzeba będzie kiedyś ocenić efektywności wydawania tych środków. Bo to jest sprawa kluczowa do osiągnięcia powodzenia – jeśli nie mamy własnej myśli technicznej to stajemy się wyłącznie zapleczem kooperacyjnym. Można, oczywiście, nastawić się na eksport odtwarzalny, tzw. przerób uszlachetniający, ale to nie powinien być mechanizm dominujący. Trzeba rozwijać własny eksport.

  • Naukowcy twierdzą, że nie oni powinni zajmować się wdrożeniami...

-To można przyrównać do makroekonomistów, którzy mają teorię, w ogóle nieodczuwalną na poziomie mikroekonomicznym, a jeśli już – to przynosi wiecej strat niż pożytków. Do Polski przez ostatnie lata – poza nielicznymi przypadkami sektora motoryzacyjnego, częściowo elektroniki, telefonii i e-commerce – nie było transferów poważnych technologii. Możemy tu jeszcze mówić o przemyśle oświetleniowym, przemyśle gumowym, szklarskim, chemii gospodarczej, ale tak naprawdę nie ma poważnego transferu rewolucji naukowo – technicznej. On, niestety, Polskę omija. To jest równie dotkliwe w przemysłach surowcowych, choć zasoby surowcowe winny być dobrą materią do poszukiwań rozwiązań innowacyjnych. Bo węgiel nie musi być wyłącznie paliwem, można go wykorzystać jako surowiec chemiczny, tymczasem przemysł karbochemiczny w Polsce jest w fazie studiów naukowych. Te studia są przydatne pod warunkiem, że kończą się konkretnymi rozwiązaniami. Natomiast jeśli innowacje odbywają się w świecie wirtualnym, dyskusji miedzy naukowcami, kiedy nie ma szans na ich techniczną realizację – to praca naukowców jest mało przydatna. Bo nie następuje konsumpcja.

Innowacyjność w Polsce nie ma jeszcze jednej sprężyny rozwojowej, jaką był kiedyś przemysł zbrojeniowy. Bo innowacyjność w tym zakresie mocno ujawniała się w potrzebach technik militarnych.

Sporo natomiast wydarzyło się w kraju w zakresie innowacyjności, ale w odniesieniu do technik zarządzania. Tu dokonał się znaczący postęp, którego rezultatami winna być zwiększona wydajność pracy. Natomiast są pewne obszary, w których ten postęp jest świadomie odpychany. Takim przykładem jest cały sektor energetyczny, który technicznie jest na wysokim poziomie, ale jeśli chodzi o innowacyjność w zarządzaniu – zastosowania takich mechanizmów, które spowodowałyby radykalne zmniejszenie zatrudnienia – pozostał daleko w tyle.

Liczyłem również na to, że pewną innowacyjność wymuszą programy certyfikujące, czyli cała rodzina ISO. Innowacyjność powinna też pojawić się w przemyśle związanym z ochroną środowiska. Myślę, że tu jest duże pole do działania, gdyż dotyczy interesów własnych przedsiębiorstw: redukcji ponoszonych kosztów na rzecz ochrony środowiska, jak i zagospodarowania odpadów przemysłowych. Tego nie umieliśmy dotąd rozwiązać.

  • Takie działania są wymuszane przez układy stowarzyszeniowe z UE, nie wynikają z naszych inicjatyw …

  • Ale ja nie widzę innej metody, bo dzisiaj nie można bazować na świadomości ekologicznej przedsiębiorcy. Trzeba, niestety, nadal stosować techniki motywujące do określonych zachowań. Przedsiębiorca musi zobaczyć premię za swoją innowacyjność na rynku.

  • Jednak podkreśla się, że polski eksport właśnie teraz, mimo złej sytuacji budżetu państwa – nad podziw się rozwija...

  • Teza o rozwijaniu polskiego eksportu jest przewrotna, bo głosi to ekipa, która wypowiedziała wojnę strefom ekonomicznym


- Chyba to były wymagania Unii?


- Przede wszystkim to my sami o to poprosiliśmy – taki jest mój pogląd. Natomiast mechanizm wzrostu eksportu jest dziś kreowany wyłącznie przez przedsięwzięcia, które zostały zrealizowane w latach 1995 – 98 w strefach ekonomicznych. Bo gdyby nie było Isuzu, General Motors, Toyoty, Volkswagena, grupy Delphi – nie byłoby takich wyników. Ten przemysł – głownie motoryzacyjny zlokalizowany jest w strefach ekonomicznych i to on napędza dziś eksport.


- Czyli nie małe i średnie przedsiębiorstwa, ale zagraniczne koncerny?


- Nie wiem, czy nas dzisiaj stać na innowacje w wielkiej skali. Hasło innowacja wiąże się bowiem z innym podejściem do procesu technologicznego, do samego produktu i z inną techniką marketingu, czy sprzedaży produktu. Możemy więc dzisiaj liczyć na innowacyjność w pewnych obszarach niszowych, które mamy do zagospodarowania.


- Ale nie umiemy ich najczęściej określić, ani znaleźć...


- Bo ich poszukiwanie zwykle kończy się na określeniu premii dla znajdującego: czy oznacza ona, że będzie większa sprzedaż, czy będzie w tym obszarze ochroną przed nieuczciwą konkurencją, czego doświadczają głównie producenci towarów konsumpcyjnych przegrywając z dumpingowo ustawionymi cenami konkurencyjnych firm. Najlepszy tego przykład stanowią wyroby z Dalekiego Wschodu, produkowane często pod markami znanych firm światowych. Innowacyjność bowiem jest ucieczką przed dość wysokimi kosztami pracy w Polsce i wysokimi kosztami prowadzenia u nas działalności gospodarczej.

Innowacyjność zatem ma wówczas sens, gdy zostanie sfinansowana. Problemem przedsiębiorców polskich dzisiaj jest nie tyle znalezienie produktu, ile jego sfinansowanie. Bowiem nie ma w Polsce banku, który chciałby finansować projekt podwyższonego ryzyka, czyli innowacyjny. Bo wiąże się to z nowym podejściem do projektu, inną technologią, czy nowym podejściem do nieznanego wcześniej na rynku produktu. Także państwo nie ma instytucji, które byłyby skłonne poręczać, czy partycypować w formie leasingu w tego typu zadaniach. Do tego konieczne byłoby stworzenie krajowego systemu poręczeń kredytowych, w którym byłoby miejsce na zajęcie się przedsięwzięciami o podwyższonym ryzyku, z debiutem produktów.

Utworzyliśmy kilka lat temu Agencję Techniki i Technologii, ale ona jest w stanie wspomóc kilkadziesiąt projektów rocznie. Gdy to porównać z 3 milionami podmiotów gospodarczych w Polsce to może ona pomóc wybranym z wybranych. Z tego widać, że wsparcie ze strony instytucji państwa jest wyłącznie werbalne.


- Ale skąd można wziąć pieniądze na takie przedsięwzięcia, skoro budżet państwa jest biedny?


- Banki z racji strategii właścicieli nie są skłonne do angażowania się w projekty o podwyższonym ryzyku, ale to po części jest wina pasywnej postawy instytucji państwa, które nie dba o to, aby sponsorować, czy promować tego typu przedsiębiorstwa, czy produkty. Mamy drugą grupę instytucji finansowych, typu ubezpieczeniowego jak fundusz emerytalny, które rosną w siłę, a którym z kolei prawo zabrania podejmowania ryzyka. I jedynym mechanizmem, który może to uruchomić jest próba odwrócenia pewnego standardu prywatyzacji, czyli filozofia sprzedaży majątku, a właściwie użycia tego kapitału jako dźwigni i stworzenia systemu poręczeń kredytowych, co dałoby przynajmniej gwarancję odbicia się od dna, na którym dzisiaj się znajdujemy.

Ale mechanizm innowacyjności można wywołać również wprowadzeniem do polskiego obiegu gospodarczego innych standardów, np. wynikających z umów offsetowych. Innowacyjność w Polsce bez udziału poważnych światowych partnerów nie jest wykreowana.

- Jak praktycznie miałoby wyglądać przekazywanie środków na innowacyjność z prywatyzacji?


Jeżeli udałoby się z tych środków utworzyć krajowy system poręczeń kredytowych, jeżeli te instytucje partycypowałyby maksymalnie w 80% ryzyka razem z przedsiębiorcą, to zostałaby usunięta główna przeszkoda – zabezpieczenie majątkowe, jakiego żądały banki udzielające pożyczek na takie inwestycje.

Oczywiście, banki muszą w tym dojrzeć swój interes. Dzis nie chcą tego robić, bo dbają o interes akcjonariuszy, ale i państwo nie jest też zupełnie bezsilne, bo choć dysponuje skromną liczbą banków, to może uda się je nakłonić do myślenia pozytywnego na rzecz innowacyjności i przedsiębiorczości.


- Czy w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw państwo może pomóc?


- To, o czym mówię dotyczy prawie wyłącznie takich podmiotów, gdyż one stanowią 98% przedsiębiorstw w Polsce. Dyskutowanie dzisiaj o programie dla małych i średnich przedsiębiorstw to dyskusja o programie dla polskiej gospodarki. Misja państwa wobec tych przedsiębiorstw winna się przejawiać w utworzeniu krajowego systemu poręczeń kredytowych. Po drugie – w stosunku do tych przedsiębiorstw trzeba przełamać obstrukcję przy tworzeniu profesjonalnego samorządu gospodarczego – to musi być partner dla resortu gospodarki, a wówczas rząd będzie łatwiej trafiać w pewne oczekiwania. Trzeci element to zmiana strategii przetrwania na strategię ekspansji, co wiąże się z racjonalniejszym dostępem do finansowania działalności przedsiębiorstwa.


- Czy pieniądze pochodzące z zagranicy mogą przyczynić się do poprawy innowacyjności gospodarki, zwiększenia jej konkurencyjności?


- W to nie wierzę. Uważam, że jeśli już liczyć na pieniądze unijne, to działanie rządu winno kierować je przede wszystkim na wyrównywanie różnic regionalnych, głownie w obszarze infrastruktury. Pośrednio stworzy się wówczas lepsze warunki do prowadzenia działalności gospodarczej.


- Kilka lat temu mówił pan, że nowe technologie, które czynią gospodarkę konkurencyjną, nowoczesną, wprowadzane są do Polski tylko przez duże koncerny, w sprywatyzowanych, już niepaństwowych dużych koncernach. Czy inne przedsiębiorstwa nie mają wobec tego szans na nowoczesność?


- U nas niestety, od paru lat dominuje zasada marszu pod prąd. W strategiach makro w stosunku do poszczególnych sektorów poszliśmy na podział, zamiast na konsolidację. A gdy tworzy się większe grupy – jest większy potencjał finansowy, który można użyć do badań naukowych, definiowania i finansowania własnych badań rozwojowych, rozwiązań, czego przykładem jest choćby przemysł farmaceutyczny, energetyka. Tam nastąpiły procesy integracji wielkich z wielkimi. Natomiast w Polsce ciągle wygrywa strategia na rozbicie. A jeżeli ktoś zaczyna mówić o próbach konsolidacji, to jego antagoniści natychmiast oskarżają go o wywoływanie duchów PRL. To jest intelektualny horror.

W takim kraju jak Polska są dwie strategie. Pierwsza to konsolidacja, która pozwoli uzyskać wyższy poziom potencjału dla finansowania różnych żądań, nie tylko związanych z innowacyjnością. Druga – poszukiwanie partnerów, którzy gwarantują postęp, czyli nie traktują naszego terenu jako związanego wyłącznie z siecią dystrybucji i konsumpcji, ale są też gotowi do przesunięcia części inżynierskiej i produkcji na nasz teren. W ciągu 10 lat można na palcach jednej ręki wyliczyć ośrodki, które się pojawiły w Polsce wraz z dużymi korporacjami. Takim przykładem jest działalność firmy Delphi – Polska stała się dzięki niej centrum konstrukcyjnym amortyzatorów. Takie elementy były w strategii ABB – ale tam się dzisiaj układ zmienił. Podobnie było w koncernie Phillipsa, gdzie koncern przerzucił do nas część oświetleniówki. Można jeszcze wymienić wrocławski Polifarb i krakowski projekt Motoroli. Jeśli więc takich ośrodków nie pojawi się więcej – zdolność do tworzenia nowych rozwiązań będzie ograniczona. Bo kadra inżynierska kształcona na naszych uczelniach będzie zatrudniana do obsługi tych urządzeń, a nie do ich kreowania. Ale to w dużej mierze zależy od polityki państwa.

- Dziękuję za rozmowę.