Z prof. Wojciechem Katnerem, wiceministrem gospodarki rozmawia Anna Leszkowska
- Unifikacja dotyczy dziś nie tylko norm technicznych, ale i prawa. Jak jest ona istotna w skomputeryzowanym świecie widać w szybko rozwijającym się handlu internetowym. Czy w Polsce, gdzie tylko 6% ludności korzysta z Internetu możemy jeszcze banalizować ten nowy rodzaj transakcji?
- Oczywiście, że nie możemy i to z dwóch powodów. Przewiduje się, że 90% transakcji miedzy przedsiębiorcami określanych terminem „bussines to bussines” w przyszłości będzie przebiegać drogą elektroniczną. W ten sam sposób odbywać się będą transakcje o znacznie mniejszym zasięgu, z konsumentem. W związku z tym konieczne jest stworzenie dobrego, nowego prawa, aby uniknąć (bądź zmniejszyć) ryzyka nadużyć. A może ono być duże, gdyż transakcje nie odbywają się bezpośrednio.
Rozwój handlu elektronicznego trzeba monitorować w sposób ciągły – aby móc właściwie kształtować politykę społeczną i edukacyjną. W Polsce brakuje w tej chwili danych statystycznych odnoszących się do tej dziedziny, stąd nie umiemy ocenić skali i rangi zjawiska jakim jest e-handel. Ministerstwo Gospodarki planuje stworzyć system zbierania i przetwarzania danych umożliwiających obserwacje tych procesów, choć powinien się tym zająć także GUS.
- Jednak w swoich wypowiedziach podkreśla pan, że Polska jest w grupie pionierów, jeśli idzie o stronę legislacyjną e- gospodarki. Podobnie było w latach 60. i 70., kiedy byliśmy w czołówce państw rozwijających elektronikę. Początek więc mieliśmy dobry, ale koniec... Czy dziś, w zakresie handlu internetowego nie widzi pan zagrożeń, które zepchnęłyby nas do ariergardy?
- Na razie nie mamy czego się wstydzić: zarówno prawo bankowe z 1997 roku, jak i kodeks karny, a także ustawy o działalności gospodarczej i o ochronie niektórych praw konsumentów uwzględniają umowy zawierane drogą elektroniczną. Także polskie prawo autorskie odpowiada standardom międzynarodowym. Nawet to, co stanowi nowinkę amerykańską, w Polsce jest już od dłuższego czasu prawie gotowe, jeśli chodzi o przepisy. Jest to zrównanie podpisu kodowego elektronicznego z podpisem własnoręcznym - projekt tych zmian jest już przygotowany.
Nasza ustawa o handlu internetowym jest już poważnie zaawansowana. Według standardów międzynarodowych, do czego nas skłaniają wytyczne OECD, czy dyrektywy europejskie (z 3.05. br. oraz o podpisie elektronicznym z grudnia ub.r.) stan zaawansowania naszych prac legislacyjnych jest podobny do innych krajów.
- Czy będziemy w handlu elektronicznym wzorować się na przepisach prawa europejskiego, czy amerykańskiego, które różnią się od siebie?
- Jeśli chodzi o prawną regulację e-handlu i praktykę – nie ma różnic miedzy Europą a Ameryką. Różnice dotyczą raczej tego, co miałoby uzyskać państwo w wyniku podatków związanych z tym handlem. Europejczycy - odmiennie niż Amerykanie – ostatnio podjęli decyzję, że będą opodatkowywać te transakcje. Płaciłby ten, który kupuje.
Uważam, że jest to podejście słuszne, gdyż trudno wymagać, aby przy ogromnym rozwoju usług elektronicznych jakikolwiek kraj zgodził się nie czerpać z tego profitów podatkowych. USA patrzą na to inaczej, gdyż one w ten sposób sprzedają gros swoich produktów i nie są zainteresowane opodatkowaniem tego handlu.
- Mówi pan o tym, że Polska znajduje się w czołówce państw tworzących prawo handlu internetowego, ale jednocześnie w sprawozdaniu międzyresortowego zespołu do spraw handlu metodami elektronicznymi, któremu pan przewodniczy podkreśla się konieczność prawnego uregulowania wielu spraw...
- Nie powiedziałem, że prawo dotyczące tego zagadnienia jest już uchwalone. Na razie mamy – poza wymienionymi wcześniej – projekt najważniejszej dla e-handlu ustawy: o podpisie elektronicznym. Ta ustawa będzie pierwszą, za którą pójdą inne. Dzięki niej można będzie składać oświadczenia woli, które przy podpisaniu kodem elektronicznym będą równoznaczne ze złożeniem pisemnego oświadczenia. Niemniej ważne są także zabezpieczenia, np. danych osobowych. Tutaj Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych proponuje uchwalenie specjalnej ustawy z uwagi na szczegółowe kwestie, które wprowadzone do ustawy o ochronie danych osobowych zachwiałyby jej proporcje merytoryczne. To także wiąże się z ochroną praw autorskich – udostępniania dzieł za pomocą mediów elektronicznych. Trzeba także uregulować ustawowo sprawy związane z podatkami i cłami. Ale tych ustaw nie można uchwalić bez tej pierwszej: o podpisie elektronicznym, co powinno się stać do końca roku. W tej materii jesteśmy trochę pod presją innych krajów: Czesi mają już ustawę, Węgrzy – będą ją mieć lada dzień.
- Jaki przewidziano kalendarz prac legislacyjnych?
- Ustawę o podpisie elektronicznym, która umożliwi zawieranie umów i rozstrzyganie sporów na tle ich wykonywania chcielibyśmy mieć do końca tego roku, choć unijna dyrektywa daje nam czas do czerwca 2001 roku. Równie ważnym zagadnieniem wymagającym uregulowania prawnego jest zagwarantowanie bezpieczeństwa transakcji zapewniające identyfikację nadawcy i odbiorcy, autentyczność przekazu i szyfrowanie informacji o płatności. Musi to być zgodne z postulatem OECD odnoszącym się do ochrony konsumentów. Bez zapewnienia ochrony danych osobowych w gospodarce elektronicznej nie może przecież być mowy o jej rozwoju. I tutaj najwięcej pracy będzie mieć MSWiA, które musi się z tym uporać do połowy przyszłego roku. Najwięcej czasu na prace dostosowawcze będzie miało Ministerstwo Finansów. Ujednolicenie zasad opodatkowania i uproszczenie procedur celnych może nastąpić bowiem dopiero w chwili przyjęcia Polski do Unii Europejskiej.
-
Dziękuję za rozmowę.
(Wywiad z roku 1998, opublikowany w Przeglądzie Technicznym)