Z dr. Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem, politologiem i amerykanistą z Akademii Finansów i Biznesu Vistula rozmawia Anna Leszkowska
- Kiedy rozmawialiśmy ostatnio o ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement)*, powiedział pan, że odrzucenie tego traktatu nie zamknie tej sprawy, że co chwilę będzie się ona pojawiać pod innymi nazwami, w innych porozumieniach, paktach.
Wydaje się, że obecnie negocjowany – też w wielkiej tajemnicy - pakt transatlantycki TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership) jest w jakiejś mierze kontynuacją ACTA, choć nie budzi takiej mobilizacji społecznej jak tamta umowa.
- TTIP będzie pewnie niósł zarówno zagrożenia jak i szanse. Sądzę, że jeżeli zostanie podpisany, ratyfikowany, wejdzie w życie i będzie funkcjonować – ogólny jego bilans okaże się pozytywny, choć nie czysto pozytywny. Przyniesie nie tylko korzyści, ale i szkody, bo ma różnego rodzaju wady.
- - Z przecieków z negocjacji umowy TPP (Trans-Pacific Partnership) – między USA a państwami Pacyfiku - wynika jednak, że pozycja USA jest w tym pakcie dominująca, na niekorzyść państw Pacyfiku. Może zatem jest się czego obawiać w Europie przy negocjacjach TTIP?
- Stanom Zjednoczonym trudno jest zdominować Unię Europejską – jest zbyt potężna i bogata i doświadczona ekonomicznie, a jej gospodarka jest największa na świecie. Już sam fakt tej potęgi pozwala uniknąć jednostronnych ustępstw i uzależnienia. Na dodatek w handlu międzynarodowym UE jest dużo większą potęgą niż USA.
Odnośnie obecnie negocjowanego traktatu TTIP, kwestie własności intelektualnej stanowią tylko jego część i to nie najważniejszą.
Warto tu zwrócić uwagę na jego wszechstronne, globalne skutki, których ocena nie może być jednoznaczna. Najważniejszym z nich jest wpływ na handel, inwestycje i całe stosunki ekonomiczne UE i USA z resztą świata. Klasyczna teoria międzynarodowej integracji gospodarczej przestrzega przez sytuacjami, w których integracja danego obszaru - w szczególności znoszenie barier celnych, handlowych, ekonomicznych - powoduje, że wymiana i współpraca zostaje sztucznie odciągnięta z zewnętrznego świata do wnętrza obszaru zintegrowanego. Handel, produkcja, inwestycje, zyski wewnątrz tego obszaru rosną, ale jednocześnie często występuje większa strata na współpracy, wymianie, stosunkach z krajami i regionami znajdującymi się na zewnątrz tej twierdzy.
- Ale może takie „ogrodzone osiedle” jest krokiem do tworzenia coraz większych takich obszarów, aby w końcu powstał jeden, zawierający w swoim wnętrzu cały glob?
- Istnieje światowe porozumienie jak WTO (najpierw GATT), które ma charakter uniwersalny. Wszystkie regionalne miały być tylko wyjątkami, a nie środkiem do osiągnięcia takiego celu. Uniwersalizm GATT miał właśnie zapobiec rozpadowi świata na bloki handlowe złożone z kilku, czy kilkunastu państw, imperialne, postimperialne i podobne.
Taki podział i rozdrobnienie nastąpiło bowiem w latach trzydziestych XX wieku (jako reakcja na wielki kryzys z 1929 roku) - nie po raz pierwszy zresztą, ale wówczas w największej mierze i z największymi szkodami dla gospodarki światowej. Powstały wówczas najróżniejsze umowy bilateralne tworzące gęstą i nieprzeniknioną sieć przywilejów i dyskryminacji.
Uniwersalizm GATT i później WTO - całego światowego porządku ekonomicznego z Bretton Woods z 1944 roku - był najlepszym środkiem zapobiegawczym przeciwko temu rozdrobnieniu i szkodom, jakie ono powodowało. Poza tym miał stworzyć nowe szanse, jakich świat nie miał podczas pierwszej globalizacji - na przełomie XIX i XX wieku, przed I wojną światową.
Jeśli teraz powstanie zbyt wiele i zbyt mocnych regionalnych paktów handlowych, inwestycyjnych czy innych, a zarazem uniwersalna liberalizacja nie będzie się posuwać naprzód, czeka nas kolejne rozdrobnienie. Z tego punktu widzenia nie jest dobrze, że powstają takie porozumienia, kiedy WTO stoi w miejscu. Od ponad 20 lat bowiem nie osiągnięto żadnego sukcesu w rokowaniach w obrębie WTO.
Ale jest też aspekt polityczny i cywilizacyjny takiego paktu, wpływający – i to bardzo mocno - na jego aspekt ekonomiczny. Można mieć wątpliwości, czy integracja głównych potęg Zachodu (czy inaczej - Północy) nie wywoła na reszcie świata wrażenia, że oto najbogatsi zamykają się we własnym gronie. Że powstaje twierdza ze strzelnicami skierowanymi na resztę świata, z murami okolonymi drutami kolczastymi.
Obecnie protesty reszty świata są wobec tych faktów stosunkowo łagodne, ale chyba dlatego, że owa „reszta” uważa za mało prawdopodobne wejście tego traktatu w życie. I nie dlatego, że poprzednia próba w postaci ACTA się nie powiodła.
Żeby rozumieć obecnie negocjowany traktat, trzeba spojrzeć na mapę świata i regionalne oraz międzyregionalne bloki. Otóż w latach osiemdziesiątych pojawiła się na świecie (a zwłaszcza w USA) bardzo mocna obawa, że z chwilą dokończenia budowy wspólnego rynku przez ówczesne Wspólnoty Europejskie powstanie „twierdza Europa” – bogata, dynamiczna, do której reszta świata nie będzie mieć dostępu. (A wówczas już postęp w rokowaniach uniwersalnych w ramach GATT był bardzo trudny). Amerykanie wówczas zareagowali pomysłem w swoim stylu, czyli w skali globalnej, żeby stworzyć sieć bloków regionalnych lub międzyregionalnych. USA zamierzały być jedynym krajem należącym do wszystkich tych bloków, a tym samym – ich łącznikiem.
To miały być trzy bloki. Pierwszy - transatlantycki – między NAFTA (North American Free Trade Agreement) a Wspólnotami Europejskimi i potem UE, gdzie rokowania były zaawansowane, nie był tak szczegółowy jak TTIP, lecz bardziej ramowy. Był też bardziej ambitny – miała nastąpić ogólna liberalizacja we wszystkich dziedzinach, szczegóły dotyczyły raczej wyjątków (dziś wszystko jest wyjątkiem).
Drugim blokiem miała być NAFTA, która szybko powstała (weszła w życie w 1994 roku). Było to jedyne porozumienie, które się USA udało w pełni. NAFTA miała być zalążkiem właściwego, w większej skali drugiego bloku, który miał mieć charakter panamerykański i obejmować obszar od Kanady po Chile i Argentynę. I to się nie udało wskutek kulturowego i politycznego oporu – mniej ekonomicznego.
Trzeci miał być blok Pacyfiku i on się udał, ale tylko dlatego, że został skonstruowany w miękkiej, łagodnej formie, w postaci APEC (Asia-Pacific Economic Co-operation), czyli bez traktatu, a tylko z dobrowolnymi porozumieniami o charakterze politycznym. Bez mocnej struktury organizacyjnej, bez pełnej integracji i bez jednakowego traktowania wszystkich krajów. Jest to proces indywidualnej liberalizacji we wspólnie przyjętym kierunku. Trudno to nawet nazwać blokiem, jest to raczej ugrupowanie.
Po tych wszystkich niepowodzeniach (poza NAFTA) w konstruowaniu globalnych paktów, Amerykanie poszli zatem ostro w stronę dwustronnych porozumień, które tworzą gęstą sieć na świecie.
Widać więc, że dwie nowe inicjatywy – jedna wspólna, amerykańsko-europejska (TTIP), a druga amerykańska (TTP) – były wymyślone już ponad 25 lat temu. Obie upadły ostatecznie pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Te ćwierć wieku jest jednak na tyle długim czasem, żeby opinia publiczna zapomniała o nich i obecnie potraktowała jako nowe.
Wszystkie wątpliwości jednak, które im wówczas towarzyszyły, istnieją także dzisiaj. W szczególności – skutków dla reszty świata – zarówno twardych, ekonomicznych, jak i miękkich, kulturowych, cywilizacyjnych i politycznych, które wpływają na gospodarkę. Ten ponowny ruch w stronę bloków – nie uniwersalnych, ale skupiających tylko Zachód lub Północ - budzi poważne wątpliwości co do ostatecznego bilansu ich uczestników. Czy rzeczywiście będzie lepiej, kiedy UE znajdzie się bliżej USA, jednocześnie oddalając się od reszty świata, potęg azjatyckich i ważnych innych krajów i regionów łącznie z Rosją, krajami arabskimi, afrykańskimi i innymi?
- Poza obawami związanymi z własnością intelektualną, tak ważną przy ACTA, obecne obawy dotyczą także mechanizmu ISDS (Investor-state dispute settlement), który może narazić państwa członkowskie na ogromne straty w związku z arbitrażem rządzącym się swoimi prawami. Polska, która podpisała umowy dwustronne na początku lat 90. już ponosi tego konsekwencje finansowe. Czy to rzeczywiście może być dla nas tak groźne?
- Te mechanizmy tutaj nic już nie zmienią, bo one są obecne już od lat dziewięćdziesiątych w umowach bilateralnych BIT (Bilateral Investment Treaties), których zawarto około 3000. Ponadto, ISDS nie jest tak groźny jak się wcześniej obawiano.
TTIP jest groźniejszy na obszarze objętym przez ACTA. Traktat ACTA nie wszedł w życie (ratyfikowała go tylko Japonia – chyba tylko dlatego, że była współautorem) i jeśli by TTIP wprowadził jej zapisy w UE, byłoby to gorsze niż mechanizm ISDS.
ACTA jednak nie ma szans wejść w życie jako mechanizm uniwersalny, toteż gdyby te same treści jakie są w ACTA zostały przemycone w TTIP, obowiązywałyby wszystkie państwa członkowskie UE. Co gorsza, stworzyłoby to wzór promieniujący na zewnątrz. Bo skoro coś stało się standardem w 28 państwach UE i w USA, to można się łatwo domyślać, że pozostałe kraje Zachodniej Europy– EFTA (European Free Trade Association), czy kandydujące do UE - byłyby pod wielką presją, zobowiązane do akceptacji takiego układu. Mogłoby to dotyczyć około 40 krajów, co stworzyłoby potężny trzon nie tylko ekonomiczny, ale w sile głosów w stosunkach międzynarodowych. To z kolei wywierałoby presję na resztę świata. Tutaj zatem stawka jest najwyższa, bo odrzucone zapisy układu ACTA mogą być wprowadzone tylko przez TTIP, bocznymi drzwiami. A USA znane są z tego, że przy pomocy traktatów handlowych usiłują uniwersalizować różne swoje wewnętrzne idee i regulacje.
Dziękuję za rozmowę.
*Tu chodzi o wolność O ACTA pisał również w SN prof. Andrzej Wierzbicki - ACTA a konflikt o własność wiedzy