banner

Przedstawiamy fragment najnowszej książki prof. Andrzeja Karpińskiego Jak ja to widziałem*. Autor- ekonomista związany przez prawie 40 lat z Komisją Planowania przy Radzie Ministrów, zajmujący się od 1948 roku polityką gospodarczą państwa, polityką przemysłową, prognozowaniem i studiami nad przyszłością, przedstawia w niej kolejne etapy rozwoju polskiej gospodarki w PRL i przyczyny jej upadku po 89 roku. Poniższy fragment dotyczy oceny prywatyzacji zakładów przemysłowych. (red.)

 

Przechodząc z kolei do mojej własnej oceny zmian w przemyśle po 1989 roku, muszę stwierdzić, że w tak głębokich przemianach jak transformacja ustrojowa, kluczową rolę obok rozwiązań ekonomicznych odgrywa zawsze klimat społeczny i polityczny, jaki tym zmianom towarzyszy, bo albo je ułatwia, albo utrudnia. Obserwując te procesy u nas, mogę stwierdzić, że klimat polityczny i społeczny dla tych zmian w przemyśle był u nas wyjątkowo niekorzystny i znacznie gorszy niż w innych krajach transformacji ustrojowej (może poza wspomnianą wyżej byłą NRD).

Moim zdaniem złożyły się na to co najmniej cztery główne przyczyny:

  • Pierwszą z nich była zbyt pospieszna realizacja tych zmian. W jednej ze swoich wypowiedzi, wspomnianej już wyżej, z zadziwiającą wręcz szczerością, wyraził to sam prof. L. Balcerowicz. Stwierdził z całym cynizmem, że „zależało mu najbardziej na tym, aby świadomość ujemnych skutków tych reform dla szerokich grup ludności, jak masowe bezrobocie, dotarła dopiero wtedy, gdy zmiany te będą już nieodwracalne”.

  • Drugą tego przyczyną było dążenie kolejnych rządów, w tym także rządów deklarujących się jako lewicowe, do całkowitego wycofania się z zarządzania przemysłem krajowym i wyzbycia się w ten sposób ze związanych z tym kłopotów. Tym bardziej, że ówczesne rządy czuły się słusznie zupełnie niekompetentne do ich rozwiązania. W moim przekonaniu najlepiej wyraziła to Małgorzata Wojtowicz – jedna z publicystek „Dziennika – Trybuny”, gdy stwierdziła: „Liberalno- prawicowa polityka naszego rządu prowadzi do tego, by wszystkie zakłady przemysłowe zostawić własnemu losowi, nie inwestować w ich rozwój, a resztki sprywatyzować, zlikwidować lub sprzedać za bezcen i pozbyć się kłopotu”.

  • Trzecią tego przyczyną była, wynikająca z tych intencji, wrogość kolejnych rządów do własnego przemysłu państwowego, demonstrowana na każdym kroku. Występowała ona też w rządach deklarujących się jako lewicowe. Tę wrogość potwierdza prof. K. Modzelewski w swych wspomnieniach. A nie można przecież posądzać go o niechętny stosunek do prywatyzacji. Stwierdził on: „Po wejściu w życie ustaw wprowadzających gospodarkę rynkową mój przyjaciel i doradca Waldemar Kuczyński powiedział do mnie: „Co jest, powinny [zakłady państwowe przemysłowe – dop. autora] już upadać, a nie upadają”.
    Podobny wydźwięk miała wypowiedź prof. M. Króla – w artykule o znamiennym tytule „Byliśmy głupi”. Napisał on: „Pamiętam świetnie wizytę u Tadka Syryjczyka, który był wtedy ministrem przemysłu. Pytam go: „A jak tam Nowa Huta?”. On na to z dumą: „Zbankrutują w pół roku, bo wolny rynek ją skasuje. I będzie prywatna”.

    Nikt nie przejmował się konsekwencjami tego procesu dla rynku pracy. Chodziło głównie o likwidację wielkich zakładów przemysłowych, a nie troszczono się, co będzie z ludźmi w nich zatrudnionymi. Nawet nie próbowano tego ukrywać. Z lektury prasy zagranicznej wynika, że autorzy tej reformy czasem bardziej obawiali się sukcesu własnych przedsiębiorstw państwowych niż ich upadku […].

  • Czwartą z tych przyczyn były błędy w samej koncepcji prywatyzacji, chociaż była ona konieczna i nieuchronna. Umożliwiły rozkradanie naszego majątku publicznego w szerokiej skali, szerszej niż w innych krajach transformacji. A równocześnie sprzedaż ich za bezcen. Prof. K. Poznański oceniał, że często nie większą niż 10–20% ich wyceny na rynku światowym.
    W tej sprawie całkowicie podzielam więc krytyczną ocenę naszej prywatyzacji przez wybitnego znawcę tej dziedziny dr. Ryszarda Ślązaka, o wieloletnim doświadczeniu z pracy w Ministerstwie Finansów oraz prof. J. Tittenbruna z Poznania.

W rezultacie nasz proces prywatyzacji przemysłu wyróżniał się szeregiem cech specyficznych, nie występujących w tym procesie w innych krajach transformacji, a nie zawsze dla nas korzystnych, a raczej przynoszących duże straty.

Za najważniejsze w niej błędy uważam:

1) Dopuszczenie do masowej spekulacji gruntami poprzemysłowymi, która u nas wystąpiła z największą siłą. Uznaliśmy to w naszej ocenie za główną przyczynę około 1/3 nieuzasadnionych i niepotrzebnych likwidacji zakładów. Dlatego likwidacja ta wystąpiła z największym nasileniem tam i w tych miastach, gdzie cena gruntów pod budowę była najwyższa. A to dotyczyło głownie dużych miast, zwłaszcza Warszawy, Łodzi, Wrocławia i Poznania. Tereny poprzemysłowe były w nich przejmowane głownie przez deweloperów dla komercyjnego budownictwa mieszkaniowego, budowy domów towarowych o dużej powierzchni, obiektów sportowych m.in. słynnych aquaparków. Było wiele przypadków, że zakład przemysłowy sprzedawano za cenę niższą od wartości gruntu, na jakim on stał. A już absolutnym nonsensem i marnotrawstwem było przeznaczanie gruntów poprzemysłowych wyposażonych w infrastrukturę przemysłową pod budownictwo mieszkaniowe.

2) Drugą najbardziej negatywną cechą i zjawiskiem występującym u nas na szeroką skalę, a niezwykle krytycznie ocenianym w profesjonalnej literaturze nawet zachodniej, była sprzedaż zakładów w częściach, co tam nazywane jest asset-striping, czyli rozerwanie jedności procesu produkcyjnego w danym przedsiębiorstwie. Doszło w rezultacie u nas do licznych przypadków przekształcania części przedsiębiorstwa w odrębne przedsiębiorstwo, z reguły najbardziej atrakcyjne dla zagranicznych inwestorów, a pozostawianie w gestii państwa pozostałej części niezdolnej już do rozwoju i skazanej tylko na sprzedaż, likwidację lub zniszczenie. 
Inną formą rozrywania jedności produkcyjnej zasobów był wywóz za granicę do krajów macierzystych wyposażenia i maszyn z zakładów sprywatyzowanych, co wystąpiło u nas na większą skalę niż w innych krajach transformacji. Na największą skalę zjawiska te wystąpiły w zakładach „Elwro” we Wrocławiu, Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie i Starachowicach, zakładach dziewiarskich „Bistona” w Łodzi, w zakładach kablowych w Ożarowie i wielu innych zakładach sprywatyzowanych.

3) Na wyjątkowo u nas dużą skalę pojawiła się praktyka „wrogich przejęć”, polegająca na zakupie zakładu nie dla kontynuacji jego dalszego rozwoju, ale jak najszybszej likwidacji. Było to w istocie przejęciem lokalnego rynku dla własnych towarów, a nie dla rozwoju miejscowej produkcji. Ta forma, w istocie patologiczna, przybrała u nas najszerszy zasięg. Taka praktyka była w wielu krajach zakazana i groziła konsekwencjami karnymi. U nas pozostawiono całkowitą w tym swobodę nowym właścicielom, kosztem interesów naszego kraju. W rezultacie udział „wrogich przejęć” w całej wartości sprywatyzowanych zakładów wyniósł u nas około 23%, podczas gdy w krajach zachodnich nie więcej niż 10–12%, a więc był u nas 2-krotnie wyższy.

4) Jedną z cech różniących naszą prywatyzację od realizowanej w innych krajach transformacji była bardzo duża rola w tych operacjach przyznana „głównym księgowym”. Oznaczało to nadanie nadrzędnej roli w tych operacjach jej aspektom finansowym ponad względy ekonomiczne i techniczne, a więc merytoryczne.

5) Jednak błędem w procesie prywatyzacji najbardziej odczuwalnym w opinii publicznej i mających największe konsekwencje polityczne było całkowite zignorowanie wpływu likwidacji przemysłu na sytuację i pozycję miast, w których poprzednio zakłady likwidowane odgrywały funkcje „miastotworcze”. Dlatego całkowicie podzielam opinię prof. Bolesława Domańskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i prof. Przemysława Śleszyńskiego z PAN, że: „upadek przemysłu w wielu miastach polskich spowodował upadek i degradację ich pozycji”. A wyraźnie szkodliwą rolę z tego punktu widzenia odegrała reforma
podziału administracyjnego kraju z 1999 roku i likwidacja nowych miast wojewódzkich utworzonych w 1975 roku, co przerwało lub osłabiło bardzo dynamiczny ich rozwój i postęp cywilizacyjny, a spowodowało odpływ lepiej przygotowanych kadr, a równocześnie osłabienie motywów do przenoszenia się do miast ludności zamieszkałej na wsi.

Największy zakres likwidacji zakładów przemysłowych nastąpił w tych miastach, w których ceny gruntu kształtowały się na najwyższym poziomie, co z reguły dotyczyło miast największych i w największym stopniu dotknęło Warszawy, Łodzi, Wrocławia, Poznania.
W tym świetle może budzić uzasadnione zdziwienie raport Forum Obywatelskiego w Łodzi, opracowany pod egidą prof. Balcerowicza. Główna teza tego raportu sprowadza się do stwierdzenia wielkiego sukcesu, jaki rzekomo osiągnęła Łódź w dostosowaniu do wymogów gospodarki rynkowej i w adaptacji do nowego systemu. Jest to szczególnie cyniczne, jeżeli uwzględnić fakt, że właśnie Łódź poniosła największe straty, w dużej części nieuzasadnione obiektywnie w swym przemyśle.
Na 161 większych zakładów przemysłowych o zatrudnieniu ponad 100 osób każde, aż 107 uległo likwidacji, czyli 66%. A to oznaczało, że z każdych 3 istniejących zakładów dwa z nich zostały zlikwidowane. Był to największy odsetek w kraju, ponad 2-razy wyższy niż średnio. Miało to nieuchronne konsekwencje w postaci masowego odpływu już na stałe ludności z miasta.
Ludność Łodzi zmniejszyła się o 165 tys., to jest o około 20%. Był to największy w kraju spadek liczby mieszkańców obok Katowic i Wałbrzycha. Jest to już katastrofa demograficzna. Bo z reguły najszybciej odpływa ludność w wieku największej aktywności zawodowej, a zwłaszcza ludzie młodzi. Dlatego największe szkody z powodu likwidacji własnych krajowych zakładów przemysłowych ponieśli ludzie młodzi. Bo to właśnie oni mieli kierować własnymi zakładami, a zamiast tego odgrywają jedynie pomocniczą rolę w firmach zagranicznych.

Z kolei szereg miast w wyniku likwidacji większości zakładów straciło w ogóle charakter miast przemysłowych. W najszerszej mierze dotknęło to takich miast m.in. jak: Grudziądz, Końskie, Łapy, Włocławek, Piotrków, Wałbrzych i wielu innych. Utraciły one całkowicie swą funkcję przemysłową, z czym z reguły łączyło się zasadnicze pogorszenie warunków egzystencji i ucieczka ludności z tych miast.
W bardzo dużym stopniu dotyczyło to też Warszawy (zwłaszcza dzielnicy Wola i Służewiec, które praktycznie jako dzielnice przemysłowe przestały istnieć). Natomiast w stolicach zachodnich przemysły wysokiej techniki są lokalizowane na szeroką skalę ze względu na najliczniejszą tam z reguły bazę naukową i badawczą.

Najbardziej ujemne konsekwencje likwidacji zakładów przemysłowych wystąpiły jednak w tych miastach, w których istniał tylko jeden większy zakład przemysłowy o zatrudnieniu ponad 100 pracowników, a który został zlikwidowany. A takich miast było aż 220, na ogólną ich liczbę 940, czyli ponad 1/4 (28% wszystkich miast w Polsce).
Politycznym skutkiem tego była przegrana liberałów w wyborach parlamentarnych i utrata władzy państwowej w roku 2015.

Przechodząc już do podsumowania rozważań zawartych w niniejszym rozdziale, widzę potrzebę odpowiedzi na jeszcze jedno pytanie: Jak w sumie oceniać te zmiany?

Sam ich kierunek na zwiększenie udziału kapitału zagranicznego w przemyśle w Polsce był słuszny i zgodny z założeniem przyjętym u progu transformacji. Stanowiło to bowiem warunek stworzenia w Polsce gospodarki rynkowej, co bez otwarcia naszej gospodarki na rynek światowy i konkurencję zagraniczną byłoby wręcz niemożliwe. Równocześnie stwarzało to szansę na przejście do nowoczesnego modelu rozwoju, który charakteryzuje się dziś na całym świecie szerokim otwarciem dla inwestycji zagranicznych w różnych dziedzinach przemysłu krajowego.

Ale równocześnie niepodważalnym faktem jest, że:

1. Największym błędem naszej prywatyzacji był brak jakiegokolwiek jej uzgodnienia z celami działania państwa w stosunku do przemysłu krajowego, co powinno znaleźć wyraz normalnie w polityce przemysłowej państwa. A właśnie zgodność polityki prywatyzacji z polityką przemysłową jest elementarnym warunkiem skuteczności obu tych polityk. Tego u nas całkowicie zabrakło. W rezultacie prywatyzacja realizowała często cele sprzeczne z polityką przemysłową, co doprowadziło do wielkich strat.

2. Zasięg przejęcia tych dziedzin przemysłu przez kapitał zagraniczny okazał się znacznie większy niż się tego spodziewano i przewidywano u progu transformacji, i co wyraźnie zaskoczyło krajowych decydentów i autorów tej koncepcji.

3. Udział kapitału zagranicznego w przemyśle w Polsce należy obecnie do najwyższych w Europie, poza małymi krajami, jak Irlandia, Litwa, Łotwa czy Estonia.

4. Udział ten przekroczył granicę 40%, a więc wspomniany wyżej poziom, który ocenia się jako niebezpieczny, bo powoduje groźną już utratę wpływu przez państwo macierzyste na procesy rozwojowe w tych dziedzinach.

5. W gałęziach opanowanych przez firmy zagraniczne następstwem tego był z reguły jakościowy wzrost cen wyrobów wytwarzanych w tych branżach w stosunku do ich poziomu w zakładach krajowych, a to oznaczało jakościowy wzrost wydatków na zakup tych wyrobów i usług finansowanych przez budżet państwowy. Dodatkowo obciążyło to budżety rodzin, a więc całe społeczeństwo (patrz np. leki).

Bezsporne jest, bo potwierdzone przez praktykę, że kapitał zagraniczny wchodzący na rynek Polski, nie wykazał oczekiwanego zainteresowania budową tu nowych zakładów przemysłowych wysokiej techniki, ani ich nowoczesną restrukturyzacją, co wymagało zwłaszcza budowy nowych zakładów w tych przemysłach. A przynajmniej rzeczywiste zainteresowanie rażąco odbiegało od naszych
oczekiwań. Całkowicie zawiódł zwłaszcza, zapowiedziany przez prof. Balcerowicza, napływ kapitału zagranicznego USA do naszego przemysłu, a jego zainteresowanie kierowało się raczej na inne kierunki, zwłaszcza usługi (jak np. koncern „Discovery”).

Tak radykalne zmiany w tym okresie umożliwiły z drugiej strony osiągnięcie przełomów technologicznych w szeregu dziedzin przemysłu 
i gospodarki na skalę niemożliwą do osiągnięcia bez ekspansji u nas kapitału zagranicznego, co oznaczało w rezultacie przełom w poziomie cywilizacyjnym naszego społeczeństwa (informatyzacja, telekomunikacja, motoryzacja itp.). Dlatego szereg niekorzystnych zjawisk i niepowodzeń można w jakimś stopniu uznać za cenę uzyskanego w tym okresie postępu i niepodważalnych osiągnięć pod tym względem.
Andrzej Karpiński

*Recenzję tej książki - Ocalenie od zapomnienia -  zamieszczamy w tym numerze.

Tytuł i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.