Ekonomia bez dogmatu
Dawna myśl społeczna oparta była na idei prawa naturalnego, czyli na przeświadczeniu o istnieniu uniwersalnych reguł, należących do natury rzeczy, wyrażających niezależny od ludzkiej woli porządek świata, możliwy do odkrycia wysiłkiem rozumu. Idea tak rozumianego prawa nie jest dziś zbyt często przywoływana, ale nie straciła mocy: prawem naturalnym jest choćby każde poprawne twierdzenie naukowe.
Prawo naturalne, ponadczasowe, samoistnie prawdziwe i sprawiedliwe, przeciwstawiano prawu stanowionemu, zmiennemu, często stronniczemu i niesprawiedliwemu, wymagającemu kodyfikacji oraz przymusu. Prawo narzucane z pogwałceniem ludzkiego poczucia sprawiedliwości okazywało się zazwyczaj nieskuteczne i nietrwałe, a przy tym, w czasie swojego obowiązywania, szkodliwe moralnie i ekonomicznie. Oczywistym ideałem byłaby zgodność prawa stanowionego z naturalnym, ideałem moralnym – godzącym prawo ze sprawiedliwością, ideałem ekonomicznym – redukującym kosztowny przymus.
Przykładem zderzenia prawa naturalnego z prawem stanowionym są obecne próby narzucania sieci WWW sprzecznego z jej naturą systemu prawnego, służącego do tej pory gospodarce dobrami rzadkimi, którą zajmuje się tradycyjna ekonomia. Takie dobra trudno w sieci znaleźć, a zatem nie ma tam wprost zastosowania dotychczasowa myśl ekonomiczna. Substancją fizycznego świata jest materia, której przyrodzone są szczególne prawa, od dawna badane naukowo i oswojone legislacyjnie. Substancją świata sieci jest informacja, której prawa, odmienne od praw materii, są dość niedawno rozpoznane przez naukę i jeszcze obce dla systemu prawnego, który przez to, w zetknięciu z nimi, przyjmuje groteskowe i budzące sprzeciw formy.
Kompleksowej ekonomii sieci, zgodnej z jej naturalną gospodarką oraz jej naturalnym prawem, jeszcze nie sformułowano. Wprawdzie różni badacze uświadamiają sobie odmienność gospodarek sieci i Ziemi, lecz zazwyczaj opisują to w tradycyjnych, ziemskich kategoriach pojęciowych, w których sieć prezentuje się paradoksalnie, rewolucyjnie, a co najmniej egzotycznie. Nawet najodważniejsi autorzy, nie cofający się przed rewizją podstaw współczesnego kapitalizmu, raczej nie formułują nowych alternatyw, lecz szukają inspiracji w starych, jak ekonomia daru, kredyt społeczny czy komunizm.
W tej pracy, nie zamykając się w kategoriach którejkolwiek ze szkół ekonomicznych, lecz raczej w duchu prawa naturalnego, zarysujemy podstawy ekonomii, właściwej dla świata opartego bardziej na logice niż na fizyce, w którym dobrem rzadkim nie jest materia ani przestrzeń, lecz raczej inwencja lub czas, gdzie do stwarzania wartości nie jest konieczna ziemia czy kapitał, ale raczej kreatywność. Taka jest naturalna ekonomia sieci.
Nowy świat w opisie starej ekonomii
Sieć ma dwadzieścia parę lat i chociaż wciąż rośnie i rozwija się, widać już zarysy jej dojrzałej postaci. Opisywano je w najróżniejszych aspektach i w przeróżnych formach – od poetyckich manifestów po monumentalne tryptyki: literackie, filmowe i naukowe. Badano rozwój sieci jako medium i jako środowiska, jej wpływ na biznes, na stosunki gospodarcze, prawne, społeczne, na władze i na kulturę. Przewidywano też dalekie antropologiczne, religijne i ewolucyjne konsekwencje sieci.
Badano różnoraki wpływ sieci na gospodarkę, tę, jaką znamy. Budowano też w sieci i dla sieci rozmaite utopie oraz alternatywne modele gospodarcze. Tworzono sieciowe waluty i systemy rozliczeń. Dostrzegano nową filozofię gospodarczą sieci, nazywano ją wikinomią ekonomią wrażeń, ekonomią uwagi, ekonomią usieciowioną, ekonomią idei, cyber-komunizmem, commonizmem. Ekonomia mainstreamu uznaje jednak te opisy i projekty za egzotyczne lub marginalne.
Sieć traktowano jako komunikacyjną nakładkę na dotychczasową gospodarkę, jako jej uzupełnienie bądź też jako zjawisko pozagospodarcze. Sieć uważano przede wszystkim za medium, wzbogacające topologię społecznych sieci i zwiększające efektywność tradycyjnie rozumianych rynków, nie wymagające jednak dla swego opisu większej zmiany kategorii pojęciowych.
Gdyby nawet uznawać sieć za tylko medium, to trzeba by ją lokować wśród mediów kluczowych, jak mowa, pismo albo druk. Sieć powinna nieść zmianę cywilizacyjną podobną, jak one. Różnica pomiędzy człowiekiem sieci a człowiekiem sprzed sieci, mogłaby co do swej skali przypominać co najmniej różnicę między człowiekiem współczesnym a człowiekiem średniowiecza, jaką wiążemy z drukiem, zapewne różnicę między człowiekiem cywilizowanym a pierwotnym, jaką kojarzymy z pismem, najdalej różnicę między człowiekiem a małpoludem, którą łączymy z mową.
Podobnie, różnica między gospodarką ery sieci, a gospodarką sprzed tej ery powinna być porównywalna z różnicami, które dzielą prehistorię od antyku lub średniowiecze od współczesności. Tak wielkie różnice raczej nie definiują aberracji, niszy albo peryferiów, ale prędzej silną alternatywę. To może zapowiadać nową epokę gospodarczą, z inną ekonomią, z innymi pojęciami bogactwa, produkcji, konsumpcji, wartości, własności, dóbr rzadkich, dóbr publicznych, rynku.
Sieć niesie rewolucję, która obejmie nie tylko doktryny ekonomiczne i nie tylko prawa gospodarcze. Kapitalizm, komunizm, bogactwo, praca, demokracja – wszystkie te pojęcia muszą być na nowo i bez uprzedzeń przemyślane. Niektórzy nawet twierdzą, że trzeba będzie na nowo budować pojęcie człowieka, zresztą i samego człowieka też. Spodziewane zmiany będą raczej burzliwe, a ich skutki trudne dziś do ogarnięcia w ramach starych paradygmatów.
Zmienność gospodarki, zmienność ekonomii
W epoce antyku możliwe było budowanie piramid, w średniowieczu katedr, w sieci możliwa stała się Wikipedia. Każde z tych dzieł było powiązane ze specyficzną antropologią, kulturą i ekonomią, trudnymi do odtworzenia w innych epokach. W kategoriach dzisiejszej ekonomii niezrozumiałe, a przynajmniej nieuzasadnione, jest nie tylko wzniesienie piramidy, ale też utworzenie Wikipedii.
O ile pierwszą można by dzisiaj uznać za anachroniczne, nieracjonalne dzieło niewolnictwa, to druga jest jak najbardziej nowoczesna, a przecież również urąga wszelkim zasadom nauk ekonomicznych. Teoretycznie, naukowo rzecz biorąc, tak bez hierarchii, przepisów, kapitału, władzy – nie daje się przecież budować podobnie złożonych i rozległych dzieł, prawda? Cóż, tym razem to nie rzeczywistość, lecz nauka okazuje się anachroniczna.
Koczownik rozumie ekonomię stepu, rolnik ekonomię upraw, kupiec ekonomię handlu, rzemieślnik produkcji, fabrykant przemysłu, a bankier finansów. Nie ma jednej, wiecznie uniwersalnej ekonomii, a zmiany myśli ekonomicznej to nie tylko postęp metodologiczny, ale też podążanie wiedzy za zmieniającym się jej przedmiotem – gospodarką.
Kiedy gospodarka organizowała się wokół upraw, ekonomia zajmowała się ziemią oraz pracą na niej. Wraz z bogaceniem się społeczeństw i rozrostem miast, ekonomia zaczęła się skupiać na handlu oraz wytwórczości. Wynalazek maszyn i rozwój przemysłu doprowadził potem do całkowitej dominacji produkcji, co też ukształtowało ówczesną myśl ekonomiczną. I w końcu nastąpił rozrost finansów oraz powszechna fiksacja na nich, która ogarnęła też ekonomistów.
Teraz mamy nowość 21. wieku – sieć, która zdaje się zmieniać wszystko. Tworzy własną rzeczywistość, niezwiązaną geografią, geometrią, chemią. Trudno też oczekiwać, aby utrzymały w niej moc wszystkie stare prawa i pojęcia dotychczasowych nauk, również ekonomicznych.
Jaka zatem jest gospodarka sieci? Nie rola sieci w gospodarce, zwanej realną, lecz wewnętrzna rzeczywistość świata sieci. Nie epickie kreacje różnych gier, ale obiektywna rzeczywistość, zwana wirtualną, w której te gry funkcjonują. O tym właśnie jest ta rozprawa.
W sieci stale czuwa przeszło 200 milionów ludzi. Gdyby ten ich czas policzyć jako pracę, dawałoby to sześćset milionów roboczodniówek na dobę. To dwa razy więcej, niż trzydziestoletnia praca stu tysięcy osób, wykonywana w czasie trzech miesięcy wylewu Nilu, a tyle właśnie, według Herodota, starożytny Egipt zainwestował w budowę Wielkiej Piramidy. Gdyby praca internautów była w podobnym stopniu zorganizowana, jej potencjał odpowiadałby dwu piramidom dziennie, wliczając soboty, niedziele i święta.
Patrząc bliżej, czas poświęcany sieci jest już tylko jakieś cztery razy mniejszy od łącznego czasu poświęcanego przez wszystkich ludzi pracy zawodowej. Gdyby według tego kryterium szacować wielkość sieci, traktowanej jako część gospodarki, sieć stanowiłaby już największą branżę, zresztą też najszybciej rosnącą.
Największy sektor gospodarki nie doczekał się opisu ekonomicznego, który by uwzględniał jego specyfikę, akceptował ją i badał nie jako aberrację, patologię, folklor, ale jako nowy i coraz bardziej dominujący model środowiska, gospodarki, życia. Nie doczekał się też praw, które by nie gwałciły lub nie kryminalizowały jego tożsamości. Pora już zrozumieć, że nie mamy do czynienia z czarnym rynkiem, szarą strefą, sektą czy utopią, ale z nowym światem.
Marek Chlebuś