banner


Z dr. Józefem Oleksym, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie, wiceprzewodniczącym SLD rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska


 Oleksy- Panie Premierze, jest pan wykładowcą akademickim. Jaka jest zasadnicza różnica między dzisiejszymi studentami a studentami z Pana czasów?

- Różnica jest ogromna, chociaż pewnie i na nas profesorowie narzekali. Dzisiaj? Z mojego punktu widzenia studenci jako społeczność się zmieniają. Zajęcia akademickie prowadzę od 40 lat, więc mam nie tylko doświadczenie, ale i skalę porównawczą. Kiedy niedawno na zajęciach zapytałem, co to był Związek Radziecki, odpowiedziało mi… milczenie. Potem jednak przyszła refleksja: zaraz, to ja posunąłem się w latach, a oni mają teraz po 22 lata i wtedy się dopiero rodzili. Ta bulwersująca i niepokojąca mnie ogólna niewiedza młodzieży to wina szkoły. W edukacji nastąpiło spłycenie.

- Chyba nie tylko w edukacji. Spójrzmy na kulturę, na naukę, na politykę wreszcie…


- Taaak. Takim płytkim, bezrefleksyjnym społeczeństwem jest łatwo kierować. Uczniowie i studenci dostają spreparowaną papkę i przyjmują ją bezkrytycznie. Nie ma u nas czegoś takiego jak klimat edukacyjny czy klimat studencki. Mówi się już o klimacie inwestycyjnym, natomiast o innowacyjnym nic. Studenci nawet nie ściągają. I mnie to przeraża! Przecież to była kwintesencja studenckiego życia. A dzisiaj każdy sobie, pod siebie, dla siebie. Na bardziej rozwiniętym Zachodzie społeczeństwa będą szczęśliwsze, bo będą miały zapewnioną konsumpcję, która zaspakaja część aspiracji. Ale nie zapewnia rozwoju.

- Kryzys jest powszechny, we wszystkich sferach, nie tylko w gospodarce?


- Opowiadanie o kryzysie - takie, z jakim mamy powszechnie do czynienia – nie jest płodne. Może budzić grozę, niepokój, nawet nadzieję, ale dominuje w nim lęk. Nikt na razie nie zdefiniował, o co chodzi w tym kryzysie. Kapitalizm, także kapitalizm neoliberalny znalazł się na zakręcie. A co po tym neoliberalnym kapitalizmie? Nikt na to pytanie nie odpowiada. Nikt nie powinien się łudzić, że kryzys minął! Kryzys, który ma charakter systemowy, nie mija z dnia na dzień i sam z siebie. Musimy szukać i identyfikować objawy tego kryzysu, a żeby to robić i dzięki temu określić docelowe zmiany, musimy znów zacząć kierować się wartościami.

- Czyli płyniemy pod prąd?


- Oczywiście, bo świat wartości przekształcamy uparcie w świat posiadania i dorabiania się. Ludzkość musi odszukać kryteria, które najlepiej pomogą w porządkowaniu myślenia. Globalizacja jako rosnąca współzależność gospodarek i krajów oznacza swoiste starcie cywilizacyjne. Przepływ informacji, swoboda przepływu idei oraz kryzysy finansowe związane ze swobodą przepływu kapitału powodują nasilenie napięcia w sporze o to, co dobre, a co złe, wywołują rozkwit subkultur i reakcji odrzucenia.
Świat współczesny w swoim modelu demokratyczno-liberalnym Zachodu nie posiada zdolności przeciwdziałania rodzeniu się fundamentalizmów. Brak jest globalnej solidarności wobec wyzwań społecznych.
Podejmowanie decyzji przesuwa się ze sfery polityki do gospodarki. Jednak globalizacja i rynek nie mogą wyprzeć demokracji, która interesuje się społeczeństwem obywatelskim, podczas gdy globalny rynek interesuje się producentem i konsumentem.
Wyzwania społeczne są nie mniej doniosłe niż gospodarcze.
Wyzwaniem głównym pozostaje, aby rozwój społeczeństwa globalnego nadążał za rozwojem globalnej gospodarki. Tymczasem funkcjonuje coraz wyrazistszy rozziew pomiędzy światem wartości a światem ekonomicznym.

- No tak, gospodarka, polityka, ale najważniejsze jest chyba quo vadis człowieku przyszłości?


- Tak! Jak patrzymy na procesy globalne, to widzę na przykład rzecz zasadniczą: to, co miało ludzi zbliżać oddala ich od siebie. Myśliciele cywilizacji fascynowali się tym, czego to nie wywoła globalizacja z punktu widzenia relacji międzyludzkich. Człowiek w wyniku rewolucji informacyjnej będzie miał możność poznawania świata i ludzi nie ruszając się z domu; pisali, że powstaną wielkie internetowe społeczności, które będą trwałe; że poczucie wspólnot ludzkich się pogłębi. Tymczasem już wyraźnie widać, że nic z tych rzeczy. Według amerykańskich badań, ludzie się od siebie oddalają, a nie przybliżają. Pogłębia się poczucie osamotnienia jednostki, bo jest i będzie i praca na odległość, praca w zespołach nie komunikujących się ze sobą osobiście, tylko poprzez produkt swojej pracy. I tak naprawdę epoka, która miała wyzwolić ludzi ku sobie poprzez zdejmowanie barier komunikacyjnych, informacyjnych doprowadza – i będzie doprowadzać - do sytuacji, że człowiek będzie bardziej niż kiedykolwiek w dziejach osamotniony. To zjawisko będzie się nasilało. I nie ma tu mądrych.
Globalizm osiąga swój cel: opanowanie Ziemi bez reszty. Jego strażnikami są ponadnarodowe organizacje handlowe, stawiające sobie za cel szerzenie doktryny neoliberalnej w każdym zakątku świata, giełdy światowe, swoiste „świątynie” anonimowej spekulacji oraz ogólnoświatowe sieci medialne, kontrolowane przez światowe koncerny. Niesienie pomocy słabszym i biedniejszym czynienie dobra zastępuje się instytucjami charytatywnymi, globalnymi fundacjami i stowarzyszeniami. A przecież jest to zdjęcie z człowieka indywidualnego odpowiedzialności, bo skoro są wokół wyspecjalizowane instytucje pomocowe, to co ja mam tu do roboty? Dziś nie wystarczy lepiej „koordynować” i „kontrolować”. Musi ożywić się lub wręcz wyraziście pojawić nowa etyka globalnej odpowiedzialności. Odpowiedzialności nie tylko za siebie , ale za wszystkich innych w świecie. Dziś nikt nie potrafi powiedzieć, jak w epoce globalnej będzie się zmieniał sam człowiek. Homo mundialis - funkcjonuje już takie określenie.

- Homo mundialis, homo planetarium –
jaki to człowiek?

- Pozbawiony cech wyróżniających od innych ludzi. Ludzie wszędzie staja się tacy sami: tak samo pożądają obecności techniki w swoim życiu codziennym; tak samo oddają kult maszynie i wyalienowanej nauce; tak samo z radością uczestniczą we wszelkich masowych spotkaniach, czerpiąc z nich satysfakcję bycia anonimową częścią podnieconego tłumu; z podobną łapczywością chwytają w sidła swojego pożądania przedmioty niesione na fali takiej lub innej światowej mody. Tak samo czczą bożka pieniądza.
Czy będą mu potrzebne osobiste więzi z drugim człowiekiem? Jak się zmieni człowiek w swej naturze, mentalności, obyczajowości, pragnieniach, ambicjach, dążeniach pod wpływem globalizacji. To jest ważne zagadnienie. Mówimy o globalizacji w kontekście gospodarki. A w kontekście człowieka? Gdzie jest w tym wszystkim człowiek? Gdzie społeczeństwo? Państwo? Musimy znaleźć fundamenty nowego porządku świata. Tu nic nie da klajstrowanie, sklejanie, kombinowanie, udawanie, że nic się nie dzieje w sferze ludzkiego samostanowienia i spełniania się. Trzeba znowu zobaczyć człowieka i jego obecność w procesach. Nie banki, finansjery itp. Człowieka. Trzeba wykreować nową myśl dla Polski, dla Europy.

- Dziękuję za rozmowę.