Widmo krąży po planecie – widmo Internetu. Wszystkie potęgi starego świata połączyły się do świętej nagonki przeciw temu widmu.
Po nieznacznej modyfikacji, pierwsze słowa „Manifestu komunistycznego” zaczynają brzmieć niepokojąco współcześnie. Baza i nadbudowa znów się rozmijają, cyfrowym społeczeństwem próbują zarządzać prawa oraz instytucje z epoki węgla i stali. Jeśli dodać eksplozję demograficzną i malejące zapotrzebowanie na pracę, mamy obraz uderzająco podobny do tego z czasów rewolucji przemysłowej.
Tylko czekać, aż ktoś przypomni ostatnie słowa Manifestu i zawoła: Internauci wszystkich krajów, łączcie się!
Stary ład
Wydawać by się mogło, że globalny świat jest całkiem dobrze i trwale uporządkowany. Mamy jedno planetarne mocarstwo, dominujące nad wszystkimi, dwa współpracujące z nim wicemocarstwa: jedno ważne militarnie, drugie gospodarczo i jeszcze może z dziesięć potęg regionalnych, w zasadzie już bez większych aspiracji planetarnych.
Podobnie jest z organizacjami i agendami między- oraz ponadnarodowymi, a także z firmami kontrolującymi rynki. W każdej z tych grup można wyróżnić ciasny krąg podmiotów silnie dominujących i niewiele większe grono tych, które się w ogóle liczą. Reszta to tylko tło, plankton.
Nie inaczej z rodzinami, właścicielami i dysponentami kluczowych aktywów: tu też znaleźć można kilka głównych i może kilkanaście pomniejszych dynastii. Do ogarnięcia takiego systemu nie potrzeba żadnej socjologii czy politologii. W tak wąskim gronie, można się dogadywać przy golfie lub na imieninach. No, ale też można się kłócić.
Już kiedyś tak było, równe sto lat temu, że nad światem panowało kilka wielkich rodzin, wsobnie spokrewnionych, podogadywanych, zainteresowanych w utrzymaniu tego dogodnego dla nich wszystkich ładu. Rywalizacja między nimi miała się sprowadzać już tylko do handlu i sportu, a walka, jak twierdzono, utraciła wszelki racjonalny sens. Wystarczyło jednak parę kul z browninga, wystrzelonych w Sarajewie, by wybuchła Wielka Wojna, którą przegrali praktycznie wszyscy.
Dzisiejsza sytuacja świata może wydawać się wyjątkowa i skłaniać do ostrożności w stosowaniu ścisłych analogii historycznych. Pewne jednak ogólne prawidłowości zawsze zachowują moc, szczególnie ta, że kiedy instytucje i prawa nie są zharmonizowane z rzeczywistością, pojawia się napięcie, które powoli wzbiera, by w końcu rozładować się gwałtownie w jakiejś rewolucji lub wojnie.
W ostatnim półwieczu bardzo pozmieniała się rzeczywistość społeczna, polityczna, gospodarcza, pojawiły się zupełnie nowe techniki i narzędzia, zmieniło się życie większości ludzi. Oficjalna wizja świata pozostaje jednak uwięziona w anachronicznych kręgach pojęciowych, dostosowanych do zupełnie innego stanu rzeczy. Nie tylko nie mamy nowej wizji pozytywnej, ale nawet w większości nie wierzymy w sens jej poszukiwania.
Co gorsza, tkwimy w fałszywej i zgubnej samoświadomości, myląc procesy degeneracyjne z ewolucyjnymi, a rozkład z rozwojem. Tendencje, co do których występowania jesteśmy dziś w większości zgodni, i zwykliśmy je uważać za nieuniknione, to przede wszystkim: komercjalizacja kolejnych dziedzin życia, prywatyzacja i kartelizacja sfery publicznej, barbaryzacja kultury, biurokratyzacja nauki, infantylizacja demokracji, demontaż społeczeństwa dobrobytu, wzrastające rozwarstwienie, odrzucenie aksjologii i w końcu - redukcja ontologicznego statusu człowieka.
Procesy te można by teoretycznie przedłużać w przyszłość, zwiastując jakieś postspołeczeństwo, ale są to raczej przejawy dekompozycji i rozkładu towarzyszące po prostu końcowi, a nie początkowi czegokolwiek.
Nasza cywilizacja więdnie i prawdopodobnie ginie. Może nam się oczywiście przydarzyć długotrwałe gnicie, jak kiedyś Bizancjum czy Indiom, możliwe też byłoby odrodzenie, a nawet nowa młodość, co już się kiedyś przytrafiło Europie, ale najbardziej prawdopodobny wydaje się schyłek.
Jest coraz bardziej wyobrażalne, że to nie my i nie nasze dzieci utworzą kolejną cywilizację, cywilizację Sieci. Kto to zrobi – dziś trudno powiedzieć, najprawdopodobniej ktoś, kto odrzuci mechanistyczne i materialistyczne koncepcje porządku, wyzwoli się z fetyszy komercji, własności, praw autorskich, konsumeryzmu, a przynajmniej będzie zdolny do ich nowego zdefiniowania. My możemy znaleźć się poza głównym nurtem przemian.
Żadna to pociecha, że nie umiemy dziś wskazać na naszych mapach państwa, które by nas miało podbić, ani też znaleźć w swoich encyklopediach nazwy dla nowej religii lub ideologii, która by mogła nad nami zapanować. A któż to w Kairze, albo Damaszku mógł pomyśleć w roku hidżry, gdy Mahomet z paroma rodzinami opuszczał Mekkę, że ta garstka bezradnych uchodźców w ciągu dwudziestu lat przyjdzie i podbije Syrię oraz Egipt?
Zdumiewał się nawet ich własny poeta, gdy napisał potem tak: „Poszliśmy za nim... bosi, nadzy, bez ekwipunku, bez siły, bez broni, bez żywności, przeciwko narodom posiadającym najpotężniejszych królów, najstraszniejszą potęgę, najliczniejsze wojska, najgęściej zaludnione kraje, największe możliwości podporządkowywania sobie ludów... Bóg dał nam zwycięstwo, pozwolił zagarnąć ich kraje i osiedlić się na ich ziemiach, zająć ich domostwa i posiadłości, choć nie posiadaliśmy żadnej siły ani potęgi poza prawdą”.
Czy nie jesteśmy dziś sami podobni do tamtych dojrzewających do podboju mocarstw, posiadając wszelkie materialne czynniki potęgi i odrzucając wszelką prawdę?
Nowy świat
Globalny porządek instytucjonalny jest w większości oparty na rozwiązaniach ustanowionych z zakończeniem II wojny światowej, gdy na świecie było kilka komputerów, żadnych satelitów, a większość domów nie miała elektryczności i bieżącej wody, tym bardziej telefonu czy telewizora. Ograniczone były możliwości przemieszczania i komunikowania się. Gospodarka była oparta na powszechnej pracy, często obowiązkowej, w większości fizycznej.
Dzisiaj mamy społeczeństwo ery cyfrowej, zupełnie już inne, a instytucje nadal z epoki węgla i stali, no, może ropy i elektryczności; ale już na pewno nie komputera czy Internetu. Ten, mówiąc językiem Marksa, rozdźwięk między bazą a nadbudową w warunkach rosnącej demografii i malejącego zatrudnienia bardzo przypomina sytuację z czasów rewolucji przemysłowej, wymownie opisaną w „Manifeście komunistycznym”.
Tradycyjna ekonomia, przywiązana do materii, wygląda z punktu widzenia Sieci podobnie anachronicznie jak dla Adama Smitha uwiązany do ziemi fizjokratyzm. Podobnie się mają dzisiejsze ustroje polityczne, związane z terytorializmem człowieka, dzisiaj tak już niestosowne, jak sto lat temu ład feudalny. Współczesny świat coraz mniej poddaje się starym kategoriom opisu. Obecny system wyczerpuje się, a nasza cywilizacja podlega coraz bardziej zaawansowanej sklerotyzacji.
Uporczywe wtłaczanie rozwijającego się świata wirtualnego w ramy pojęciowe właściwe dla świata materii prowadzi do coraz kosztowniejszych i coraz bardziej konfliktogennych przesądów, ustrojowych protez, opresyjnych instytucji.
Społeczeństwo Sieci łączy się w inne grupy, w inny sposób, wokół innych spraw, jest z natury eksterytorialne i nie całkiem ludzkie, bo tworzą je nie tylko osoby, ale też osobowości cząstkowe oraz kolektywne, a także programy. Nie mają i nie mogą mieć tam zastosowania stare modele społeczne. Nie ma też w tym świecie uzasadnienia dotychczasowa organizacja władzy.
Gospodarka Sieci też jest inna. Nie ma tam dóbr rzadkich, więc zmienia sens posiadanie. Konsumpcja dóbr wirtualnych jest niekonkurencyjna i nie zużywa ich, a ich produkcja nie wymaga kapitału, surowców i pracy. Te zasady gospodarowania, które wypracowano tutaj dla dóbr materialnych, nie znajdują zastosowania dla dóbr wirtualnych w sieci. Podobnie też prawa, związane z własnością, przestrzenią i ruchem, bo tam te pojęcia nie znajdują żadnych desygnatów.
Cyberprzestrzeń już się stała naturalnym i niezbędnym środowiskiem życia dla trzeciej części ludzi, a do połowy wieku powinna się rozszerzyć na całą praktycznie ludzkość. Organizowanie tej populacji przy pomocy dotychczasowych praw i instytucji, dostosowanych do świata materialnego, będzie trudne i chyba nawet niemożliwe, podobnie zresztą jak nieskuteczne okazało się wcześniej zarządzanie cywilizacją przemysłową przez instytucje świata feudałów.
Globalny świat wymagać będzie nowego ładu, ten dzisiejszy z pewnością nie stanowi właściwej propozycji. Musi zmaleć rola własności, geografii, zasobów, energii, musi wzrosnąć rola informacji, kreatywności, automatów, oprogramowania. Coraz bardziej prawdopodobna wydaje się algorytmizacja władzy, także wtedy, gdyby ta władza miała być budowana od strony cyberprzestrzeni.
Tak na marginesie - gdy już się buduje Golema, trzeba by mieć jakąś wizję, jak zapobiec jego znarowieniu. Dlatego musi smucić, a może też przerażać, bezrefleksyjność i nieodpowiedzialność światowych elit władzy, planujących szczucie ludzi autonomicznymi maszynami i algorytmami, bez implementowania w nich choćby namiastki praw Asimova. Któż mógłby pomyśleć, że w czasach powszechnej edukacji, rozum może stać się dobrem aż tak deficytowym?
Marek Chlebuś
Od Redakcji: Jest to pierwsza część rozważań autora. Kolejna ukaże się w numerze kwietniowym Spraw Nauki.