Problem cyfryzacji pracy zwany jest też czwartą rewolucją przemysłową, epoką sztucznej inteligencji itp. Jest on często jest niedostrzegany lub lekceważony. Tymczasem cyfryzacja pracy jest megatrendem napędzanym poprzez podaż nowych technik i narzędzi cyfrowych z jednej strony, zaś z drugiej strony, przez podstawowy mechanizm kapitalizmu – zastępowanie pracy przez kapitał, a raczej maszyny, urządzenia i narzędzia przez ten kapitał kupione.
Historycznie mechanizm ten przynosił pozytywne rezultaty eliminacji pracy ciężkiej i uciążliwej, ale zawiera on w sobie dodatnie sprzężenie zwrotne, stąd megatrend cyfryzacji pracy nadmiernie przyspiesza i grozi eliminacją pracy, jaką znamy.
Trzeba przy tym starannie rozróżnić pomiędzy inteligencją cyfrową (tzw. sztuczną inteligencją) a pełną inteligencją człowieka, gdyż właśnie to rozróżnienie określi odpowiedź na pytanie, jakie to zawody oprą się cyfryzacji pracy. Tym niemniej, tempo eliminacji pracy dającej się zautomatyzować i zrobotyzować może okazać się zbyt szybkie, grozić wielkimi napięciami społecznymi. Dla ograniczenia tempa zmian niezbędne okażą się jednak pewne korekty podstawowych mechanizmów kapitalizmu.
Gołym okiem widoczne jest, że następuje eliminacja wszelkich stanowisk roboczych, które dadzą się zautomatyzować lub zrobotyzować, bądź zastąpić komputerem, co nazywam łącznie cyfryzacją pracy. W statystykach wyraża się to przede wszystkim w udziale funduszu wypłat pracowniczych w całkowitym dochodzie firmy; wśród przedsiębiorstw produkcyjnych w Polsce udział ten zmalał od ok. 50% w roku 1990 do ok. 10% w roku 2010. Przechodziliśmy wprawdzie w tych latach transformację systemową, ale spadek ten jest wstrząsający i odbył się w dużym stopniu przez wysyłanie pracowników na samozatrudnienie, tzw. umowy śmieciowe oraz powstawanie tzw. prekariatu. Podobne tendencje obserwowano w tym czasie na całym świecie (zob. G. Standing The Precariat. The New Dangerous Class (Bloomsbury Academic, 2011).
Tymczasem zarówno w Polsce, jak i na całym świecie, unika się analizy tego zjawiska, natomiast koncentruje się uwagę na sporach doktrynalnych pomiędzy dwoma bieżącymi paradygmatami, a mianowicie doktrynami neoliberalnymi oraz skrajnie prawicowymi, niebezpiecznie zbliżającymi się do neofaszyzmu. Z jeszcze innych pozycji – lewicowo-chrześcijańskich – dostrzega zmniejszającą się podaż pracy (A. Zwoliński, „Wojna o pracę”, Petrus 2017), ale ogranicza się do rozwinięcia opinii Jana Pawła II, że to praca powinna mieć pierwszeństwo przed kapitałem; nie analizuje się natomiast głębiej mechanizmów cyfryzacji pracy.
Zjawisko trwałe
Zjawisko cyfryzacji pracy jest megatrendem, czyli długotrwałym trendem o dużym znaczeniu społecznym. Zastępowanie pracy przez maszyny, urządzenia i narzędzia zakupione przez kapitalistę (w języku ekonomistów – zastępowanie pracy przez kapitał) jest jednym z podstawowych mechanizmów kapitalizmu od czasu pierwszej rewolucji przemysłowej i miało efekty w sumie pozytywne: wprawdzie pracownicy musieli się nauczyć wykorzystania tych narzędzi, ale praca z nimi stawała się lżejsza i mniej monotonna.
Sytuacja zmieniła się po rewolucji informacyjnej, gdy podaż różnych technik automatyzacji, robotyzacji, cyfryzacji pracy znacznie się zwiększyła. Natomiast sam mechanizm zastępowania pracy przez kapitał zawiera w sobie dodatnie sprzężenie zwrotne – im więcej kapitalista zyska na wprowadzaniu nowych technik, tym bardziej jest skłonny dalej inwestować w techniki te lub podobne.
Tym samym procesy z dodatnim sprzężeniem zwrotnym nieuchronnie przyśpieszają. Wobec dużej podaży technik cyfrowych, proces cyfryzacji pracy przyspieszył tak znacznie, że pracownicy już nie nadążają z dostosowaniem się do nowych metod pracy. Dlatego też cyfryzacja pracy dzisiaj nie ma już efektów społecznie pozytywnych. Oparta na tak podstawowych mechanizmach cyfryzacja pracy doprowadzi natomiast do całkowitej likwidacji pracy wytwórczej i usługowej nadającej się do automatyzacji – chyba, że napięcia społeczne z tym związane spowodują zasadniczą rewizję podstawowych mechanizmów kapitalizmu.
Z odmiennych analiz (p. A. P. Wierzbicki, Techne: Elementy niedawnej historii technik informacyjnych i wnioski naukoznawcze, Instytut Łączności 2011) wynika, że likwidacja pracy wytwórczej i usługowej potrwa przez cały okres rewolucji informacyjnej, czyli jeszcze około 100 lat. Jedne zawody będą likwidowane szybciej, inne wolniej, zaś niektóre się oprą cyfryzacji pracy.
Stąd też aktualne jest pytanie, jakie to zawody przetrwają, oprą się megatrendowi cyfryzacji pracy? Oczywiście, przede wszystkim te, w których praca nie da się zautomatyzować. Ale żeby odpowiedzieć bardziej szczegółowo, trzeba najpierw wprowadzić rozróżnienie pomiędzy inteligencją cyfrową a pełną inteligencją człowieka.
Inteligencja cyfrowa („sztuczna”) a człowiecza
Mam wielkie zastrzeżenia co do terminu „sztuczna inteligencja”, ponieważ sugeruje on, że inteligencja komputerowa jest porównywalna z inteligencją człowieka, a nawet może ją przewyższać. Tymczasem już od prac K. Gödla (Über formal unentscheidbare Sätze der Principia Mathematica und verwandter Systeme, 1931) oraz A. Tarskiego („Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych”, 1933) wiadomo, że osądzanie o prawdzie, zatem cała wiedza ludzka, nie jest redukowalne logicznie, natomiast komputer w swej istocie jest urządzeniem numerycznym i logicznym. W swojej dziedzinie komputer może działać szybciej, niż człowiek, ale nie dokonał jak dotąd samodzielnie żadnego wynalazku technicznego, ani odkrycia naukowego. Komputer bowiem nie wykazuje intuicji, ani empatii czy fantazji – a te przymioty są niezbędne w wynalazczości. Dlatego też preferuję termin „inteligencja cyfrowa”.
Poprzez intuicję nie rozumiem bynajmniej cechy nadnaturalnej, danej człowiekowi z góry, jak to sądziło wielu filozofów od Platona do Kanta. Istnieje bowiem także naturalistyczna, ewolucyjna teoria intuicji (zob. A.P. Wierzbicki, On the Role of Intuition in Decision Making and Some Ways of Multicriteria Aid of Intuition, 1997, oraz op.cit., 2011). Opiera się ona na stwierdzeniu, że wszystkie zwierzęta rozumne, w szczególności koty, psy, małpy, w pewnym sensie wykazują intuicję, przetwarzając informacje pozyskane poprzez swoje postrzeganie immanentne, wszystkimi zmysłami.
Człowiek też tak postępował przed ewolucyjnym etapem rozwoju mowy. Po tym etapie skoncentrował się na przetwarzaniu słownym, logicznym, niejako cyfrowym, ale dawne umiejętności przetwarzania sygnałów postrzegania immanentnego pozostały z nami i to one właśnie obejmują intuicję i empatię czy fantazję.
Nie oznacza to oczywiście, że wraz z wzrostem mocy obliczeniowej komputerów nie udałoby się stworzyć programów symulujących intuicję, empatię czy fantazję, ale po pierwsze, jak dotąd żaden z informatyków się tym problemem nie zajmował (być może, na szczęście), po drugie zaś, byłaby to ewolucja komputera zaprogramowana przez człowieka.
Inne umiejętności pozasłowne to empatia i inne odczucia emocjonalne, oraz fantazja. Niedawne doświadczenia komputerowego wspomagania diagnoz lekarskich wskazują, że pacjenci nie są zadowoleni, jeśli o diagnozie rozstrzyga komputer, potrzebują bowiem emocjonalnego kontaktu z lekarzem, poczucia jego empatii - nawet jeśli diagnozy wspomagane komputerem są bardziej trafne.
Jakie zawody przetrwają?
Wynika stąd, że przetrwają przede wszystkim zawody wymagające intuicji i fantazji, czyli wszystkie zawody szeroko rozumianej pracy twórczej. Zaliczam do nich zawody twórczości humanistycznej i artystycznej, włącznie z show-biznesem - chociaż wykształcenie w tych zawodach powinno przygotowywać do pracy w epoce rewolucji informacyjnej, zatem obejmować także elementy techniki cyfrowej. Zaliczam do nich także zawody twórczości technicznej, sztuki tworzenia narzędzi - w tym twórczość związaną z techniką cyfrową, jak programowanie komputerów, ale także każdą inną twórczość techniczną, nie tylko architekturę, ale także np. sztukę konstrukcji pojazdów czy sieci energetycznych.
Zaliczam do nich także twórczość naukową, we wszelkich dziedzinach.
Cyfryzacji pracy opierać się będą, choć z większym trudem, zawody wymagające empatii, jak zawód lekarza czy nauczyciela - bowiem nauczyciel musi być wychowawcą, współodczuwać z uczniem. Nie znaczy to, że roboty nie mogą pełnić funkcji pomocniczych w nauczaniu, podobnie jak w lecznictwie. Zawód pielęgniarek będzie długo opierał się robotyzacji, chociaż stopniowo mogą go przejmować roboty, jednakże pod nadzorem doświadczonej pielęgniarki; mogą tutaj występować też silne opory społeczne, zarówno ze strony pacjentów, jak i związków zawodowych.
Silnego oporu należy się spodziewać także przy cyfryzacji pracy administracji rządowej czy lokalnej oraz w zarządzaniu. Można przy tym argumentować, że jest to częściowo praca twórcza oraz wymagająca empatii.
Praca czysto wytwórcza będzie ulegać cyfryzacji szybciej, niż praca usługowa, w której niezbędny będzie rozwój specyficznych umiejętności robotów. Np. zawód konserwatora jakiejkolwiek sieci usługowej - energetycznej, wodociągowej, itp. - wymaga umiejętności z odpowiedniej dziedziny, ale także innowacyjności w reagowaniu na różne awarie. Dlatego też, nawet jeśli taki zawód może być stopniowo przejmowany przez roboty, ich praca będzie wymagała nadzoru człowieka - specjalisty w tym zakresie. Nadzór nad pracą robotów - czy to wytwórczych, czy usługowych, czy pielęgniarskich, czy uczących - będzie niewątpliwie zawodem przyszłości.
Przy tych wszystkich możliwościach, po pełnej automatyzacji i robotyzacji pracy wytwórczej i usługowej, zatrudnienie znajdzie tylko ok. 30-40% ludzi w wieku produkcyjnym. Jeśli proces ten rozciągnie się na 100 lat, to należy się spodziewać, że brak zatrudnienia będzie się powiększał w tempie 4-5% na dekadę. Może to spowodować tak poważne napięcia społeczne, że niezbędne okaże się ograniczenie tempa zmian.
Jak ograniczyć tempo zmian?
Ci, którzy dostrzegają problem cyfryzacji pracy, proponują przede wszystkim wprowadzenie obywatelskiego dochodu podstawowego (zwanego też rentą obywatelską itp.), czyli dość pokaźnego dochodu dla każdego obywatela, niezależnie od wieku czy zatrudnienia, finansowanego ze zwiększonych podatków. Jest to, z jednej strony, niezbędne dla utrzymania gospodarki rynkowej - bo opiera się ona na stałym popycie ze strony klasy średniej, zaś eliminacja pracy taki popyt ogranicza. Z drugiej strony jednak, oznaczałoby to poważną modyfikację kapitalizmu, gdyż wymagałoby znacznego podwyższenia podatków, zwłaszcza podatków od najbogatszych oraz od dochodów przedsiębiorstw.
Wprowadzenie obywatelskiego dochodu podstawowego nie ograniczy jednak tempa zmian, tylko złagodzi ich skutki społeczne. Nie rozwiąże ono także problemów psychologicznych związanych z utratą pracy. Od dawna bowiem wiadomo (p. B. Suchodolski, „Praca i samorealizacja”, 1984), że praca ma wartości autoteliczne, jest niezbędna dla samorealizacji człowieka, a jej utrata grozi poważnymi problemami psychologicznymi. Dlatego też należy traktować obywatelski dochód podstawowy jako paliatyw, łagodzący napięcia społeczne i pewne problemy ekonomiczne, takie jak kryzys popytu, ale nie ograniczający tempa zmian i wynikających stąd innych problemów.
W celu ograniczenia tempa zmian nie wystarczy hasło pierwszeństwa pracy przed kapitałem, niezbędne tu jest hasło kreowania miejsc pracy jako podstawowego obowiązku etycznego kapitalisty. Wprowadzenie i egzekwowanie takiego hasła nie jest nierealne. Przykładem może tu być dziwny charakter gospodarki japońskiej, wynikający właśnie z tego hasła, interpretowanego i egzekwowanego w japońskiej opinii społecznej jako wymaganie etyczne unikania zwalniania z pracy starszych pracowników i obyczaj tworzenia dla nich (czasem sztucznych) nowych miejsc pracy.
Chociaż w kulturze zachodniej odwołanie się do nakazów etyki nie wystarczy, możliwe jest jednak takie ukształtowanie systemu podatkowego przedsiębiorstw, aby tworzenie nowych miejsc pracy obniżało podatki - wystarczy w tym celu zastosować podatek obniżający się wraz ze wzrostem wskaźnika zatrudnienia, czyli stosunku funduszu wypłat pracowniczych do całkowitego dochodu przedsiębiorstwa (p. A.P. Wierzbicki, „Przyszłość pracy w społeczeństwie informacyjnym”, 2015).
Andrzej P. Wierzbicki
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji