Wraz z rozwojem przemysłu, który z różnych przyczyn powstawał przede wszystkim w miastach albo w ich pobliżu, postępował wzrost zapotrzebowania na siłę roboczą. Miasta, których ludność składała się głównie z rzemieślników i kupców, nie mogły jej dostarczać w wystarczającej ilości. Trzeba było importować ją z zewnątrz i ściągać ludzi do miast, przede wszystkim ze wsi. Im bardziej rozwijał się przemysł, tym większy musiał być napływ ludności wiejskiej do miast. Rozwojowi przemysłu towarzyszył rozwój usług. One również wymagały dodatkowej siły roboczej.
W efekcie napływu coraz większej liczby ludzi do miast rozrastały się one także terytorialnie. Nie stwarzało to jednak większych problemów dopóki ziemi było pod dostatkiem, gdyż co najwyżej następowało uszczuplenie obszarów rolniczych i nieużytków. Toteż w dziewiętnastym i dwudziestym wieku wraz z rozwojem przemysłu miasta bujnie rozbudowywały się na doraźny użytek - w zasadzie chaotycznie i bezplanowo. I coraz bardziej zaludniały się - najbardziej w drugiej połowie ubiegłego stulecia. W tym czasie powstawały ogromne zakłady przemysłowe (kombinaty) w pobliżu wielkich miast, co powodowało koncentrację instytucji kulturalnych oraz usługowych. Z kolei mechanizacja rolnictwa i o wiele większy przyrost naturalny na wsiach niż w miastach skutkowały gwałtownym wzrostem bezrobocia. W związku z tym postępował masowy exodus ludności ze wsi - w miastach czekały miejsca pracy i lepiej się żyło.
Zaborczość molochów
Obecnie eksplozja demograficzna miast spowodowana jest ogromną migracją ludności towarzyszącą procesom globalizacyjnym, przede wszystkim globalizacji rynku pracy. Miasta przekształcają się w molochy - aglomeracje, metropolie, megamiasta i megaregiony. Dalsza koncentracja w nich ludności nastąpi w związku ze spodziewanym gwałtownym przyrostem ludności w najbliższej przyszłości. Już teraz na świecie jest kilka megamiast, w których liczba mieszkańców przekracza 10 milionów, a w ciągu kilkunastu lat ma ona wzrosnąć do dwudziestu dwóch. Obecnie w miastach żyje już ponad 3 miliardy ludzi, czyli co drugi mieszkaniec Ziemi, a w ciągu dwudziestu lat ich liczba może wzrosnąć do 5 miliardów.
Dalsza rozbudowa miast stwarza różne problemy, m.in. wynikające z uszczuplania terenów rolniczych i rekreacyjnych. Trzeba zabezpieczyć przecież odpowiednią powierzchnię ziemi pod uprawy, by móc wyżywić spodziewanych wkrótce 9 miliardów ludzi na świecie. Należy też zadbać o tereny zielone dostarczające wymagany do życia tlen i zapewniające warunki do rekreacji. Tereny przydatne do upraw i rekreacji zmniejszają się drastycznie nie tylko w wyniku powiększania się obszarów miejskich, ale także wskutek rozwoju przemysłu, centrów logistycznych oraz infrastruktury komunikacyjnej. Niestety, w wielu krajach ich obszar zbliża się już do wartości krytycznej. Według szacunków, z powierzchni nadających się pod uprawy zbóż i warzyw oraz do wypasu zwierząt hodowlanych, która wynosi około 800 milionów hektarów, wykorzystuje się już około 85%. Inne problemy wiążą się z licznymi zagrożeniami, głównie ekologicznymi natury społecznej.
Degradacja życia
Z wielu powodów coraz trudniej jest żyć w wielkich miastach i coraz więcej poważnych zagrożeń czyha na ich mieszkańców. Problematyką życia ludzi w dużych aglomeracjach miejskich zajmuje się wiele instytutów i w zdecydowanej większości wyniki badań potwierdzają negatywne skutki współczesnej urbanizacji dla mieszkańców megamiast. Dlatego nie bez racji obecny rozwój megamiast kwalifikuje się jako „katastrofę urbanistyczną", która degraduje środowisko życia w miastach.
Degradacja środowiska życia w wielkich miastach bierze się przede wszystkim z nadmiernej kondensacji przestrzeni społecznej. Wielkie miasta skupiają dużą liczbę ludzi na małym terytorium (w Kairze gęstość zaludnienia wynosi 37 tys. osób/km²). Wbrew powszechnemu przekonaniu, jakoby w większej gromadzie jednostka mogła w większym stopniu liczyć na pomoc innych i dlatego czuła się bardziej bezpieczna, wcale tak nie jest. Im więcej ludzi w naszym otoczeniu, tym większe osamotnienie, a bezpieczeństwo jednostki jest odwrotnie proporcjonalne do liczebności grupy. Ludzie w dużych skupiskach są anonimowi i nierozpoznawalni - dlatego czują się bezkarni i faktycznie bezkarnie działają. Stąd w miarę wzrostu liczebności mieszkańców w miastach rośnie przestępczość. Jest to jedna z plag megamiast. Ogromne trudności sprawia zarządzanie megamiastami - sprawność zmniejsza się w miarę ich rozbudowy. Specjaliści podają wartości krytyczne liczby mieszkańców miast („granice bólu"), których przekroczenie doprowadza do dezorganizacji zarządzania. W megamiastach obserwuje się dysfunkcjonalność różnych elementów infrastruktury, przede wszystkim komunikacyjnej. Często występują poważnie zakłócenia i chaos komunikacyjny. Do degradacji środowiska wielkomiejskiego w aspekcie przyrodniczym przyczynia się nadmierne stężenie rozmaitych toksyn oraz smog. Skutkiem tego jest narastające pogarszanie się zdrowia fizycznego i psychicznego mieszkańców miast. Coraz więcej z nich zapada na alergie, choroby układu oddechowego i krążenia oraz depresje. Te fakty są powszechnie znane i nie wymagają dodatkowych komentarzy.
Ciekawe są natomiast inne zjawiska towarzyszące życiu ludzi w wielkich miastach, które degradują wysoce zurbanizowane środowisko życia w aspekcie społecznym i duchowym.
Zniewolenie
W wielkich miastach przede wszystkim wzrasta poczucie zniewolenia ludzi wskutek ograniczania swobodnej przestrzeni życiowej jednostek. Powszechnie wiadomo, że każdy człowiek, podobnie jak inne istoty żywe, wymaga odpowiedniego terytorium, z którego tylko on powinien korzystać, które daje mu poczucie wolności i bezpieczeństwa; nazywam je „swobodną przestrzenią życiową jednostki". Wzrastająca gęstość zaludnienia w miastach redukuje stopniowo tę przestrzeń aż do wartości krytycznej. Tym samym minimalizuje obiektywny stopień wolności mieszkańców miast oraz ich subiektywne poczucie wolności. Ludzie ci - tak w rzeczywistości jak i w swoim własnym odczuciu - stają się coraz bardziej zniewoleni. Wynika ono nie tylko z minimalizacji swobodnej przestrzeni życiowej, ale również z ograniczeń natury prawno-porządkowej i kulturowo-obyczajowej, których musi się przestrzegać w wielkich grupach społecznych po to, by panował w nich jakikolwiek ład. Efektem zniewolenia jest standaryzacja, naśladownictwo, brak własnego zdania i możliwości sprzeciwu, co prowadzi do apatii i depresji.
Brak harmonii
Pewną formą zniewolenia jest kompleks niższości. Pojawia się on u ludzi przebywających w megamiastach, gdzie dominuje wysoka zabudowa słynnych drapaczy chmur. Ich architektura przygniata człowieka. Przebywając wśród bardzo wysokich budynków odczuwa się swoją małość i przygnębienie. Wysoka zabudowa narusza bowiem naturalną harmonię między człowiekiem a jego otoczeniem w aspekcie dysproporcji wymiarów geometrycznych: budynki znacznie przewyższają ludzi. Ten sam problem występuje też w odniesieniu do rozległych placów i arterii miejskich, które spotyka się w niektórych wielkich miastach. Znajdując się na wielkich przestrzeniach miejskich człowiek czuje się wprawdzie wolnym, ale zagubionym. W wielkim mieście ludzie czują się zagubieni także dlatego, że przebywają w tłumie: jako piesi i kierowcy na ruchliwych ulicach, w ogromnych centrach rozrywkowych, a nawet w parkach. Wszędzie tłumy ludzi. A jednostka nie czuje się nigdzie bardziej zagubiona i samotna, jak właśnie w tłumie. Zagubienie i osamotnienie również pogarsza samopoczucie jednostek i niekorzystnie odbija się na ich psychice.
Wieża Babel
W konsekwencji narastania masowej i globalnej transmigracji, w wielkich miastach, które z różnych powodów są szczególnie atrakcyjne dla migrantów, ma się do czynienia z mieszaniną różnych kultur i subkultur, języków, wyznań i nawyków. To wprawdzie nadaje miastom swego rodzaju koloryt, ale jednocześnie osłabia ich tożsamość, a z ich mieszkańców czyni niespójne zbiorowisko, w którym jeszcze łatwiej można się zagubić. Procesy migracyjne, spowodowane głównie poszukiwaniem pracy sprawiają, że mieszkańcy miast stają się coraz mniej zasiedziali niż dawniej, kiedy wiele pokoleń mieszkało w jednym mieście i często nawet w tym samym domu.
Teraz ludność miasta stanowi układ wysoce dynamiczny (coś w rodzaju plazmy), w którym wszystko - mieszkańcy, sklepy, infrastruktura itp. - zmienia się coraz szybciej i bardziej turbulentnie. (Cóż, żyjemy przecież w turboświecie!) To sprawia, że miasta cechuje bardziej tożsamość funkcjonalna niż materialna, to znaczy, że ich istotę lub trzon stanowi układ funkcji, jakie spełniają, a nie elementy rzeczowe, np. budynki, ludzie itp. Wcześniej było inaczej: elementy rzeczowe i ludzie były bardziej stabilne, a funkcje miasta zmieniały się raczej w niewielkim stopniu. Dlatego miasta cechowały się tożsamością materialną i funkcjonalną.
Z drugiej strony, miasta upodobniają się do siebie i stają się mało rozróżnialne w miarę tego, jak postępuje w nich mieszanie się kultur. W nowoczesnych megamiastach wszędzie spotyka się podobne układy architektoniczne; na jedną modłę budowane są centra finansowe, administracyjne i handlowe. O ile dawniej każde miasto miało w sobie coś specyficznego i niepowtarzalnego - gwarę, przyzwyczajenia, koloryt, jedyne w swoim rodzaju budowle, restauracje, hotele, zakątki i sposób bycia - wszystko, co zawiera się w pojęciu „ducha miasta" i określa tożsamość miasta, to dzisiaj rzadko gdzie można się z tym spotkać. Opanowanie miast przez wielkie koncerny finansowe i usługowe oraz chęć budowy szybko i jak najmniejszym kosztem według standardowych i tanich powtarzających się projektów architektonicznych przyczyniło się do nasilenia tendencji do ujednolicenia zabudowy miejskiej. W konsekwencji tego, gdziekolwiek by się nie pojechało, wszędzie zobaczy się to samo. To wywołuje swego rodzaju znużenie architektoniczne, a pejzaż urbanistyczny staje się po prostu nudny. Natomiast zaletą ujednolicania miast jest to, że w każdym z nich czuje się człowiek, jak u siebie w domu.
Dysfunkcyjność miast
Miasta z założenia powinny spełniać łącznie cztery podstawowe funkcje: zapewniać swoim mieszkańcom pracę, mieszkanie, dostęp do przyrody i możliwość życia (różnego rodzaju usługi, rozrywkę i wypoczynek). To jednak okazuje się dziś coraz bardziej utopią. Zakłady pracy buduje się na peryferiach miast, podobnie jak osiedla mieszkaniowe oraz centra handlowe i logistyczne. Właściwie centra wielkich miast redukują się do zbiorowisk różnych biurowców administracyjnych i finansowych, hoteli oraz banków. Kogo tylko stać na to, wynosi się poza centrum. A tym, którzy zmuszeni są pozostać w miastach, żyje się coraz trudniej.
Ważny jest również aspekt estetyczny wielkich miast, związany bezpośrednio z pejzażem urbanistycznym. W większości przypadków ma się do czynienia z dysonansem architektonicznym polegającym na pomieszaniu stylów i rodzajów zabudowy. W bezpośrednim sąsiedztwie niskich budynków z epoki gotyku, renesansu czy baroku stoją supernowoczesne wieżowce ze szkła i metalu. Jest to naprawdę widok szokujący i nie do zniesienia dla ludzi estetycznie uwrażliwionych. Innym problemem jest stawianie nowych, zazwyczaj wielopiętrowych budynków w sąsiedztwie wcześniej postawionych niskich i to w taki sposób, że zasłaniają one widok z okien i znacznie ograniczają przestrzeń widokową. To również jest jednym z czynników powodujących wzrost odczucia zniewolenia, o czym wcześniej była mowa. Przyczynia się do niego także coraz gęstsza zabudowa miejska - efekt tendencji do maksymalnego zagospodarowania wszelkich wolnych jeszcze terenów miejskich. Łatwo zauważyć, że przebywanie w zamkniętej i mocno ograniczonej wizualnie przestrzeni wywołuje nastrój przygnębienia i jest źródłem depresji mieszkańców miast.
Rozrastające się miasta zakłócają homeostazę człowieka (mieszkańca) z przyrodą, ponieważ urbanizacja środowiska przyrodniczego (przestrzenna rozbudowa miast oraz gęstniejąca zabudowa) doprowadza do przewagi sztuczności nad naturalnością - naturalne tereny zielone znikają wskutek zajmowania ich przez budynki oraz infrastrukturę miejską. Przyczynia się do tego również coraz powszechniejsze stosowanie sztucznych materiałów budowlanych, które wypierają tradycyjne, naturalne. Tej homeostazy nie uratują sztucznie zakładane ogrody na balkonach i dachach ani sadzenie sztucznych trawników i drzew (np. palmy w centrum Warszawy!) a nawet tworzenia sztucznych parków w ramach wizji miast-ogrodów. To wszystko pozostaje ciągle „bezduszną zielenią".
Przyszłość w megamiastach
Mimo przytoczonych tu złych skutków rozwoju wielkich aglomeracji, nie zahamuje się rozbudowy miast. Przyszłość należeć będzie do megamiast. To wydaje się być przesądzone. Ale rodzi to ważne wyzwanie - potrzebę ułatwienia życia ich mieszkańcom. Jest ono adresowane nie tylko do architektów i urbanistów. Powinni je podjąć inni specjaliści, przede wszystkim z dziedziny ekologii, socjologii, zarządzania, psychologii i estetyki.
Rozbudowa miast, która jest konieczna dla zapewnienia mieszkań i pracy wielu milionom ludzi, wywołuje istotne zmiany w pejzażu urbanistycznym. Nie ulega wątpliwości, że przede wszystkim z uwagi na ograniczone obszary miejskie miasta będą musiały rosnąć wzwyż. Oczywiście, nie musi tak być tam, gdzie ma się do dyspozycji wolne tereny, jak to miało miejsce w przypadku budowy miasta Brasilia. Trzeba będzie także rezygnować z tradycyjnego, jednego tylko, centrum miasta w wyniku rodzącej się tendencji do budowy rozproszonych centrów miejskich, co jest uzasadnione wieloma czynnikami społecznymi i ekonomicznymi. Prawdopodobnie trzeba też będzie realizować ideę samowystarczalności miast, zgodnie z którą miasto powinno być zdolne do tego, by samo zaopatrywało swych mieszkańców w podstawowe produkty rolno-spożywcze oraz w energię. Już teraz bliskie wdrożenia wydają się projekty budowy wielopiętrowych wertykalnych farm („skyfarm"), obiektów przeznaczonych do upraw oraz hodowli zwierząt użytkowych, czegoś na wzór wielopiętrowych parkingów, a także wyposażenia poszczególnych domów w wytwórnie energii, przede wszystkim elektrycznej, na własny użytek. Wyliczono, że 30-piętrowa farma miejska może zaopatrzyć w żywność około 50 tys. mieszkańców. Pomysł, jakkolwiek kontrowersyjny i dyskusyjny, nie jest taki głupi. Jeśli okaże się on opłacalny - a jak zapewnia jego twórca Dickson Despommier z Columbia University w Nowym Jorku - już wkrótce ma powstać taki obiekt doświadczalny w USA i czteropiętrowa farma wertykalna w Masdar City w Abu Dhabi - to będzie się go realizować w innych miastach.
Wiesław Sztumski
oem software