O zielonej infrastrukturze miast, starych i nowych parkach i alejach, architekturze krajobrazu i funkcjach zieleni na terenach zurbanizowanych
z dr. Jackiem Borowskim, prof. SGGW z Katedry Ochrony Środowiska, prezesem Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego, rozmawia Krystyna Hanyga.
- Co łączy dendrologię z architekturą krajobrazu?
- Drzewa i krzewy, czyli to, czym zajmuje się dendrologia, są podstawowym tworzywem architektury krajobrazu. Co prawda, obecne nowoczesne, stechnicyzowane ogrody bywają tak projektowane, że jest w nich mniej drzew, ale są one nie mniej ważne. Sadzone czasem w niezwykłym miejscu, mają dużą wartość, przede wszystkim ozdobną.
- Miasto jest niezwykle zróżnicowanym siedliskiem. W warszawskich Łazienkach czy innych dużych parkach siedlisko drzew bywa lepsze niż naturalne. Badania amerykańskie dowodzą, że w zadbanych parkach miejskich drzewa żyją dłużej niż w siedliskach naturalnych. Ale w miastach są również siedliska przyuliczne, często bardzo trudne. Wynika to z naszych specyficznych warunków klimatycznych, z dużymi opadami śniegu, a to powoduje stosowanie wielkich ilości soli. To jest chyba największy problem.
- Niestety, u nas miasta rozbudowywały się spontanicznie, nie ma wielkich urbanistycznych projektów, albo są one zalążkowe i nie doprowadzone do końca. Brakuje w związku z tym planów rozmieszczenia tzw. mediów, systemów kanalizacyjnych, wodociągowych, sieci elektrycznej itp. Uzbrojenie techniczne miasta jest prowadzone chaotycznie w bardzo różnych miejscach.
Podam przykład: robiliśmy kiedyś inwentaryzację przyulicznej zieleni drzewiastej na warszawskiej Pradze. Niektóre drzewa były w złym stanie i trzeba było je usunąć, ale okazało się, że nie można w tym samym miejscu posadzić nowych, nie pozwalają na to wymogi techniczne, bo infrastruktura techniczna jest rozrzucona na całym terenie. Przy projektowaniu i modernizacji infrastruktury powinno się uwzględniać miejsce dla drzew. Technika jednak dominuje nad przyrodą.
- Zależy przez kogo i gdzie. Myślę jednak, że w ogólnym odbiorze tak. Mówi się o tym, często spotykam się z obroną drzew przez mieszkańców, którzy mają świadomość, że są one potrzebne i niosą coś dobrego. To są jednak tylko odczucia, bo z drugiej strony jest niewielka wiedza o tym, że drzewa mogą przynosić także najrozmaitsze korzyści materialne, że poprawiają jakość powietrza, chronią przed hałasem itp. Dla mnie i dla mojego środowiska to są rzeczy tak oczywiste, że w ogóle nie wymagają komentarza.
- To jest wynik ogromnej presji deweloperów na każdy możliwy metr kwadratowy terenu, szczególnie w centrum miasta. Uważam jednak, że Warszawa jest miastem zielonym i mamy szansę to utrzymać, ale musimy walczyć, żeby niczego nie zabudowywać, jeśli to nie jest konieczne.
W Europie mamy wiele przykładów działań odwrotnych, odzyskiwania dla przestrzeni publicznej miejsc kiedyś straconych. Piękny park powstał na terenie po fabryce samochodów Citroëna, niemal w centrum Paryża, mimo presji deweloperów i położonych wokół banków, które chciały pozyskać ten teren. To jest przykład, że może być inaczej.
- W prawie budowlanym powinien być przepis nakazujący prowadzenie mediów w taki sposób, by było miejsce na sadzenie drzew. I jest jeszcze jeden problem – otóż w Polsce wartość drzew jest cały czas oceniana według przepisów, które powstały w latach 60. ubiegłego wieku i są przestarzałe, zupełnie nieadekwatne do obecnej sytuacji. W tej chwili o wycenie drzewa decyduje właściwie tylko jego wielkość i gatunek, a powinno być brane pod uwagę miejsce, w którym się znajduje, mogą to być np. trudne warunki w centrum Warszawy, czy znaczenie historyczne.
Zupełnie inaczej należy wyceniać drzewa na terenie otwartym, gdzie jest ich wiele.
Podobnie, nie ma rozróżnienia, które by dotyczyło stanu drzew. Tak samo jest wyceniane drzewo zamierające, jak i w doskonałym stanie i bardzo witalne. Zasadnicze zmiany w prawie nie są potrzebne, drzewa w Polsce są chronione, zarówno te pomnikowe, jak i wszystkie inne, także te, które są na terenach prywatnych. Na obszarach pozaleśnych trzeba mieć pozwolenie i wnieść opłatę za usunięcie drzewa.
W wielu krajach, np. w Norwegii, nie obowiązują podobne przepisy i podejrzewam, że u nas też nie są konieczne, trudno sobie wyobrazić, żeby ludzie masowo wycinali drzewa na swoich działkach. Polskie prawo jest chyba zbyt restrykcyjne, wiele drzew jest wycenianych za wysoko, nieproporcjonalnie do ich wartości, co powoduje, że ludzie unikają opłat. W mieście wartość drzew powinna być wyceniana i traktowana podobnie jak wartość urządzeń technicznych, znaków drogowych, oświetlenia itp.
- Architekturę krajobrazu zmieniają rozmaite cywilizacyjne wynalazki, widać to zwłaszcza w modernizowanych parkach i skwerach czy luksusowych osiedlach. Mniej drzew i krzewów, więcej małej architektury.
- To prawda, jest trend do tworzenia bardzo sterylnych, technologicznych miejsc. Mamy tego przykład choćby na warszawskim Placu Grzybowskim, który z punktu widzenia architekta krajobrazu jest interesujący, ale pokazuje, jak ten trend zaburza nasze tradycyjne pojęcie skweru czy parku. Rzeczywiście, mała architektura zaczyna dominować nad zielenią. Płaska, wyczyszczona powierzchnia trawnika i drzewo czy krzewy są tylko takim wysublimowaniem przyrody.
Są jednak i inne rozwiązania, gdzie przyroda w bardzo nowoczesnej oprawie jest bujna i aż kipi. Przykładem może być w Zurychu dawna hala fabryki, w której produkowano kiedyś działa przeciwlotnicze, potem tramwaje, wreszcie rozebrano ją i pozostała sama konstrukcja. W tym bardzo stechnicyzowanym miejscu posadzono rośliny i zmieniono je w niezwykły park pnączy. I tutaj, mimo wyjścia od techniki, dominują rośliny.
Taką samą tendencję widać w tzw. roślinności dachowej. Wprowadzenie roślin na dachy jest technicznie trudne, trzeba zainwestować, mieć odpowiednią konstrukcję i warstwowość dachu. U nas jest wciąż niewiele takich ogrodów, ale na południu Europy są miasta, gdzie można je zobaczyć niemalże na każdym dachu. To pokazuje, że połączenie architektury i techniki z przyrodą jest możliwe, i to na korzyść przyrody.
Te stechnicyzowane, geometryczne parki nie zawsze nam się podobają, ale wciąż są w modzie. Jednak i one będą się zmieniać w miarę upływu czasu, kiedy rośliny wyrosną, a prawdziwy efekt będzie widoczny za kilkadziesiąt lat.
Ciekawe są także próby przywracania, rekultywacji terenów zapomnianych, zaniedbanych. W Europie to widać na przykładzie chociażby tzw. parków liniowych. Promenade Plantée w Paryżu powstała w miejscu starej linii kolejowej na prawie 5-kilometrowym odcinku, w dużej części na wiadukcie, można wyjść ponad ulice i wejść w przyrodę. Ta przyroda na początku wydaje się dziwna, wyabstrahowana, ale na pewno jest to bardzo ciekawe miejsce. Parków liniowych jest coraz więcej, powstają na starych torowiskach albo nieużywanych jezdniach. To pokazuje, że przyroda w mieście znajduje swoje nowe miejsce.
- Zieleń na terenach zurbanizowanych pełni zupełnie inną funkcję niż dawne ogrody, nie tylko rezydencjalne, pałacowe, ale również miejskie. Zmieniają się czasy, a wraz z nimi style, wymagania, estetyka…
- Najważniejszą funkcją drzew i innych roślin była funkcja ozdobna. Nie mówię tu o funkcjach drzew alejowych, które kiedyś wyznaczały drogę, również w znaczeniu fizycznym. Te drogi były wówczas mało uczęszczane, zawiewane, niemalże ginęły. Sadzono wzdłuż nich drzewa za czasów carskich, car wydał ukaz, aby w ten sposób utrzymywać szlaki pocztowe. To są funkcje pierwotne. A jeśli chodzi o rezydencje i parki, to oczywiście główna była funkcja ozdobna.
Obecnie prawie nie ma u nas tego typu starych rezydencji, ale powstają nowe i są otaczane parkami. Powstają prywatne arboreta. Tak więc wracamy trochę do tradycji i korzeni. W parkach miejskich drzewa odgrywają rolę klimatotwórczą, oczyszczają powietrze, zwiększają wilgotność itp. I te funkcje zaczynają dominować, chociaż ozdobnych też nie należy pomijać. Kiedy idziemy ulicą obsadzoną drzewami, pięknie kwitnącymi, przebarwiającymi się, atrakcyjnymi, to nadal te ich walory będą dominować w odbiorze.
- Idea miasta-ogrodu, dzielnicy-ogrodu stała się już tylko piękną utopią…
- Niestety, tak. Pozostały fragmenty Podkowy Leśnej, która była tak projektowana. Trudno jednak sobie wyobrazić, że centrum miasta będzie miastem-ogrodem, chociaż tęsknota za takim miejscem jest ogromna. Nieprzypadkowo przecież deweloperzy nazywają swoje budynki czy zespoły budynków „Przy lesie”, „Przy parku”, „Ogrodowa”, bo tak położone sprzedają się najlepiej.
Przeprowadzone w Europie badania pokazują, że budynek położony bliżej parku ma wyższą wartość i cenę i ta cena z czasem nawet rośnie. Wyliczono, że w odległości 500 m od zieleni urządzonej, dużego parku cena mieszkania jest o 20 – 30% wyższa.
W Paryżu każda dzielnica ma swój park, każde nowe osiedle swój park osiedlowy, to jest przewidziane w planie przestrzennym, w planie rozwoju miasta. Zaproponował to m.in. Georges Haussmann w II połowie XIX w., te zasady podtrzymano i są aktualne do dziś. U nas, niestety, to nie obowiązuje. Rzadko jest tak, i to raczej tylko w bardzo drogich osiedlach, że od razu w centrum projektuje się park, deweloperzy po zbudowaniu domów niekoniecznie chcą się tym zająć. Na Ursynowie mieszkańcy postanowili sami postarać się o zieleń i w zaniedbanym miejscu urządzić park. To bardzo ciekawa społeczna akcja.
Na całym świecie ludzie są zaangażowani w sadzenie drzew, to jest naturalne. Nasze czyny społeczne, które kiedyś zostały nam strasznie obrzydzone, nie były czymś niepotrzebnym, szczególnie w kwestii parków, zieleni i także integracji ludzi. W innych krajach wiele ogrodów botanicznych ma swoich entuzjastów, którzy przychodzą pomagać w ich pielęgnacji, uczestniczą w tym również emeryci. To są przykłady, gdzie działalność społeczna ma ogromne znaczenie.
Sady Żoliborskie, Koło, Muranów to były dzielnice, o których myślano, że będą miały swoje skwery, dużo zieleni. W tej chwili jest ogromne dążenie do zagęszczenia tej zabudowy, ale co można zrobić? Można głośno wołać, że tak być nie powinno, ale to jest kwestia decyzji władz miasta. Mamy przykłady różnych miast europejskich, choćby skandynawskich, gdzie inwestuje się w zieleń. U nas zieleń się utrzymuje, ale nie można powiedzieć, że inwestuje się w nową. Powstaje bardzo mało nowych parków, można je policzyć na palcach jednej ręki. Tu mamy wiele do zrobienia.
- A w miastach jest sporo terenów zaniedbanych, do rewitalizacji, choćby po zlikwidowanych fabrykach. Niewykorzystaną szansą stworzenia osiedli-ogrodów są nasze suburbia, gdzie coraz liczniej przenoszą się mieszkańcy miast.
- To właśnie jest sprawą planu zagospodarowania przestrzennego. W wielu gminach w ogóle go nie ma, w innych jest, ale nienajlepszy. Zabudowa jest żywiołowa, chaotyczna i w końcu suburbia, które mogłyby być miastami-ogrodami, są zwykle małymi prywatnymi ogródkami przydomowymi. Tam nie ma terenów publicznych w postaci jakiegoś małego parku. Przykrą dla mnie sprawą są zamknięte osiedla, które nawet mają kawałek zieleni, ale dostępny tylko dla swoich mieszkańców. To jest nie do przyjęcia.
Drugie, to budowanie wielkich parkanów czy murów, odgradzających często nawet piękne ogrody od ulicy, tworzących kanały, którymi poruszają się przechodnie. To znowu jest zamknięcie na przestrzeń publiczną i społeczną, która jest tak ważna.
- Panie Profesorze, jest pan zaangażowany w społeczny ruch ochrony starych alei, który narodził się na Mazurach, gdzie szpalery przydrożnych drzew są ważnym elementem krajobrazu kulturowego. Czy jest szansa na uratowanie tego, co jeszcze zostało?
- Wycinanie tych drzew jest dla mnie sprawą bardzo bolesną, chociaż na niedawnej konferencji w Warszawie wyraziłem swój optymizm. Zaczęło się od naszego spotkania w Piszu, w czasie, kiedy te aleje były masowo wycinane. Mimo naszych starań, również o zapisy prawne, niewiele się zmieniło. Wycinane są nadal, przy modernizacji dróg często są niszczone bez żadnej przyczyny, chociaż mają ogromne znaczenie i przyrodnicze, i krajobrazowe, i kulturowe. To są rzeczy nie do przecenienia. Musimy chronić aleje, które giną na naszych oczach.
Mój optymizm bierze się natomiast stąd, że dzięki działaniom społecznym nowe aleje są obsadzane drzewami i ten ruch się rozwija. Gdyby nie to, w przyszłości alej by nie było. Nauczyliśmy się wiele od Niemców, którzy dostrzegli wcześniej ten problem i wycięte u siebie aleje zaczęli rewitalizować; w tej chwili w stosunku do nich nie jesteśmy już tak bardzo zacofani.
- Obsadzane drzewami aleje mają wielu przeciwników, że nie wspomnę już o znanym rajdowcu. Głównym argumentem jest bezpieczeństwo jazdy.
- Ze znanym rajdowcem zupełnie nie mogę się zgodzić i muszę powiedzieć, że robi bardzo dużo złego. Drzewa nie są mordercami, najczęstszymi przyczynami wypadków są nietrzeźwość kierowców i nadmierna prędkość i to one powodują kolizje z drzewem. W Niemczech wprowadzono ograniczenie prędkości i jest ono respektowane. Nasze dzieci nie będą miały starych drzew, jeśli je teraz wytniemy. Ludzkie życie trwa kilkadziesiąt, dobrze, jeśli 80 lat, to jest bardzo niewiele w stosunku do drzewa, które może żyć kilkaset.
- Dziękuję za rozmowę.