banner


Zmiany technologiczne, których jesteśmy świadkami, powodują zwiększone zapotrzebowanie na wiele deficytowych już dziś surowców. Do produkcji telewizorów z płaskim ekranem i telefonów komórkowych potrzebne są: antymon, kobalt, lit, tantal i wolfram. Samochody elektryczne wymagają litu i neodymu; katalizator samochodowy nie może funkcjonować bez platyny, a kolektory słoneczne są produkowane przy użyciu galu i indu.

Zwiększony popyt na te surowce wynika też z szybkiego rozwoju państw do niedawna biednych. Z kolei państwa, czy koncerny międzynarodowe, które dysponują cennymi z punktu widzenia nowych technologii minerałami (Chiny zaspokajają ponad 90% światowego zapotrzebowania na pierwiastki ziem rzadkich i antymon, około 90% zużywanego na świecie niobu pochodzi z Brazylii, a 77% platyny - z Afryki Płd.) mogą wykorzystywać swoją przewagę na rynku i ograniczać dostępność ważnych dla ludzkości surowców.

Z raportu*, jaki opublikowała Komisja Europejska wynika, iż popyt na antymon, beryl, kobalt, fluoryt, gal, german, grafit, ind, magnez, niob, metale grupy platyny, pierwiastki ziem rzadkich, tantal, wolfram mogą wzrosnąć wielokrotnie do 2030 r., w porównaniu z 2006 r.

Wskutek tych uwarunkowań, uwaga biznesu i polityków skierowała się ku morzom i oceanom (nie wspominając o kosmosie), których dno obiecuje obfitość minerałów – zwłaszcza tych, których podaż jest z różnych względów ograniczona. Dotyczy to zarówno stref ekonomicznych państw, jak i otwartych mórz i oceanów, nad którymi sprawuje pieczę Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego (MODM) z siedzibą na Jamajce, utworzona na mocy Konwencji Prawa Morskiego ONZ.

Marzenia o górnictwie morskim powoli stają się realnością (przykład Japonii), choć naukowcy są ostrożni w ocenie możliwości eksploatacji surowców z oceanów z uwagi na niedostateczną wiedzę dotyczącą biosfery oceanów i ochronę gatunków zasiedlających głębiny.
Obawy o dewastację mórz i oceanów podczas eksploatacji surowców z dna wydają się na razie przedwczesne: brakuje bowiem prawnych regulacji dotyczących wydobycia surowców z dna morskiego, więc nie można złożyć w MODM wniosku o koncesję wydobywczą. Zasady takie mają być gotowe w 2020 roku. Ale jest jeszcze jedna przeszkoda: techniczna. Na razie nikt nie dysponuje technologią, która pozwalałaby na wydobycie surowców z dna morskiego na skalę przemysłową. Tutaj jednak postęp może być szybki, skoro Japończykom udało się zrobić pierwszy krok na swoich wodach terytorialnych w 2017 roku.

Polska bierze udział w tym wyścigu surowcowym na obu oceanach. W 2017 roku wynegocjowała z MODM 15-letni kontrakt na rozpoznanie złóż na ryfcie śródatlantyckim (działka liczy ok. 10 tys.m2), od 30 lat mamy też - jako jeden z sześciu członków konsorcjum Interoceanmetal - prawo do eksploracji działki (75 tys. km2) na Pacyfiku ok. 3000 km na zachód od Meksyku.
W przypadku Pacyfiku liczymy na m.in. zasoby manganu (np. do produkcji ogniw), niklu (produkcja stali nierdzewnej), cynku (produkcja blach), miedzi (produkcja kabli i drutów), selenu (fotokomórki, kserokopiarki), kadmu (metalurgia) i kobaltu (elektronika).
Na Atlantyku szukamy natomiast siarczków metali kolorowych, jak miedź i srebro, ale i złota, i platyny. Według wstępnych analiz, surowce zalegają na głębokości od 1400 do 2800 m.

Przemysł wydobywczy na powierzchni Ziemi niestety, nie jest dla planety obojętny. Z reguły wiąże się z dewastacją środowiska. To samo może być z eksploatacją dna morskiego – ciągle w dużej mierze tajemniczego, bo słabo zbadanego przez naukowców.
Rozpoczynając cykl artykułów na ten temat, zaczynamy od przedstawienia opinii ekologa – prof. Jana Marcina Węsławskiego, dyrektora Instytutu Oceanologii PAN.(red.)

Przed wejściem do sklepu z porcelaną

JMW 1Złoża mineralne na głębokim dnie oceanu mają różną postać - od konkrecji - czyli grudek czy "buł" cennych pierwiastków i związków leżących na płaskim dnie, przez złoża rozsypowe - w postaci ławic żwirów czy piasków zawierających cenne materiały, aż do różnego rodzaju naskorupień i form powstałych w wyniku działalności podwodnych wulkanów i wylewów lawy z pęknięć dna morskiego.
Wiele z takich złóż jest wstępnie rozpoznanych - wiadomo gdzie leżą i jaka jest wartość handlowa minerałów - zwykle rzadkich metali, które można stamtąd wydobywać.
Ponieważ większa część światowego głębokiego oceanu leży poza strefami ekonomicznymi poszczególnych państw, gdzie rządzą prawa narodowe, ONZ powołała międzynarodowy urząd d/s dna oceanicznego, który przyznaje prawa do eksploatacji konsorcjom międzynarodowym, uznającym kontrolę ONZ nad taką eksploatacją. Polska ma udziały w co najmniej dwóch takich
obszarach - na Pacyfiku i na Atlantyku (trwa obrót tymi prawami, więc może się to zmieniać).

Kłopot polega na tym, że takie złoża na głębokości 2-4 km wymagają najwyższej technologii dostępnej na morzu. Koszty porównywalne są z kosztami eksploracji kosmosu, więc nikt jeszcze nie rozpoczął eksploatacji, natomiast wiele państw prowadzi rozpoznanie, wycenę,
testowanie metod.
Roboty podwodne pracujące na głębokości kilku kilometrów to dosłownie kosmiczna technologia - dość przypomnieć, że do dziś w największych głębiach oceanu było zaledwie kilka (mniej niż 5) osób, a łodzie podwodne czy roboty pracujące poniżej 2 km głębokości można policzyć na palcach dwóch rąk. Nie mówię tu o prostych urządzeniach typu kamery z napędem czy różne sondy.

Do tego trzeba dodać problem nieznanego środowiska dna oceanu, większa jego część leży poniżej 3,5 km głębokości i znamy zaledwie ułamek procenta tego, co tam żyje. Nie wiemy - a zmusza nas do tego prawo międzynarodowe - jakie skutki dla tej fauny będzie miała eksploatacja (czyli fizyczne niszczenie podłoża).

Nie są to sprawy banalne, bo np. przypadkowo odkryte w 1977 roku zbiorowiska głębinowej fauny zasiedlającej pęknięcia skorupy dna morskiego to zwierzęta żyjące dzięki symbiozie z bakteriami, które przetwarzają metan i związki siarki - całkowicie niezależne od życia na powierzchni ziemi - opartego na energii Słońca.

To jest alternatywne życie, takie jakie może istnieć poza Ziemią - o ogromnym znaczeniu poznawczym i światopoglądowym. Zniszczenie przez chciwość i nieostrożność czegoś, czego nie znamy i nie rozumiemy byłoby wielką zbrodnią przeciwko Biosferze.
Podsumowując - dopóki nie jesteśmy zmuszeni wyższą koniecznością - np. dla ratowania życia, nie powinniśmy ruszać tych zasobów. Zbadać, ocenić, zrozumieć jakie jest ich znaczenie - tak, ale nie wpadać w nocy po pijaku z pałką do sklepu z antyczną porcelaną.
Jan Marcin Węsławski

* https://publications.europa.eu/en/publication-detail/-/publication/5d0ca1b4-aaff-11e6-aab7-01aa75ed71a1/language-en/format-PDF