W grudniu 2023 r. zakończyła się 28. Konferencja stron Konwencji klimatycznej, czyli COP28. Podobnie jak w wielu wcześniejszych przypadkach politycy ogłosili sukces, a nawet przełom w walce ze zmianą klimatu. Deklaracje te wydają się równie przedwczesne jak wcześniej. Minęło już ponad 30 lat od uchwalenia wspomnianej konwencji klimatycznej, a roczna emisja gazów cieplarnianych nie tylko nie maleje, ale cały czas rośnie i to w szybkim tempie.
Zagrożenia związane ze zmianą klimatu
Klimat może się zmieniać z przyczyn naturalnych lub w wyniku oddziaływania człowieka. Większość badań naukowych wskazuje, że za obecną zmianę klimatu odpowiedzialny jest człowiek poprzez emisję gazów cieplarnianych, tj. głównie dwutlenku węgla, podtlenku azotu i metanu. Antropogeniczne emisje należy traktować jako czynnik przeważający szalę i powodujący wybicie ziemskiego klimatu ze stanu względnej równowagi i skierowanie go na ścieżkę gwałtownego ocieplenia.
Według klimatologów zmiany, które obecnie obserwujemy są wielokrotnie szybsze niż te, które towarzyszyły ostatniej epoce lodowcowej. Wtedy doszło do masowego wymierania gatunków. Obecnie również je obserwujemy, ale to nie jest jedyny efekt zmiany klimatu. W literaturze jest wiele pozycji opisujących skutki zachodzących procesów klimatycznych. Prowadzą one do wniosku, że w wyniku zmiany klimatu na większości obszaru Ziemi warunki życia dla człowieka ulegną zdecydowanemu pogorszeniu.
W tym kontekście należy wymienić gorszy dostęp do pożywienia i wody, większe ryzyko występowania gwałtownych zjawisk meteorologicznych, w tym tych o znacznej sile niszczącej, rosnące zagrożenie rozprzestrzenianiem się nowych i istniejących chorób, zwłaszcza na obszarach i wśród gatunków niedostosowanych do ich zwalczania, rosnące koszty życia (transport, budownictwo, ubezpieczenia, itp.) i wiele innych. Procesy te najprawdopodobniej nie będą zachodzić gwałtownie, lecz stopniowo – będziemy powoli gotować się jak żaby w garnku, aż będzie za późno na reakcję. Biorąc pod uwagę, że problem ma charakter globalny, ucieczka w inne bezpieczne obszary i strefy klimatyczne jest ograniczona, a więc nawet nie ma dokąd uciec z przysłowiowego gotującego się garnka.
Najprawdopodobniej bogate kraje w większym stopniu będą w stanie pozwolić sobie na dostosowanie się do nowych warunków, np. poprzez wzrost zużycia energii w procesach klimatyzacji, ale z pewnością staną się one celem powszechnej migracji z regionów ubogich, wywołanej czynnikami ekonomicznymi (brak środków do życia w danym regionie) lub środowiskowymi (brak lub bardzo utrudnione warunki przetrwania w danym regionie). W praktyce doprowadzić to może do destabilizacji istniejących społeczeństw w skali całego globu.
A może jednak da się powstrzymać zmianę klimatu?
Pesymizm w zakresie możliwości powstrzymania zmiany klimatu jest coraz większy. Wynika on z obserwacji zmian, które zachodzą w świecie. W 2018 r. Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu (IPCC) opublikował raport, w którym wskazywał, że wzrost średniej temperatury na Ziemi o 1,5°C ponad temperaturę sprzed epoki industrialnej spowoduje nieodwracalne szkody klimatyczne. Dane za 2023 r. wskazują, że ta granica była już wielokrotnie przekroczona. Były to incydentalne przypadki, a nie trwały trend, ale pokazują one, że czasu na reakcję i ograniczenie zmiany klimatu już nie ma.
Nawet gdybyśmy w 2024 r. gwałtownie ograniczyli emisję gazów cieplarnianych (GHG) i osiągnęli tzw. neutralność klimatyczną (to pojęcie oznacza, że dany obszar emituje ilość GHG liczoną w ekwiwalencie CO2 równą zdolności tego obszaru do pochłaniania GHG liczonych tą samą metodą) to i tak średnia temperatura na Ziemi rosłaby ze względu na bezwładność procesów klimatycznych. To oznacza, że o zatrzymaniu się na poziomie +1,5°C możemy już tylko pomarzyć. Zgodnie z Porozumieniem paryskim z 2015 r. taka neutralność ma być osiągnięta dopiero w połowie wieku. Dotyczy to tylko państw sygnatariuszy porozumienia, ale na szczęście reprezentują oni przeważającą większość ludzkości.
Najbardziej ambitne jednostki, jak np. UE, chcą zrealizować cel neutralności klimatycznej do 2050 r., inne, np. Chiny i Ukraina, do 2060 r. Przez ten czas stężenie GHG w atmosferze będzie nadal rosło, być może coraz wolniej, ale trendu malejącego nie należy się spodziewać przed 2030 rokiem.
Podpisanie Porozumienia paryskiego nie oznacza automatycznej realizacji złożonej obietnicy, ponieważ dokument ten nie zawiera kar związanych z niewywiązaniem się ze zobowiązań. Przykładem swobodnego podejścia do tego jest postawa USA, które podpisały ten dokument w 2016 r., następnie wystąpiły z porozumienia, aby w 2021 r. do niego powrócić. Ponowna elekcja Donalda Trumpa na prezydenta może spowodować kolejną zmianę. Również innym krajom zdarzało się mieć poważne potknięcia na tej drodze. Wystarczy wspomnieć, że UE również zawiesiła część przepisów w związku z wojną na Ukrainie.
W grudniu 2023 na COP28 zapowiedziano całkowite odejście od węgla w energetyce do 2050 r. Jednakże w 2022 r. na świecie budowano około 190 elektrowni węglowych, a kolejne 290 było w planach. Średni cykl życia takiej instalacji to 35 lat, czyli znacznie więcej, niż zostało nam do połowy stulecia. Można założyć, że planowane instalacje nie powstaną, ale wiele z tych, które są budowane zostanie ukończonych. Czy należy się spodziewać, że zostaną wyłączone przed czasem? Raczej jest to wątpliwe. W ich miejsce musiałyby powstać inne instalacje zapewniające dostęp do energii, które mogłyby być szybko zbudowane i przyłączone do sieci, a ponadto musiałyby być odpowiednio tanie, aby państwa było na nie stać.
A co z tymi, które powstały w ostatnich latach? W praktyce, nawet jeśli nowe projekty nie ruszą, to można zakładać, że co najmniej 10% emisji obecnych elektrowni węglowych będzie w użyciu. Ponadto rozwiązania przyjęte podczas COP28 nie uwzględniają emisji pochodzącej z gospodarstw domowych, gdzie węgiel jest wykorzystywany do ogrzewania pomieszczeń. W efekcie to wątpliwe porozumienie to kropla w morzu potrzeb. A najważniejszym z tego wnioskiem jest konieczność poważnego myślenia nie tylko o ograniczaniu emisji, ale również o adaptacji do zmieniającego się klimatu.
Skąd się bierze nieskuteczność polityki klimatycznej?
W obecnych warunkach realizacja celów Porozumienia paryskiego i COP28 wydaje się bardzo trudna. Rzeczywiste wysiłki redukcyjne ponosi niewiele państw, a nawet w przypadku tych najbardziej ambitnych, np. UE, uważa się, że ponoszony wysiłek jest niewystarczający do osiągnięcia długookresowych celów. Z tego powodu politykę klimatyczną należy uznać za nieskuteczną.
Powstaje więc pytanie – co powoduje jej brak skuteczności. W mojej opinii należy wyróżnić trzy grupy czynników, które wzajemnie zazębiają się. Należą do nich uwarunkowania: polityczne, gospodarcze i społeczne. Każdą z tych grup można szeroko opisywać. Poniżej wskazałem tylko najważniejsze czynniki.
W kontekście uwarunkowań politycznych problemy występują zarówno na płaszczyźnie międzynarodowej, jak i wewnętrznej. Polityka międzynarodowa opiera się na konsensusie i dobrej woli państw, które są skłonne do ponoszenia wyrzeczeń. W praktyce świat trzeciej dekady XXI w. jest daleki od współpracy. Doświadczenia pandemii Covid-19, wojna na Ukrainie oraz napięcia na linii USA – Chiny to podstawowe czynniki powodujące narastającą nieufność pomiędzy państwami i regionami. W praktyce globalizacja spowolniła i bardziej przybiera kształt integracji regionalnej. W ten sposób trudniej jest rozwiązać problemy wymagające zgody całego świata. Ponadto uwaga najważniejszych aktorów jest skupiona na innych problemach.
Na płaszczyźnie wewnętrznej przeszkodą są również interesy, czyli oczekiwania wyborców. Przeciwdziałanie zmianie klimatu to aktywność, której efektów nie widać, a więc nie ma czym pochwalić się wyborcom. Jeśli w jakimś państwie ograniczy się emisję gazów cieplarnianych, to i tak w niewielkim stopniu wpłynie to na globalne zjawisko. Politycy nie mają więc bodźca do podejmowania radykalnych działań. Bardziej są skłonni do oczekiwania na ruch innych.
Czynniki gospodarcze opierają się na rachunku kosztów i korzyści. Pomiar emisji GHG i przeciwdziałanie zmianie klimatu generują koszty, które społeczeństwo musi ponosić współcześnie. Potencjalne korzyści być może wystąpią, ale dopiero w dalekiej przyszłości. To powoduje, że są niepewne. Jest to pierwsza z barier gospodarczych. Ponadto nie wiadomo kto ma ponosić koszty. Nawet w UE wprowadzanie opłat za emisję powoduje niezadowolenie coraz szerszych grup, których to dotyka.
Współczesne gospodarki są oparte na mechanizmie ciągłego wzrostu. Dotyczy on produkcji i konsumpcji. Istotną rolę w tym zakresie odgrywa marketing, którego jednym z zadań jest ciągłe kreowanie potrzeb. Wzrost gospodarczy oznacza nie tylko zwiększenie podaży i popytu dóbr, ale również towarzyszących im efektów zewnętrznych, w tym emisji gazów cieplarnianych. Tych dwóch zjawisk nie da się rozerwać.
Społeczeństwa wykazują dwojaką postawę odnośnie polityki klimatycznej. Z jednej strony, duża i rosnąca część społeczeństw uważa ją za słuszną, ale tylko w zakresie, który ich bezpośrednio nie dotyczy. W przypadku, gdy trzeba ponosić wspomniane koszty, albo zmienić swoje przyzwyczajenia, sprawa staje się trudniejsza. Pojawia się negacja i próba skierowania działań na inne kierunki. Do tego dochodzą działania związane z dezinformacją, które dotyczą nie tylko odrzucenia idei zmiany klimatu, ale np. podważają zasadność rozwiązań służących temu celowi. To powoduje dezorientację i zniechęcenie do poszukiwania rzetelnej informacji. Pojawia się postawa wyczekiwania.
Styl życia nastawiony na maksymalizację konsumpcji i wyrażanie swojej pozycji poprzez status majątkowy również nie sprzyja polityce klimatycznej. Jak wskazano w listopadowym raporcie Oxfam, roczna emisja GHG 1% najbogatszych ludzi na świecie jest równa emisji najbiedniejszych 5 mld osób, czyli około 2/3 mieszkańców Ziemi.
Ważnym elementem współczesnej cywilizacji jest wizualizacja. Film wyparł słowo pisane. Obrazy, często wyrwane z kontekstu, mają większą siłę informacyjną, niż komentarze do nich zawarte. Współcześnie w mediach dominuje sielankowa wizja bogatych społeczeństw, oddających się konsumpcji. Nie pokazuje się poświęcenia, jakie wiąże się z pozyskaniem tych dóbr. Wyidealizowany obraz jest przekazywany na cały świat, co powoduje, że społeczeństwa rozwijające się chcą naśladować ten wzorzec, potęgując emisję GHG. Już obecnie emisja państw rozwijających się jest większa niż rozwiniętych.
Powyższe czynniki odnoszą się do problemów globalnych, ale na poziomie UE również obserwuje się pęknięcia w polityce klimatycznej. Po pierwsze, budowa tej polityki przychodzi z trudem ze względu na duży stopień jej złożoności, koszty oraz niechęć społeczną. Najtrudniejszy do uchwycenia jest ostatni element.
Z jednej strony, aktywiści klimatyczni przekonują o rosnącej świadomości klimatycznej Europejczyków i coraz większym zaangażowaniu w działania naprawcze. I jest to zgodne z prawdą.
Z drugiej strony, działania podejmowane przez aktywistów i polityków budzą coraz większy opór społeczny, co również jest prawdą. Inicjatywy w postaci przyklejania się do dzieł sztuki lub blokowania dróg wywołują niesmak i zdenerwowanie. Pojawia się polaryzacja społeczeństw. Coraz bardziej skomplikowane przepisy klimatyczne powodują niechęć kolejnych grup przedsiębiorców. Najbardziej jest to widoczne wśród rolników, którzy głośno protestują przeciwko zbyt dużej, ich zdaniem, ingerencji państw i UE w zasady produkcji żywności.
Spadek akceptowalności polityki Unii Europejskiej wynika z kilku czynników.
Po pierwsze, znaczna część społeczeństw państw członkowskich przyzwyczaiła się do korzyści płynących z członkostwa. Wielkie osiągnięcie, jakim jest wprowadzenie czterech swobód i wolności, stało się czymś naturalnym. Współcześnie trudno jest wyobrazić sobie poruszanie się po Europie z koniecznością ubiegania się o wiele wiz. Podobnie jest ze swobodą handlu, która wydaje się oczywistą.
Po drugie, zmieniła się również polityka UE. Na wczesnych etapach integracji polityka wspólnotowa powodowała łatwo zauważalne korzyści i przyczyniała się do ułatwiania życia, np. poprzez ujednolicanie norm. Standardy ochrony środowiska również powodowały zauważalne korzyści. Natomiast współcześnie łatwe rozwiązania zostały już wyczerpane i konieczne jest podejmowanie bardziej złożonych działań, które wymuszają ponoszenie wyrzeczeń. W efekcie społeczeństwa zaczynają postrzegać UE jako uciążliwość, a nie instytucję przyczyniającą się w długim okresie do poprawy jakości życia. Konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów polityki klimatycznej, które są przenoszone na obywateli, jest dodatkowym czynnikiem negatywnej oceny UE.
Czy jest jakieś rozwiązanie?
Skuteczność polityki klimatycznej jest silnie zależna od współpracy państw oraz radykalnej zmiany postawy społecznej. W obu tych obszarach nie widać skłonności do zdecydowanych zmian, co powoduje poczucie, że w najbliższych latach nie będzie gwałtownego przyspieszenia działań ograniczających zmianę klimatu. Być może nowa cywilizacja powstająca na naszych oczach i często nazywana informacyjną, będzie oparta nie tylko na dominującej roli informacji w życiu gospodarczym, ale również na większym uwzględnieniu dobra wspólnego w życiu człowieka i społeczeństw. Jednakże taka zmiana nie jest kwestią lat, ale raczej dziesięcioleci, co dla polityki klimatycznej jest zdecydowanie zbyt długim okresem.
Konrad Prandecki
Dr Konrad Prandecki jest pracownikiem naukowym Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – PIB i wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus” PAN (jej przewodniczącym w kadencji 2019-2022)