banner

 

Nasz system edukacji - podobnie jak w wielu innych krajach - jest słabo przystosowany do wymogów współczesnego świata, a jeszcze mniej do przyszłego.

 


sztumski nowyPojęcie edukosfery jest zbliżone do pojęcia pejzażu, albo środowiska edukacyjnego.
Jest ono rozumiane i definiowane na kilka sposobów, w zależności od tego, kto, kiedy i w jakim kontekście społecznym i kulturowym posługuje się nim:

- jako pewien obszar materialny, w którym realizuje się proces nauczania i wychowania

- jako swoiste oprogramowanie edukacyjne - to odnosi się raczej do wirtualnego środowiska edukacyjnego

- jako „kompleksowy proces kształcenia zanurzony w wymiarze społecznym”

- jako całościowy fizyczny układ, w którym znajduje się zbiór behawioralnych zachowań i oczekiwań oraz specyficznych zadań zgrupowanych wokół edukacyjnej treści i celów

- jako system społeczny, który obejmuje wszystkie przedmioty, konteksty i zachowania podmiotów biorących udział w rozwoju, realizacji i ocenie edukacji

- jako zbiór kontekstów społecznych, fizycznych, psychologicznych i pedagogicznych, w których realizują się procesy edukacyjne i które wpływają na uczenie się, wychowywanie, osiągnięcia i postawy uczniów lub wychowanków.

Edukosfera  składa się z następujących elementów:

- ogółu podmiotów: nauczycieli, rodziców, wychowawców, uczniów, wychowanków, pracowników administracji zatrudnionych z sferach szkolnictwa i oświaty oraz innych edukatorów

- instytucji i placówek oświatowych

- systemu edukacji

- form edukacji

- sposobów edukacji

- środków wspomagających nauczanie i wychowanie (tradycyjne i multimedialne)

- klimatu społecznego i kulturowego, w jakim dokonuje się edukacja

- ekonomicznych, politycznych, kulturowych itp.  uwarunkowań edukacji

- infrastruktury oświatowej: języka, książek oraz środowiska medialnego (telewizja, radio,   Internet, gazety i czasopisma).

Istotnym elementem edukosfery jest system edukacji, który obejmuje:

- instytucje oświatowe i wychowawcze

- organizację szkolnictwa

- programy nauczania

- metody, środki i cele nauczania

- kadrę nauczycielską.

Edukosfera jest subdziedziną systemu społecznego, która pozostaje w odpowiednich relacjach i oddziaływaniach wzajemnych z innymi subdziedzinami tego systemu, ale najbardziej jest związana z gospodarką, polityką i ideologią. Jeśli w tych sferach występują patologie, to odzwierciedlają się one w również w edukosferze - są jej przyczynami zewnętrznymi. Oprócz tego, w edukosferze działają wewnętrzne siły destrukcyjne, o których będzie mowa dalej.

Wady systemu edukacji

Życie dowodzi, że nasz system edukacji - podobnie jak w wielu innych krajach - jest słabo przystosowany do wymogów współczesnego świata, a jeszcze mniej do przyszłego. Nigdy wcześniej to niedostosowanie nie było tak duże, jak teraz u progu kształtowania społeczeństwa wiedzy, kiedy edukacji przypisuje się rolę wiodącą i pokłada się w niej spore nadzieje.

Do najważniejszych wad tego systemu należą:

- niespełnianie oczekiwań ze strony uczniów i studentów

- niska efektywność

- dysfunkcjonalność.

Co pewien czas próbuje się ten system naprawiać i modernizować z pomocą niezbyt istotnych reform podejmowanych przez kolejne rządy. Jednak niewiele to daje. Reformy nie nadążają za coraz szybszymi zmianami rzeczywistości społecznej. Bowiem dynamiczne społeczeństwie jest coraz bardziej zróżnicowane, zmieniają się drogi życia ludzi, które stają się coraz bardziej zindywidualizowane, a globalizacja stwarza wciąż nowe i trudniejsze problemy i stawia coraz trudniejsze wyzwania dla edukacji.

Z jednej strony, politycy nie mają odwagi przeprowadzić radykalnych zmian systemu edukacji w obawie przed nieudanym eksperymentem i protestami, a z drugiej - nie myślą prospektywnie i nie mają wizji lepszego systemu.
O ile dawniej idee i wyobraźnia reformatorów dalece wyprzedzały odległe zmiany rzeczywistości społecznej, to teraz ich wyobraźnia antycypuje zmiany rzeczywistości społecznej w coraz krótszym okresie. Oprócz tego, wydłuża się proces legislacyjny dotyczący zwłaszcza tak wrażliwej i ważnej materii, jaką jest edukacja.

Dlatego próby wdrażania pomysłów naprawczych nie udają się. Zanim któreś z nich uda się choćby częściowo zrealizować, to rzeczywistość społeczna zdąży się już tak zmienić, że te pomysły są już nieaktualne. To w jakimś stopniu usprawiedliwia niepowodzenia współczesnych reformatorów, ale nie zwalnia ich z obowiązku myślenia o przyszłości i reformach w oświacie, nawet gdy ich rządy są krótkotrwałe.
Swoją drogą, trudno zrozumieć, dlaczego dobre pomysły ustawodawcze nie przenoszą się na kolejne  rządy i parlamenty, tylko każde nowe wybory zrywają ciągłość sprawowania władzy i każdy następny rząd zaczyna od nowa.  


Przyczyny erozji systemu
 

Aktualny system edukacji ulega erozji, ponieważ działa w patologicznej edukosferze. Pełno w niej konfliktów i sprzeczności wewnętrznych w relacjach: 

- dzieci - rodzice

- uczniowie - nauczyciele

- rodzice - nauczyciele

- nauczyciele - władze oświatowe

- ideały wychowawcze wdrażane w szkołach -  ideały propagowane w mass mediach.


Sprzeczności między dziećmi a rodzicami
zawsze istniały. Są one uwarunkowane dywergencją poglądów, obyczajów, stylów życia, hierarchii wartości i celów życiowych, wynikających ze zmian warunków życia i funkcjonowania społeczeństwa oraz z postępu cywilizacyjnego - są więc zjawiskiem normalnym. Nienormalne jest natomiast to, że w naszych czasach te rozbieżności występują coraz częściej i w ostrzejszych formach i że wywołują bardziej agresywne zachowania dzieci i  rodziców.

Te sprzeczności biorą się także stąd, że młodzież szybciej przystosowuje się do najnowszych osiągnięć cywilizacji i posiada lepsze umiejętności w zakresie posługiwania się komputerami, łatwiej przyswaja sobie wiedzę z zakresu informatyki oraz ma dostęp do ogromnego zasobu informacji czerpanych z Internetu - jest więc niejako „mądrzejsza” i  bardziej postępowa w porównaniu z ich rodzicami - zacofanymi pod tym względem.

Sprzeczności między uczniami a nauczycielami narastają głównie dlatego, że nauczyciele nie potrafią sprostać wymogom i oczekiwaniom uczniów, których potrzeby rosną proporcjonalnie do rozwoju społeczeństwa roszczeniowego oraz pajdokracji.
Nauczyciele, przyzwyczajeni do tradycyjnych sposobów prowadzenia zajęć, nie są w stanie zainteresować uczniów tematami swoich lekcji, ani przedmiotami nauczania. Różne są tego przyczyny: rutyna, zwykłe lenistwo, szybkie wypalenie zawodowe, brak szczególnych motywacji w społeczeństwie konsumpcyjnym w postaci bodźców finansowych, słaby stopień przygotowania zawodowego w wyniku nieodpowiedniego kształcenia na studiach pedagogicznych i negatywnej selekcji do zawodu nauczycielskiego, oporność wobec innowacji (łatwiej stosować dawne wyuczone metody i środki nauczania), niski stopień kreatywności itp.

Winni temu są też uczniowie, którzy traktują szkołę jak instytucję, gdzie jak najmniejszym wysiłkiem dostaje się, albo „wywalcza”,  bardzo dobre oceny bez trudu zdobywania wiedzy; zresztą nie zależy im na tym, bo brak im ambicji w tym względzie. Chcą tylko otrzymywać jak najlepsze oceny jak najmniejszym wysiłkiem, a świadectwa, albo dyplomy kupować jak u McDonalds’a. Zaś nauczyciele, pozbawieni jakiejkolwiek władzy nad uczniami i pod presją rodziców oraz władz oświatowych ulegają roszczeniom uczniów dla świętego spokoju. Często zdarza się, zazwyczaj w uczelniach prywatnych, że cała grupa studentów zalicza na piątki egzaminy z trudnych przedmiotów.

Rodzice spychają nauczanie i wychowanie na szkołę, bo faktycznie, a niekiedy tylko rzekomo, są tak zapracowani, że nie mają na to czasu, a  nauczyciele na rodziców. To rodzi konflikty między rodzicami a nauczycielami.

Środowisko nauczycielskie jest skonfliktowane wewnętrznie wskutek walki o utrzymanie miejsc pracy. Coraz bardziej rośnie bezrobocie wśród nauczycieli z powodu niedoborów finansowych władz samorządowych i państwa oraz niżu demograficznego. Także z powodu nadmiernie zbiurokratyzowanej administracji w oświacie, w której nawet najwyższe stanowiska zajmują ludzie najmniej kompetentni do zarządzania nią, dobierani na podstawie przynależności partyjnej, a nie kwalifikacji, wiedzy, osiągnięć, doświadczenia oraz umiejętności.

Sprzeczności  w edukosferze rozwijają się dynamicznie - wciąż ich przybywa, występują w coraz ostrzejszych formach i przekształcają się w sprzeczności antagonistyczne – co sprawia, że edukosfera staje się w coraz większym stopniu nerwico-, konflikto- i stresogenna, czyli patologiczna. W niej będą wzrastać kolejne pokolenia, będzie kształtować się ich osobowość i postawy i będzie rozwijać się przyszłe społeczeństwo.

W dzisiejszej rzeczywistości weryfikuje się dawno temu wypowiedziana przez Emila Zegadłowicza opinia o szkołach: "Szkoła była i jest anormalnością młodości, zakładem psychiatrycznym. Wszystko złe, cała udręka ciążąca nad naszym życiem to remanenty szkoły".

W wyniku komodyfikacji wiedza stała się towarem a wraz z tym szkoły, jak wiele innych instytucji świadczących usługi pozabytowe, przekształciły się w organizacje - podmioty gospodarcze kierujące się rachunkiem ekonomicznym (zyskiem). One muszą  sprzedawać wiedzę i dyplomy, żeby mogły się utrzymać na rynku edukacyjnym. Dlatego stosują różne chwyty marketingowe. W związku z tym szkoły w coraz mniejszym stopniu zajmują się nauczaniem i wychowywaniem, w większym - przekazywaniem wiedzy, a przede wszystkim - jej sprzedażą.


Słowem: szkoły ulegają postępującej makdonaldyzacji. Nie tylko w szkołach podstawowych i średnich, ale w wyższych, również sławnych uniwersytetach - jak w sklepach czy barach szybkiej obsługi - liczy się to, co wymierne, czyli ilość, cena, efektywność i zysk. Relacja „uczeń/student-uczelnia” przekształca się coraz szybciej i skuteczniej w relację „klient-sklep”. Dlatego u większości uczniów lub studentów ukształtowała się opinia, że dobra szkoła to taka, gdzie dostaje się świadectwo lub dyplom dostatecznie szybko, bez większego wysiłku i bez względu na jakość kształcenia. Wskutek tego dyplomy są coraz mniej warte.

Nie sprywatyzowane (jeszcze) wychowanie

Postępującej degradacji ulega też środowisko wychowawcze. O ile nauczanie przekształciło się już w towar, to wychowanie jeszcze nie. Chyba dlatego, że nie da się go sparametryzować i że rezultatów wychowawczych nie umie się wycenić za pomocą prostych kryteriów ilościowych stosowanych w ekonometrii. Z tego względu szkoły nie są zainteresowane wychowywaniem, chociaż formalnie deklarują chęć realizacji różnych celów wychowawczych w procesie nauczania, ale w rzeczywistości w niewielkim  stopniu je osiągają.

Nauczyciele  de facto  nie realizują celów wychowawczych na lekcjach i rzadko uczą umiejętności. Ograniczają się do realizacji celów poznawczych, chociaż co do tego również można mieć wiele zastrzeżeń, bo uczą mechanicznie i „na pamięć” faktów oraz utartych formuł (algorytmów), co sprowadza się w do „informatyzacji uczniów”.

Szkoły przekształciły się w istocie  wfabryki nauczania bez uczucia” i wychowują - posługując się określeniem Karola Dickensa - „ludzi-drewna”, czyli istoty maszynopodobne, bezkrytyczne, niekreatywne, bezrefleksyjne, pozbawione wyższych uczuć, ukierunkowane na zaspokajanie prymitywnych egoicznych potrzeb, łatwowierne i dające się łatwo kierować przez różnego rodzaju manipulantów społecznych i cwaniaków.
Funkcji wychowawczych nie pełnią szkoły ani domy rodzicielskie, tak jak dawniej. Ich rolę przejęły grupy rówieśnicze, różne subkultury młodzieżowe i kryminalne, sekty, kościoły, gangi, Internet, środki przekazu masowego, wątpliwej wartości celebryci oraz idole. W tym ostatnim przypadku ma się do czynienia z naśladownictwem negatywnym: im mniej wartościowa jest osobowość idola, tym bardziej i więcej młodzieży go naśladuje.

Wychowanie wymknęło się spod kontroli pedagogów, społeczeństwa i państwa. A przecież państwo ma między innymi realizować funkcję wychowawczą w ramach jednolitego systemu wychowawczego obowiązującego w nim, bo - jak kiedyś powiedział Jan Zamoyski - „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.
Edukacja jest zadaniem ogólnospołecznym, a państwo ma obowiązek kontrolować i kierować nią, by zapewnić odpowiedni poziom wykształcenia i wychowania oraz ład społeczny. Tymczasem państwo zezwala na to, by każdy uczył i wychowywał na swój sposób, jak chce i potrafi. Dlatego wychowanie młodzieży pozostawia coraz więcej do życzenia.

Do erozji wychowania przyczyniło się w dużym stopniu tzw. wychowanie bezstresowe. Kilkadziesiąt lat temu było ono modne na Zachodzie; u nas od kilkunastu lat. Oparte jest ono na antypedagogice i leseferyzmie. Jego efektem jest odrzucanie hierarchicznej struktury społecznej, podważanie powszechnie uznawanych autorytetów (głównie rodziców i nauczycieli), wzrost postaw egocentrycznych i egoistycznych oraz destabilizacja emocjonalna.

Bezstresowo wychowuje się młodzież do nieposzanowania porządku społecznego. Jest ono głupie samo w sobie, bo jak można wychowywać bezstresowo, jeśli wychowanie jest przezwyciężaniem konfliktów między interesami jednostek i społeczeństwa. Życie ludzi jest pasmem nieustannych stresów o zmieniających się amplitudach, a współczesne środowisko społeczne stwarza wciąż więcej sytuacji stresowych, coraz trudniejszych do pokonania. Lepiej byłoby mówić o wychowaniu niepomnażającym niepotrzebnie stresów. A to co innego.

O degradacji edukosfery 

świadczą następujące syndromy: 

1.Spadek jakości edukacji

Mniej więcej od pięćdziesięciu lat spada poziom nauczania w szkołach wszelkiego typu - począwszy od podstawowych, aż po wyższe. Uczniowie i studenci coraz mniej wiedzą z zakresu różnych przedmiotów nauczania i mają coraz większe trudności w stosowaniu posiadanej wiedzy w życiu codziennym i zawodowym. Jeśli dodać do tego zaniżanie kryteriów ocen, to efekty nauczania okazują się coraz  bardziej mizerne.

2.Niedocenianie wiedzy przez elity rządzące i masy społeczne

Administracja rządowa i samorządowa, mimo składanych deklaracji o wzrastającej roli nauki we współczesnym świecie, nie traktuje edukacji priorytetowo i faktycznie lekceważy edukację. Coraz mniej kompetentni ludzie i bez wizji zarządzają oświatą. Wskutek tego nauka i szkolnictwo są permanentnie niedofinansowane, kadry nauczycielskie się pauperyzują i niedostatecznie wspomaga się finansowo rodziców kształcących swoje dzieci (stypendia są żenująco niskie i obwarowane nierozsądnymi barierami dochodu w rodzinie).
Społeczeństwo w przeważającej większości odnosi się do edukacji raczej obojętnie, albo bez wielkiego szacunku, ponieważ widzi, że wykształcenie niewiele daje - lepiej zarabiają ludzie niewykształceni. A oprócz tego, słabo wykształcone i permanentnie ogłupiane masy społeczne nie odczuwają potrzeby edukacji i wcale nie są zainteresowane edukacją własną ani swoich dzieci.

3.Anachroniczny system edukacji

Dla naszego systemu  edukacji charakterystyczne są następujące  cechy  negatywne:

- Sklerotyczność, albo mała elastyczność

Ufundowany w najlepszym wypadku na  dziewiętnastowiecznych koncepcjach z trudem dostosowuje się jako tako do aktualnych warunków życia.

- Antyekologizm ze względu na ekologię czasu i ciszy

Efektywność przyswajania wiedzy przez uczniów jest niska między innymi dlatego, że lekcje zaczynają się od 8-mej rano i są sztywnie ustalone („na dzwonek”), a nie odpowiednio do chronotypu uczniów i stopnia ich zmęczenia (nauczyciel powinien decydować o tym, kiedy zarządzić przerwę i jak długą). Oprócz tego, w szkołach panuje hałas nie do zniesienia, co czyni środowisko szkolne niezwykle uciążliwym i niezdrowym.

- Niska kreatywność

W zasadzie nie wymaga kreatywności od władz oświatowych, nauczycieli ani od uczniów. Bardzo dobre oceny dostają z reguły ci nauczyciele, którzy sztampowo prowadzą lekcje i ci uczniowie, którzy biernie uczestniczą w lekcjach, nie przeszkadzają nauczycielom i wkuwają na pamięć wiedzę przekazywaną im nie tyle do nauczenia, co do zapamiętania.

- Zbiurokratyzowanie i zła organizacja

Nazbyt rozbudowana administracja i wymyślanie przez urzędników niepotrzebnej roboty papierkowej oraz niedostosowanie organizacji szkolnictwa na miarę naszych czasów i adekwatnie do wiedzy o organizacji i zarządzaniu.


4.Coraz gorsze przygotowanie nauczycieli, ich konserwatyzm, lenistwo umysłowe i przyspieszone wypalenie zawodowe.

Od wielu lat poważne zastrzeżenie budzi sposób kształcenia nauczycieli. O ile w aspekcie teoretycznym przyszłych pedagogów kształci się dość dobrze, to w praktycznym o wiele gorzej. Staże odbywane w trakcie studiów nie są odpowiednio zorganizowane oraz zbyt formalnie traktowane i łagodnie zaliczane.

Sam nabór na studia pedagogiczne i do zawodu nauczycielskiego dokonuje się na podstawie selekcji negatywnej – idą albo najsłabsi absolwenci liceów, którzy liczą na łatwe studia, albo nieudacznicy życiowi, którzy potem nie radzą sobie z wyzwaniami edukacyjnymi, ani z uczniami. Z reguły nie chcą podnosić swoich kwalifikacji i umiejętności, a jeśli chcą, to  brak im talentu i pasji nauczycielskiej.

Wpływa na to - oprócz wrodzonego lenistwa i tępoty - brak odpowiedniej stymulacji płacowej. Obojętnie jak się pracuje i jakie ma się wyniki, dostaje się tyle samo, a nagrody i premie są śmiesznie małe. W związku z coraz trudniejszymi warunkami nauczania, rosnącą biurokracją, bezkarnością uczniów i narastającymi problemami wychowawczymi we współczesnym świecie, czas wypalania zawodowego nauczycieli skraca się. Praktycznie 40-letni nauczyciel nie nadaje się już do dalszej pracy - jest wyczerpany psychicznie, maksymalnie znerwicowany i schorowany.


5. Pogłębiająca się rozbieżność między edukacją a rynkiem pracy

Szkoły nie kształcą do funkcjonowania na obecnym rynku pracy. Kształcenie ogólne i zawodowe w niewielkim stopniu spełnia oczekiwania i wymogi pracodawców. Wskutek tego większość absolwentów szkół zwiększa kadrę bezrobotnych, a reszta pracuje, gdzie się da, nie w swoim wyuczonym zawodzie i na dodatek na tzw. umowach śmieciowych. Brak współdziałania zakładów pracy ze szkołami, ogromna dynamika rynku pracy i coraz szybsza rotacja zawodowa skutkują wzrostem niedopasowania wiedzy praktycznej oraz umiejętności nabytych w szkołach do potrzeb przedsiębiorstw i różnych instytucji.


6.
Przejmowanie trudu uczniów przez nauczycieli   

Szkoły nie uczą samodzielności w zakresie poszukiwania źródeł wiedzy, rozwiazywania problemów życiowych i wykorzystywania nabytej wiedzy do różnych celów praktycznych. Nie kształtują też poczucia odpowiedzialności osobistej za poziom swojego wykształcenia i wiele innych rzeczy.
Nauczyciele podają uczniom wiedzę „na tacy”, bo tak jest najłatwiej dla nich i najwygodniej dla uczniów. Chcąc pochwalić się przed swoimi zwierzchnikami dobrymi wynikami pracy  - a miernikiem jest ilość dobrych ocen uzyskiwanych przez uczniów - zamiast mobilizować uczniów do samodzielnego zdobywania wiedzy, wyręczają ich i niechcący wyrządzają im krzywdę, ponieważ przyczyniają się do wychowywania niedorajdów intelektualnych i życiowych. A ostatnio modny u nas, bo małpowany z Zachodu, coaching sprowadza się do niańczenia uczniów i otaczania ich nadmierną opieką. (W krajach zachodnich przekonano się już, że coaching nie wpływa korzystnie na uczniów i wycofuje z niego). Wprawdzie nauczyciel powinien być opiekunem i doradcą ucznia w kwestii uczenia się, poszukiwania źródeł wiedzy i sposobu uczenia się, ale nie ma go w tym wyręczać.

Szkoły nie wyrabiają u uczniów poczucia odpowiedzialności. Uczniowie nie odpowiadają przed nikim i za nic – za uczenie się, zachowanie, wygląd itd. Dlatego postępują bezkarnie i mają wszystkich w nosie. Sprzyjają też temu kodeksy ucznia, gdzie prawa uczniów przeważają w znacznym stopniu nad ich obowiązkami. Nauczyciel niczego nie może, uczeń może wszystko. W konsekwencji rosną nam pokolenia uczniów, często pełnoletnich już przed maturą, którzy zachowują się w sposób nieodpowiedzialny. I na to jest u nas  przyzwolenie społeczne, zwłaszcza ze strony rodziców, bo przecież „to są jeszcze dzieci!”. Tyle tylko, że z tych „dzieci” nieodpowiedzialnych, niezdyscyplinowanych, rozwydrzonych i nienawykłych do poszanowania ładu i norm społecznych wyrastają bandy chuliganów, kiboli, gangów i grup należących do marginesu społecznego.
 

Jest diagnoza, brak działania
 

Przed edukacją stoją więc następujące wyzwania, co do których niemal wszyscy się zgadzają:

- daleko idący rozwój osobowości

- umożliwienie korzystania z pełni życia

- dostarczanie wysoko wykwalifikowanych kadr specjalistów na rynek pracy

- utrzymywanie konkurencyjności gospodarki

- zapewnienie pokoju i demokracji

- gwarancja przekazu tradycji kulturowych kolejnym pokoleniom.

Brakuje jednak powszechnego konsensusu odnośnie strategii edukacji oraz do tego, jaka właściwie ma ona być, jak wiele wykształcenia komu potrzeba oraz jak mają być najlepiej zaprojektowane instytucje edukacyjne i systemy edukacji. Na te pytania trudno odpowiedzieć w sposób zadowalający teoretyków i praktyków. W polityce edukacyjnej występują zazwyczaj różne priorytety ważności problemów, sprzeczne interesy i trudne do pogodzenia ze sobą systemy wartości i ideały. W dyskusjach nad tymi problemami zderzają się też różne światopoglądy. Z tego powodu, występuje polaryzacja stanowisk i często trudno o wzajemne zrozumienie.

Wiesław Sztumski

26 stycznia 2015