Z prof. Haliną Aleksandrą Janaszek-Ivaničkovą – slawistką , historykiem literatury rozmawia Lilla Moroz-Grzelak
- Pani Profesor, gdybyśmy mieli dać odpowiedź na pytanie, czym jest slawistyka, to powiedzielibyśmy, że…
- Slawistyka to rozległa gałąź wiedzy obejmująca badania nad literaturą, historią, etnografią i oczywiście nad językami Słowian. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że obecnie Słowianie liczą około 300 milionów ludzi. Dzielą się na Słowian Zachodnich, do których należą Polacy, Czesi, Słowacy, a także mała liczebnie grupa Serbołużyczan, zamieszkałych w granicach Niemiec. Odrębną grupę stanowią Słowianie południowi: Słoweńcy, Chorwaci, Serbowie, Bułgarzy, Macedończycy, Czarnogórcy, no i oczywiście Słowianie wschodni: Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie. Są to narody o bardzo burzliwych dziejach, wspaniałej, choć mało znanej na Zachodzie, literaturze pięknej. Tak więc slawistyka to badania nad ich przeszłością i teraźniejszością, szeroko pojmowaną kulturą i językami w ujęciu historycznym, literaturoznawczym, socjologicznym, etnograficznym, etnologicznym, kulturologicznym, komparatystycznym, politologicznym i wielu innych.
- Co zadecydowało o wyborze slawistyki jako kierunku prowadzonych przez Panią badań?
- Czasy, w których przyszło mi żyć, albo inaczej – determinizm ludzkiego losu. Miałam „złe pochodzenie” – ojca, pułkownika AK, powstańca, później „niewłaściwych” opiekunów, przyjaciół mego ojca, którzy za przynależność do AK zostali aresztowani. Slawistyka w 1951 roku wydawała się być bezpieczną przystanią, do której przyjmowano nie wiadomo czemu „nieblagonadiożnych”.
Zdając egzamin na slawistykę, niewiele wiedziałam o przedmiocie swoich przyszłych studiów. Byłam natomiast namiętną czytelniczką „biblioteki Boya”, popularyzującego literaturę francuską, znałam ją prawie w całości. Wymyśliłam więc sobie, że studia slawistyczne pozwolą mi poznać literatury słowiańskie w tym czasie nieznane (z wyjątkiem literatury rosyjskiej) i w przyszłości przyczynić się do ich upowszechnienia na wzór Boya.
Rozpoczynałam naukę na Uniwersytecie Warszawskim w fatalnym dla rozwoju humanistyki okresie głębokiego stalinizmu, gdy nagradzano we wszystkich krajach słowiańskich (tzw. demokracji ludowej), mierne utwory i forsowano kanon literacki przestarzały, niechętny modernistycznym i awangardowym prądom w literaturze, co powodowało nasze rozczarowanie i dezorientację. Byli jednak profesorowie, którzy nie poddawali się nowym ideologicznym presjom. Dlatego też byliśmy pod wielkim urokiem wiekowego Tadeusza Stanisława Grabowskiego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego dojeżdżającego na UW, który przed II wojną był zarówno badaczem Słowiańszczyzny jak i dyplomatą wysokiego szczebla. W swoich wykładach pokazywał nam piękno krajobrazu duchowego Słowian Południa nie wykluczając z obrazu literatur modernizmu. A modernizm ówcześnie uważano za wyraz epoki imperializmu.
- Pani nie wybrała jednak literatur Słowiańszczyzny południowej jako kierunku studiów…
- Mimo sympatii, jakie budziły w nas wykłady prof. Grabowskiego, nie poszłam tym tropem. Wybrałam bohemistykę, gdyż pewnego dnia odkryłam (dla siebie) twórczość Karela Čapka. Jak każdy młody człowiek wchodzący w życie po maturze, poszukiwałam na studiach nie tylko wiedzy o Słowianach, ale także odpowiedzi na pytanie, czym jest świat, w którym żyjemy i czy jest takim, jakim być powinien. Uczciwej odpowiedzi nikt wtedy nie mógł mi udzielić. Pisarstwo Karela Čapka wraz z jego sceptycyzmem i upodobaniem do nowoczesnych form, było objawieniem rzeczywistości intelektualnej innej niż ta, którą nam narzucał totalitarny reżim. Słowami kluczowym były w nim Masarykowska demokracja, szacunek dla Europy, niechęć do rozmaitych absolutów, no i „dobra wola intelektualna”, by brać pod uwagę też to, co mówią inni. Granicą relatywizmu był faszyzm i opór stawiany hitlerowskiemu zakłamaniu i bestialstwu. Była to tradycja bliska znacznej części polskiej przedwojennej inteligencji, pomost przerzucony między światem polskich dążeń demokratycznych, który stalinizm starał się zetrzeć z powierzchni ziemi razem z ludźmi o tej orientacji a światem czeskiej demokratycznej inteligencji.
Czasy były złe, tym niemniej rzetelna wiedza historyczna i literaturoznawcza, jaką uzyskaliśmy po pięciu latach studiów od wybitnych slawistów starszej generacji takich jak Henryk Batowski czy Jan Reychman (hungarysta) i młodszej - jak Józef Magnuszewski: o królestwach słowiańskich utraconych w walkach z Turkami, Węgrami, Niemcami, Rosjanami i o pulsacjach myśli słowiańskiej rozpiętej między słowianofilstwem, panslawizmem i okcydentalizmem, o wzajemnych związkach i wzajemnych konfrontacjach, stanowiła dla nas fundament do dalszych poszukiwań. Znaczenie tego fundamentu byłam w stanie docenić dopiero wiele lat później, pisząc monografię o przywódcy Słowaków i twórcy słowackiego języka literackiego Ľudovície Štúrze, tragicznie uwikłanym najpierw w polonofilstwo a potem w skrajny panslawizm.
- Już jako uznana bohemistka i słowacystka, zaczęła Pani ukazywać literatury słowiańskie w szerszym kontekście kulturowym, wskazała drogi innego podejścia do badań slawistycznych. Z czym było to związane?
- Nie wiem czy wskazywałam inne drogi podejścia do badań slawistycznych, ale na pewno wskazywałam je w odniesieniu do badań komparatystycznych. Dowiaduję się o tym z publikacji licznych prac doktorskich powstałych po roku 1989 a poświęconych komparatystyce, gdzie traktowana jestem jako dostojny klasyk tej dyscypliny. Ale i tu punktem wyjścia dla mnie była naturalnie slawistyka. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku, rozwijano szeroko pod wpływem ZSRR badania nad związkami literatur słowiańskich pod hasłem Wzajemne związki i wzajemne oddziaływania literatur narodowych. Była to domena czystej „wpływologii”, jak określał podobne zjawiska jeszcze przed II wojną światową Wacław Borowy - nudna, przyczynkarska i metodologicznie przestarzała, abstrahując nawet od funkcji ideowych, jakie ówcześnie pełniła.
Silny strukturalizm czeski i słowacki, z którym zetknęłam się w okresie swojego pobytu w Czechosłowacji, skupiony z kolei na badaniu literatury „czystej”, bez kontekstów ideowych czy społecznych, forsował model badań oparty wyłącznie na poetyce historycznej, na badaniu porównawczym form literackich bez uwzględniania kontekstu społecznego literatury pięknej, bez wgłębiania się w uwarunkowania filozoficzne utworów. Restrykcyjna naukowość tego modelu miała polegać na radykalnym odcięciu się literatury od jej związków ze sztuką, religią, filozofią etc.
Odbijałam się od tych dwu modeli jak od ściany, poszukując innych komparatystycznych rozwiązań. Niezmiernie pomocne w tym względzie okazały się wyjazdy na międzynarodowe kongresy literatury porównawczej, które odbywały się co trzy lata w coraz to innej części globu, gdyż ścierały się na nich rozmaite koncepcje, teorie i prądy naukowe.
W literaturach zachodnich badaniom „wpływologicznym” największy cios zadał René Wellek, który na Kongresie AICL Chapel Hill w 1958 roku zaatakował taki model badań porównawczych, który miałby ograniczać komparatystykę do wpływów i kontaktów, bez zrozumienia estetyki i sensu literatury.
- Studia komparatystyczne nad literaturami słowiańskimi miały swoją własną specyfikę? Różniły się od badań komparatystycznych innych literatur?
- Komparatystyka zachodnia zawsze chciała dotrzymać kroku nowym prądom filozoficznym i teoriopoznawczym, być a l’heur actuelle. Komparatystyka wschodnia poddawana była presjom doktryny marksistowskiej, prądy takie jak egzystencjalizm, postrukturalizm, postmodernizm, feminizm, postkolonializm przebijały się przez nią z trudem i z oporem cenzury; każde nazwisko z tych kręgów było testowane jako postępowe lub niepostępowe. Np. postmodernizm jeszcze pod koniec lat 80. był traktowany jak modernizm w latach 50., to znaczy jako „logika późnego kapitalizmu”. Pisał o tym amerykański uczony Francis James w książce pod podobnym tytułem a jego dzieło było jedynym o postmodernizmie, jakie dopuszczono w Polsce do przekładu przed 1989 rokiem. Sytuacja uległa zmianie dopiero potem.
Tym niemniej, w polskiej slawistyce literaturoznawczej powstawało już daleko wcześniej wiele wybitnych dzieł o charakterze porównawczym, dotrzymujących kroku światowym osiągnięciom. Jako pars pro toto wspomnę tu tylko o Andrzeju Walickim, Joannie Rapackiej, Jerzym Suchanku, który stworzył w Polsce i rozwija nowy kierunek badawczy emigrantologię, Bogusławie Zielińskim, który promuje literatury słowiańskie w szerokim kontekście przemian światowych, o książkach i inicjatywach badawczych Marii Bobrownickiej powstałych już u schyłku jej życia.
Zagadnieniem dręczącym komparatystów przez wszystkie kongresy i konwentykle było pytanie „czym jest komparatystyka literacka”, czyli badanie porównawcze literatur.
W swojej książce O współczesnej komparatystyce literackiej, przyjęłam definicję amerykańską, której autorem był Henry Remak – komparatystyka to badanie porównawcze jednej literatury do innej lub wielu literatur, a także badanie jej w odniesieniu do różnych form ekspresji humanistycznej, to znaczy m. in. do filozofii, religii i sztuki. Ta definicja się w Polsce przyjęła w dużej mierze za pośrednictwem Antologii komparatystyki zagranicznej, wydanej pod moją redakcją.
- Jednak, gdy mówimy o literaturach słowiańskich, to określamy je łącznie.
Tak, określamy je łącznie mianem literatur słowiańskich. Na tę mgławicę składają się przede wszystkim literatury małych i średnich (poza rosyjskim) narodów. I to one właśnie toczyły i toczą swoistą walkę o istnienie w obszarze komparatystyki i literatury światowej . Wcześniej także duże narody, jak USA i Kanada czuły się urażone, że ich literatury traktuje się łącznie, umieszcza się w bloku literatury angielskiej. W 1961 roku odbył się w Utrechcie kongres poświęcony literaturom mało upowszechnionym, bo pisanym językami „nie uniwersalnymi”, które żaliły się na swój trudny los literatur nieznanych i niedocenionych. W tym kontekście romanista Mieczysław Brahmer uniknął postawionej przez organizatorów mimowolnej „segregacji” na narody wielkie i małe i pokazał znaczenie myśli Andrzeja Frycza Modrzewskiego dla Europy. Było to możliwe w epoce, kiedy jej elity posługiwały się jednym wspólnym językiem uniwersalnym, którym była łacina.
Cały czas przebiegały boje o uprawomocnienie nie tylko poszczególnych literatur europejskich ale i wielkich literatur Zachodu a potem o wyjście z europocentryzmu ku innym połaciom globu, o uprawomocnienie literatury i komparatystyki rozwijającej się w Azji, Afryce.
- Wielkie kongresy literatur porównawczych zmieniły sytuację tych małych literatur, wpłynęły na sposób ich badania?
- Z całą pewnością tak. Kongresy odbywały się w różnych miejscach na świecie: m.in. Bordeaux, Ottawie i Montrealu, w Budapeszcie, w Paryżu, w Edmonton, Tokio i Hong-Kongu, Rio de Janeiro i Seulu i znowu w Paryżu. Kanada, w której prym wiedli emigranci i z krajów słowiańskich Eva Kushner i Milan Dimić z Jugosławii oraz Steven Tötösy de Zepetnek z Węgier postawiła na dialog kultur i chętnie przywitała u siebie na kongresie w Montrealu-Ottawie naukowców z krajów słowiańskich. W związku z tym, że wszystkie przecież kraje słowiańskie znajdowały się w jednym bloku, wyjazdy na kongresy organizowane na Zachodzie były utrudnione.
W Kanadzie nastąpiło przezwyciężenie izolacjonizmu, ale przełom nastąpił dopiero w roku 1967 na kongresie literatury porównawczej w Belgradzie, gdzie przywrócono też znaczenie folkloru w badaniach komparatystycznych, a Słowianie, w tym otwierający kongres rosyjski prof. Wiktor Żyrmunski, zaprezentowali się doskonale – z tym, że była to ostatnia tak wielka manifestacja literatur słowiańskich na tak dużym forum międzynarodowym. Po tym kongresie problematyka słowiańska zaczęła zanikać, Słowianie i ich literatury przestawały być przedmiotem wnikliwego zainteresowania.
Kolejną cezurę stanowi rok 1989, związany z nową organizacją świata i upowszechnieniem dla krajów, także słowiańskich, terminu – Europa Środkowo-Wschodnia.
- Slawistyka zaczęła się kurczyć, zanikać? Bo mówimy o tym, jak kształtowały się badania komparatystyczne, ale jakie jest znaczenie slawistyki dzisiaj? Slawistyka kiedyś była inna niż obecnie?
- Na pewno, bo świat się zmienia. Zmienia się także rola Słowian. W klasyfikacjach administracyjnych UE Słowian nie ma, są tylko Środkowi lub Wschodni Europejczycy, którzy zyskują swoją nobilitację nie na podstawie geograficznej, narodowej, lecz ideowo i ekonomicznie, poprawnej z punktu widzenia unii. Wykazali to jasno Japończycy śledząc losy „krajów o kulturze słowiańskiej” po rozpadzie megaobszaru Związku Radzieckiego, najpierw grawitujących przez mezo-obszary ku UE i NATO a następnie wstępujących do tych organizacji.
W rezultacie tych zmian slawistyka literaturoznawcza, filologiczna, w wielu krajach zachodniej i postkomunistycznej Europy słabnie, rozprasza się i ginie wśród przemijających mód i politycznych nakazów, częściowe ocalenie znajdując w końcu w szerszych badaniach kulturowych. W w wielu miejscach i na Wschodzie i na Zachodzie slawistyka z trudem utrzymuje się przy życiu. Przy dokonaniu podziałów administracyjnych i systemowych nie mówi się o Słowianach, mówi się za to o mniejszościach, które się emancypują, a ich separatyzm się podsyca.
- W Europie zmienia się nastawienie do badań slawistycznych, a przecież w Japonii prowadzone są nadal. Projekty realizowane z tak odległej perspektywy wskazują na dokonujące się w świecie słowiańskim przemiany?
- Japońscy uczeni ze Slavic Research Centre, centralnego instytutu międzynarodowych badań slawistycznych, mieszczącego się w Hokkaido University w Sapporo, opisując, w jakim kontekście nastąpiło rozbicie ZSRR, wyraźnie sprecyzowali kierunek przemian w Eurazji. Wskazali, że „kraje o kulturze słowiańskiej”, tworzące blok demokracji ludowych/ krajów socjalistycznych były Rosji podporządkowane i powiązane ze sobą nie tylko politycznie, ale i instytucjonalnie. Miały one wszak odmienną historię, kulturę i tożsamość. Po rozpadzie bloku stopniowo zaczęły się więc przesuwać w stronę NATO i UE aż powiększyły megaobszar UE na niekorzyść megaobszaru byłego ZSRR. Tendencja do samoidentyfikacji Słowian z Unią szczególnie mocno zaznaczyła się w krajach słowiańskich powiązanych z chrześcijaństwem zachodnim, obecnie wypieranym.
Slawistyka w tych okolicznościach zaczęła odchodzić na dalszy plan, ustępując miejsca badaniom nad mniejszościami. Takiemu podejściu sprzyjała też filozofia postmodernistyczna i liberalna wpisana w działania państwowe, optująca za decentralizacją i rozdrobnieniem, promująca wszelkiego rodzaju mniejszości: narodowe, etniczne, kulturowe i seksualne (tzw.multiculti) i jak twierdził Terry Eagleton - diabolizująca wszystko, co całościowe, większościowe, centralne i systemowe, a angelizująca to, co parcjalne, marginesowe, inne i obce, a nawet dewiacyjne.
- W tym kontekście slawistyka stała się niepotrzebna?
- Tak nie możemy powiedzieć. Prowadzenie badań slawistycznych w ich szerokim ujęciu jest konieczne. Proszę zwrócić uwagę, że nowe podziały, przemiany polityczne i społeczne rodzą nowe problemy. Jednym z nich jest transformacja. Jest rok 1989 i zadajemy sobie pytanie, czym jest owa transformacja, jak przebiega wśród owych 300 milionów Słowian, czy można mówić o szoku transformacji? Prowadzi się badania nad tym zjawiskiem w zakresie socjologii, ekonomii, czy politologii. Nie rozumiem, dlaczego socjologiczne badania ankietowe, które się popiera, mają być ważniejsze od badania stanu świadomości i stopnia emocji, które ukazuje literatura piękna. Wiem, że dziś nie wypada się powoływać na Marksa, ale to on twierdził, że dla niego obraz społeczeństwa kapitalistycznego i mechanizmów nim rządzących, przedstawiony przez Balzaca jest bardziej wiarygodny niż setki uczonych rozpraw ekonomicznych tej epoki.
Z przekonania, że badanie literatury służy rozpoznaniu stanu umysłów ludzkich, które zechcieli podzielić ze mną członkowie Komisji Badań Porównawczych nad Literaturami Słowiańskimi Międzynarodowego Komitetu Slawistów, a później także członkowie Międzynarodowej Sieci Naukowej, zrodził się projekt poświęcony literaturom słowiańskim po roku 1989, ukazujący nowe zjawiska, tendencje i perspektywy ich rozwoju. W badaniach kolektywnych, w których wzięło udział 80 uczonych z krajów słowiańskich i kilkunastu z Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, skupiliśmy się wokół 4 węzłowych problemów znajdujących swój wyraz w literaturach słowiańskich po 1989 roku. Efektem stały się wydane w 2005 roku cztery tomy studiów: t.1. Trasformacja, (red. H. Janaszek-Ivaničková), t.2. Feminizm, (red. E. Kraskowska), t.3. Mniejszości, (red. M. Dąbrowski) i t.4. Podmiotowość, (red. B. Czapik-Lityńska).
- Badanie zagadnień dotyczących mniejszości, feminizmu czy podmiotowości, z każdym rokiem niesie nowe odsłony, gdyż są to zjawiska podlegające przemianom. Czy projekt będzie kontynuowany?
- Od tej transformacji upłynęły 24 lata, była nadzieja, że uda nam się projekt realizować dalej w międzynarodowej sieci, tym bardziej, że kontynuowanie tej tematyki byłoby szalenie ciekawe teraz, kiedy zmienia się nasza optyka, dostrzegamy istniejącą siatkę powiązań. Na kontynuację realizacji tego projektu potrzebne są fundusze. Tymczasem projekt nie będzie realizowany nie tylko dlatego, że literatury mniejszych krajów słowiańskich postrzegane są jako mało istotne, bo liczy się głównie Rosja, ale przede wszystkim dlatego, że sieci międzynarodowe finansowane przez ówczesny KBN przestały istnieć w momencie wejścia Polski do Unii. Teraz należałoby ubiegać się o grant europejski, ale nie widzę w programach grantów unijnych miejsca na literaturę piękną i jej znaczenie w procesach społecznych.
- Dziękuję za rozmowę.