banner


 

                                    W Polsce tworzy się społeczeństwo jednoświatopoglądowe,
                                  pozostające pod  wpływem prawicowych,nacjonalistycznych,                                                              ksenofobicznych religianckich poglądów.

                                                                               prof. Maria Szyszkowska

 

Profesor Maria Szyszkowska zwraca celnie uwagę w swych licznych tekstach i wystąpieniach na problem zasadniczy współczesnej cywilizacji i kultury zarażonej wirusem neoliberalizmu i wynikających z niego bezpośrednio: egoizmu, egocentryzmu, egotyzmu, narcyzmu. Wielu myślicieli w minionym stuleciu zauważało i przestrzegało przed nadmierną jednowymiarowością – tu: komercjalizacją i ekonomizacją – opisu świata i jednostki (również wspólnotowości człowieka). Prowadzi to w efekcie do dehumanizacji nie tylko osoby ludzkiej i jej wytworów (mających służyć mu do rozwoju i postępu, ale to współcześnie niemodne określenia), ale  i stosunków interpersonalnych, kultury, wszelkiej działalności człowieka.
 

Bo w tak urządzonym i opisywanym świecie liczy się tylko indywidualny sukces (i to wąsko, bo jedynie utylitarnie i doraźnie pojęty), zewnętrzne, powierzchowne piękno, bogactwo i blichtr (w sensie materialnym). Maria Szyszkowska, wskazując jako jedna z nielicznych w naszym kraju osoba z tzw. mainstreamu, iż to człowiek jest wartością fundamentalną dla naszej kultury wyrosłej z tradycji i dorobku Oświecenia,  przypomina podstawowe pryncypia cywilizacji łacińsko-atlantyckiej. Pryncypia jakby zapomniane w dzisiejszej, skomercjalizowanej, egoistycznej, utylitarnej rzeczywistości.
 

Trudno polemizować czy cokolwiek dodawać do wywodów Pani Profesor. Raz – z racji humanistycznej i racjonalnie pojętej na wskroś prawdy płynącej z tych słów (bo dla każdego prawdziwego racjonalisty od zarania dziejów, to człowiek – na miarę parmenidesowej sentencji  sprzed prawie 2500 lat – jest, ma być, „miarą wszechrzeczy”), dwa – z tytułu pozycji i autorytetu jaki posiada Maria Szyszkowska w środowiskach intelektualnych polskich humanistów.

Chciałbym tylko dopowiedzieć w kontekście przywołanych tez Pani Profesor, że mimo poszerzenia w ostatnich dekadach przestrzeni wolności osobistych, zasięgu i wymiaru demokracji, swobód wypowiedzi, kreacji własnej osoby itd.,  tak naprawdę,  tej zadekretowanej  wolności człowiek, jednostka, ma coraz mniej. I nie z powodu technicznych, stale poszerzanych na skutek rozwoju technologii możliwości inwigilacji, obserwacji zachowań czy reakcji; ba, nawet wnikania w jestestwo człowieka, w jego myśli i podświadomość, co stało się obsesją elit rządzących (mających usta pełne frazesów o wolności, demokracji, przepływie idei, itd.), przy których orwellowski Wielki Brat wydaje się niewinną igraszką. To kurczenie się obszaru wolności jednostki wynika  z dogmatyzacji i sakralizacji pewnych teorii, koncepcji, sądów z dziedziny ekonomii, gospodarki czy wreszcie z określonych koncepcji człowieka.


Zwycięstwo Homo oeconomicus


Homo oeconomicus jest jedynym i absolutnym zwycięzcą w starciu różnych koncepcji człowieka: koncepcji według recept socjalizmu i według pomysłów kapitału oraz jego protagonistów.    

W jednym z listów do Mieczysława F. Rakowskiego, Marion hrabina Doenhoff (wówczas czołowa postać Rady Nadzorczej znakomitego i opiniotwórczego periodyku niemieckiego „Die Zeit”), opisując świat po upadku bipolarnego podziału, pisała:„… Homo oeconomicus ma właściwie tylko jeden cel: z bezlitosną  precyzją i  kierując się niezawodnym  rozsądkiem  dążyć do osiągnięcia jak największych  korzyści”. Korzyści osobistych i materialnych. 

W Polsce widać to ze szczególną ostrością. Bo tu słowa i czyny drastycznie i dramatycznie – w stosunku do rozbudzonych nadziei – się rozeszły, a elity głoszące te nadzieje - jak mało gdzie - się skompromitowały. Ideowo, praktycznie, konceptualnie.

Brak bezpieczeństwa socjalnego, ciągła niepewność i codzienny chaos oraz kult młodości (wszyscy winni być piękni, młodzi i bogaci) wykluczający a priori starość, niedołężność, potrzebę stabilizacji i pewności, eliminuje ludzi sędziwych wiekiem, przesuwając ich w kategorie ciężarów dla społeczeństwa. Społeczeństwo ma być wspólnotą ludzi ofensywnych, przedsiębiorczych, pazernych i bezwzględnych.

Pomijając ten zdehumanizowany wizerunek człowieka należy podkreślić, że wymienione elity proponujące w latach 80. XX wieku (jako  „opozycja demokratyczna” w Polsce Ludowej) pluralizm i demokratyzację w miejsce opresyjnego i autorytarnego państwa monopartii, podając taką formę i obraz funkcjonowania osoby ludzkiej w naszym kraju po 4.06.1989 same sobie jawnie zaprzeczyły. Pluralizm w ich wersji okazał się kolejnym homogenicznym projektem jednostki, jej kultury, cywilizacji, życia. Bo przecież nie każdy ma predyspozycje – nawet psychiczne, osobowe, z racji wykształcenia i zamiłowań – do biznesu. Nie każdy jest przedsiębiorczy i nadaje się do „brania swoich spraw” (zwłaszcza dotyczących prowadzenia prywatnej firmy i ryzyka z tym związanego) „w swoje ręce”. Ludzie są bowiem zarówno ślimakami, jak i modliszkami. I to też jest przejaw wspomnianego pluralizmu i wielopostaciowości naszego bytu.


Starości nie przewiduje się

Dlatego też  rola przyjaznego człowiekowi państwa – czyli wspólnoty - jest nie do przecenienia. W kontekście wzajemnej życzliwości, pomocy, solidarności, wyrównywania szans i czynienia przez to życia ludzkiego „bardziej ludzkim”. Człowiek jest bowiem zwierzęciem stadnym, przez to „uczłowieczył się”, zhumanizował. Poczucie wspólnoty (i jej doświadczanie) ma więc dla niego niebagatelne, jeśli nie decydujące, egzystencjalnie, znaczenie.

Ludzie starsi w naszym kraju (choć nie tylko – dane na ten temat np. z bogatych Niemiec również świadczą o dramatycznym spadku poziomu egzystencji ludzi będących u schyłku życia) stanowią problem dla promowanej koncepcji człowieka. Koncepcji opartej na zysku, produkcji, konsumpcji dóbr i ciągłej obecności „na rynku” (traktowanego tylko jako forma „zakupizmu” - termin ukuty przez prof. Benjamina Barbera).

Wartością jest bowiem tylko to, co jest dziś rynkowe, czyli zyskowne. Perspektywy dłuższe, kilkuletnie – o dekadach nie wspominając – są dlatego nieobecne w tej wersji życia człowieka. Wszystko jest dziś, teraz, bo reszta – to chaos, dym, totalna niepewność.  

Segregacja dziś

I dlatego dziś podstawowym podziałem i stratyfikacją społeczeństwa staje się segregacja na bogatych i biednych. Wspólną cechą obu tych grup jest demoralizacja wynikająca właśnie z pogłębiającej się stratyfikacji i wynikłej stąd niepewności: bogaci przejawiają obawę o swój stan posiadania (i utrzymania poziomu życia), biedni – myślą o wyrwaniu się z biedy, poddaństwa i uzależnienia. To zagrożenie tężeje na naszych oczach.

Świat dzisiejszy wytwarza rocznie prawie 300 bilionów informacji. Zdolnych z nich jest przetrwać  tylko 300 tysięcy. Nie jesteśmy więc w stanie zrozumieć - jeśli nie posiadamy stosownego aparatu weryfikującego informacje do nas docierające – ich sensu i znaczenia. Zanikają więc wszelkie wartości, stanowiące do tej pory oparcie dla człowieka, jak naród, państwo, wspólnota, tradycja, religia. Dziedzictwo człowieka staje się elementem chaotycznej gry niedookreślonych sił, trudnych do opisania, zracjonalizowania, dehumanizujących dotychczasowe środowisko (i tradycje) człowieka. Ibi patria, ubi bene, bądź pecunia non olet są wiodącymi wartościami współczesnego świata, a to rodzi egoizm, pazerność, nieczułość na ludzką krzywdę, brak solidarności z cierpiącym, słabym, starym, chorym.

Symptomy dehumanizacji dzisiejszego życia widoczne są najbardziej w następujących aspektach i zjawiskach: silna polaryzacja na tle posiadania majątkowego, faworyzowanie wartości materialnych, uzależnienie od bogactwa, połączenie władzy i kapitału, wojny w imię posiadania, pogłębiająca się komercjalizacja życia. W pogoni za kapitałem jeden człowiek depcze drugiego, a reszta zachowuje się jak uciekający i tratujący się wzajemnie tłum.   

Dehumanizacja współczesnej Polski to poważny problem, ale i dzisiejsza kultura i cywilizacja w ujęciu globalnym także nie są wolne od tego zagrożenia. Przyczyny tego stanu rzeczy są w zasadzie znane, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę i nie wszyscy zamierzają się do tego przyznać. A to już – moim skromnym zdaniem – jest także rola ruchu racjonalistycznego, humanistów i ludzi przywiązanych do idei Oświecenia.

Radosław S. Czarnecki