banner

Zaledwie raczkowanie

Autor: Anna Leszkowska 2007-12-02

Polecieliśmy na Księżyc z technologią lat 60.i widać jak strasznie trudno jest powtórzyć tamten wyczyn.


Z prof. Aleksandrem Wolszczanem z Pennsylvania State University oraz UMK w Toruniu rozmawia Anna Leszkowska

Panie Profesorze, po 50 latach od rozpoczęcia badań kosmosu, ich wyniki są ciągle niezadowalające a uczeni - także pan - nawołują do zintensyfikowania badań kosmicznych. Jakie argumenty przemawiają za ich nasileniem?

Chodzi o to, żeby nie utracić tego, co jeszcze pozostało z początkowego impetu tych badań, z entuzjazmu, który towarzyszył pierwszym krokom człowieka w kosmosie i z którego zostały już szczątki. Bo oczywiście, nie stoimy jeszcze w obliczu katastrofy kosmicznej, jeszcze jutro nie spadnie na Ziemię żaden asteroid, choć jest pewne, że kiedyś spadnie. Badania kosmiczne straciły swój impet z tego powodu, że są motywowane politycznie, militarnie. Ta motywacja jest nadal bardzo silna, świadczy o tym reorientacja NASA na wznowienie lotów na Księżyc i podjęcie próby podróży na Marsa. Minimum woli ze strony środowisk politycznych, militarnych i naukowych w podtrzymaniu współpracy w badaniach kosmosu widać na szczęście na przykładzie międzynarodowej stacji kosmicznej. Poza tym nic się nie dzieje.

Ludzie uznali te cele za zbyt drogie? Mało efektywne dla nas, na Ziemi?

To jest na dzisiaj chwytliwa motywacja, ale na badania kosmiczne trzeba patrzeć w dużo, dużo dalszej perspektywie. Na razie głównym napędem tych badań jest polityka, co nie jest dobre, bo jest to patrzenie na eksplorację kosmosu z bardzo krótkiej perspektywy, doraźnych interesów. Po drugie, rzeczywiście potrzebne są na nią nie tylko ogromne pieniądze, ale i technologia, która w tej dziedzinie jest jeszcze w powijakach. Wystarczy spojrzeć na te nieszczęsne starty i powroty, statki zbudowane z dziesiątków tysięcy rożnych części, z których każda może się zepsuć. Wiedząc o tym, trzyma się za tych bohaterskich kosmonautów kciuki, żeby się im udało dolecieć do miejsca przeznaczenia i wrócić. Tak nie powinno być - to jeszcze nie są badania kosmiczne, to zaledwie raczkowanie. I dopóki tej technologii się nie ustabilizuje i nie doprowadzi do stanu niezawodności, to badania nie potanieją, będą ciągle w stanie eksperymentalnym. Poza tym nie będzie można prowadzić ich systematycznie. I wreszcie jest jeszcze jeden problem - otóż my w ogóle nie wiemy, co się stanie z człowiekiem, który przez wiele miesięcy będzie w podróży na Marsa - co z niego zostanie? Przecież człowiek nie jest przygotowany do życia w nieważkości. Zatem jeśli straci się to minimum impetu, jaki jeszcze pozostał, to będzie bardzo trudno wrócić do punktu, w jakim zatrzymaliśmy się. Wystarczy spojrzeć na Księżyc - polecieliśmy tam z technologią lat 60. Teraz mamy technologię XXI wieku i widać jak strasznie trudno jest powtórzyć tamten wyczyn. {mospagebreak}

Niemniej na wykładzie inauguracyjnym wygłoszonym na Politechnice Warszawskiej mocno pan zaakcentował możliwość katastrofy kosmicznej i niektórzy słuchacze uznali, że wybiegł pan w zbyt daleką przyszłość, że są to strachy na Lachy.

Ja doskonale rozumiem takie reakcje, ale taka katastrofa nigdy nie jest zbyt daleko. Jeśli przyjmiemy argumenty, że to są sprawy, o których nie ma potrzeby teraz myśleć, bo staną się one istotne w bliżej nieokreślonej przyszłości, to sami się usypiamy i stwarzamy sytuację, której możemy później ciężko żałować.

A czy nie jest to wynik innej miary czasu astronoma?

Też może tak być. Staram się mieć nadzieję, że nasza cywilizacja znajdzie w sobie zdolność perspektywiczną przeżycia w długiej skali czasowej.

Ale mówił pan też o tym, że odkrywanie Wszechświata to odkrywanie samych siebie. Czego możemy się dowiedzieć o sobie z badań kosmicznych?

To się wiąże z tą nieszczęsną statystyką i antropocentryzmem, do którego jesteśmy dzisiaj przywiązani z konieczności, bo nie mamy innego punktu odniesienia. Powód, dla którego nie ma porządnej, jednoznacznej definicji życia (choć są rozmaite), bierze się m.in. stąd, że nie jesteśmy w stanie odnieść życia na Ziemi do ogólnego kosmicznego standardu - jeśli cos takiego istnieje. Nic o nim nie wiemy, ale trzeba go znaleźć i to pilnie.

Jednak rachunek prawdopodobieństwa jest chyba w tym przypadku bezlitosny...

Będzie na pewno, jeśli chodzi o znalezienie życia inteligentnego, z technologią na poziomie podobnym do naszego lub wyższym, ale jeśli chodzi o życie prymitywne - jestem dość spokojny. Kiedy technologia poszukiwania planet i badań tych odnalezionych dojdzie do akceptowalnego poziomu (ona co prawda istnieje, ale trzeba instrumenty wynieść na orbitę, a do tego potrzeba pieniędzy), to prawdopodobnie stosunkowo szybko znajdziemy miejsca, gdzie życie jest możliwe. {mospagebreak}

Znajdziemy wodór, tlen, azot?

Można sobie wyobrazić badania spektroskopowe atmosfery znalezionej planety, w której jest wolny tlen - biomarker życia. Byłoby to wspaniałe odkrycie - i wszystko na to wskazuje, że może dojść do tego bardzo szybko. Dotąd znaleźliśmy mnóstwo planet i o niektórych wiemy stosunkowo dużo dzięki temu, że w wypadku planet, które powodują zaćmienia swoich macierzystych gwiazd, umiemy już dokonać różnicowej spektroskopii atmosfery gwiazdy i planety I tym samym określić skład chemiczny atmosfery planetarnej. To jest ogromnie ważny nurt w badaniach planet i bardzo intrygujący.

Czy głoszenie przez uczonego poglądów dotyczących obecności życia we Wszechświecie wynika z teorii naukowej, ciekawości, czy jest po części marzeniem o spotkaniu drugiego, bądź lękiem przed samotnością?

To jest mieszanina tego wszystkiego: jest nauka, nadzieja na spotkanie z innymi istotami i ...wielka frustracja, gdyby się okazało, że jesteśmy samotni we Wszechświecie.

Sądzę, że byłaby także, gdybyśmy spotkali życie inne, niż sobie wyobrażamy...

Powiedziałbym, że dokładnie odwrotnie. Podejrzewam, że właśnie tak jest. Możliwe, że definicja życia jest ogólniejsza i szersza niż sobie wyobrażamy i to, co na pierwszy rzut oka nie wydaje się życiem, życiem jest. Może nasza nauka nie jest na tyle wyrafinowana, żeby takie życie dostrzec.

Czy astrobiologia to nie jest krok ku wyśmiewanemu przez uczonych Dänikenowi, połączenie futurologii, astronomii, matematyki, filozofii?

Ale to jest potrzebne. Nie mogąc dokładnie ekstrapolować przyszłości, szczególnie dalekiej, spekulujemy, fantazjujemy. I tak długo, jak długo staramy się trzymać przynajmniej ogólnych podstaw nauki, naukowego reżimu traktowania zjawisk, jest to w porządku. Nauka przecież polega na pomyłkach i późniejszym ich korygowaniu. Däniken zrobił karierę na najróżniejszych, zupełnie nieprawdziwych hipotezach, kompletnie oderwanych od czegokolwiek. Co można oczywiście sprzedać tylko komuś, kto się zupełnie nie orientuje w nauce.

Czego dowiedzieliśmy się o sobie przez 50 lat eksploracji kosmosu? Czy te badania wniosły coś do wiedzy o nas samych?

Właśnie chyba nie, dlatego że te nasze poczynania były na tyle nieśmiałe, a ucieczki człowieka w kosmos na tyle sporadyczne, że nie powstała żadna ogólna koncepcja, jak powinno wyglądać nasze oddziaływanie z na pozór nieprzyjaznym kosmosem. Mówię na pozór, bo jesteśmy zupełnie nieprzystosowani do życia w kosmicznych warunkach, a z drugiej strony stamtąd się przecież wywodzimy.

Dziękuję za rozmowę.