Od prawie 10 lat realizowany jest w Sudetach program restytucji jodły. Dzięki niemu stopniowo powraca rodzima, sudecka roślinność. Taka, jak przed wiekami. Restytucja jodły w Sudetach niekoniecznie powinna być wiązana z klęską ekologiczną, jaka dotknęła ten region w latach 70. Leśnicy właściwie nie umieją do dzisiaj dać odpowiedzi na pytanie: dlaczego od 100 lat wymieranie gatunków przybrało na sile. Gdyby mówić o zmianie gatunków w sudeckich lasach, trzeba byłoby cofnąć się do wieku XIII, kiedy na tych terenach zaczęło rozwijać się górnictwo i przemysł. Dla potrzeb hutnictwa potrzeba było dużej ilości drewna, toteż wyręby od drugiej połowy XIII wieku stawały się coraz bardziej rabunkowe. Oczywiście, nie zalesiając spustoszonych terenów, pozostawiając tę pracę wyłącznie siłom natury. Miała ona się uporać z 20% powierzchni lasów, jakie wykarczowano. Po upływie ok. 300 lat przyszło opamiętanie: Fryderyk Wielki wydał ustawę o lasach, ograniczająca dowolność wyrębów. Pierwszy pomiar lasów, jaki wykonano w latach 1754 - 57 pozwolił na ustalenie wielkość wyrębu, które miało być kontrolowane przez kompetentne władze państwowe.
Człowiek zepsuł - człowiek naprawia
O tym, że sama przyroda nie da sobie rady z odnowieniami lasów, ludzie przekonali się w XVIII w. Od 1754 r. (czyli od spisu z natury stanu lasów sudeckich) rozpoczęto odnowienia w sposób sztuczny. Ale też nie ustrzeżono się błędów. Do ok. 1880 r. wysiewano nasiona wyłącznie świerka, w dodatku - bez przygotowania do tego gleby. Zapotrzebowanie na nasiona było jednak ogromne, skoro na 1 ha wysiewano 30 - 40 kg nasion! Ratowano się więc importem z rejonu Kłodzka, nizin polskich oraz Niemiec. Wyłuszczarnie spod Monachium pracowały pełną parą, aby sprostać sudeckim potrzebom. Po następnych stu latach leśnicy ulepszyli tę metodę: nasiona wysiewali tylko w specjalnie przygotowanych pasach upraw - czyli w dzisiejszych szkółkach. Było to zapewne wynikiem niskiej skuteczności dotychczasowego siewu nasion w górach, gdzie warstwa gleby jest cienka, skały trudno poddające się erozji, a klimat surowy. Od początku XX w. i te metodę ulepszono, zwiększając skuteczność nasadzeń: sadzono 2-4 letnie sadzonki świerka i innych gatunków drzew, ale na odpowiednio już przygotowanych miejscach (obecnie - razem z mikoryzą). Wykorzystywano też odnowienia naturalne pod okapem istniejących drzewostanów, co np. w przypadku cieniolubnej jodły przyczyniało się przynajmniej do zachowania tego gatunku.
Mimo to - nieszczęście
Wszystkie te działania okazały się jednak nieskuteczne w XX wieku, kiedy Europa masowo się uprzemysławiała, a kopcące kominy dość zasadniczo zmieniły skład atmosfery - deszcz padający w 1992 r. w rejonie Gór Izerskich był właściwie kwasem (pH - 3,9)! Trwającej przez dziesięciolecia chemizacji środowiska nie wytrzymywały lasy sudeckie: zakwaszona wątła gleba, zanieczyszczone powietrze, krótkie lata, długie zimy, wilgotny klimat i... monokultura świerka, z płytkim systemem korzeniowym, z terenów nizinnych. Jeśli więc drzewostany nie były niszczone chemicznie, padały pod wpływem silnych, wręcz huraganowych (30-50m/s) wiatrów, bo Karkonosze (najwyższe pasmo Sudetów) - najbardziej wietrzny obszar w Polsce - stanową naturalną barierę dla polarno-morskich mas powietrza z zachodu i północnego zachodu. I trudnych warunków klimatycznych: niska średnioroczna temperatura (na wys. 640 m - +5°C), długa zima (liczba dni z przymrozkami - 140 - 170), krótkie i chłodne lato (okres wegetacyjny - 5 - 6 miesięcy). W dodatku jak nie mgły (w roku bywa takich i 240!), to obfite opady śniegu bądź deszcze, zwykle ulewne (co obserwujemy od kilku lat regularnie co roku). Jednym słowem - warunki trudne dla wszystkiego, co żyje, oprócz - szkodników, które masowo zaatakowały osłabione drzewostany. Kto w tamtych latach bywał w Karkonoszach, w Górach Izerskich w szczególności - widział tę największą w Europie klęskę ekologiczną. W samym Nadleśnictwie Szklarska Poręba zniszczone zostało 3 tys. ha.lasu, a w Sudetach Zachodnich - 15 tys. ha.
Powrot do przeszłości
Wszyscy - nie tylko polscy, ale i europejscy leśnicy zostali włączeni w ratowanie sudeckich lasów. I naukowcy, i obywatele. Trzeba było uprzątnąć zniszczone drzewa, poprawić jakość gleby (zmniejszyć jej kwasowość przez wapnowanie) i ... wyhodować miliony sadzonek. Już nie monokultury, ale takich gatunków, które będą odporne na trudne warunki klimatyczne. Czyli takich - jakie rosły tu w XIII w. Powrócono zatem i do buka, modrzewia (świerka też), ale i jodły, która stanowiła zaledwie 0,1% drzewostanu w latach 90. I to do gatunku sudeckiego, rodzimego, który zachował się w nielicznych okazach liczących ok. 150 lat (w owym czasie w Niemczech nie było dużych wyłuszczeń i nie sprowadzaliśmy do siewu obcych nasion). Restytucja jodły prowadzona jest z inspiracji Lasów Państwowych we Wrocławiu od 1999 r. dzięki funduszom z NFOŚ i NFOŚ we Wrocławiu, a także Ekofunduszowi na terenie 15 nadleśnictw. I dzięki Leśnemu Bankowi Genów w Kostrzycy - bez którego i zalesienie zniszczonych Gór Izerskich, i restytucja gatunków rodzimych w Sudetach - byłaby niemożliwa (o LBG pisaliśmy w SN 10/04). Efekty są znakomite: o ile w 1990 r. zasoby jodły w Sudetach wynosiły 0% (znaleziono tylko nieliczne drzewa, z których pozyskiwano szyszki), tak w 2005 r - 0,36%. Jak to zrobiono? Wytypowano 1587 drzew - matek do pozyskiwania pożądanych nasion. Następnie założono na 60 ha plantacje nasienne ( z drzew-dzieci tychże starych jodeł), z których uzyskano potomstwo wnucząt - prawie 52 tony szyszek pozwalających założyć ok. 1000 ha upraw i odnowień naturalnych. Rocznie sadzi się jodłę na ok. 200 ha (pierwsze szyszki można zebrać po ok. 26 latach), ale przeznaczono dla niej ponad 120 razy więcej miejsca. Żeby jednak powrócić do źródeł, czyli mieć w lasach 18-20% jodły - trzeba poczekać te ...kilkaset lat.
oem software