Na stronie internetowej jedynej w Polsce jednostki badawczo - rozwojowej z obszaru informatyzacji, będącej w gestii ministra nauki - NASK (http://www.nask.pl/) - pojawiły się informacje dotyczące konkursu na nowego dyrektora tej placówki. Wkrótce Rada Naukowa NASK (której skład został na wniosek ministra nauki powiększony o 3 osoby (z 15 na 18) tuż przed odwołaniem poprzedniego dyrektora Macieja Kozłowskiego) na posiedzeniu wskaże osobę na stanowisko dyrektora.
O nominację starają się cztery osoby, z których pierwsza, Michał Chrzanowski (dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego i Informacji ABW, nowy członek rady naukowej NASK), stawia na ograniczenie działalności pozastatutowej NASK-u i na projekty z obszaru bezpieczeństwa sieci oraz biometrii. Jego zdaniem, NASK winien skoncentrować się na usługach dla sektora publicznego, a strategicznym klientem ma być administracja rządowa. Dla NASK ważne ma być rozwijanie dobrze funkcjonujących obszarów działalności - rejestracji domen, CERT-u, czy projektu polska.pl. , natomiast nieważne - prace nad systemami radiowymi.
Dla Olafa Gajla (dyrektor Ośrodka Przetwarzania Informacji, wiceminister w ministerstwie nauki za rządów PiS) NASK, jako instytut badawczy powinien stać się jednym z wiodących w Europie instytutów w zakresie technologii teleinformatycznych i budowy społeczeństwa wiedzy. Wszystko to w ramach 7 PR, za pieniądze z grantów badawczych. W dziedzinie Internetu winna być zachowana kontrola państwa nad domenami, a sam NASK - rozbudowany.
Z kolei dla Marka Średniawy (pracownik NASK), NASK powinien być instytucją przodującą w tym, co obecnie robi (bezpieczeństwo, biometria, ruch sieciowy) i w nowych dziedzinach: P2P, energooszczędność czy technologie Web 2.0/3.0. Kandydat chce utrzymać obecną dynamikę wzrostu liczby domen i chronić poziom przychodów z ich sprzedaży. Odrzuca koncepcję komercjalizacji NASK i uważa, że należy wydzielić z tej instytucji, w postaci oddzielnego podmiotu część telekomunikacyjną i operatorsko-usługową.
Dla Andrzeja Bartosiewicza (pracownik NASK), NASK powinien mieć jednocześnie charakter placówki badawczej i usługowej, działającej w zakresie bezpieczeństwa, rozwoju oprogramowania, usług ISP/TSP (szczególnie dostępie radiowym), domenach .PL i ENUM. Celami strategicznymi dla kandydata jest m.in. wdrożenie normy ISO 27001 w całym NASK i utrzymanie pozycji CERT Polska na świecie. Jego zdaniem konieczna jest obniżka cen domen do roku 2011, oraz włączenie do współdecydowania społeczności internetowej związanej z biznesem, jak i organami państwa.
Wybór kandydata na dyrektora nie jest równoznaczny z akceptacją tej osoby przez ministra nauki, jako organu założycielskiego jbr-u NASK. Niemniej już skład komisji konkursowej (Paweł Węgrzyn (przew., MNiSW), Piotr Durbajło (MNiSW, wcześniej zastępca M. Chrzanowskiego w ABW, ostatnio - doradca szefa ABW), Jarosław Mojsiejuk ( MNiSW), Andrzej Pacut (NASK), Mirosław Maj (NASK, dyrektor CERT Polska) wskazuje, iż zostanie nim najprawdopodobniej Maciej Chrzanowski z ABW. Tym samym byłoby to przejęcie cywilnej placówki naukowej, w dodatku ważnej dla społeczności naukowej, przez służby specjalne.
Do zmiany kierownictwa NASK doszło po ujawnieniu strat, jakie ta placówka poniosła w wyniku operacji finansowych związanych z walutami. Ministerstwo nauki poinformowało wówczas o „naruszeniu przepisów ustawy o finansach publicznych, przekroczeniu upoważnień do zaciągania zobowiązań, a poprzez takie działanie narażeniem jednostki na stratę". Nieoficjalnie mówiło się o stracie 14 mln zł na tzw. opcjach walutowych. Tymczasem sprawa nie jest taka oczywista z kilku powodów. Po pierwsze, dobrze poinformowane osoby z NASK twierdzą, że straty są znacznie mniejsze, rzędu kilku milionów i powstały nie z lokacji pieniędzy w opcje, ale z powodu źle oszacowanego kursu dolara (przy czym nikt nie neguje faktu, iż działanie to było niewłaściwe). Po drugie, NASK zamierza wyegzekwować tę stratę od banku, który - jak twierdzą pracownicy NASK - nie wywiązał się z umowy z NASK, odnośnie procedur bankowych, przez co naraził go na stratę. Po trzecie wreszcie, strata nie dotyczy pieniędzy budżetowych, ale zarobionych na rynku przez NASK - jednostkę badawczo-rozwojową, której zadaniem jest nie tylko prowadzenie prac naukowych, ale i zarabianie na swoje utrzymanie, na co od kilkudziesięciu lat namawiają dyrektorów jbr-ów wszyscy ministrowie nauki i nawet próbują ich do tego zmuszać. Praktyka jednak jest taka, że większość dyrektorów woli pieniądze łatwiejsze - z dotacji budżetowych, z garnuszka państwa. Taka taktyka bowiem ciągle się bardziej opłaca niż wychodzenie przed szereg, jak to pokazują nieliczne przykłady, ostatnio - Instytutu Morskiego, którego dyrektor, przejąwszy placówkę z wielomilionowymi długami wyprowadził ją na szerokie wody nie tylko krajowe, zapewnił wysokie dochody z rynku (płacą też wysokie podatki!) i.... oczekuje wyrzucenia z funkcji! Wygrywa bowiem bez przerwy konkurs na dyrektora instytutu, a zdaniem organu założycielskiego - nie powinien wygrywać! Toteż minister infrastruktury unieważnił już trzy konkursy, które obecny dyrektor wygrał i pewnie unieważni następny, jeśli dyr. Ossowski znów go wygra...
Jak widać - dyrektor jbr-u w Polsce nie powinien ani ryzykować straty w prowadzeniu placówki - firmy, ale też i nie mieć zysku. W pierwszym przypadku uznaje się go za przestępcę i defraudanta, a w drugim - za przeszkodę w skonsumowaniu zysków przez - administracje rządową? Wniosek z tego jeden: najlepiej żyć z dotacji budżetowych, bo wówczas można nic nie robić, wystarczy dokładnie rozliczyć na koniec roku dotację. Nikt złego słowa nie powie, można też być długoletnim dyrektorem, którego nie czepia się nikt z ministerstwa - co widać na przykładach wielu dyrektorów jbr-ów, także uczestników konkursu w NASK.
Sprawa NASK ujawnia po raz kolejny schizofrenię w obszarze prawa dotyczącego sfery b+r w Polsce. Jbr-y dysponują bowiem pieniędzmi budżetowymi i z działalności gospodarczej, ale dyrektorzy w przypadku podjęcia ryzykownej decyzji (co jest normalnym działaniem dyrektora czegokolwiek) są natychmiast odwoływani przez organ założycielski, jakby byli dyrektorami zarządzającym placówką budżetową. Co ciekawe, dyrektorzy budżetówki, nawet w przypadku ewidentnych przekroczeń swoich uprawnień w dziedzinie finansów zwykle nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji. Może dlatego, że są członkami partii rządzących?
Anna Leszkowska
oem software