Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie istniejące prawa?
Ludzie chcą oddziaływać na historię, kształtować jej przebieg i sterować wydarzeniami; poszukują różnych sposobów ingerencji w dzieje i instrumentów manipulacji, żeby zapewnić sobie trwałe polepszanie warunków życiowych. Liczą na to, że manipulacja wydarzeniami przyniesie praktyczne korzyści nie tylko dla jednostek albo poszczególnych grup społecznych, lecz dla całej ludzkości.
Zainteresowanie możliwością udziału w kształtowaniu własnych dziejów wzrasta w miarę tego, jak pojawiają się coraz poważniejsze zagrożenia dla dalszych losów ludzkości w wyniku niekontrolowanych procesów dziejowych oraz jak rośnie nadzieja na likwidację tych zagrożeń wraz z postępem wiedzy.
Na gruncie filozofii, rolę ludzi w dziejach rozważa się w ramach relacji „jednostka-historia" i zwykle rozstrzyga się możliwość interwencji w bieg wydarzeń z pozycji dwóch krańcowo różnych koncepcji: fatalizmu i woluntaryzmu dziejowego.
Zgodnie z pierwszą, jednostka nie może wpływać na dzieje, bo w żaden sposób nie jest w stanie przeciwstawiać się koniecznościom, które rządzą ewolucją społeczną, często traktowanym jak prawidłowości przyrodnicze i fatum.
A zgodnie z drugą, która odrzuca wiarę w przeznaczenie, jednostka może dowolnie kształtować wydarzenia i wpływać na ich bieg według swego upodobania i woli. Jedna rodzi pesymizm historiozoficzny, a druga - optymizm, chociaż nie wiadomo, czy ingerencja w dzieje może przynieść więcej pożytków, czy szkód.
Na podstawie wiedzy naukowej trudno stwierdzić, która z koncepcji historiozoficznych jest poprawna. Jednej lub drugiej można przyznać rację w zależności od tego, jaki ma się światopogląd - naukowy, filozoficzny lub religijny. W każdym z tych przypadków wierzy się, że losami ludzkości kieruje coś z zewnątrz i niezależnie od ludzi: prawidłowości historii, los, siła wyższa, przeznaczenie albo opatrzność boska. {mospagebreak}
Doświadczenie historyczne pokazuje, że w praktyce nie sprawdza się ani woluntaryzm, ani fatalizm w postaciach skrajnych, ponieważ bieg dziejów determinuje po części i wola ludzi, i obiektywne prawa historii.
Niekiedy faktycznie twórcami wydarzeń i animatorami dziejów są jednostki, a raczej grupy. Działają one w obiektywnych warunkach społecznych, których podstawowym determinantem jest rozwój cywilizacji - poziom wiedzy, techniki i kultury. W kształtowaniu dziejów ma udział czynnik subiektywny, na który składają się podmioty historii (jednostki i grupy) oraz obiektywny, czyli całokształt uwarunkowań społecznych; trudno jednak orzec, w jakich proporcjach. Nie mają racji ani pesymiści historiozoficzni (np. Spengler, Toynbee), ani optymiści (np. Comte, Marks), lecz realiści lub umiarkowani sceptycy. Życie pokazuje, że - wbrew pesymistom - udaje się w jakimś stopniu ukształtować dzieje zgodnie z zamiarami i że - wbrew optymistom - nie zawsze jest to możliwe i nie udaje się w pełni zrealizować tak, jak chciałoby się.
Kto tworzy historię?
Truizmem jest twierdzenie, że człowiek jest twórcą historii. Jest ono zanadto ogólnikowe, żeby można się nim posługiwać w celu aktywizacji ludzi do kształtowania dziejów. Wymaga konkretyzacji i wyjaśnienia, czy kreatorem historii może być każdy konkretny człowiek, wybitna jednostka, przywódca, czy grupa, organizacja, partia polityczna, ogół ludzi albo „człowiek w ogóle". W zasadzie każdy człowiek tworzy historię dzięki temu, że żyje; samym tylko swoim istnieniem i aktywnością życiową zaznacza jakiś ślad w ewolucji swego gatunku i wzbogaca jego dzieje o wydarzenia własnego życia. Jednak nie zawsze ma to coś wspólnego z świadomym kształtowaniem historii.
Świadomie kształtuje dzieje ten, kto podejmuje z góry zamierzone konkretne działania na rzecz realizacji celów zgodnych z interesem wielkiej liczby ludzi. Cele te ujęte są w programach formułowanych na gruncie ideologii, religii, filozofii, etyki itp. Można je osiągać w wyniku szeroko rozumianej aktywności politycznej. Wkład jednostek albo grup w kształtowanie dziejów zależy od stopnia zaangażowania się w politykę, od skuteczności działań indywidualnych lub zbiorowych oraz od ich znaczenia dla społeczeństwa. Oczywiście, nie każdy nadaje się do polityki, lecz tylko ten, kto spełnia stosowne warunki subiektywne - ma odpowiednie cechy charakteru i osobowości, odpowiednią wiedzę i umiejętności a także chęć i odwagę działania. Z tego względu nie każdy jest predestynowany do tworzenia historii. I nie każdy, kto posiada wymagane walory subiektywne, może kształtować dzieje, lecz tylko ten, kto podejmuje działania w określonych warunkach obiektywnych - w odpowiednim miejscu i czasie, w sprzyjających okolicznościach, sytuacjach i nastrojach społecznych. Podmioty podejmują wprawdzie aktywność dziejową z własnej woli, jakby na zamówienie społeczne, ale jej powodzenie zależy w dużej mierze od czynników obiektywnych. {mospagebreak}
W polityce uczestniczyć można czynnie, sprawując władzę, działając w organizacjach i partiach itd. lub biernie, biorąc udział w wyborach, wspierając partie w taki czy inny sposób i pełniąc różne funkcje służebne wobec polityków albo władzy. Można też uczestniczyć jawnie albo skrycie, np. wspierając polityków lub pretendentów do władzy ideowo lub moralnie, ale głównie finansowo, dzięki czemu czyni się ich poddanymi sobie, można nimi sterować i w efekcie sprawować faktyczną, choć nieformalną władzę nad nimi.
Można tak postępować indywidualnie albo - co jest częstsze i skuteczniejsze - w ramach pewnych układów, przeważnie niejawnych: koterii, lóż, grup lobbystów, mafii itp. Występuje się wówczas w roli „niewidzialnej siły" napędzającej historię. Masy społeczne utożsamiają ją z obiektywnym - niezależnym od ludzi - determinantem dziejów, albo z koniecznością dziejową. W ten sposób intersubiektywny czynnik, występujący w postaci jawnego lub ukrywanego działania grup nacisku, uzyskuje status obiektywnego - jakiegoś fatum, wytyczającego tendencję ewolucji społecznej, któremu żadna ludzka siła nie jest w stanie przeciwstawić się.
(Na przykład, komunizm - utożsamiany zresztą ze szczęściem ludzkości - był dziełem Marksa, a więc jednostki. Uzyskał wymiar intersubiektywny dzięki temu, że stał się celem ludzi zorganizowanych w odpowiedni ruch społeczny i partię. A politycy marksistowscy uczynili z niego obiektywną konieczność dziejową, tendencję i cel ewolucji społecznej - coś, do czego nieuchronnie zmierza ewolucja ludzkości, zdeterminowana jednoznacznie czynnikami ekonomicznymi. Działanie zgodne z tą tendencją rozwoju społecznego, uznawano za postępowe. Wobec tego, chcąc być postępowym, należało robić wszystko, by przyspieszać ewolucje społeczną i budowę ustroju komunistycznego. Przeciwstawianie się temu uznawano za niedorzeczne, ponieważ co najwyżej mogłoby opóźniać marsz do komunizmu, ale i tak nie byłoby w stanie powstrzymać go.)
Demokracja - opium dla ludu
Walka z przeznaczeniem jest skazana z góry na niepowodzenie i dlatego nie ma sensu jej podejmować. Najlepiej działać zgodnie z przeznaczeniem. Zaś najbezpieczniej jest nie angażować się w tok wydarzeń i nic nie robić, tylko poddać się losowi, opatrzności lub wodzowi albo robić to, co wszyscy: najlepiej nie wychylać się; co ma być, będzie; co komu pisane, to go nie ominie. Zawsze polityką rządziły tajemnicze i skrywane przed ludźmi układy społeczne w postaci sił politycznych, których liczba wzrastała. Z czasem utworzyły one sieci układów mniej lub bardziej splątane w jakiś sposób.
W ustroju demokratycznym, ogół społeczeństwa, a przynajmniej większość, powinna wpływać na decyzje polityczne odnośnie przyszłości, czyli na kształt dziejów, a w szczególności przeciwstawiać się decyzjom szkodliwym. Jednak wcale tak nie jest. Ogół ludzi, tj. cała reszta społeczeństwa poza tymi układami, nie chce angażować się w to, ani przeciwstawiać się elitom rządzącym albo ze strachu (z tymi na górze lepiej nie zadzierać), albo ze zwykłego lenistwa (niech ci na górze, których wybraliśmy, rządzą i się męczą, bo oni najlepiej się na tym znają i sprawia im to przyjemność), albo też z braku nadziei na sukces. Przecież powszechnie wiadomo, że demokracja jest iluzją o władzy ludu. Stała się ona „opium dla ludu", za pomocą którego łudzi się masy społeczne, że władza należy do nich. {mospagebreak}
Walka z niewidzialnymi siłami społecznymi jest o wiele trudniejsza niż z jawnymi. A im więcej tych układów (grup nacisku), tym trudniej się w nich rozeznać i łatwiej się w nich pogubić, zwłaszcza że nieraz te same podmioty funkcjonują w różnych układach, co z oczywistych powodów utrzymywane jest w tajemnicy. O ile z jedną grupą nacisku może dałoby się jeszcze jakoś poradzić, to z wieloma raczej nie: nec Hercules contra plures.
Współczesne dzieje są kłębowiskiem wydarzeń prokurowanych przez układy quasi-mafijne i lożo-podobne. Dlatego ludzie spoza tych układów de facto nie mogą wpływać na ich przebieg i kształt. Ludzie, którzy nie interesują się polityką i nie znają jej mechanizmów i arkanów, nie domyślają się nawet, jak bardzo jest ona niemoralna i wręcz sprostytuowana. Wielu wierzy w bałamutne twierdzenia o etyce polityków, chociaż powszechnie wiadomo, że dla nich liczy się przede wszystkim skuteczność osiągania celów za pomocą wszelkich środków per fas et nefas i kosztem obojętnie ilu i jakich ofiar. No cóż, cel uświęca środki.
Polityka i politycy mają przede wszystkim na widoku własne interesy i cele. Jednak masy żywią przekonanie, że politycy, którzy rzekomo ułatwiają przebieg obiektywnych procesów, torują im drogę lub przyśpieszają działanie konieczności dziejowych, kierują się interesami i celami społeczeństw, państw i dla dobra całej ludzkości. I są im wdzięczni za trud związany z podjęciem się tej dziejowej misji. Jest to jeden z wielu skutków masowego bałwanienia ludzi przez różne ośrodki władzy.
Siła miernot, słabość statystów
Z różnych przyczyn świat staje się coraz bardziej upolityczniony, a polityka zdaje się już przenikać wszystkie sfery życia społecznego. Pod tym względem konkuruje z ekonomią, ideologią i religią, gdzie też uprawia się odpowiednią politykę. W wyniku postępu edukacji i globalnego pochodu demokracji znacznie wzrosła też ostatnio świadomość polityczna ludzi. Wydawałoby się, że odpowiednio wzrastać będzie aktywność polityczna ludzi. A tymczasem postępuje spadek angażowania się w politykę. Czynnie udzielają się przede wszystkim ci, którzy liczą bardziej na materialne niż ambicjonalne korzyści ze sprawowania władzy. Drastycznie spadła liczba polityków z powołania - prawdziwych, rasowych bezinteresownych ideowców i społeczników. Zastąpili ich zwykli skundleni karierowicze oraz miernoty, nie przebierające w środkach szybkiego robienia kariery i dążące bez skrupułów do zajmowania najwyższych i dobrze płatnych stanowisk.
Spada także bierne angażowanie się w politykę, o czym świadczy malejąca liczba ludzi uczestniczących w wyborach, mimo organizowania coraz bardziej atrakcyjnych, choć prymitywnych, organizowanych „pod publiczkę" igrzysk przedwyborczych (chleba i igrzysk - w istocie, więcej jest byle jakich igrzysk niż chleba), których najważniejszym przesłaniem jest ogłupianie elektoratu. Chodzi o to, by wyborcy - masy społeczne - legitymizowały wybraną władzę, zachwycały się nią, chwaliły ją, bez sprzeciwu wykonywały jej polecenia i utrzymywały ją. Władza zawsze i wszędzie żądna jest poklasku i aprobaty; nawet w ustrojach niedemokratycznych lub totalitarnych wodzowie chcieli być uwielbiani przez lud.
Po początkowej euforii demokratycznymi wyborami i późniejszym rozczarowaniu się nimi, ludzie dość szybko dochodzą do wniosku, że wyniki wyborów są z góry przesądzone, że faktycznie wybór władz dokonuje się przed terminem oficjalnych wyborów w ramach układów partyjnych, w walce o miejsca na listach wyborczych i o przyszłe stanowiska. Ani liczba wyborców, ani ich głosy nie są w stanie zmienić wcześniejszych ustaleń. Zwłaszcza tam, gdzie głosuje się na partie albo na osoby kandydujące z list partyjnych, a nie na ludzi spoza koterii partyjnych. Obojętne, na jakiego kandydata z list partyjnych nie oddałoby się głosu, to i tak jest duże prawdopodobieństwo wyboru jakiejś miernoty, aferzysty lub karierowicza, którego z różnych względów partia foruje, a którego z pewnością nie wybrano by w wyborach bezpośrednich. {mospagebreak}
Nic dziwnego, że ludzi nie interesują wybory, a frekwencja wyborcza jest zastraszająco mała (np. w drugiej turze wyborów samorządowych w b.r. w województwie śląskim wyniosła około 16 % ). Świadczy to o obojętności ludzi na to, kto będzie nimi rządził. Przekonali się bowiem, że w istocie wybory niczego nie zmieniają; zazwyczaj skutkują tylko przetasowaniem stanowisk, a kto się do władzy dorwie, ten dobrowolnie z niej nie rezygnuje, lecz otacza się swoimi kumplami, tworzy nowe koterie grupy poparcia i ani mu w głowie realizować obietnice głoszone w programie wyborczym. Po wygranych wyborach odnosi się do elektoratu nonszalancko (arogancja władzy). Przypomina sobie o nim dopiero podczas kolejnej kampanii wyborczej. Jeden ma cel zasadniczy: skorzystać z pełnienia funkcji (mówiąc wprost: nachapać się) ile się da, dotrwać do następnych wyborów i ewentualnie przedłużyć swoją kadencję. Nowo wybrane władze odrzucają plany i pomysły dawnych władz i tworzą nowe, żeby się wykazać twórczą pracą. Nie liczą się z tym, że brak ciągłości władzy, polityki i strategii rozwoju wywołuje niekorzystne efekty. Tak wiec, wzrastającemu upolitycznieniu towarzyszy narastający indyferentyzm. Wskutek tego spada liczba jednostek uczestniczących w świadomym kształtowaniu dziejów. W tej sytuacji kształtują je tylko nieliczni, zorganizowani w różne układy społeczne „organizatorzy dziejów".
Prawa historii mniej pewne od praw przyrody
Możliwość celowej ingerencji w dzieje wymaga wiedzy multidyscyplinarnej, głównie historycznej, o prawidłowościach historii, dynamice i mechanizmie ewolucji społecznej. Społeczeństwo jest systemem coraz bardziej komplikującym się w miarę rozwoju i poddanym wpływowi wielu czynników przyrodniczych i cywilizacyjnych. Dlatego wiedza o jego funkcjonowaniu wymaga badań nie tylko z dziedziny nauk humanistycznych (w szczególności społecznych), ale również przyrodniczych, zwłaszcza że pozwalają one przedstawiać systemy społeczne za pomocą modeli matematycznych, co znacznie ułatwia ich badanie. Trudniej jest uzyskać wiedzę o społeczeństwie niż o przyrodzie, zwłaszcza nieożywionej, przede wszystkim o prawidłowościach historycznych.
W społeczeństwie i historii jest o wiele mniej regularności, a wydarzenia są w zasadzie niepowtarzalne. Z tego względu prawa historii są mniej pewne od praw przyrody. To bardzo utrudnia przewidywanie przyszłych wydarzeń i ich rozwój w dalszej przyszłości. Na niski stopień przewidywalności wydarzeń wpływa też komplikowanie się systemów społecznych, sytuacji oraz sieci uwarunkowań. Przewidywalność dalszego biegu historii zmniejsza się proporcjonalnie do stopnia rozwoju systemów społecznych i w miarę ewolucji ludzkości.
Z upływem czasu stopniowo zawężają się horyzonty czasowe prognoz historycznych. Z tej racji decyzje dotyczące wydarzeń odległych w czasie dość szybko okazują się nietrafne, a strategie i długofalowe planowanie dziejów - nierealizowalne. Świadoma interwencja w bieg wydarzeń wymaga odpowiedzialności za przyszłe losy ludzi i świata. Zanim się ją podejmie trzeba nie tylko ocenić jej skuteczność, ale przewidzieć następstwa. Ale czy powinno się odpowiadać za decyzje i działania, których skutków nie da się przewidzieć w wystarczającym stopniu?
Proporcjonalnie do wzrostu nieprzewidywalności wydarzeń zmniejsza się odpowiedzialność głównych aktorów sceny dziejowej, czyli polityków działających w różnych sferach życia społecznego, za odlegle skutki ich ingerencji w kształtowanie historii i przebiegu ewolucji społecznej. To w jakimś stopniu usprawiedliwia ich i zmniejsza ich odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Często bywają one błędne, bo czynione są na chybił-trafił, a podejmuje się ich coraz więcej mimo korzystania z usług świetnych doradców i ekspertów; najlepsze są te, które dotyczą sytuacji doraźnych. W konsekwencji, decyzje polityczne podejmuje się coraz częściej na użytek doraźny, a działania decydentów wpływające na odleglejsze losy ludzkości są coraz mniej odpowiedzialne, podobnie jak wieszczenia ideologów i obiecanki kapłanów. {mospagebreak}
Historia już zaplanowana
Dawniej procesy historyczne dokonywały się w przeważającej mierze w sposób żywiołowy, gdyż nie było tak dużo wybitnych postaci i miały one stosunkowo małą siłę oddziaływania, dlatego głównie, że nie dysponowali takimi środkami propagandy, jak teraz. Od pewnego czasu, właściwie od ubiegłego wieku, historia toczy się bardziej w sposób zaplanowany przez „wybitne jednostki" działające w interesie różnych układów społecznych. Są to przedstawiciele finansjery, polityki, ideologii, dyktatorzy mody oraz przywódcy religijni, a także spiskowcy, mafiosi, terroryści itp. Dzięki postępowi w dziedzinie nauk społecznych, psychologii społecznej, teorii propagandy i techniki oddziaływania na świadomość znacznie wzrósł ich udział w kształtowaniu dziejów. W rezultacie, można dostrzec coraz potężniejszy wzrost czynnika subiektywnego na procesy ewolucyjne zachodzące w socjosferze oraz na takie preparowanie obiektywnych warunków społecznych, żeby sprzyjały one skutecznemu działaniu odpowiednich ludzi.
Na przykład, wybór papieża Jan Pawła II doprowadził do zmiany mapy politycznej świata oraz transformacji ustrojowej w wielu krajach europejskich, a kilku terrorystów działających najprawdopodobniej na zlecenie jakiegoś przywódcy, układu albo „organizatorów historii" działających w zmowie potrafiło radykalnie zmienić sytuację świata w dniu 11 września 2001 roku, którą to datę uznano nawet za cezurę oddzielającą fazy w rozwoju tzw. cywilizacji Zachodu. Najnowsza historia polityczna (datująca się od około stu lat) wydaje się być grą wytrawnych graczy politycznych („wybitne" i "godne kultu" jednostki albo stosunkowo małe grupy, którym one przewodzą) w ich interesie przy mniej lub bardziej zaangażowanym udziale wielu milionów statystów, którymi ci gracze manipulują, jak chcą i wmawiają im, że to dla dobra ich i całej ludzkości. Nic tedy dziwnego, że wciąż więcej ludzi przychyla się do uznania spiskowej koncepcji dziejów. Trudno nawet odmówić im racji w jakimś stopniu. Być może, nie znając prawdziwych przyczyn wydarzeń, upatrują ich w spiskach, ale czy tylko w wyimaginowanych? Chyba nie, ponieważ życie dostarcza na to wielu dowodów.
Wygląda na to, że wzrost roli czynnika subiektywnego i „spisków" w procesie kształtowania dziejów będzie postępować wraz z globalizacją, której towarzyszy wzrost liczby układów i zagęszczanie się różnych sieci zależności społecznych w skali globalnej. Możliwe, że kiedyś udział procesów samorzutnych i obiektywnych czynników wpływających na historię będzie znikomy, praktycznie niezauważalny. Dlatego ma rację Fukuyama wieszcząc „koniec historii", ale jeśli ma się na myśli historię dokonującą się samorzutnie, a nie na zamówienie. Dalszy postęp społeczny (cywilizacyjny) może doprowadzić do końca dotychczasowej historii, toczącej się jakby obok ludzi, którzy nie mają na nią większego wpływu i zastąpienia jej historią dla ludzi, świadomie kreowaną w przeważającej mierze przez ludzi w wyniku manipulacji dokonywanej przez jednostki lub grupy walczące o władzę, uwikłane w różne nieformalne układy polityczne, tajne służby, loże itp. Ci „spiskowcy" będą faktycznie programować, organizować i rozgrywać przyszłe dzieje ludzkości. Od nich coraz bardziej będą zależeć losy i szanse przeżycia zwykłych ludzi, stanowiących masy społeczne. A na bieg wydarzeń, mimo że organizowany i celowo kształtowany, wciąż bardziej będą wpływać zdarzenia przypadkowe i arbitralne interesy elit władzy.
Skoro tak, to zwodnicza jest opinia, że we współczesnym ustroju liberalnym wszystko jest w rękach jednostek i tylko od nich zależy, jak potoczy się ich własne życie i dalszy rozwój ludzkości. To samo zresztą głosił przed wiekiem Lenin - masy społeczne (każda jednostka ludu pracującego) miały brać sprawy w soje ręce i kształtować dzieje. Niestety, wówczas o wszystkim wcale nie decydowały masy ani jednostki, lecz partia, a ściślej - elity partyjne. Teraz też nie decydują masy ani jednostki, tylko rządzące partie „demokratycznie wybrane", a w rzeczywistości nieformalne i skryte układy polityczne. Tak przedtem, jak i teraz, masy społeczne mają wykonywać polecenia władców, a nie zajmować się kreowaniem dziejów albo inspiracją ważnych wydarzeń. Stąd wniosek, że kształtowanie dziejów przez jednostki lub masy społeczne nie zależy od ustroju społecznego. Dużo prawdy zawiera się w twierdzeniu, że człowiek dzięki swoim wyborom, decyzjom i działaniom kreuje to, co później spotyka jego i innych ludzi, chociaż ciągle jeszcze większy wpływ na to mają czynniki obiektywne, ale tylko wtedy, gdy człowieka pojmuje się nie jako jednostkę, lecz jako podmiot zbiorowy (grupy, układy, społeczeństwa albo ludzkość).
Wiesław Sztumski