W Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN w Warszawie odbyło się 1.10.18 seminarium, którego tematem były społeczne i ekonomiczne koszty bezładu przestrzeni na obszarach wiejskich. Wyniki swoich badań prezentowali: prof. Krystian Heffner oraz dr Piotr Gibas z Katedry Gospodarki Przestrzennej i Środowiskowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Z bezładem w przestrzeni Polacy spotykają się zarówno w miastach jak i poza nimi. Jednakże obszary pozamiejskie były do niedawna jedynymi, których nie dotykała pośpieszna urbanizacja, gdzie antropopresja nie niszczyła krajobrazu, a zatem walorów niematerialnych przestrzeni. Obszary pozamiejskie służyły (i slużą) za miejsce do wypoczynku, obcowania z naturą ponad połowie Polaków, którzy mieszkają w miastach.
Od kilkudziesięciu lat ta sytuacja zaczęła się jednak gwałtownie zmieniać. Wraz z rozlewającymi się miastami, zaczynają się rozlewać w przestrzeni wsie, które przez wieki cechowała zabudowa zwarta, wymuszona nie tylko względami społecznymi i ekonomicznymi, ale także prawnymi, regulowanymi głównie poprzez prawo lokacyjne niemieckie (magdeburskie).
Teraz praktycznie panuje chaos – do dzisiaj nie udało się stworzyć systemu określającego, co i gdzie mogłoby być budowane. Praktycznie obecnie w Polsce można budować wszystko i wszędzie, co widać na przykładzie zbudowanego zamku w Stobnicy, w Puszczy Noteckiej.
Chaotyczna zabudowa wsi to jednak nie tylko wyższe koszty spowodowane koniecznością budowy nowej infrastruktury: dróg (i kosztów ich utrzymania przez lata), wodociągów i kanalizacji, linii energetycznych, ale także bezpowrotna utrata ziemi rolniczej, często najwyższych klas.
Jak pokazuje doświadczenie, budynków zajmujących ziemię z dobrą jakościowo glebą (a każdy z nich to utrata kilkunastu arów) nikt już nie likwiduje, a jeśli już, to są to zjawiska sporadyczne, a odzyskany teren nigdy już nie odzyskuje swoich pierwotnych walorów.
O skali procesu mówią liczby realnych adresów: na koniec grudnia 2016 roku w Polsce było 7,3 mln realnych adresów, ale tylko 82,32% budynków było zlokalizowanych na gruntach przeznaczonych do zabudowy.
Na wsi zlokalizowanych jest ponad 124 tys. wszystkich inwestycji znacznie oddalonych od zabudowy, z których ponad 4 tys. to typowe „wyspy” zbudowane w szczerym polu, bez infrastruktury.
Rodzi to ogromne koszty nie tylko dla inwestorów, ale całych lokalnych, gminnych społeczności, gdyż inwestor płaci tylko za budynek, przyłącze prądu,(podatek gruntowy jest groszowy), a infrastrukturę funduje mu gmina, która musi wysupłać na ten cel ze wspólnej kasy niemałe środki. W skali Polski kosztuje to gminy 65,7 mld zł.
Rozproszona zabudowa wsi, która powoli wsią w rozumieniu tradycyjnym (czyli sposobu życia) przestaje być, a staje się „obszarem wiejskim”, powoduje nie tylko utratę walorów krajobrazowych i środowiskowych, ale też kulturowych. Następuje bowiem zniszczenie społeczności wiejskich (m.in. z racji dużych odległości między gospodarstwami), pogorszenie jakości życia (np. brak dostępu do usług) i coraz większe trudności w zarządzaniu takimi obszarami.
Niestety, w Polsce, choć dostrzega się problem (najlepiej na zakopiance, z której nawet Tatr już nie widać), to nic się nie robi. Nie ma na to – tak jak w Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Czechach, Niemczech i Słowacji – skutecznego antidotum. Nikt bowiem nie chce pamiętać, że Polska ma powierzchnię 312,7 tys. km2 i nic nie wskazuje na to, aby ona się powiększyła (Nie ma zresztą takiej potrzeby, patrząc na stale malejącą liczbę ludności i gęstość zasiedlenia).
Walka z dekoncentracją zabudowy na terenach wiejskich nie jest zresztą prostą sprawą: nie wiadomo, czy stosować kij czy marchewkę. Raczej jedno i drugie – jak podkreślali naukowcy. Trzeba z jednej strony stworzyć politykę gospodarowania ziemią, nowe, spójne uregulowania prawne (egzekwowane!) dotyczące inwestycji na takich terenach, w tym – zracjonalizować podatki. Każda ziemia bowiem winna być chroniona i opodatkowana, bo obecnie obowiązujące przepisy są zachętą do rozpraszania zabudowy (podatek rolny ziemi najniższej klasy może wynosić 0 zł/m2). Trzeba też wyceniać utraconą wartość ziemi rolnej, która się przeznacza pod zabudowę.
Z drugiej – uporządkować politykę przestrzennego zagospodarowania kraju i skoordynować ją z innymi politykami. Dzisiaj bowiem nie mamy narzędzi do ochrony pejzażu kulturowego i przyrodniczego, ani świadomości potrzeby takiej ochrony. Skutek? – zniszczenie krajobrazu, bo Polak potrafi obejść wszystkie przepisy, żeby wybudować się w atrakcyjnym przyrodniczo miejscu. Tyle, że jeśli tak robi X osób, to żadna z nich tego piękna krajobrazu nie zobaczy. Wspólnymi siłami go zniszczą.
Anna Leszkowska
O chaosie w przestrzennym zagospodarowaniu pisaliśmy:
SN 1/15 - Chaos w przestrzeni
SN 5/18 - Skutki "M plus" w ocenie naukowców
SN 3/17 - Polska Egiptem Europy