Z Ewą i Stanisławem Zalewskimi – Właścicielami Cyrku Zalewski rozmawia Anna Leszkowska
Jest taka anegdota: w Kampinosie jechał człowiek na rowerze, zobaczył niedźwiedzia, przestraszył się, rzucił rower i uciekł. Tymczasem niedźwiedź rower podniósł, wsiadł na niego i odjechał. Bo był to niedźwiedź cyrkowy, z Julinka. Taka historia może być prawdziwa?
Mieliśmy podobną, choć bez leśniczego i w cyrku. Niedźwiedź podchodzi do roweru leżącego na arenie, wsiada na niego i jedzie dotąd, dopóki nie dostanie łakoci. Coś podobnego zdarzyło nam się także w lesie, w Otwocku, gdzie pasły się nasze wielbłądy. Stajenni nie zauważyli, ze zwierzęta oddaliły się w las. Kiedy zobaczyli je dwaj leśniczy, przyrzekli sobie, że więcej pić nie będą. Na szczęście, opowiedzieli o swoich przeżyciach znajomym i dzięki temu stajenni szybko wielbłądy znaleźli.
Jak wyglądają święta w cyrku?
W okresie zimowym cyrk w Polsce nie gra – nie ma takiej tradycji. Natomiast na Zachodzie gra się świąteczne przedstawienia – bardzo wystawne, z Mikołajem. W grudniu i styczniu odbywają się także wszystkie światowe festiwale sztuki cyrkowej. Nam udało się dotychczas zrobić jedno przedstawienie w okresie świątecznym, na zamówienie francuskiej firmy Auchan, bo Francuzi są przyzwyczajeni spędzać Boże Narodzenie w cyrku. Było to bardzo piękne przedstawienie: parada z szopką z prawdziwymi wielbłądami, osiołkiem, kozami, aniołem na trapezie, trzema królami, pasterzami. Nasze polskie tradycje, niestety, nie sprzyjają wychodzeniu w święta z domu, a zupełnie nie jesteśmy przyzwyczajeni, aby ten czas spędzać w cyrku. Mimo to, mamy nadzieję, że uda nam się kiedyś zagrać zimowe spektakle, bo umożliwia już to doskonała technika ogrzewania namiotów.
Ale dzięki temu mają państwo czas, aby nacieszyć się domem i rodziną...
Choć rzeczywiście najbardziej lubimy spędzać wigilie w domu, przy największej, jaka się mieści, choince, to zdarza się to nieczęsto. Zwykle bowiem w okresie świąt jesteśmy w świecie i oglądamy różne przedstawienia z myślą o nadchodzącym sezonie. Jest to jedyny możliwy termin angażowania artystów na do nowych przedstawień. Sezon bowiem rozpoczynamy w lutym, a kończymy w listopadzie. Na przygotowanie nowego przedstawienia zostają nam zaledwie dwa miesiące.
Dawniejszy cyrk to namiot, zwierzęta, szczególne rekwizyty. Czy to się zmieniło?
Cyrk – najstarsza ze sztuk – korzysta bardzo chętnie ze współczesnej techniki i to zarówno jeśli chodzi o rekwizyty, jak i większe urządzenia cyrkowe, np. automat do podnoszenia i opuszczania trapezu. W tej chwili cyrk to kosztowne przedsięwzięcie techniczne. Najdroższe są światła, nagłośnienie, i niezbędna już elektronika. Dziś nie wystarczają już tradycyjne reflektory – współczesna jedna lampa kosztuje tyle, co dobry samochód, a takich lamp do oświetlenia areny musi być wiele. Kosztowny jest także transport. Cyrk jedzie prawie codziennie, stąd niezbędne są bardzo drogie ciągniki siodłowe, także naczepy. Do lamusa odeszły słonie stawiające maszty namiotów – dziś robią to maszyny. Namiot można podnieść w górę jednym przyciskiem. Najcenniejszym jednak nabytkiem współczesnego cyrku – i też nie najtańszym – jest jednak telefon komórkowy i Internet.
W jakim kierunku podąża cyrk?
Cyrk poszedł w kilku kierunkach. Jest cyrk supernowoczesny, przepiękny, raczej teatr cyrkowy. Takim jest kanadyjski „Du Soleil”, który zrobił ogromną karierę w świecie. W tym cyrku nie ma zwierząt, natomiast są w nim tylko umiejętności człowieka. Również w chińskim, w którym dopiero gdzieś od dwóch lat usiłuje się wprowadzić zwierzęta do programów. Chiny są zresztą przyszłością cyrku, gdyż Chińczycy mają predyspozycje akrobatyczne takie, jakich żadna nacja nie ma.
Wspaniały jest też cyrk rosyjski, gdyż Rosjanie – poza wyczynem – poszli w kierunku artystycznym. Mają znakomite pomysły, choreografie. Rosjanie zawojowali w tej chwili świat –a jeśli chodzi o festiwale cyrkowe – mogą na nich przegrywać jedynie z Chińczykami.
Istnieją cyrki, gdzie są wyłącznie zwierzęta, i tradycyjne, gdzie zwierząt jest dużo. To dotyczy cyrków francuskich i niemieckich, w których często występują zwierzęta egzotyczne: słonie, żyrafy, lwy, ale i dużo – np. 100 - koni. W tym roku cyrk tradycyjny odnosi bardzo duże sukcesy. Ale jest też cyrk nowoczesny, w którym artyści np. jeżdżą na motorach, wykonuje się muzykę rapową. Taki cyrk cieszy się wielkim powodzeniem u młodzieży. My także w tym roku wprowadziliśmy hondy w jednym z numerów.
I jest jeszcze cyrk „Roncalli” – nowoczesny, ale w starym stylu: aktorzy w liberiach, muzyka z XIX wieku, wystrój bombonierki, ale i cyrk z rewią końską: same konie na arenie jak ujeżdżalnia, ze śpiewającymi aktorami, musical. Każdy z tych cyrków ma inną publiczność.
W Polsce panuje przekonanie, ze cyrk daje przedstawienia dla dzieci – co nie jest prawdą. My robimy specjalnie dla dzieci klownadę, pokazujemy zwierzęta, bo one to lubią, ale poważne widowiska z wyczynem sportowym, ponadtrzygodzinne, to typowe spektakle dla dorosłych. Cyrk „Roncalli” gra np. o godzinie 20 i tam nie ma ani jednego dziecka na widowni, a widownia jest w smokingach. Podobnie cyrk Du Soleil, który gra nie dla dzieci.
A w jakim kierunku chciałby iść Cyrk Zalewski?
Jesteśmy cyrkiem jak najbardziej tradycyjnym, jednak powoli idziemy w kierunku spektaklu teatralnego, gdyż uważamy że jest to sztuka bardziej ambitna, trudniejsza i pociągająca. Staramy się więc robić spektakle, ale zawsze z udziałem zwierząt, których mamy niemało: 7 tygrysów, 8 wielbłądów, 10 koni i 4 strusie. W tym roku stworzyliśmy taki spektakl dzięki naszemu synowi, Kamilowi. Było to bardzo trudne przedsięwzięcie, bo nikt nam w Polsce nie umiał w tym pomóc, nawet kompozytorzy. Nie ma reżyserów takich widowisk, kompozytorów muzyki, scenografów – stąd wszystko musimy robić sami. Próbujemy zainteresować tą sztuką artystów tworzących dla teatru i filmu, ale na efekty tych prób trzeba poczekać. Najpierw jednak należałoby pokazać Polakom porządny cyrk – bo takiego od kilkudziesięciu lat w kraju nie było.
A które z numerów w państwa programach podobały się najbardziej?
Dotychczas wspominamy wielką sensację, jaką wywołał występ artysty z Niemiec, Karah Khawaka, z 10 krokodylami. Treser usypiał je, a następnie kładł na głowach widzów. Tajemnica tej sztuki przekazywana jest w jego rodzinie już od 50 lat i nie ma na świecie artystów dorównujących mu w tym. Niezmiennym powodzeniem cieszy się klown, który jest podstawą każdego spektaklu, spina go dramaturgicznie. Dla nas, akrobatów, zadziwiające jest, że widzowie mniej domagają się występów akrobatycznych, bardzo wartościowych, natomiast w przedstawieniu nie może zabraknąć zwierząt. Kiedy zdarzyło się, że zachorował treser pudli jeżdżących na deskorolkach – cały wieczór przychodziły do nas dzieci i dorośli z interwencjami w tej sprawie, choć nie wiadomo, skąd wiedzieli o takim występie. Natomiast kiedy wypadł z programu numer z akrobatami – nikt o to nie spytał.
Czy cyrk jest przedsięwzięciem dochodowym?
Słabo, bo nie mamy sponsorów i utrzymujemy się z wpływów z biletów, a z roku na rok jest coraz trudniej. W Warszawie nie odczuwa się jeszcze biedy, my widzimy ją coraz częściej poza stolicą. Po prostu na nasze spektakle nie przychodzą już całe rodziny, bo ich na to nie stać. Wiele złego robi tu także nieuczciwa konkurencja, brak koordynacji tras wszystkich cyrków w Polsce. Bywa, że do jednego miasta jednocześnie przyjeżdżają trzy cyrki! Utrzymywanie się w tych warunkach okupujemy ciężką pracą. Codziennie zmieniamy miasto, codziennie wstajemy o 4 rano, a o 5.30 wszyscy są już w drodze. Do 12 rozbijamy namioty w nowym miejscu i rozbudowujemy tabor, potem o 13 – próba, o 17 lub 18 spektakl, a do godziny 23 zwijamy obóz. A następnego dnia – to samo. I tak przez 10 miesięcy. Trzeba bardzo kochać cyrk, aby wytrzymać takie tempo i tak ciężką pracę. My kochamy – mamy to chyba w genach od sześciu pokoleń.
Życzę więc spełnienia marzeń: chociaż raz spędzenia świąt Bożego Narodzenia w domu, przed telewizorem. Dziękuję za rozmowę.
20.11.2001