banner


23 września 2011 roku minęło 10 lat od śmierci Henryka Tomaszewskiego, twórcy nieznanego wcześniej w estetyce teatralnej zjawiska - teatru pantomimy, w którym monolog mima został przekształcony w wyrażany ruchem i mimiką dialog zespołu.

Podjęty przez Niego w latach 50. eksperyment, jakim było urzeczywistnienie artystycznej formuły zbiorowego mimu pod nazwą Wrocławski Teatr Pantomimy, wpisał się na trwałe w historię teatru XX wieku jako jedno z jego najwybitniejszych zjawisk. Polski twórca zachwycił świat swoją niewiarygodną inwencją przekładającą się na inscenizacyjną perfekcję efektownych scen zbiorowych, a Jego - odcinające się od francuskiej tradycji mima solowego - dzieło zostało uznane za stojące najwyżej w hierarchii sztuki pantomimy. Wyższość dzieła Henryka Tomaszewskiego uznał już w latach 60. sam Marcel Marceau.

Bogata i unikalna w skali światowej twórczość Tomaszewskiego, na którą składały się zarówno krótkie mistrzowskie formy, w tym: „Ziarno i skorupa”, „Labirynt”, „Ruch”, „Suknia”, jak i pełnospektaklowe widowiska: „Gilgamesz”, „Odejście Fausta”, „Sen Nocy Listopadowej”, „Przyjeżdżam jutro”, „Hamlet, ironia i żałoba”, „Rycerze Króla Artura” i inne, stanowiła istotny komponent potęgi polskiego teatru drugiej połowy ubiegłego stulecia. Pantomima przywraca pierwotną, intensywną formę teatrowi i ożywia go jako miejsce przemian - mówił Henryk Tomaszewski, ukazując w swych milczących przedstawieniach sprzeczność tkwiącą w ludzkiej naturze: jej kosmiczne uwarunkowanie i ziemską ograniczoność uniemożliwiającą błądzącemu człowiekowi sięgnięcia Absolutu.

Fenomen dzieła Henryka Tomaszewskiego stanowił wypadkową szeregu pozornych paradoksów: 1. nie używając słów, wzbogacił język teatralny; 2. tępiąc w grze aktorskiej emocje, nadekspresję i patos, jednocześnie z psychologiczną maestrią ukazywał emocjonalno-uczuciową stronę człowieka oraz …patos ludzkiej egzystencji; 3. ceniąc pantomimę za to, że jako nie obarczona literaturą ani intelektem pozwala mu odwoływać się do pramaterii, właśnie literaturę uczynił punktem wyjścia swej milczącej sztuki, a umysł – jej integralną częścią na równi z ciałem. Zafascynowany zarówno pięknem i harmonią tegoż ciała jak i mroczną stroną natury człowieka, którą czuł i rozumiał niczym wyborny psycholog, stworzył teatr przesyconej erotyzmem cielesności. Jego aktorzy poza perfekcyjnym opanowaniem skomplikowanej techniki pantomimy musieli także posiąść umiejętność wyrażania ciałem pojęć i zjawisk wymykających się słowu. Potrafił całkowicie podporządkować swemu widzeniu świata zespół skrajnych indywidualności, czyniąc z nich idealnie współbrzmiącą orkiestrę – teatr budzący podziw i uznanie widzów na całym świecie.


Podziwu i uznania od początku skąpiły Tomaszewskiemu polskie władze, traktując światowej sławy zespół po macoszemu, dezawuując jego wybitną wartość i niezwykły twórczy potencjał, oraz notorycznie utrudniając artyście pracę nad tworzeniem Jego unikalnego teatru. Stosunek polskich decydentów kultury, zarówno PRL jak i RP, do podziwianego przez świat epokowego dzieła Tomaszewskiego wymownie ilustrują fakty: od odmowy wysłania artysty w latach pięćdziesiątych na stypendium do Francji w celu poznania głośnych w świecie dokonań tamtejszej pantomimy, poprzez otrzymywanie przez Niego najniższej pensji spośród wszystkich dyrektorów teatrów, po żenujący „spektakl” zafundowany twórcy po Jego śmierci, jakim było powierzenie kierowania stworzonym przez Niego teatrem-legendą przypadkowej, nie posiadającej pantomimicznych doświadczeń, osobie.

Nie wykorzystano również unikalnej okazji przypomnienia światu dorobku wielkiego twórcy, odmawiając dotacji na zorganizowanie Jubileuszu 50-lecia Wrocławskiego Teatru Pantomimy w listopadzie 2006 roku (Ministerstwo Kultury i Sztuki ograniczyło się jedynie do sfinansowania unikatowej edycji albumu fotografii), przez co tak ważna dla kultury polskiej impreza miała wyłącznie wymiar lokalny, ograniczony do Wrocławia, siedziby Teatru; a jej zorganizowanie zawdzięczamy aktywności i zabiegom Ośrodka Grotowskiego.


Przypominany przy każdej okazji fakt, iż Henryk Tomaszewski stworzył niepowtarzalny teatr autorski o niemożliwej do kontynuowania po Jego śmierci estetyce, klimacie i nastroju, ma jednak również swoje drugie oblicze, o którym ewidentnie zapomniano: konieczność zachowywania dla potomności dzieł wybitnych stanowiących o bogactwie dziedzictwa kulturowego kraju. Nie biorąc pod uwagę tej oczywistości, bezmyślnie dopuszczono do unicestwienia zrealizowanych przez artystę z Wrocławskim Teatrem Pantomimy niepowtarzalnych scenicznych arcydzieł, zamiast umożliwić im drugie życie poprzez ich wznawianie z udziałem kolejnych wykonawców, jak ma to miejsce z - także przecież „autorskimi” - dziełami scenicznymi innych niż pantomima dziedzin: dramatem, operą czy też klasyką baletową. Znawcom i wielbicielom unikalnej estetyki Tomaszewskiego trudno pogodzić się z faktem, iż bezcenne perły pantomimicznej spuścizny jak „Gilgamesz”, „Sen Nocy Listopadowej” czy też „Hamlet, ironia i żałoba” są już jedynie wspomnieniem, a rozpaczliwe próby reaktywacji Wrocławskiej Pantomimy nie przynoszą spodziewanych efektów: jej aktorzy, nie będąc sami twórcami, nie są w stanie przekuć ich znakomitego, odziedziczonego po Tomaszewskim, warsztatu w godne uwagi dzieło; natomiast zapraszani twórcy z zewnątrz nie mają pomysłu na atrakcyjną dla widza alternatywę.

Gdyby zadbano o to w porę, wiekopomne prace Tomaszewskiego mogłyby po dzień dzisiejszy stanowić intelektualno-zmysłową atrakcję dla widza niezależnie od zmieniających się wraz z upływem czasu gustów czy też oczekiwań i wymogów wobec sztuki. Wielbicielom „autorskich” baletów legendarnego duetu twórców: Minkus – Petipa, na przykład, nie przeszkadza ani ich „staroświeckość” ani serwowane przez nie przestarzałe metafory.

Ten, nieprzychylny pantomimie, stan ma w Polsce swój ciąg dalszy. Dający się zauważyć w naszym kraju znaczący potencjał oraz wyjątkowo sprzyjający klimat dla tworzenia post-pantomimicznych form teatralnych (szczególnie w małych miejscowościach, które nie zdołały jeszcze wpaść w pułapkę totalnego zachłyśnięcia technologicznymi nowinkami) natrafia na opór urzędniczej materii, niechętnej finansowaniu teatru przekraczającego bezpieczne granice ustalonych gatunków. Pozbawiona akademickiego zaplecza oraz oparcia w rzetelnym – m. in. państwowym - mecenacie sztuka pantomimy z trudem opiera się destruktywnemu działaniu ogłupiającej kultury masowej, której jednym z elementów jest prymitywny kult ciała.

U Henryka Tomaszewskiego ciało i umysł stanowiły jedność, która była impulsem do tworzenia Jego ponadczasowych scenicznych wizji. Zniewolona technologicznym dyktatem współczesność nie stawia już ani przed twórcą, ani przed widzem tak niedorzecznych i bezużytecznych z punktu widzenia obowiązującego dziś imperatywu hedonistycznego zadań.

Elżbieta Pastecka (Sekcja Krytyków Teatralnych ZASP)