Firma to moja praca, malarstwo to moje życie – wyznaje Elżbieta Murawska.
- Kiedyś przyszedł do mojej firmy pewien Francuz, rozejrzał się po ścianach zawieszonych obrazami i powiedział: „To niebywale bogata firma!” Dlaczego? – spytałam zaskoczona. – Wisi tu tyle oryginalnych obrazów, a rzadko się zdarza, nawet we Francji, żeby w jednym miejscu w jednej firmie było tak dużo obrazów.. – Bo chyba rzadko się zdarza, że właściciel firmy jest artystą – odpowiedziałam. Elżbieta Murawska jest właścicielką firmy…farmaceutycznej.
Niebiańskie przestrzenie dostępne w Galerii Dostępna w Warszawie. Można się w nich zanurzyć, zatonąć, zasnąć. Działają kojąco. I mają w sobie wiele poezji, wręcz liryzmu. Delikatne, subtelne, wyryte w pamięci. Niebiańskiej… Wszystko oscyluje gdzieś w kierunku nie tyle nieba, co owej przestrzeni szczęścia. Szczęścia, jakie dane jest artyście, gdy na płótnach może nie tylko budować, ale stwarzać świat własny, po swojemu, jedyny, niepowtarzalny.
W obrazach Elżbiety Murawskiej jest poczucie szczęścia, jakie daje radość tworzenia. Jest jakaś promienność i radość. Trochę przypomina to rozigrane dziecko rozbawione niemal do utraty tchu spontanicznym osadzaniem plam, barw, kształtów, form w przestrzeni płótna. „Najważniejsze jest umieć wyłuskać z tych wszystkich zależności, konwenansów, zwyczajów, układów, jakimi przez lata życia nasiąkamy i życie nas nasącza spontaniczną, niczym nieskrępowaną radość dziecka” – mówił Adam Hanuszkiewicz. To jest w malarstwie Elżbiety Murawskiej. Mimo bardzo precyzyjnie i konsekwentnie przemyślanym układom kolorów i rytmów w każdym obrazie artystka jest rozbawiona tym, co stworzyła na płótnie. I to jej malarskie rozbawienie nam, widzom, się udziela.
Pragniemy igrać razem z nią tymi kolorami, kreską, rytmami, natłoczeniem ludzi – ludzików w przestrzeni. Niektóre z jej obrazów są tak nasycone formami, postaciami, przedmiotami, że aż przywodzą na myśl skojarzenie odległe, ale jednak niemal narzucające się z „Przyrostem naturalnym” Tadeusza Różewicza. Zwłaszcza z inscenizacją Kazimierza Brauna w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (np. obraz Każdy chciałby się wcisnąć). To, co się w nim dzieje rozsadza przestrzeń płótna, pragnie się z niej wyrwać, wylać nieokiełznaną, rozszalałą falą na zewnątrz zagarniając wszystko po drodze. Nie ma tu Różewiczowskiej grozy, a jeżeli, to tkwi ona gdzieś w odległej refleksji, ale jest podobny dynamizm, podobne napięcie, jakie tworzy nadmierne zagęszczanie form, linii, rytmów, odcieni kolorów, emocji...
Obrazy Elżbiety Murawskiej przypominają rzucone na papier luźne notatki. Zapiski chwil. Próby utrwalenia tego, co ulotne i zwiewne. Delikatna kreska, która zatrzymuje w przestrzeni płótna chwile, natłok kształtów pragnących niekiedy ową przestrzeń rozsadzić. Wszystko jakieś takie rozświetlone, jasne, promienne, rozplotkowane. Tak, właśnie są to najbardziej rozplotkowane obrazy świata. Rozmawiające o sprawach drobnych i ważnych, przerzucające się formami, rysunkiem, kolorem. Artystka z nami, patrzącymi na jej obrazy, rozmawia. Lekko, chociaż nie zawsze łatwo i przyjemnie. Bo jest to takie malarskie plotkowanie o tym i o owym, typowo kobiece plotkowanie, ale też i grzebanie w tej kobiecej duszy nieznanej, tajemnic pełnej, niepokornej, nieustannie się gdzieś wyrywającej. W przestrzeń niebiańską? Być może…
Jest w jej malarstwie wiele teatru. W każdym obrazie rozgrywa się cały spektakl. Spraw kobiecych i malarskich. Sztuki i życia. Człowiek w obrazie Elżbiety Murawskiej jest wplątany w swoje wewnętrzne ja, poszukujący tego, co prawdziwe i tylko zewnętrzne, usiłujący z owego rozproszenia i rozedrgania form, barw, linii wyłuskać siebie. Bardzo ważny jest w jej obrazach kolor, rysunek, rytm. Jeden obraz jest skomponowany z wielu obrazów przedstawiających jakby ten sam temat, ale w różnych konfiguracjach, aspektach, przestrzeniach, wyrazach, formach, odcieniach.
To jakby nieustanne malowanie jednego obrazu w tym samym rytmie powtarzalnych fraz. To rytm dzieli kolor, nadaje tempo, tworzy klimat. Kolor go wypełnia, rozświetla, rozjaśnia. Daje moc terapeutyczną. Patrząc na to malowanie doznajemy pewnego oczyszczenia, katharsis. Artystka przemawia własnym językiem malarskim, stawia na swoją wrażliwość, oryginalność, swój styl. To malarstwo z duszą kobiety (jakżeby mogło być inaczej!). Jej wrażliwością, delikatnością i rozedrganiem widocznym w prowadzeniu rysunku, kompozycji płaszczyzn, ale i siłą.
Kobiece zmyślenia i zamyślenia malarskie Elżbiety Murawskiej nie tylko tworzą własny świat, ale też łączą świat realny z pewną fantasmagorią stwarzaną na płótnie, w której wszystko drży jakby na granicy jawy i snu. Są w nim jakby cienie i odcienie tego, co rzeczywiste zanurzone w tym, co malarskie, odmienne, inne, własne. Świat, w którym gubiąc się artystka może najgłębiej i najprawdziwiej się odnajduje. Sylwetki skonstruowane linią, prowadzone w sposób linearny, miękki zapełniają małe i wielkie przestrzenie obrazów, w subtelnym rysunku powtarzają się rytmicznie, choć niespokojnie. Nie ma w tym malarstwie wyrachowania. Do przepływających przez przestrzeń obrazu linii, cieni, kolorów i form artystka podchodzi z jednakowym emocjonalnym napięciem. Fragmenty obrazu rozbijają świat na kawałki, ale te kawałki tworzą zwartą, przemyślaną, bardzo konsekwentnie skonstruowaną kompozycyjnie przestrzeń. Malarstwo z rysunkiem wzajemnie się dopowiadają, dopełniają. Gdyby malarstwo Elżbiety Murawskiej porównać do muzyki (układają się w jej obrazach rytmy i kolory jak frazy muzyczne), to najbliżej byłoby im chyba do „Clair de lune” Debussy`ego. Kompozytor mawiał, że „muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne – nie potrafi oddać wyrazu; muzyka jest tworzona dla niewyrażalnego”. Podobnie malarstwo.
Sztalugi, płaszczyzna płótna, pędzel i paleta, a za chwilę widzimy ją wessaną w grę interesów, wsuniętą w świat biznesu jak w wygodny fotel. Co łączy te dwa światy? Wyobraźnia – niezbędna w sztuce i w biznesie. Biorąc pędzel do ręki coraz wyraźniej widzi cel, który zamierza osiągnąć. W biznesie tymi pociągnięciami pędzla jest znajomość rynku, rozmowy, spotkania. I malarstwo, i biznes, opierają się na pewnych rytmach. Wyobraźnia wyłapując je tworzy określony ich układ. Dwa światy niby odległe, a w gruncie rzeczy spójne i sobie bliskie. Niektórzy są klientami jej firmy i kupują kapsułki oraz tabletki, by wspomóc swój organizm i zadbać o zdrowie, inni są koneserami jej sztuki i kupują obrazy, by zanurzyć się w świat piękna.
Justyna Hofman-Wiśniewska