Postęp medycyny - cieszyć się czy smucić?
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6776
Postęp techniczny, przede wszystkim w obszarze nanotechnologii, materiałoznawstwa i elektroniki, wspomaga rozwój terapii i farmakologii w sposób wręcz niewyobrażalny kilkanaście lat temu. Niewiele organów nie da się przeszczepiać.
Chirurdzy wykonują cudowne i szalenie precyzyjne operacje, o jakich przedtem nikomu się nie śniło. Wytwarza się i stosuje nieprawdopodobnie doskonałe protezy z coraz trwalszych i elastycznych materiałów, sztuczne tkanki i organy, które prawie w pełni zastępują uszkodzone narządy, upodabniają się do nich i pozwalają ludziom ułomnym normalnie funkcjonować.
Wspaniale rozwija się również chirurgia prenatalna. Dzięki stosowaniu leków najnowszych generacji, które działają szybko i skutecznie, chociaż wywołują szkodliwe skutki uboczne, można długotrwale utrzymywać organizm w granicach parametrów typowych dla zdrowego człowieka. Jak się dowiaduje o nowych osiągnięciach medycyny, to aż serce rośnie, oczywiście (i na szczęście) w przenośni. Ale czy naprawdę jest się z czego cieszyć?
Postęp w dziedzinie medycyny jest coraz bardziej kosztowny. Produkcja wszelkich nowoczesnych protez, implantów i lekarstw wymaga rosnących nakładów finansowych. Ogromną część kosztów pochłaniają badania naukowe, które poprzedzają wynalazki, prototypy i produkcję masową. Wymagają one wciąż droższych materiałów, odczynników, aparatur, programów i angażowania do współpracy licznych multidyscyplinarnych, wysoce wykształconych, zespołów badawczych w charakterze podwykonawców.
Im więcej podwykonawców, tym wyższe są koszty produkcji. W związku z tym musi rosnąć cena sprzedaży nowych lekarstw, protez, itp. Tym bardziej, że pośrednicy między zakładami farmaceutycznymi a pacjentami, czyli właściciele sieci aptek, a nie Bogu ducha winni aptekarze*, żerując na ludziach chorych, ustalają horrendalne marże na leki, bo wiedzą, że chory jest w sytuacji bez wyjścia - musi kupić lekarstwo i zapłacić nie wiadomo ile, by wyzdrowieć, być sprawnym, albo utrzymać się przy życiu.**
Suplementy zdrowego rozsądku
Rynek farmaceutyczny jest niezwykle intratny i jednocześnie absolutnie odporny na kryzysy ekonomiczne i dlatego gwarantuje świetne profity. O jego zyskowności świadczy fakt fundowania przez koncerny farmaceutyczne różnych „wypasionych” imprez i egzotycznych wycieczek organizowanych dla lekarzy, by zachęcić ich do przepisywania pacjentom lekarstw wytwarzanych przez te koncerny. Pewnie taki sposób pozyskiwania klientów sowicie opłaci się.
Wartość rynku farmaceutycznego w Polsce wynosiła w 2103 r. 32, 9 mld zł, a wartość światowego rynku w 2010 r. szacowano na 897 mld USD. Nic dziwnego, że coraz więcej pojawia się aptek i producentów lekarstw i pseudolekarstw, zwanych dla zmylenia chorych „suplementami diety” - czyli leków pro psyche, a nie pro corpore. Jest to przykład jednego z wielu terminów wymyślonych przez producentów i reklamotwórców w celu ogłupiania ludzi.
W konsekwencji tego rośnie lawinowo wysyp farmaceutyków i mnóstwa ich odmian, różniących się nie tyle składem czy skutecznością, co nazwami i opakowaniami. Na marginesie, opakowania też są coraz wymyślniejsze i bardziej ozdobne, by lepiej rzucały się w oczy i przyciągały klientów, i dlatego droższe; a to też przyczynia się do wzrostu ceny leków - w końcu za wszystko płaci nabywca, nawet za urządzanie „polowania” na siebie!
Gwałtownemu przyrostowi nowych specyfików towarzyszy wycofywanie z produkcji i sprzedaży starych, chyba nie zawsze gorszych, ale za to lepiej sprawdzonych i może mniej szkodliwych. Niektóre z nich – np. antybiotyki - muszą być wycofywane, gdyż nie działają na nowe mutanty bakterii, ale co do innych - można mieć wątpliwości. W rezultacie tanich leków jest mało i będzie coraz mniej, a drogich jest więcej i stale będzie ich przybywać. A nowsze i droższe nie zawsze znaczy lepsze i skuteczniejsze.
Kogo stać na leczenie?
W przeciwieństwie do drastycznie rosnących cen lekarstw, realne zarobki ludzi tylko w nieznacznym stopniu wzrastają (zgodnie z krzywą Gaussa dotyczy to bardzo wąskiej grupy społeczeństwa - w Polsce około 650 tys. osób, których dochód miesięczny przekracza 7,1 tys. zł). Zarobki statystycznej większości albo nie zmieniają się, albo spadają wskutek oficjalnej lub ukrytej inflacji.
Według oficjalnych danych z 2013 r., w Polsce na 38,5 mln ludności przypadało prawie 7 mln osób żyjących w ubóstwie, z czego w skrajnym - 0,3 mln osób i w umiarkowanym - 6,6 mln osób. (Bank Światowy szacuje liczbę ludzi biednych w świecie na ponad połowę, tj. około 4 mld osób.) Do tego trzeba dodać progresywny rozziew między liczbą ludzi bogatych i biednych w skali lokalnej i globalnej: liczba biedniejących będzie wzrastać, a bogacących się maleć.
Stąd wynika dość pesymistyczny wniosek: coraz mniej ludzi w Polsce i na świecie będzie w stanie leczyć się i korzystać z najnowszych osiągnięć medycyny. Coraz trudniejszy jest dostęp do specjalistów pracujących w ramach powszechnych, zresztą przymusowych, ubezpieczeń zdrowotnych, ponieważ coraz mniej lekarzy uzyskuje specjalizacje - z różnych powodów. A ci, którzy przyjmują prywatnie, są bardzo drodzy.
Coraz mniej ludzi stać na wykupienie drogich lekarstw, protez i innych środków oraz usług medycznych (tomografia, rezonans magnetyczny, itp.). Usługi medyczne, głównie skomplikowane operacje chirurgiczne, są zbyt drogie dla zwykłego śmiertelnika, a ich koszt będzie wzrastać. Już teraz wielu pacjentów niezamożnych, zwłaszcza emerytów i bezrobotnych, nie realizuje recept nawet na leki refundowane, bo nie mają pieniędzy. Oni za sprawą państwa, które toleruje rozbój na rynku farmaceutycznym, zostali po prostu wykluczeni z dobrodziejstw powszechnej opieki zdrowotnej, jaką państwo powinno im zapewnić.
Takich ludzi wykluczonych będzie przybywać w szybkim tempie, proporcjonalnie do postępów medycyny i do złego zarządzania sprawami zdrowia. Zaistniała dość dziwna sytuacja: z jednej strony imponujące osiągnięcia medycyny, farmakologii i techniki, dzięki którym można uzdrawiać ludzi, utrzymywać ich przy życiu i zapewnić im w miarę dobre funkcjonowanie w społeczeństwie, a z drugiej strony - rosnące przeszkody, głównie finansowe, które coraz większej liczbie ludzi uniemożliwiają korzystanie z tych osiągnięć.
Wspaniałemu postępowi medycyny towarzyszą choroby i umieranie mas społecznych, które nie mogą korzystać z jego dobrodziejstw. W rzeczy samej, leczenie za pomocą leków nowych generacji - bardziej skutecznych i mniej szkodliwych ze względu na skutki uboczne - jak i zabiegi medyczne wspomagane najnowszą techniką, dostępne są dla ludzi zamożnych, a w przyszłości dla ludzi coraz bogatszych.
Rynek coraz większy
Wzrost konkurencji na rynku farmaceutycznym i na rynku usług medycznych z różnych przyczyn nie skutkuje obniżką cen, tak jak to ma miejsce w przypadku innych rynków. Przede wszystkim dlatego, że potrzeby konsumentów - zapotrzebowanie na leki i usługi medyczne - nie są i prawdopodobnie nigdy nie będą w jakimś momencie w pełni zaspokojone. Przeciwnie, one stale rosną, proporcjonalnie do postępu cywilizacyjnego.
I rosną z prostej przyczyny, gdyż efektem niepożądanym tego postępu jest wzrost tzw. chorób cywilizacyjnych, spowodowanych zanieczyszczeniem środowiska przyrodniczego, degradacją środowiska społecznego, akceleracją tempa pracy i życia, wzrostem czynników stresogennych, niewłaściwym odżywianiem się, itd.
Cierpią na nie niemal wszyscy ludzie w świecie i to nie na jedną z takich chorób, lecz na więcej.
W związku z tym będzie postępować zjawisko wielochorobowości nie tylko u ludzi starych, jak dotychczas. A skutkiem osiągnięć medycyny jest ogromny wzrost liczby ludzi, którzy od narodzin, a nawet od życia embrionalnego, utrzymywani są sztucznie przy życiu, niejako wbrew naturze.
Populacja ludzi rośnie gwałtownie - w ciągu ubiegłego wieku wzrosła ponad dwukrotnie od 3,2 do 7,1 mld osób - i nic nie wskazuje na to, żeby ta tendencja wzrostowa przyrostu demograficznego została zahamowana. Ale w przeważającej większości ta populacja składa się z ludzi chorych i ułomnych, czyli z aktualnych i potencjalnych konsumentów funkcjonujących na rynku farmaceutycznym i medycznym.
Niestety, ludzie będą coraz bardziej chorowici. Po pierwsze, urodzenie się w zdegenerowanym środowisku to większe prawdopodobieństwo choroby - proporcjonalnie do stopnia degeneracji środowiska.
Po drugie, zgodnie z determinizmem genetycznym, chore pokolenia będą wydawać na świat potomstwa coraz bardziej chorych osobników; do utrzymania ich przy życiu potrzebne będą wciąż nowe leki, bo starsze, czyli wcześniej stosowane, okażą się nieskuteczne.
Odpowiednio do tempa wzrostu populacji (przyrostu demograficznego) będzie rosnąć liczba chorych, wymagających coraz bardziej kosztownego leczenia i zapełniających poczekalnie w przychodniach medycznych oraz wydłużających kolejki do gabinetów lekarskich.
Zamiast selekcji naturalnej
Możliwe, że bariera finansowa na drodze do korzystania z usług medycznych jest skutecznym środkiem likwidacji kolejek. Ale nie o to chodzi, tylko o ułatwienie szybkiego kontaktu ze specjalistą. To jest inaczej, aniżeli na przykład na rynku samochodowym, gdzie średnio zamożna rodzina kupuje przeciętnie dwa samochody na kilka lat. W pewnym momencie wszyscy potrzebujący mają więc auta i na rynku występuje nadwyżka podaży w stosunku do popytu. Żeby sprzedać kolejne auta znajdujące się na rynku, trzeba obniżać ich cenę i zachęcać do kupna nowych egzemplarzy, stosując różne wyprzedaże nawet po cenie niższej od ceny produkcji, kredyty itp. środki marketingowe.
Czegoś takiego nie ma i nie może być na rynku farmaceutycznym, gdzie chorzy i lekarze czekają z utęsknieniem na nowe leki. Także na rynku medycznym - trudno tutaj o nadprodukcję, jeśli kształcenie lekarza musi trwać około pięciu lat, a specjalisty około dziesięciu lat, w związku z czym przyrost liczby lekarzy będzie coraz bardziej opóźniony w stosunku do przyrostu ludzi potrzebujących ich pomocy.
Czy słyszał ktoś o wyprzedaży po obniżonej cenie usług medycznych i farmaceutyków, albo o ich sprzedaży posezonowej lub ratalnej? Nic z tego. Tu rządzą zgoła inne prawa marketingu i biznesu - prawa oparte na żerowaniu na ludzkim nieszczęściu i cierpieniu. Co z tego, że tworzy się i stara się upowszechnić różne wzniosłe idee humanizmu religijnego, albo świeckiego oraz kanony postępowania moralnego i kodeksy etyczne dla lekarzy i farmaceutów; że głosi się piękne hasła o szacunku dla godności każdego człowieka bez wyjątku i o ochronie jego życia, o empatii i pomocy chorym?
Ot, piękne to i szumne wypowiedzi, rodzące złudną nadzieję u biednych i cierpiących, a w istocie frazesy w świecie, gdzie górowanie komercji nad uczuciami ludzkimi nakazuje wykorzystywać każdego, ile się da. A najłatwiej i najbardziej można wyzyskać biednych, słabych i chorych.
Wcześniej obowiązywała biologiczna zasada selekcji naturalnej: „Przeżywają osobniki najzdrowsze i najsilniejsze”. Teraz ona się nie sprawdza, ponieważ dzięki postępowi medycznemu może przeżyć nawet najsłabszy i najbardziej chory pod warunkiem, że będzie się leczyć. Dlatego w zamian obowiązuje ekonomiczna zasada doboru: „Przeżywają osobniki najbogatsze, których stać na leczenie”. Reszta niech zdycha w zachwycie nad osiągnięciami współczesnej medycyny i w majestacie wielkich ideałów humanizmu, propagowanych przez chrześcijaństwo i cywilizację Zachodu. Wiesław Sztumski
7 kwietnia 2014
* O ich misji społecznej mówiła prof. Maria Szyszkowska w wywiadzie zamieszczonym w „SN” Nr 1, 2010 - Nadzieja w aptekarzach **O bezwzględnej i pasożytniczej klasie pośredników pisałem w „SN” Nr 11, 2013.- Powszechne pośrednictwo, czyli nowa klasa wyzyskiwaczy)