banner

Ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą.
(Veronika Roth, Niezgodna)

 

sztumski nowy1. Strach i zagrożenie

Ludzie zawsze boją się czegoś lub kogoś i boją się o coś lub kogoś. Strach rodzi się z uświadomionego sobie zagrożenia oraz w odniesieniu do czegoś nieznanego lub niedoświadczonego, a więc przed przyszłością. Nade wszystko ludzie boją się o swoją egzystencję, bowiem ich kondycja, prawidłowe funkcjonowanie i życie są nieustannie zagrożone, niezależnie od tego, jakich środków obrony dostarcza im postęp techniki. Gdy przestają się bać jednego stracha, zjawia się nowy. Często strachy kumulują się i interferują ze sobą, wskutek czego potęguje się ich siła oddziaływania na psychikę.

2. Wciąż więcej zagrożeń i strachów

Rozwojowi cywilizacji, głównie zachodniej, towarzyszy wzrost liczby i wielkości zagrożeń potencjalnych i realnych. Chyba nikt tego nie liczył, ale wydaje się, że dawniej było ich nieporównanie mniej niż teraz. Może dlatego, że po pierwsze, wielu zagrożeń nie sobie nie uświadamiano, a po drugie, że ilość nowości technicznych rośnie wykładniczo, a każda z nich jest źródłem coraz większej liczby niebezpieczeństw. Gdyby człowiek reagował na wszystkie zagrożenia na raz, to strach sparaliżowałby go do tego stopnia, że przestałby się poruszać i działać, a więc żyć. Możliwe, że ludzkość zbliża się już do tego punktu krytycznego, odkąd cywilizacja techniczna przerodziła się w cywilizację strachu (1), zwłaszcza od połowy XX wieku, kiedy świat coraz szybciej stawał się niebezpieczny i niepewny.

Stale rosnąca dynamika cywilizacji sprzyja narastaniu niepewności o przyszłość, a tym samym wzrostowi różnych form strachu.(2)
Aktualnie strach stał się rodzajem stylu życia. Lwia część medialnego przekazu to informacje o wypadkach, nieszczęściach, katastrofach, śmierci, chorobach, pandemii itd. Radio, Internet, telewizja kino, prasa, bajki przepełnione są nowo kreowanymi i coraz groźniejszymi strachami. Toteż wystraszeni ludzie rozprawiają na okrągło o strachach i okropnościach, jakie jeszcze mogą ich spotkać w życiu - o skutkach niekorzystnych zmian klimatycznych, katastrofie emerytalnej, wyczerpaniu naturalnych zasobów energetycznych, o groźbie wojny światowej, zatruciu wody, gleby i atmosfery, o kryzysach ekonomicznych, terroryzmie i najeździe kosmitów.

W erze Internetu coraz więcej wymyślnych i przerażających straszydeł pojawia się w świecie wirtualnym. Często z realnie istniejących niegroźnych przedmiotów, ludzi i zwierząt czyni się straszydła wskutek przypisywania im najgorszych aparycji, właściwości, cech charakteru, instynktów i zamiarów. Lista strachów zdaje się nie mieć końca.
W ostatnich czasach w sposób zamierzony tworzy się i upowszechnia coraz więcej informacji o mało prawdopodobnych zagrożeniach sztucznych lub iluzorycznych za pomocą ogólnie dostępnych, niekontrolowanych i bardzo skutecznych fake newsów.(3)
Przesadnie wyolbrzymia się je i ubarwia emocjonalnie, by zintensyfikować ich moc recepcji, gdyż do większości ludzi bardziej przemawiają racje emocjonalne niż racjonalne. Takie strachy kreują elity polityczne, ekonomiczne i inne, które chcą wywołać odpowiednie reakcje u adresatów i wytworzyć klimat strachu, by zapewnić sobie panowanie i krociowe zyski.(4) Nieodróżnianie faktów od fake newsów sprzyja rozwojowi autorytaryzmu.

3. Kto straszy i po co

Strach był zawsze narzędziem polityki, przede wszystkim w rękach polityków dążących do sprawowania władzy absolutnej, czyli do absolutnego posłuszeństwa swoich poddanych. Elity rządzące starają się utrzymywać ludzi w permanentnie nasilającym się lęku przed realnymi zagrożeniami, a jeszcze bardziej przed wyimaginowanymi. Po pierwsze, by przekierowywać uwagę mas od aktualnych i poważnych zagrożeń na mało znaczące. A po drugie, żeby społeczeństwo było tak mocno zastraszone, by nie odważyło się sprzeciwiać władcom, by widziało w nich jedynych wybawicieli od wszelkiego zła i by tym sposobem kształtować kult władców. W obu przypadkach celem jest zdobycie szacunku i zaufania oraz umocnienie się władzy i przedłużenie jej panowania.

4. Czego boją się ludzie

Od niepamiętnych czasów ludzie spontanicznie bali się najpierw realnych przedmiotów i zjawisk należących do świata zmysłowego, a potem - do świata wyobrażonego. Z czasem straszaki wymyślone, bytujące w świecie fantazji, napędzały większego strachu aniżeli realne. Być może dlatego, że wyobraźnia ludzka przerasta realność. O wiele więcej zagrożeń i strachów można sobie wyobrazić, niż znaleźć w świecie sensualnym.
Są różne rodzaje zagrożeń i strachów związanych z nimi. Jedne narastają powoli i dlatego dłużej utrzymują się w świadomości. Mogą one mieć zasięg lokalny, jeśli budzą strach w pojedynczych grupach społecznych lub w całych społeczeństwach, ale tylko w poszczególnych krajach, albo globalny, jeśli boi się ich cała populacja świata.
W każdorazowej fazie rozwoju cywilizacji pojawiają się nowe, właściwe jej kategorie zagrożeń, które często znikają w kolejnej fazie. Wskutek inercji pamięci utrzymują się też niektóre spośród starych zagrożeń, ale zmniejsza się ich wartość w zależności od tego, z jaką mocą potrafią jeszcze wpływać na świadomość, psychikę i wyobraźnię ludzi, i wywoływać reakcje obronne. Ich czas utrzymywania się w świadomości zależy od tego, jak długo ją drążą.
Więcej zagrożeń jest dziełem ludzi niż przyrody. Ale w większości przypadków nie mają oni wpływu na nie, ponieważ wymykają się im spod kontroli i kierują się jakby własną logiką rozwoju.

5. Aktualne kategorie strachu

W aktualnej fazie rozwoju cywilizacji istnieją trzy grupy „strachów globalnych", które dotyczą obawy o dalsze losy gatunku ludzkiego.

• Strach przed sztuczną inteligencją

Wiele osób ma wrażenie, że sztuczna inteligencja zaczyna przerastać mózg ludzki i że z mnogości operacji obliczeniowych, wzajemnych połączeń i nieustannych przyśpieszeń wyłoni się jakieś nowe „stworzenie” (monstrum, cyborg), albo jakaś anonimowa siła, dzięki której technika wzniesie się ponad ludzi, a człowiek wkrótce stanie się bogiem. Już teraz jednostka staje się chipem w sieci komputerowej, inteligencja odłącza się od świadomości, a otoczenie zapełniane jest superinteligentnymi maszynami - bezdusznymi automatami pozbawionymi moralności, sumienia i świadomości, które regulują nasze zachowania i decydują o naszym życiu. A to przeraża, bo nie trudno sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdyby jakiś dupek, głupiec lub psychopata wcielony w postać superrobota stał się „bogiem", od którego zależałby los ludzkości i świata.

• Strach przed upadkiem naszej (zachodniej) cywilizacji

Ten strach dobrze opisuje metafora „cienkiej skorupki". Pod powierzchnią naszego ucywilizowanego podobno spokojnego i niegroźnego świata wrze, jak w wulkanie, a wydobywający się stamtąd żar buchnął w ludzi i poraził ich. Dlatego stają się coraz bardziej niespokojni, szorstcy i agresywni. Powszechnie wiadomo, że konsensus, który kilkadziesiąt lat temu zapewnił ludziom pokój, wolność i dobrobyt, okazał się kruchy. Na całym świecie widać oznaki nadchodzącej ery niepokojów, która charakteryzuje się narastaniem konfliktów, chaosem w relacjach między wielkimi mocarstwami, aktami terroryzmu wymierzonymi w niewinne osoby, strzelaninami w miejscach publicznych, rosnącą polaryzacją społeczną, epidemią ekscytacji oraz orgiami nienawiści w Internecie itp. To rodzi strach o los potomstwa i następnych pokoleń, które nie będą już mieć tak dobrze, jak pokolenie teraźniejsze, ponieważ czas pokoju i dobrobytu był niepowtarzalną osobliwością w dziejach ludzkich.

• Strach przed „zemstą" przyrody

Ten strach kojarzy się ludziom głównie z katastrofą klimatyczną. Jednak nie chodzi tylko o to. Również żywiołowa, zgoła perwersyjna, nieodparta chęć życia oraz nadmierna konsumpcja, której nic i nikt nie jest w stanie powstrzymać, muszą wkrótce doprowadzić do katastrofy światowej. Nie jest całkiem bezpodstawna hipoteza, że koniec ludzkości może nastąpić z powodu odreagowania naszej planety na systematyczne niszczenie jej przez ludzi, a więc w wyniku „zbuntowania się" jej przeciwko gatunkowi ludzkiemu. (5)
W tej fazie rozwoju cywilizacji istnieją też kategorie strachów „lokalnych". Ich źródłem jest antyekologiczna działalność ludzi oraz doraźne zagrożenia pojawiające się w przyrodzie i społeczeństwie, także kreowane celowo.

6. Czym straszy się Lachów

Straszy się ich coraz bardziej na różne sposoby za pomocą realnych i wydumanych straszydeł (zagrożeń), nie licząc się z niczym, byle tylko było to skuteczne.

• Ruso- i germanofobia

W ostatnich latach elity rządzące straszą naród Rosją i Niemcami. Rosja chce rzekomo napaść zbrojnie na nasz kraj, co rzecz jasna, byłoby straszne. Natomiast Niemcy podobno chcą pokojowo podporządkować go sobie i wykorzystać dla realizacji swoich interesów. Dlatego głupi politycy uprawiają intensywną propagandę antyrosyjską i antyniemiecką, z której nikt nie odnosi korzyści. (Z punktu widzenia ekonomii, człowiek, który sam nie odnosi korzyści i drugiemu na to nie pozwala, to głupek. Tę definicję głupka zastosować można również do polityków).
Te państwa zawsze napadały na nasz kraj i niszczyły go, chociaż czasami było też na odwrót. Z tego powodu w ciągu wieków wytworzył się negatywny stereotyp postrzegania ich jak zaciekłych wrogów. Aktualnie rządząca ekipa, zamiast postępować mądrze i zwalczać ten anachroniczny stereotyp, utrwala go w pamięci młodego pokolenia, bo wie, że odwoływanie się do przeszłości pociąga za sobą znalezienie zapomnianych wrogów. Na dodatek, posługuje się przeinaczonym pojęciem patriotyzmu w wyniku zastąpienia „miłości ojczyzny" przez „miłość państwa".

Nota bene, takie pojęcie patriotyzmu narzucano nam w ostatnich latach PRL, gdy trzeba było gloryfikować państwo socjalistyczne i partię rządzącą PZPR. (p. W.S., Jak tu być patriotą? SN, 5/13). Wszak dla ocalenia swej ojczyzny, a niekoniecznie rządu, naród zdolny jest wszystko zrobić i poświęcić. Przecież można być dobrym patriotą i nienawidzić rządu i partii rządzącej. Chodzi jednak o to, by wokół tak ważnego celu jak ratowanie zagrożonej ojczyzny zmobilizować społeczeństwo i zjednoczyć je, chociaż z premedytacją podzielono je i zantagonizowano jak nigdy wcześniej. Niby chodzi o interes całego narodu, ale faktycznie o realizację partykularnych interesów elit rządzących. Za tym kryje się jeszcze ważniejszy cel polityczny - stopniowe wyciszanie opozycji aż do pozbycia się jej, co pozwala przekształcić nasze jeszcze w jakimś stopniu demokratyczne państwo w autorytarne.

Elity rządzące chcą zbić kapitał polityczny na odgrzewaniu nastrojów antyrosyjskich na różne sposoby i wykorzystują różne sytuacje, jak np. cykliczne obchody „wiecznie żywego" tzw. zamachu smoleńskiego. Jeśli faktycznie wierzą w aktualność historycznie ukształtowanego stereotypu antyrosyjskiego, to wynika to z ich niewiedzy historycznej, albo z „myślenia historycznego", które polega na przenoszeniu zdarzeń minionych na przyszłe, niezależnie od kontekstów społeczno-dziejowych. Udają, albo nie widzą tego, że Rosja i Niemcy są obecnie diametralnie różnymi państwami niż dawniejsze ZSRR, bismarckowskie Cesarstwo Niemieckie i hitlerowska Wielka Rzesza Niemiecka. Te państwa nie mają już imperialistycznej ciągoty do powiększania swych terytoriów w wyniku podbojów militarnych w myśl dawnych haseł „Drang nach Osten” i „Wpieriod, na zapad", co, rzecz jasna, nie wyklucza chęci ich dominacji, głównie pod względem gospodarczym, ani ostrej walki konkurencyjnej z innymi państwami.

Od kilkudziesięciu lat Niemcy są państwem pokojowym i zdążyły już zrealizować cel dominacji ekonomicznej w Europie bez potrzeby uciekania się do wojny. Wciąż pamiętają klęskę w 1945 r. Toteż Niemcami straszy się nie dlatego, że napadną na nas, tylko że jakoby zagrażają naszej suwerenności, której i tak niewiele nam zostało. A Rosja, będąc największym krajem świata, musi się martwić o efektywne zagospodarowanie tego, co posiada, by utrzymać się jeszcze na pozycji supermocarstwa. Wojna przeszkodziłaby jej w tym. Jakiś poważny konflikt zbrojny wywołany przez Rosję raczej nie wchodzi w grę, jako że z uwagi na powiązania międzynarodowe w ramach paktów wojskowych NATO i Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym mógłby przerodzić się nieoczekiwanie w wojnę światową, w wyniku której nie byłoby ani zwycięzcy, ani zwyciężonego. Wiedzą o tym nawet najgłupsi, najbardziej wojowniczy i twardogłowi przywódcy państw. Dlatego starają się unikać wojen, a konflikty rozwiązywać za pomocą kompromisów, zgodnie z zasadą win-win.(7)  Wyciągnęli lekcję z tego, że wojny wywołane przez USA i Rosję w celach ekonomicznych i strategicznych w Wietnamie, Afganistanie, Iraku, Syrii, Libii itd. nie spełniły oczekiwań i nadwerężyły prestiż napastników zmuszonych do „honorowego" wycofywania się chyłkiem.

Na zdrowy rozum, dla Rosji zdobycie Polski w minimalnym stopniu opłaciłoby się ekonomicznie, natomiast przyniosłyby więcej strat moralnych i politycznych. Zajęcie naszego kraju, mimo obecności czterech i pół tysiąca żołnierzy amerykańskich z dala od zaplecza, dysponujących nie najnowszym uzbrojeniem i sprzętem, zajęłoby najwyżej kilka dni. Stacjonowanie wojsk USA w Polce ma znaczenie psychologiczne, a nie militarne. Zaś armia rosyjska ostatnio zmodernizowała się w 82 procentach i jest najsilniejszą armią w Europie. Nasz rząd straszy Rosję amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi u nas podobnie jak ostatnio Niemcy, których minister obrony oświadczyła buńczucznie w Bundestagu, że z Rosją trzeba rozmawiać „z pozycji siły".(8) Jest to niedorzeczne i żałośnie śmieszne.

Wskutek wyolbrzymiania zagrożenia militarnego ze strony Rosji udało się podtrzymać nasz przemysł zbrojeniowy i częściowo zmilitaryzować społeczeństwo, werbując wojowniczą młodzież do Wojsk Obrony Terytorialnej. Tyle tylko, że to „wojsko" raczej na wojnie nie będzie. Wykorzystuje się je do kształcenia bojówkarzy w służbie partii rządzącej, m. in. w celu „pacyfikacji" manifestacji opozycjonistów politycznych i grup ludzi broniących swych praw.
Na szczęście, naród jeszcze nie dal się całkiem otumanić w wyniku bezmyślnej i intensywnej propagandy antyrosyjskiej i szerzeniu rusofobii. Wprawdzie 42% Polaków boi się zbrojnej napaści Rosji na Polskę, ale są to głównie kobiety, młodzież i osoby mniej wykształcone, o najniższych dochodach oraz mieszkańcy wsi i małych miast, raczej nieznające się na polityce i nieposiadające rzetelnej wiedzy o Rosji. Są to osoby kierujące się przede wszystkim emocjami i fanatycznie wierzące elitom politycznym, duchowieństwu i „bąkom informacyjnym", (fake newsom) puszczanym przez media rządowe i kościelne.

O wiele mniej skuteczna jest propaganda antyniemiecka. Pewnie dlatego, że Niemcy bardzo pomagali nam w czasie stanu wojennego i że wielu Polaków pracuje tam od lat i ma dobre relacje z Niemcami. Najnowsze badania opinii publicznej CBOS dowodzą, że rośnie sympatia do Niemców; deklaruje ją 46% pytanych.

• Straszenie Unią Europejską

Straszy się również Unią Europejską, której Polska jest integralną częścią, a więc perwersyjnie straszy się samym sobą, czyli „autostraszydłem". Rzekomo UE dąży do zniszczenia rodziny w wyniku uznania przez prawo par jednopłciowych za małżeństwa oraz adopcji przez nie dzieci. To raczej sprzyja rozwojowi rodzin, bo powiększa ich liczbę o rodziny homoseksualne i sprzyja dobru dzieci adoptowanych. Brak dowodu na to, że w rodzinach homoseksualnych gorzej wychowuje się dzieci.

Na dodatek, w odwecie za upominanie naszego rządu za faktyczne naruszanie praworządności, straszy się nas tym, że UE propaguje różne ideologie świeckie, co osłabia pozycję kościoła katolickiego u nas i powoduje odchodzenie od wartości chrześcijańskich. Nota bene, one już i tak wychodzą u nas z mody, zwłaszcza w środowisku oświeconej młodzieży, która nie poddaje się indoktrynacji kościelnej. Wielu ludzi uznaje te wartości tylko formalnie, a w praktyce ignoruje normy etyki chrześcijańskiej. Najzajadlej i wrzaskliwie stają w ich obronie hipokryci rządowi, którzy z okazji różnych uroczystości „modlą się pod figurą, a diabła noszą za skórą". W sukurs partii rządzącej poszli katoliccy hierarchowie kościelni, którym usuwa się grunt pod nogami w wyniku różnych afer, w szczególności pedofilskich. Dziwne, że ich obaw nie podzielają inne kościoły działające w Polsce, ani w świecie. Jakoś im to nie przeszkadza.

• Strach przed muzułmanami

Kilka lat temu wydawało się 66% Polaków, że największym zagrożeniem z zewnątrz jest tzw. Państwo Islamskie oraz ewentualny napływ uchodźców (imigrantów) z krajów afrykańskich i azjatyckich, w większości muzułmanów, przede wszystkim dlatego, że wykarczują nasze korzenie i tradycje chrześcijańskie. Mniej przejmowano się zmianami klimatu (42%) i kondycją gospodarki światowej (25%). Stąd można wysnuć wniosek, że najmniej wie się u nas o zagrożeniach ekologicznych i ekonomicznych i dlatego się je lekceważy, być może w konsekwencji agresywnej i zmasowanej propagandy sukcesu gospodarczego, jaki zawdzięczamy horrendalnemu i rosnącemu zadłużaniu państwa, licząc na jakiś ekonomiczny „cud nad Wisłą".

• Strach przed pandemią

Od niespełna roku Polacy boją się najbardziej zagrożeń wynikających z epidemii COVID-19: wzrostu cen, podnoszenia podatków, zachorowania kogoś z bliskich, niewydolnej służby zdrowia, kryzysu finansowego, inflacji zżerającej populistyczne dodatki „plus" oraz podwyżki plac minimalnych i emerytur, utraty pracy i osłabienia demokracji.(11) Natomiast najmniej ze wszystkich narodów obawiają się polityki Stanów Zjednoczonych pod przywództwem D. Trumpa i ingerencji w nasze sprawy (15%).(12)

• Strach przed ideologią ekologizmu

Ekologizm jest ideologią pewnych grup i organizacji społecznych lub politycznych (partii „zielonych" oraz ruchów ekologicznych) mających na celu nie deklaratywne, lecz realne i skuteczne ratowanie środowiska przed zniszczeniem, które w nieodległej przyszłości przesądzi o losach ludzkości - uniemożliwi jej przetrwanie. Po zapaści socjalizmu ideologia ekologizmu stała się ideologią przyszłości, jedyną alternatywą dla ideologii neoliberalizmu wielbiącej zysk i konsumpcję, która coraz bardziej daje się ludziom we znaki.

Niektórym politykom konserwatywnym ideologia ekologizmu nie podoba się, bo nie odpowiada ich interesom, światopoglądowi i przekonaniom. Dlatego usiłują skompromitować ją i zwalczać. Wypaczają jej sens albo z powodu braku wiedzy o istocie ekologizmu, albo celowego dążenia do dezawuacji jej w oczach mas. Grają głównie na uczuciach religijnych. Prezentują ją w postaci straszaka, który zagraża kulturze i tradycji chrześcijańskiej, uznawanej niesłusznie za europejską, albo zachodnią, ponieważ wywodzi się ona też z kultur przedchrześcijańskich. Konserwatystów politycznych wspierają konserwatywni hierarchowie kościoła katolickiego w Polsce na przekór poglądom papieża Franciszka. Twierdzą, że ekologizm jest bliżej nieokreśloną ideologią antychrześcijańską, nawet ateistyczną, nawiązującą do filozofii marksistowskiej i ideologii komunistycznej, co jest jawnym fałszem. W ten sposób z ekologizmu czynią uosobienie zła, potwornego straszaka dla katolików w postaci antychrysta.

• Strach przed ideologią LGBT+

Skrót LGBT oznacza społeczność ludzi quere (znajdujących się ze względu na orientacje seksualne poza podziałem na mężczyzn i kobiet), czyli homo-, trans-, bi- i cis-seksualistów. Naukowcy - medycy i psycholodzy - twierdzą, że odmienność seksualna była i jest zjawiskiem normalnym w każdej populacji i w zasadzie nie zależy od wyboru; po prostu ludzie takimi się rodzą. Ta społeczność ostatnio coraz bardziej daje znać o swym istnieniu w formie ruchu społecznego, ponieważ jej członkowie są systematycznie marginalizowani, prześladowani, nękani, potępiani, uciskani, a nawet atakowani i zabijani z tego powodu.
Członkowie społeczności LGBT nie manifestują przeciwko innym ludziom, lecz za traktowaniem ich na równi z innymi obywatelami w dziedzinie prawa, zatrudnienia, małżeństwa i adopcji dzieci. Nie chcą jakichś specjalnych przywilejów dla siebie. Domagają się tolerancji i zapewnienia bezpieczeństwa, by nie byli narażeni na dyskryminację. Toteż mają sojuszników w osobach heteroseksualnych. Wbrew przekonaniom niektórych polskich konserwatystów, ruch LGTB jest zdecydowanie przeciwny pedofilii i generalnie nie zajmuje się innymi tematami seksualnymi, jak np. tym, czego uczy się dzieci w szkołach. Chcieliby jednak, by uczono o istnieniu osób LGBT i tolerancji w stosunku do nich, jak do innych mniejszości. Nie mają u nas własnej organizacji (partii) i odrębnych poglądów politycznych. Tym bardziej nie mają swojej ideologii.
Wyrażenie „ideologia LGBT” ma tyle samo sensu, co „ideologia rudowłosych” czy „ideologia leworęcznych”. Określenie „ideologia gender” jest terminem wymyślonym przez Kościół i tworzy wroga, który, jak diabeł, po prostu nie istnieje. Ale świetnie nadaje się do straszenia społeczeństwa „przedwczesną seksualizacją” polskich dzieci. Przecież chodzi o to, by odwrócić uwagę od przedwczesnej i niestety faktycznie doświadczanej przez dzieci seksualizacji za sprawą pedofilnych księży i purpuratów.

• Straszenie wrogami rządu i partii rządzącej

To straszydło było zawsze obecne w dziejach ludzkości, ponieważ rządzący uznawali zazwyczaj za wrogów opozycjonistów lub konkurentów do władzy. Jeśli kogoś mianowano „wrogiem", to musiało się go zniszczyć – najlepiej - unicestwić fizycznie. Bowiem „dobry wróg, to martwy wróg". Postępowali tak szczególnie władcy nazywani satrapami, dyktatorami lub tyranami w różnych ustrojach. Teraz też tak jest. Im bardziej ktoś czuje się zagrożony, w tym większym stopniu chce pozbyć się przeciwników ze swojej przestrzeni politycznej. Najpierw tych faktycznych i najgroźniejszych, potem mało znaczących i urojonych.

W dyktaturach rozwija się psychoza wyszukiwania wszędzie wrogów, ujawniania ich i niszczenia, bo „za każdym rogiem czai się wróg, którego trzeba demaskować". A jeśli ich zabraknie, to robi się wrogiem każdego, kto nawinie się przypadkowo, by zasłużyć sobie na uznanie władzy. Wrogiem jest każdy, kto pojmuje świat w inny sposób niż przywódcy partyjni lub państwowi i ma inne zdanie od nich. Starsi ludzie pamiętają czasy stalinowskie, a młodzi znają je z opowieści, kiedy szalała psychoza poszukiwania wrogów ustroju socjalistycznego, zwanych „wrogami klasowymi". W ich poszukiwaniu penetrowano wszystkie środowiska i grupy społeczne. I straszono nimi wszystkich. Z urzędu zajmowały się tym służby bezpieczeństwa państwowego i kontrwywiad, ale też liczni aktywiści partii i organizacji młodzieżowych. W rezultacie nikt, nigdzie i nigdy nie czuł się bezpieczny, bo krył się w nim potencjalny wróg.

Obecna ekipa rządząca chce powrotu do czasu sprzed siedemdziesięciu lat. Straszy naród neomarksizmem i swoimi „wrogami" - postkomunistami i opozycjonistami (lewakami). Zalicza do nich wszystkich, którzy mają dość ich rządów i nienawidzą ekstremalnie konserwatywnych partii prawicowych za to, że gwałcą gwarantowane przez Konstytucję swobody obywatelskie i w sposób zaprogramowany budują państwo autorytarne i wyznaniowe. „Lewactwo" czyni się winnym tego, że uczniowie coraz bardziej otwierają się na kraje zachodnie i coraz mniej chętnie chodzą na lekcje religii. Wrogie działania „lewaków" względem narodu mogą być prowadzone w podziemiu i dlatego trzeba być zawsze czujnym i dogłębnie penetrować ich środowiska.

Aktywistów opozycji zastrasza się bezpodstawnymi aresztowaniami znienacka, na podstawie domniemanych przestępstw, w myśl zasady Andrieja Wyszyńskiego (b. prokuratora generalnego ZSRR): „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Dziwnym zbiegiem okoliczności postępuje upolitycznienie sądownictwa, czego domagał się Wyszyński, kiedy był rektorem Uniwersytetu Moskiewskiego (1925-1928). Po wyrokach sądów, które nie podobają się władzy, pojawiają się komentarze szefa partii rządzącej, grożące sędziom postępowaniami dyscyplinarnymi za „niewłaściwe” orzekanie. A groźby realizuje nadprokurator, minister sprawiedliwości i „partyjny nadzorca" Sądu Najwyższego w jednej osobie. Niewykonujących jego poleceń sędziów, prokuratorów i adwokatów usuwa się ze stanowisk lub zakazuje się im praktykowania zawodu.

Jednak nie wszyscy opozycjoniści są wrogami. Wielu życzyłoby sobie konstruktywnej współpracy z partią rządzącą na wzór naprawdę demokratycznych krajów charakteryzujących się wysoką kulturą polityczną, ale ignoruje się ich.
A co do postkomunistów, to takich już nie ma. Niewielu było prawdziwych komunistów dawniej, ale poumierali. Dzisiejsi „postkomuniści" to raczej socjaldemokraci niewiele wiedzący o komunizmie. A zatem, znowu mamy do czynienia z tworzeniem wrogów nieistniejących, lecz wymyślonych przez polityków prawicowych i kościół, bo nazwa „komunista" kojarzy się z kimś groźnym i budzącym odrazę - z potworem lub straszydłem.

• Straszy się organizatorów i uczestników demonstracji antyrządowych

Czyni się ich odpowiedzialnymi za manifestacje, wiece, strajki i pochody w czasie pandemii i wini za narażanie zdrowia i życia tysięcy ludzi („macie krew na rękach"), chociaż manifestanci respektują nakazy sanitarne w przeciwieństwie do uczestników masowych imprez rządowych i kościelnych. Wini się ich też za celowo sprowokowane starcia z policjantami i bojówkarzami rządowymi - narodowcami, Młodzieżą Wszechpolską, pseudokibicami i dewotami. A przecież bojówkarze, jak wszyscy obywatele, mają obowiązek „przeciwstawienia się demonstracjom, ponieważ są one atakiem, który ma zniszczyć Polskę i doprowadzić do tryumfu sił, których władza doprowadzi do zakończenia narodu polskiego" (Gazeta, 20.10.2020). Kiedy oddziały paramilitarne, policja i wojsko włączają się do walki z opozycyjnymi manifestantami, to zbliża się już koniec demokracji.(14) Wmawia się ludziom, że to niesforni manifestanci, zwłaszcza kobiety, uzbrojeni w pałki teleskopowe i gaz pieprzowy, biją bojówkarzy i policjantów, a nie na odwrót.

Straszy się studentów i uczniów uczestniczących w marszach i wiecach na rzecz ochrony środowiska, zdrowia i życia ludzi oraz w obronie godności kobiet i ich prawa do samostanowienia o sobie. A przecież ta oświecona młodzież ze wszech miar zasługuje na pochwałę za to, że, jak młodzież w krajach zachodnich, wzięła sobie do serca wyzwanie rzucone przez Ericha von Weizsäckera: „Dzisiejsza młodzież jest ostatnim pokoleniem, które może jeszcze zawrócić ludzkość z drogi do zagłady" i zaczęła działać na rzecz ratowania środowiska przyrodniczego i społecznego, by mogła przeżyć ona i następne pokolenia. A u nas ciąga się uczniów i ich rodziców po komisariatach, grozi się im sądami dla nieletnich i poprawczakiem. Straszy się też nauczycieli i zmusza ich do karania uczniów za udział w demonstracjach. Studentów i naukowców popierających ich straszy się komisjami dyscyplinarnymi i zwalnia ze stanowisk.

Straszy się cały naród

Polaków straszy się tym, że rzekomo obce standardy europejskie  zakazują im żyć według zasad i wartości „tradycyjnych" (czyt. narzuconych siłą krajom słowiańskim przez zachodnie chrześcijaństwo), chociaż tradycyjnymi (pierwotnymi, swojskimi) powinny być raczej tradycje słowiańskie, lechickie. Straszy się naród, że gdy opozycja dojdzie do władzy, to zabierze mu wszystkie „plusy" (świadczenia finansowe, „łapówki przedwyborcze"), wspaniałomyślnie darowane przez obecny rząd, ale na koszt podatników, których nie pytano o zgodę. Żaden władca autorytarny nie lubi osób mądrzejszych od siebie, bo tylko siebie uważa za wszechwiedzącego. Dlatego straszy się naród ludźmi światłymi (wysoce edukowanymi) i dziennikarzami, którzy mącą w głowach słabiej wykształconym obywatelom.
Nie straszy się jeszcze wojska, służb porządkowych i duchowieństwa z wyjątkiem nieposłusznych księży.

Smutne wnioski i nutka optymizmu

Zdaniem Timothy Snydera, amerykańskiego historyka, profesora uniwersytetu Yale, nowoczesne dyktatury najlepiej rozwijają się dzięki zarządzaniu strachem i w atmosferze zmanipulowanego strachu. Straszy się na różne sposoby za pomocą realnych i wydumanych straszydeł (zagrożeń) nie licząc się z niczym, byle tylko skutecznie.(15)
Niestety, w ostatnim dziesięcioleciu bieżącego wieku mamy do czynienia z tym zjawiskiem w naszym kraju. Rządząca partia i ekipa zastrasza nie tylko opozycję, lecz pozostałych obywateli metodami stosowanymi w państwach totalitarnych, represyjnych i policyjnych. Z reguły straszy ten, kto się boi. A władcy naszego kraju boją się coraz bardziej nie wrogów z zewnątrz, tylko własnego narodu - suwerena. Otaczają zasiekami budynki rządowe, a setki policjantów ochrania dom prezesa partii rządzącej. Tylko patrzeć, jak postawią tam mur na wzór słynnego muru berlińskiego i wysiedlą sąsiadów. Im bardziej boją się swego narodu, który rzekomo tak bardzo ich kocha, tym więcej straszą go, urządzając pokazy siły w postaci setek samochodów policyjnych i tysięcy uzbrojonych policjantów oraz tajniaków przeciw setkom nieuzbrojonym i pokojowo nastawionym protestującym cywilom.

W wyniku posunięć ograniczających wolność jednostek, organizacji i instytucji, Polskę za kraj demokratyczny uważa jedynie 38% obywateli. O tym, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku częściej przekonani są najmłodsi, do 25 lat (52%), a także respondenci w wieku od 45 do 54 lat (49%). Bardziej pesymistycznie nastawieni są mieszkańcy większych miejscowości i osoby z wyższym wykształceniem.
Dla pokrzepienia ducha warto przypomnieć, że Lachy nie ulegali strachom w czasach zaborów, okupacji hitlerowskiej, stalinizmu i stanu wojennego. Nigdy „nie lękali się i ducha nie gasili". Dlatego w końcu wywalczyli sobie wolność i demokrację. Może i tym razem nie dadzą się zastraszyć i poszczęści się im w walce o restytucję prawdziwie demokratycznego kraju.
Wiesław Sztumski

(1) Prawdopodobnie termin „cywilizacja strachu" wprowadził poeta brytyjski Wystan Hugh Auden w 1947 r. (W. H. Auden, The Age of Anxiety, Princeton University Press, 2011.

(2) Henning Beier i inni, Technik und Angst: Zur Zukunft der industriellen Zivilisation [Technika i strach. O przyszłości cywilizacji przemyslowej], Thuet Verlag Aachen, 1996

(3) Z badania przeprowadzonego ostatnio przez Pew Research Center wynika, że zmyślone informacje stanowią dla Amerykanów większe zagrożenia niż terroryzm, imigracja, zmiana klimatu i rasizm Amerykanów (68%) uważa, że zmyślone informacje mają duży wpływ na ich zaufanie do rządu i do współobywateli, a 51% jest zdania, że wymyślone informacje wpływają negatywnie na pracę przywódców politycznych.

(4) Dobrym przykładem celowego napędzania strachu przez polityków i lobbystów jest stworzenie w USA sztucznego zagrożenia wojną domową w końcowej fazie wyborów prezydenckich w 2020 r., gdyby wyniki okazały się niekorzystne dla Trumpa. Zorganizował on wcześniej specjalne oddziały uzbrojonych bojówkarzy, którzy mieli zaatakować zwolenników jego rywala Joe Bidena podczas manifestacji po ogłoszeniu wyniku wyborów. W tej sytuacji zwolennicy Bidena też musieli uzbroić się. W związku z tym wielu obywateli USA bojąc się zbrojnych rozruchów zakupiło w pierwszej połowie 2020 r. ok. 19 milionów sztuk broni palnej. Stało się to w kraju, gdzie w rękach prywatnych jest więcej broni palnej (400 mln sztuk) niż dorosłych mieszkańców kraju (250 mln). Przypuszcza się, że bardziej niż o wybory chodziło o masowy zakup broni od producentów, z którymi Trump utrzymuje przyjacielskie relacje, żeby dać im nieźle zarobić i samemu coś z tego uszczknąć. (Nana Brink, Angst vor Unruhen im US-Wahlkampf. Die Amerikaner decken sich mit Waffen ein, [Strach przed niepokojami w kampanii wyborczej w USA. Amerykanie zaopatrują się w broń], „Deutschlandfunk Kultur", 22.10.2020.)

(5) Matthias Horx, Im Angstgewitter [W burzy strachu], „Geschäftsbericht der Capitalbank AG", Zukunftsinstitut Horx GmbH, Frankfutrt a/M. 2020

(6) Jak stwierdził gen. broni w st. spocz. Andrzej Fałkowski (polski przedstawiciel wojskowy przy NATO), „Rosja oczywiście nie zaryzykuje otwartej konfrontacji z NATO. Będzie się raczej starała zasiąść do negocjacji i ugrać dla siebie jak najwięcej”. („Polska Zbrojna", 12.03.2020)

(7) Minister obrony Niemiec, Annegret Kramp-Karrenbauer, oświadczyła buńczucznie w Bundestagu 25.11.2020, żeby z Rosją rozmawiać „z pozycji siły". Na to Maria Zacharow, rzeczniczka Min. Spraw Zagranicznych Rosji odpowiedziała jej, że siłą Niemiec jest duży kontyngent wojsk amerykańskich i zmagazynowana tam amerykańska broń jądrowa. A kiedy masz siłę, która, nie jest twoja, nie możesz jej kontrolować ani użyć, to tak, jakbyś jej wcale nie miała. Jednoczenie przypomniała, że Niemcy w 1941 r. potraktowały Rosję (ZSRR) z pozycji siły i źle na tym wyszły.

(8) Michał Duszczyk, Polacy boją się inflacji i topniejących oszczędności, "Rzeczpospolita" (15.11.2020)

(9) Natomiast na podstawie badań przeprowadzonych przez Informationszentrum R+V Versicherung w październiku 2020 r. (www.ruv.de/presse/aengste-der-deutschen/grafiken-die-aengste-der-deutschen) Niemcy najbardziej boją się niebezpiecznej dla świata polityki Trumpa (53%), wzrostu kosztów utrzymania (51%), obciążenia podatników z tytułu kryzysu zadłużenia UE (49%), pogorszenia się sytuacji gospodarczej (48%), katastrof ekologicznych/klimatycznych (44%), napięć spowodowanych przez napływ cudzoziemców (43%), nadmiernego obciążenia państwa przez uciekinierów (43%), chemizacji żywności (42%), pandemii w wyniku globalizacji (42%) i braku opieki na starość (41%).

(10) Timothy Snyder, O tyranii, Wyd. Znak Kraków 2019
(11) Tamże