banner

 

Żyjemy w niebezpiecznej epoce. Ludzie zdobyli kontrolę nad przyrodą,
zanim zdobyli kontrolę nad sobą.
Albert Schweitzer


Człowiek największym zagrożeniem

sztumski nowyGatunek ludzki, jak inne gatunki fauny i flory, nie może żyć nie niszcząc swego środowiska. Różni się jednak od innych gatunków tym, że niszczy bardziej i nie tylko środowisko przyrodnicze. Na wcześniejszych etapach rozwoju, w miarę ówczesnego postępu wiedzy i techniki, dewastowano o wiele bardziej środowisko przyrodnicze niż społeczne i duchowe. Później, tempo niszczenia środowiska społecznego i duchowego zaczęło rosnąć. Teraz przewyższa ono coraz bardziej tempo niszczenia środowiska przyrodniczego.

Największego pustoszenia środowiska dokonuje się w epoce antropocenu od około połowy ubiegłego stulecia. Odtąd najbardziej dewastuje się środowisko przyrodnicze w wyniku zanieczyszczania odpadami i zatruwania różnymi substancjami chorobotwórczymi i promieniowaniem. Ale, co gorsze, równie szybko jak skutecznie niszczy się mechanizmy utrzymujące równowagę w systemach przyrodniczych i społecznych wchodzących w skład środowiska. W pewnym momencie powstała obawa, czy to nie zagrozi funkcjonowaniu naszego ekosystemu i globu, czy człowiek dzięki swej „mądrości" wspomaganej technicznie, a zwłaszcza komputerowo i za pomocą sztucznej inteligencji, nie doprowadzi do zniszczenia życia na kuli ziemskiej i jej rozpadu.

Jest to najczarniejszy scenariusz, jaki można by zrealizować wskutek postępu cywilizacji i działań ludzi ignorujących ostrzeżenia ekologów.
Na podstawie teraźniejszej wiedzy wydaje się to szalenie mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Takiego zniszczenia nie mógłby dokonać człowiek dysponujący ogromnym arsenałem setek bomb wodorowych i broni masowego rażenia w skali globalnej.
Ziemia pojawiła się w wyniku działania przyczyn zewnętrznych, nieważne, czy naturalnych, czy nadprzyrodzonych, i chyba zniknie również wskutek przyczyn zewnętrznych. Siły wewnętrzne nie są w stanie ani jej stworzyć, ani zniszczyć. Ludzie mogą, co najwyżej, zniszczyć fragmenty skorupy ziemskiej, ale nie jej jądro, które wciąż pozostaje wielką niewiadomą dla geologów. Mogą dokonać aktu samozagłady, wytępić inne gatunki, a nawet życie na Ziemi, ale nie są w stanie zniszczyć jej do końca.

Czy naprawdę jakoś to będzie?

Mimo rosnącej troski o stan środowiska zapoczątkowanej w latach 70. XX w., ta apokaliptyczna i fantastycznonaukowa wizja będzie tak długo aktualna, jak długo ludzie nie zaczną kierować się rozsądkiem, a nie głupotą i dopóki nie rozpocznie się transformacja społeczeństwa ekonomicznego w kulturowe, w którym o postępowaniu ludzi będą decydować kryteria społeczne i ekologiczne, a nie ekonomiczne. Na razie jednak nie zanosi się na to. Masy i przywódcy głupieją na potęgę, a ideologia konsumpcjonizmu jest atrakcyjna i zyskuje coraz więcej zwolenników. Dramatyczne apele Klubu Rzymskiego oraz wybitnych naukowców i ekologów (1) o opamiętanie się i zastopowanie dalszej degradacji środowiska i niszczenia jego homeostazy są ostatecznie ignorowane przez światowych decydentów politycznych i ekonomicznych dbających głównie o aktualne interesy partykularne, a nie o przyszłość ludzkości.

Ingerencja ludzi w funkcjonowanie środowiska przyrodniczego, społecznego i duchowego, która doprowadza do jego pustoszenia na coraz większą skalę, w zasadzie nie budzi już większych emocji, gdyż stała się zjawiskiem powszednim, do którego zdążono się przyzwyczaić. Wprawdzie tu i ówdzie, zwłaszcza w krajach Afryki, Azji i Ameryki Południowej, odczuwa się jej zgubne skutki w postaci zmian klimatycznych (suszy, pustynnienia gleby, braku wody pitnej, ocieplenia, wylesienia itp.), ale nie na tyle, by zmusiły one do podjęcia natychmiast zdecydowanych i skutecznych działań naprawczych i profilaktycznych.

Niestety, gros ludzi, którzy nie odczuwają tych skutków na własnej skórze, myśli sobie: „jakoś to będzie". Przecież dawniej bez udziału ludzi wychodzono z różnych opresji bez szwanku, bo przyroda jakby za nich myślała i w trosce o ich i swoją kondycję uruchamiała odpowiednie mechanizmy reagujące skutecznie na degradację. Ci, którzy tak myślą, mają wystarczające informacje o współczesnych, niewspółmiernie poważniejszych zagrożeniach ekologicznych od tych sprzed lat, a mimo to ignorują je, bo dobrze im, kiedy jest jak jest. Więc, po co mają martwić się na zapas. Kierując się modną zasadą „tu i teraz" uważają, że nie jest ich obowiązkiem troska o przyszłość Ziemi i następnych generacji, ponieważ każde pokolenie powinno troszczyć się tylko o aktualny stan Ziemi i o własny los.

Niszczy się nie tylko powierzchownie, także dogłębnie

Od niedawna ludzi nie zadowala już „powierzchniowe" niszczenie środowiska. Korzystając z osiągnięć nowoczesnej wiedzy i techniki, zaczęli niszczyć je „dogłębnie", tzn. psuć mechanizmy równowagowe, które od wieków działały bezbłędnie i zapewniały względną stabilność przyrodzie i społeczeństwu.
Natura uczyniła samoregulującymi się systemy przyrodnicze i społeczne wchodzące w skład geobiosfery i socjosfery. Dzięki temu reagują one adekwatnie na losowe lub celowe zakłócenia pochodzące z ich wnętrza lub z otoczenia, które wytrącają je ze stanu równowagi trwalej. Mają one zapewnić sobie jak najdłużej poprawne funkcjonowanie i przetrwanie w degradowanym środowisku. A im doskonalsza jest samoregulacja, tym większy potencjał adaptacyjny i możliwość dłuższego przetrwania. Jednak mechanizm samoregulacji zawodzi, gdy zmiany środowiska są zbyt szybkie. Teraz, w wyniku nierozsądnych działań ludzkich, zmiany środowiska są coraz szybsze, rozleglejsze i intensywniejsze. Wymagają coraz krótszego czasu na odreagowanie i przystosowanie się do nich.

Potencjały adaptacyjne mają swoje granice, również czasowe, które zależą od kategorii (rodzaju) systemu i jego elastyczności. Przekroczenie ich skutkuje kolapsem. Najlepiej i najszybciej przystosowują się systemy słabo zdeterminowane i dzięki temu bardziej elastyczne. Im słabiej zdeterminowany jest dany system, tym więcej ma stopni swobody i większe możliwości przystosowywania się.
Potencjał adaptacyjny zależy również od liczby elementów rezerwowych (redundancji pożytecznych), jakie dany system uruchamia w razie potrzeby. Każdy system posiada pewną, właściwą jego rodzajowi, ograniczoną liczbę takich redundancji, która prawdopodobnie wzrasta w toku ewolucji, ale nie tak szybko, jak zmiany otoczenia.
Coraz większe zmiany w środowisku społecznym, typowe dla naszych czasów, zmuszają systemy do korzystania z coraz większej liczby tych redundancji, a coraz szybsze zmiany zmuszają do coraz szybszej adaptacji do nowych warunków.

Mechanizmy równowagowe funkcjonują najlepiej w przypadku niezbyt wielkich i nie za szybkich zmian. Niestety, w galopującym społeczeństwie coraz większej liczbie systemów zaczyna brakować elementów rezerwowych i czasu na adaptację, wskutek czego ulegają one szybkiemu rozpadowi. Przetrwanie systemów społecznych, których głównymi elementami są ludzie, zależy nie tylko od wielkości ich potencjału adaptacyjnego, ale także od mocy „instynktu samozachowawczego” ludzi i od ich woli przetrwania. Wszelako okazuje się, że instynkt samozachowawczy ludzi tępieje coraz bardziej i coraz bardziej słabnie ich wola przetrwania. Świadczy o tym wzrost samobójstw, zwłaszcza nieuzasadnionych, z błahych pobudek, oraz zachowanie i działanie urągające wymogom bezpieczeństwa.

Prawdopodobieństwo dłuższego przetrwania systemów społecznych wzrasta z osłabieniem ich stopnia zdeterminowania, czyli ze zmniejszeniem się liczby i siły oddziaływań wzajemnych (więzi, relacji) z otoczeniem, co skutkuje większym otwieraniem się na otoczenie. Im bardziej otwarty jest system społeczny (przyrodniczy też), tym większe ma szanse na przetrwanie. Tę prawidłowość potwierdza historia, która pokazuje, że zamknięte społeczeństwa, ustroje i organizacje trwały o wiele krócej niż otwarte. Dlatego rozsądni politycy dążą do maksymalizacji otwartości systemów społecznych i rozwijania demokracji, a nie do izolacjonizmu i autorytaryzmu, do mieszania się kultur, a nie do eskalacji wszelkiego rodzaju ksenofobii wynikającej z nacjonalizmu, rasizmu, odmienności kulturowej, wyznaniowej itp.

O ile warunkiem koniecznym dla ewolucji biosfery jest bioróżnorodność, to dla ewolucji socjosfery jest wielokulturowość, wieloetniczność, wielowyznaniowość itd. Kto nie zna tej prawidłowości ewolucji społecznej, celowo ją ignoruje, albo działa przeciw niej, ten działa na szkodę społeczeństwa i państwa. Choćby nie wiadomo jak wielkim był populistą i uszczęśliwiaczem mas zgodnie ze swoim rozumieniem szczęścia, często na przekór tym, których chce uszczęśliwić wbrew ich woli, wpędza swój kraj i naród w ślepy zaułek ewolucji społecznej. (Zob. W. Sztumski, Szczęście i uszczęśliwianie, SN, Nr 8-9, 2017)

Skąd bierze się pęd do niszczenia swego otoczenia?

Na pytanie: „dlaczego ludzie psują mechanizmy homeostazy i wolą żyć w świecie niezrównoważonym" można dać prostą odpowiedź: „bo mogą to robić". A oprócz tego, w świecie słabo zdeterminowanym, niestabilnym i chaotycznym - zapewne ciekawszym, pełnym niespodzianek i szokującym - ludzie mają większe poczucie wolności i obiektywnie większą swobodę działania. Toteż korzystają z tego czasami mądrze, ale przeważnie nierozsądnie, np. niszcząc dogłębnie swoje środowisko. Żaden inny gatunek nie jest tak zdolny i chętny do niszczenia swego otoczenia i działających w nim mechanizmów równowagi, a w konsekwencji do autodestrukcji. Ludzie celowo niszczą ekosystemy, które ich żywią w przeciwieństwie do zwierząt, które dewastują je nieświadomie i nieintencjonalnie, tylko na tyle, na ile muszą, aby przeżyć.

Najważniejszej przyczyny niszczenia homeostazy systemów przyrodniczych i społecznych upatruję w postępie technicznym, który wyposaża ludzi we wciąż doskonalsze narzędzia i coraz potężniejsze generatory energii. Korzystając z jego osiągnięć, psuje się je bez opamiętania.

Drugą przyczyną jest brak rewerencji dla przyrody w wyniku przedmiotowego jej traktowania. Duży udział w tym dziele mają religie monoteistyczne, które ukształtowały „kult Nieba”, uczyniły je świętym i uznały za najważniejszy obiekt zainteresowania oraz cel życia człowieka. (Zob. W. Sztumski, Monoteizm i terroryzm, „SN”, 1, 2016). Religia sytuuje człowieka przede wszystkim w Niebie, a nie na Ziemi i każe ludziom częściej spoglądać na Niebo niż na Ziemię, więcej być myślami w Niebie niż na Ziemi. Wskutek tego ludzie religijni, którzy stanowią przytłaczająca większość populacji świata, troszczą się bardziej o sprawy Nieba, aniżeli o to, co dzieje się z nimi na Ziemi. Sprawy ziemskie traktuje się jak drugorzędne. W miarę desakralizacji świata sensorycznego postępuje jego deprecjacja. O wiele bardziej ceni się wydumane i abstrakcyjne Niebo niż rzeczywistą i konkretną Ziemię.(2)

W latach 90. XX wieku grupa intelektualistów zafascynowanych ekofilozofią Henryka Skolimowskiego (3) próbowała przywrócić świętość „Matce Gai". Niestety, nie udało się tego dokonać. Nie znaleźli odzewu w masach, które w ogóle nie były zainteresowane tą sprawą. A obecnie chyba już nikt się tym nie zajmuje. W obchodach Międzynarodowego Dnia Ziemi 22 kwietnia, jednym z najbardziej znanych na świecie świąt odwołujących się do ekologii, dużo mówi się o ważnych aspektach codziennego życia, o których należy pamiętać nie tylko od święta, a mianowicie o segregacji śmieci, ograniczaniu emisji dwutlenku węgla, oszczędzaniu wody, ograniczaniu zużycia energii elektrycznej, papieru i żywności itp. Ale nie mówi się o rewerencji dla Ziemi, o traktowaniu jej jak sacrum, ani o kulcie Ziemi.

W efekcie nieuzasadnionego i przyspieszonego niszczenia mechanizmów homeostazy w systemach przyrodniczych i społecznych tracą one naturalną zdolność do samoregulacji.(4) Ich naprawa wymaga ingerencji ludzi, którzy wcale nie kwapią się do tego, mimo szumnie składanych deklaracji o chęci przywracania równowagi wszędzie w socjosferze, na przykład dzięki implementacji modnej obecnie idei rozwoju zrównoważonego. Doszło do tego, że niektóre systemy przyrodnicze i wiele społecznych nie są w stanie same, bez udziału ludzi, powracać do stanu równowagi i z trudem bronią się przed dewastacją.
Systemy te w wyniku rosnącego za sprawą ludzi chaosu i turbulencji w środowisku transformują się stopniowo z samoregulujących się w samorozregulujące się. A ludzie cieszą się z tego, ponieważ udało się im odnieść zwycięstwo w zmaganiach z przyrodą i odwrócić zależność między człowiekiem i środowiskiem. Dawniej funkcjonowanie i kondycja człowieka zależała od środowiska, dziś funkcjonowanie i stan środowiska zależy coraz bardziej od człowieka.

Na trzecią przyczynę składa się niepohamowana żądza bogacenia się (pogoń za zyskiem i komfortem), presja na coraz większy wzrost gospodarczy (konsumpcjonizm) i filozofia prezentywizmu, dla której to, co „Tu-i-Teraz” jest ważniejsze od tego, co „Tam-i-Potem”.

Wskutek czego niszczy się środowisko i jego homeostazę

Do deregulacji homeostazy w przyrodzie przyczyniają się takie oto działania: budowa tam i sztucznych zbiorników wodnych; odwracanie biegu rzek, betonowanie ich brzegów i koryt (5); wycinka lasów; urbanizacja i industrializacja; betonowanie i asfaltowanie terenów; ingerencja w genotypy; tworzenie nowych ras zwierząt. Wszystko to czynione w nadmiarze i nierozsądnie narusza równowagę, harmonię i odwieczny porządek i ład w przyrodzie.
Rujnowanie homeostazy w socjosferze dokonuje się w konsekwencji wzrostu asymetrii i sprzeczności społecznych spowodowanych przez zastępowanie porządku naturalnego porządkiem sztucznym (kulturowym), odczłowieczanie, zakłócanie relacji międzyludzkich, akcelerację tempa życia i zmian środowiska, maksymalizację wolności, relatywizm etyczny, brak szacunku dla nakazów obyczajowych, łamanie przepisów prawnych praworządności, wzrost niesprawiedliwości społecznej, nieliczenie się z dobrem wspólnym, postępujący zanik poczucia odpowiedzialności; niesprawiedliwą redystrybucję bogactwa narodowego, wadliwy system płac i dysproporcję między podażą a popytem.

Podsumowujący wniosek

Psucie środowiska wzmaga się w miarę wzrostu populacji świata (im liczniejsza, tym więcej psujów niż naprawiaczy, gdyż łatwiej jest coś zepsuć niż naprawić), wyposażania ludzi w coraz lepsze narzędzia w wyniku postępu wiedzy i techniki (im więcej się wie, tym więcej obiektów chce się eksplorować, bardziej w celu niszczenia niż budowania) oraz dominacji myślenia ekonomicznego (w czasach supremacja ideologii konsumpcjonizmu korzyści ekonomiczne przemawiają bardziej niż ekologiczne). W zasadzie, co można było zepsuć w warstwie powierzchniowej swojego otoczenia, to już zepsuto, by zapewnić sobie maksymalny komfort życia nie licząc się ze skutkami szkodliwymi.

Postęp wiedzy i techniki umożliwia również coraz większe psucie środowiska w warstwach głębokich, w których mieszczą się mechanizmy homeostatyczne systemów przyrodniczych i społecznych. Utrzymują one równowagę, gwarantują stabilność, harmonię i ład w bio- i socjosferze. Ich psucie polega na intencjonalnym przekształcaniu ich z samoregulujących się (samonaprawiających się) w samorozregulujące się. A to grozi rozpadem. Dogłębne psucie środowiska jest bardziej szkodliwe i nieprzewidywalne niż powierzchniowe. Łatwo sobie wyobrazić, czym może się ono zakończyć. Nie wiadomo tylko, czy w pędzie ku autodestrukcji ludzie zdążą wszystko popsuć i wyginąć, czy coś przeszkodzi im w tym dziele i przedłuży istnienie gatunku ludzkiego. Optymizm nakazuje optować za tą drugą możliwością.
Wiesław Sztumski

1. Mam tu na myśli przede wszystkim dwie książki: Klub Rzymski, Granice wzrostu (1972) i Ernst U. v. Weizsäcker, Wir sind dran. Club of Rome: Der große Bericht (2017).

2. Taką relacje między człowiekiem, Niebem i Ziemią dosadnie odzwierciedla
aforyzm R. Delavy’ego: Human being in Heaven -The planet Earth in the ass. [Człowiek w niebie – Ziemia w dupie] (http: //www.rene-delavy.com; dostęp: 10.7.2021)

3. Henryk Skolimowski, Święte siedlisko człowieka, Centrum Uniwersalizmu przy Uniwersytecie Warszawskim, Polska Federacja Życia, Warszawa 1999)
4. Nieliczni badacze twierdzą, że nikt jeszcze nie udowodnił tego, że istnieją systemy samoregulujące się, ale raczej mylą się.

5. Dopiero teraz, po powodzi w zachodnich landach Niemiec, eksperci doszli do wniosku, że nieracjonalna regulacja rzek i asfaltowanie terenów przybrzeżnych było tragicznym błędem.

Wyróżnienia pochodzą od Redakcji.