banner

Duchy karczemnej tworem gawiedzi,
W głupstwa wywarzone kuźni.
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni.

Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.

Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!

Adam Mickiewicz (Romantyczność)

sztumski nowyW tej balladzie Mickiewicza zawiera się wiele myśli i prawd dotyczących świata i ludzi oraz dylematów „wiecznie żywych”, bo chyba niedających się nigdy rozstrzygnąć jednoznacznie na podstawie poznania teoretycznego (naukowego i pozanaukowego) ani praktycznego (zdrowego rozsądku, eksperymentu i doświadczenia życiowego). Chodzi o dylematy, z jakimi borykają się ludzie w życiu codziennym. Stale stają oni przed wyborem, czym powinni kierować się: wiarą czy rozumem lub sztuczną inteligencją, racjonalnością czy intuicją, wiedzą naukową czy pozanaukową, logiką czy przeświadczeniami, stereotypami lub zabobonami, rozsądkiem czy emocjami, metafizycznością czy użytecznością.
Decyzje nie są łatwe, ponieważ zależą od wielu czynników oraz kryteriów subiektywnych i obiektywnych. Do pierwszych należy charakter człowieka, jego natura, wiedza, wrażliwość na bodźce, bogactwo doświadczeń życiowych, poglądy, przekonania, nastrój w momencie podejmowania decyzji itp. a także cel, jakiemu ma służyć dany wybór. Do drugich należy presja ze strony aktualnej epoki, kultury, wyznania, ideologii, polityki, mody, propagandy, manipulacji itp.

W obu przypadkach większość tych czynników działa spontanicznie lub „instynktownie”, a nie w sposób przemyślany lub intencjonalnie. Jedni ludzie ulegają łatwo naciskom ze strony otoczenia i swej natury, inni są bardziej „immunologiczni”. U jednych przeważa uczuciowość, u drugich racjonalność. Jedni mają większą zdolność do teoretyzowania, drudzy do eksperymentowania, jedni żyją bardziej w świecie pomyślanym lub urojonym i bujają w obłokach, drudzy żyją w świecie sensorycznym i trzymają się ziemi.

W związku z tym, z grubsza da się podzielić ludzi na „romantyków” i „pozytywistów” w szerokim rozumieniu tych słów. Ten podział istnieje od dawna. Nie jest on ostry, lecz hybrydowy, ponieważ każdy człowiek ma w sobie coś z „romantyka” i „pozytywisty” w rożnych proporcjach, niezależnie od wykształcenia, profesji, pochodzenia i dziedziczenia. Prawdopodobnie, zależy to od wychowania, socjalizacji i inkulturacji. Nie wiadomo, jaki procent jest „romantyków” i „pozytywistów” w danym społeczeństwie, ani jak ta proporcja zmienia się w czasie. Od tej proporcji zależy rozwój cywilizacyjny, przede wszystkim postęp naukowy, gospodarczy i techniczny.

Wybór między romantyzmem a pozytywizmem, czyli duchowością a pragmatyzmem odgrywa ważną rolę w funkcjonowaniu jednostek, społeczeństwa i państwa. Dlatego uznaję go za fundamentalny w naszych czasach i wart uwagi z różnych względów.
W aspekcie politycznym chodzi o to, czy łatwiej i skuteczniej można uzyskiwać poparcie „romantyków”, czy „pozytywistów” i zjednywać ich sobie w wyborach parlamentarnych. Kto chce zwyciężyć, musi dostosować program wyborczy do większości elektoratu i odpowiednio urobić sobie wyborców. Do tego potrzebne są specjalistyczne badania i obserwacje dotyczące zachowań ludzkich, by wiedzieć na kogo można z pewnością liczyć, a kogo da się łatwo przekonać lub oszukać.

Zakłada się, że łatwiej zjednać sobie „romantyków” niż „pozytywistów”, co zresztą potwierdza praktyka. „Romantycy”, zwłaszcza zdecydowani, są przeważnie słabo wyedukowani, albo uznający się za wykluczonych społecznie, albo niespełnionych życiowo. Zazwyczaj kierują się emocjami i bardziej dają się nabierać na złudne obietnice werbalizowane za pomocą imponderabiliów aniżeli „pozytywiści”, którzy w głównej mierze kierują się rozumem. (W. S. Potęga imponderabiliów, SN Nr 8-9, 2022) Wobec tego, lepiej stawiać na zdecydowanych „romantyków” oraz niezdecydowanych „pozytywistów” i do nich adresować program wyborczy a także stosować wobec nich odpowiednie techniki manipulacji społecznej, inne dla „romantyków”, inne dla „pozytywistów”.

Społeczeństwo ogłupiają również wiodący politycy i członkowie rządu za pomocą narzucania mu za pomocą reżymowych mass mediów kontrolowanych przez kościół katolicki chrześcijańskiego systemu wartości etycznych oraz imperatywów postępowania wynikającego z „klauzuli sumienia” oraz „praw naturalnych”, tj. „naturalnie” stanowionych przez kościół, a nie przez Boga lub przyrodę.

Jak to wygląda w praktyce?

Wiedzą bowiem, że kłamstwo powtarzane wielokrotnie i z dużą mocą, szczególnie przez wysoko postawione osoby (czołowych polityków, premierów i prezydentów), o których wieść gminna głosi, że są notorycznymi kłamcami, odbierane jest tak, jakby było prawdą. Tak więc, oni „duby smalone bredzą, a gmin rozumowi bluźni”, i to właśnie im „gawiedź wierzy głęboko”.
Poza tym, liczy się pierwsze odczucie na odebraną informację, a nie na ewentualne późniejsze sprostowania jej. W ten sposób przekazywane kłamstwa ogłupiają elektorat skutecznie. I oto właśnie chodzi, ponieważ głupi wierzący bezkrytycznie, „na wiarę”, po wypowiedzi polityków będą z pewnością głosować na nich. A ich decyzji nie zmieni żadna siła racjonalnych i prawdziwych argumentów ani autorytetów, ponieważ, po prostu, nie są oni w stanie ich zrozumieć, albo z góry odrzucają je z różnych przyczyn, głównie irracjonalnych.
O wiele trudniej za pomocą mass mediów jest zjednywać „pozytywistów”, zwłaszcza zdecydowanych, ponieważ oni z natury odnoszą się sceptycznie i krytycznie do polityków i komunikatów preparowanych przez speców od manipulacji.

Sojusz tronu z ołtarzem

Ogłupia się społeczeństwo również poprzez narzucanie przez wiodących polityków i członków rządu za pomocą reżymowych mass mediów kontrolowanych przez kościół katolicki chrześcijańskiego systemu wartości etycznych oraz imperatywów postępowania wynikającego z „klauzuli sumienia” oraz „praw naturalnych”, tj. „naturalnie” stanowionych przez kościół, a nie przez Boga lub przyrodę.
Świadczy o tym wiele publicznie demonstrowanych scen uległości wobec hierarchów kościelnych, a w szczególności niedawna wypowiedź ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka podczas dziesiątej diecezjalnej pielgrzymki mężczyzn do sanktuarium Pierwszych Męczenników Polski w Międzyrzeczu: „Polska albo będzie chrześcijańska, albo jej nie będzie”.
Ta alternatywa jest fałszywa, bo zapewne tak się nie stanie.

Polska nadal będzie istnieć i rozwijać się w sposób demokratyczny, ale raczej dzięki temu, że przestanie być nie tyle chrześcijańską, co katolicką i będzie państwem świeckim. Ale czymś trzeba społeczeństwo postraszyć, żeby było uległe.
Takie sposoby ogłupiania mas udają się tam, gdzie coraz bardziej liczą się fanatycy religijni - nie tylko u nas, lecz w wielu innych krajach świata (nawet w Federacji Rosyjskiej i USA) oraz tam, gdzie wzrasta religijność z różnych powodów politycznych, ekonomicznych, społecznych i osobistych.

Romantyzm górą

Żeby skutecznie przeciwstawiać się postępującemu procesowi laicyzacji, który towarzyszy jeszcze rozwojowi cywilizacji zachodniej, trzeba odwoływać się do sfery duchowości, upowszechniać ją i umacniać. Dlatego próbuje się restytuować niemodny w Polsce od ponad stu pięćdziesięciu lat romantyzm, a nie, broń Boże, rozwijać i upowszechniać idee Oświecenia, pozytywizmu lub pragmatyzmu. Chodzi o to, aby naukę i rozum podporządkować wierze, by „czucie i wiara” silniej przemawiały do ludzi niż „mędrca szkiełko i oko”, a także, by uwierzyli oni w cudowne spełnienie zwodniczych obietnic przedwyborczych i innych. W tym celu czyta się w telewizji publicznej (de facto reżymowej), oglądanej przez miliony odbiorców, utwór naszego znakomitego wieszcza, Adama Mickiewicza, chwalący romantyzm. Rzekomo, by zachęcić naród, głównie młodzież, do czytania literatury pięknej i poezji. Byłoby to godne pochwały, gdyby nie było instrumentem manipulacji i ogłupiania.

Powrót do romantyzmu ma na celu osiąganie korzyści partykularnych i doraźnych, utrzymanie władzy autorytarnej i przekształcenie państw świeckich w wyznaniowe, jak w krajach islamskich, w wyniku ogłupiania mas. Nieważne, jakim kosztem miałoby się to dokonać, ani jakie negatywne skutki ekonomiczne i społeczne miałoby to pociągnąć za sobą. Dla propagatorów wskrzeszenia romantyzmu liczy się o wiele więcej ich dobro, a nie wspólne.

Na szczęście, jest mało prawdopodobne, by ich cel ziścił się, ponieważ w dziejach ludzkości, jak w przyrodzie, nie ma procesów w pełni odwracalnych ani dokładnych powtórzeń. Chociaż, z drugiej strony, nie zaszkodziłaby odrobina romantyzmu w naszych czasach, w epoce robotyzacji, digitalizacji i sztucznej inteligencji, w której człowiek zmienia się w istotę robotopodobną. (W. S., Zagadkowy człowiek cyfrowy, SN Nr 1. 2018) Przydałoby się więcej emocjonalności, współczucia, wczuwania się i wrażliwości. Niestety, wersja romantyzmu, oferowana przez naszych konserwatywnych i ortodoksyjno-religijnych polityków i hierarchów kościelnych, jest nie do przyjęcia, ponieważ stwarza o wiele więcej zagrożeń i przysparza więcej szkód niż pożytków.

Zagrożenia biorą się z tworzenia lub umacniania ustrojów autorytarnych i państw wyznaniowych, zaprzepaszczenia osiągnięć cywilizacji i kultury Zachodu, wiodącej w teraźniejszym świecie, spowolnienia tempa postępu nauki i techniki, sprzyjania szerzeniu się różnych form neoniewolnictwa, odwracania uwagi od spraw ziemskich, odchodzenia od ekologicznego stylu myślenia oraz koncentracji uwagi bardziej na przeszłości, aniżeli na to, co czeka ludzkość w najbliższej przyszłości.

W sumie, zagraża poważnie ludzkości regres cywilizacji i rozwoju społecznego w wielu dziedzinach, na co nie ma przyzwolenia ze strony tych, dla których ważniejsze jest „mędrca szkiełko”. Romantyzm może też grozić zacofaniem gospodarczym, jeśli ekonomiści musieliby kierować się bardziej uczuciami i wiarą, aniżeli rozumem i racjonalnością. A przecież gospodarka jest najważniejsza. Kto, oprócz ascetów, abnegatów i hermetycznych społeczności niektórych wyznań lub sekt, zrezygnuje z dobrodziejstw cywilizacji Zachodu i osiągnięć postępu nauki i techniki, z komfortu życiowego, dobrobytu i kierowania się rozumem? Nawet plemiona „dzikie”, żyjące gdzieniegdzie na wolności lub w rezerwatach, odcinające się od wpływu współczesnej cywilizacji, surowo przestrzegające tradycyjnych wartości i obyczajów, coraz bardziej korzystają z artefaktów nowoczesnej techniki, żeby ułatwić lub uprzyjemnić sobie życie.
Podsumowując, nie warto wracać do romantyzmu mimo pewnych jego zalet, ponieważ nie ma obecnie do tego odpowiednich warunków, specjalnej potrzeby ani zgody powszechnej. A „czucie i wiara” nie zdołają zastąpić „mędrca szkiełka i oka” w dziele tworzenia postępu cywilizacyjnego.
Wiesław Sztumski
14.9.2022