banner

 

Polityka to scena, z której czasem lepiej słychać suflerów niż aktorów.
Ignazio Silone (1900-1978) włoski pisarz i działacz socjalistyczny.

 

Teatr polityków

sztumski nowyTo, co dzieje się z ludźmi w przestrzeni politycznej i w społeczeństwie za sprawą różnych osób decydujących o tym, w szczególności polityków, jak raz przypomina teatr. Toteż nie bez racji mówi się o „arenie politycznej”, albo o „scenie politycznej”. (1) Arena polityczna jest istotnym składnikiem „teatru polityków” (nie należy go utożsamiać z „teatrem politycznym”), w którym, jak w innych teatrach, są autorzy, reżyserzy, scenografowie, aktorzy i widzowie.

Autorów jest niewielu. Są to osoby wyjątkowo inteligentne, kreatywne, charakteryzujące się dużą fantazją, wizjonerstwem i wyobraźnią. Mają one jakieś wielkie pomysły lub idee, mniej lub bardziej utopijne, które chcą zaprezentować społeczeństwu i w ten sposób implementować je. Reżyserami są organizatorzy wydarzeń realizowanych przez aktorów na scenie. Ich zadaniem jest czuwanie nad poprawnym przebiegiem spektaklu, zgodnie ze scenariuszem.

Ważną funkcję w teatrze pełnią scenografowie dbający o odpowiednią oprawę audiowizualną spektakli. Jednak najważniejsi są aktorzy, ponieważ od nich najbardziej zależy odbiór spektaklu przez widzów i jego sukces albo porażka.

I wreszcie są widzowie - w gruncie rzeczy bierny tłum na widowni, przyglądający się temu, co dzieje się na scenie. Ich aktywność sprowadza się w zasadzie do wyrażania opinii o spektaklu, jego autorach, reżyserach, scenografach i aktorach za pomocą wygwizdania lub aplauzu. Często bywa ona niesprawiedliwa, bo jest subiektywna i zależy od poziomu intelektualnego widzów i ich wyrobienia artystycznego oraz estetycznego. A z tym, niestety, jest coraz gorzej, głównie w wyniku wadliwego systemu edukacji, lenistwa intelektualnego i pandemii głupoty.

W „teatrze polityków” autorami, reżyserami i scenografami są politycy. Na jego scenie toczy się gra – coraz bardziej zażarta walka konkurencyjna między politykami należącymi do jednej partii oraz między partiami, wynikająca z rozbieżności interesów - walka o dominację w społeczeństwie, władzę, rację, decyzje, zwolenników, sympatyków, współpracowników, elektorat, stanowiska itp. Słowem, o wszystko to, co pozwala jak najdłużej utrzymywać się w organach władzy i zajmować lukratywne stanowiska. Zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Wszak obecnie polityka nie jest już, jak kiedyś, misją pełnioną w służbie obywateli dla dobra wspólnego, bezinteresowną i pełną wyrzeczeń. Jest zwykłą profesją, która zapewnia panowanie nad innymi i czerpanie ogromnych korzyści materialnych kosztem innych obywateli tylko z tytułu posiadania władzy nad nimi. Na ogół, wykonują ją osoby bezwzględne, pazerne, cyniczne, despotyczne i żądne poklasku.

Trafnie opisał je były kanclerz Niemiec, Helmut Schmidt: „Dzisiejszą klasę polityczną charakteryzuje nadmiar aspiracji zawodowych i zarozumiałość oraz nadmiar pożądania występów w talk showach”. Oni uważają się za nadludzi. Dlatego wywyższają się ponad innych i są przekonani o tym, że są najmądrzejszymi, nieomylnymi, doskonałymi i że wszystko im się należy za swoje rzekome poświęcanie się narodowi, a naprawdę za pasożytowanie na nim. Faktycznie w większości zachowują się jak nadludzie, arogancko w stosunku do swoich wyborców, którzy nota bene opłacają ich ze swoich podatków, coraz bardziej nie licząc się z nimi i izolując się od nich.

Coraz bardziej postępuje wyobcowanie się rządów od obywateli, przede wszystkim od tych, na których im nie zależy, ponieważ ich głosy nie liczą się w wyborach do władz, a także od ludzi słabych i niemających siły przebicia, jak na przykład od osób niepełnosprawnych, nauczycieli, emerytów itp. Alienacja państwa (rządu) była zjawiskiem znanym wcześniej i dobrze opisanym przez Hegla w XIX wieku, ale nigdy nie osiągała takiego stopnia i nie wywoływała tak wiele szkodliwych sutków, jak obecnie.

Przestrzeń „teatru polityków” wypełniają osobliwi „autorzy” - przywódcy polityczni, twórcy doktryn politycznych i wizji doskonałego państwa – oraz reżyserzy – osoby, które konstruują programy wdrażania tych doktryn i wyobrażeń. Są w nim też scenografowie, którzy tworzą oprawę artystyczną odpowiednią do realizacji tych programów, a także aktorzy - aktywiści partyjni będący urzędnikami państwowymi. No i widzowie, tj. masy społeczne (gawiedź) poddawane indoktrynacji politycznej i przymuszane do posłuszeństwa przez aparat władzy państwowej za pomocą wszelkich możliwych środków i sposobów, między innymi widowisk teatralnych.
Struktura „teatru polityków” jest hierarchiczna, Na jej szczycie stoi najważniejsza postać – autor doktryny politycznej, wizjoner i zarazem przywódca partyjny (przewodniczący, prezes, sekretarz generalny itp.), a na samym dole znajdują się zwykli członkowie partii, którzy nie pełnią żadnych funkcji organizacyjnych.

W zwykłych teatrach jest inaczej. Tam autorzy wcale nie są najważniejszymi postaciami. Stworzyli jakieś dzieło literackie, które któryś reżyser zechciał inscenizować i na tym kończy się ich rola w teatrze. Nie mają wpływu na scenariusz i formę przedstawienia swego dzieła w teatrze. O wiele ważniejsi od nich są reżyserzy, którzy na ogół są powszechnie znanymi celebrytami i otrzymują różne nagrody.
W „teatrze polityków” reżyserami są przedstawiciele władzy wykonawczej w państwie – prezydenci, premierzy, członkowie rządu, przewodniczący parlamentów i innych organów centralnych.W odróżnieniu od innych teatrów są oni tylko skwapliwymi i posłusznymi wykonawcami poleceń autorów i zarazem ich wodzów.
W tym teatrze faktycznie rządzą autorzy, choć przeważnie zakulisowo. Struktura „teatru polityków” jest taka, jak struktury partii rządzących. Bywają one demokratyczne, totalitarne, scentralizowane lub zdecentralizowane. Praktyka dowodzi, że maksymalną skuteczność funkcjonowania partii zapewniają demokratyczne struktury scentralizowane, np. na zasadzie centralizmu demokratycznego. Są one demokratyczne, ponieważ ich władze są powoływane i kontrolowane przez członków, a scentralizowane, ponieważ ich władza kumuluje się proporcjonalnie do pozycji zajmowanej w strukturach partii. Takie struktury zapewniają maksymalną zwartość, jednomyślność oraz zdyscyplinowanie członków partii.

Rząd niczym teatr lalek

Teatr lalek jest rodzajem teatru, gdzie w spektaklach nie występują na scenie aktorzy, tylko lalki (marionetki, kukiełki). Są one animowane bezpośrednio przez aktorów-lalkarzy, którzy najczęściej ukryci są w podsceniu. Rzadziej pokazują się na scenie razem ze swoimi lalkami. Można też lalki animować pośrednio za pomocą różnych mechanizmów, komputerów i sztucznej inteligencji.

Dociekliwi widzowie, nieznający się na tajnikach funkcjonowania teatru lalek, słusznie podejrzewają, że to, co dzieje się na scenie, musi być inspirowane i celowo wprawiane w ruch przez jakichś ludzi kierujących akcją z zewnątrz z powodów tylko im wiadomych, albo przez jakieś enigmatyczne siły. Ta supozycja bierze się z przekonania o tym, że wszędzie ma się do czynienia z tzw. twardym determinizmem i zasadą celowości.

To przekonanie między innymi jest źródłem teorii spiskowej, w myśl której to, co dzieje się w polityce, społeczeństwie i historii nie może być dziełem przypadków, tylko za sprawą jakichś bliżej nieznanych osób, sił nadprzyrodzonych albo obiektywnych prawidłowości obowiązujących w rzeczywistości społecznej. Poniekąd mają oni rację, ale nie do końca, dlatego, że ani w przyrodzie, ani w społeczeństwie nie ma twardego determinizmu w rozumieniu laplaceowskim lub mechanistycznym.
Taki determinizm jest ideą istniejącą tylko w głowach ludzi lub w świecie wyobrażonym (idealnym). W sensorycznym świecie ma się do czynienia z „determinizmem miękkim”, który uznaje przypadki, chaos i nieokreśloności. Dlatego tam wszystko, co istnieje, ma pewne stopnie swobody, które pozwalają działać niezależnie. Ludzie też mają je w postaci wolności, dzięki czemu mogą działać autonomicznie, nawet w okresach największego zniewolenia. Świadczy o tym wiele wydarzeń historycznych – podejmowanych buntów i powstań w obronie wolności.

Miękki determinizm w społeczeństwie pozwala wielkim jednostkom realizować swoje ambicje, plany, idee i cele. Z perspektywy najbliższego otoczenia ich działania wydają się ściśle zdeterminowane przez obiektywne czynniki, warunki zewnętrzne i prawidłowości. Ale jednocześnie, gdy uwzględni się rozległy kontekst społeczny, okazują się one słabo zdeterminowane i przypadkowe. Co jednostka postrzega jako subiektywne i przypadkowe, to dla ogółu jest konieczne; jest tym, co w danym kontekście historycznym i geopolitycznym musiało, musi, lub będzie musiało wydarzyć się.

W teatrze lalek najważniejsi są animatorzy, czyli lalkarze, którzy wprawdzie realizują dyrektywy reżyserów, ale nie bezwzględnie, tylko z określoną dozą swobody i subiektywizmu, proporcjonalnie do wielkości ich potencjału kreatywnego aktorstwa. Wskutek tego zachowują oni ideę przewodnią spektaklu, ale ubarwiają go na swój sposób i eksponują to, co, ich zdaniem, jest istotne w danych okolicznościach, albo to, czego oczekuje widownia.

W „teatrze polityków” jest podobnie. Lalkami są ludzie (politycy), organizacje i instytucje polityczne. Są nimi osoby w organach wykonawczych państwa - prezydenci, rządy, administracje państwowe itp. W coraz większym stopniu lalkami czyni się również osoby będące w organach ustawodawczych i sądowniczych – w parlamentach, prokuraturach i sądach. W ustrojach autorytarnych, gdzie prawie wszystko jest upolitycznione i zdominowane przez partie rządzące, lalkami są nawet sędziowie sądów najwyższych oraz trybunałów konstytucyjnych, jak i zarządy banków centralnych i ich prezesi.

Trudno mi powiedzieć, bo nie wiem, czy robiono badania na ten temat, czy te „lalki” świadome są tego, że są sterowane (animowane) z zewnątrz, czy są tak zaślepione sprawowaną władzą i sobiepaństwem, że uważają się za niezależnych aktorów lub reżyserów. Przeciętnemu człowiekowi nie mieści się w głowie, żeby prezydent, premier i inne najważniejsze osobistości w rządzie i państwie mogły być zwykłymi marionetkami pociąganymi za sznurki przez kogoś z zewnątrz, by robiły to i tak, jak on im każe. Nie, to wydaje się ludziom absolutnie nieprawdopodobne! A jednak tak jest, niestety. I nie tylko w małych i słabych państwach (republikach bananowych) podporządkowanych rządom i polityce większych państw, ale także w supermocarstwach.

Rządzące marionetki są animowane przez aktorów krajowych (wpływowe postacie świata biznesu, bogate jednostki, które kontrolują kluczowe sektory gospodarki, grupy nacisku reprezentujące interesy największych i najważniejszych przedsiębiorstw i zakładów usługowych oraz niezależne i samorządne związki zawodowe(1)) i zagranicznych (agentury i przedstawicielstwa obcych państw).

Krótko mówiąc, rządy rządzą i są rządzone. Czy rządzący nie wiedzą o tym, czy wiedzą i nic sobie z tego nie robią? Czy najwyżsi dostojnicy państwowi, ulegając wpływom krajowych i obcych aktorów lub reżyserów, są tak wielkimi oportunistami, że bezwiednie narażają na szwank swoją godność, czy może mając ją za nic w pełni świadomie kupczą swoją godnością?(3)
Raczej to drugie, gdyż faktem jest, że pieniądze są w stanie zeszmacić każdego w stopniu proporcjonalnym do ich ilości. Już starożytni wiedzieli o tym: „(…) nie ma gorszej dla ludzi potęgi,/ Jak pieniądz, on to i miasta rozburza /On to wypiera ze zagród i domu,/ On prawe dusze krzywi i popycha/ Do szpetnych kroków i nieprawych czynów/ Zbrodni on wszelkiej ludzkości jest mistrzem/ I drogowskazem we wszelkiej sromocie". (4)

W odróżnieniu od innych teatrów, w „teatrze polityków”, najważniejszymi osobami są autorzy – przywódcy ideowi, polityczni i partyjni, których cele realizują reżyserzy, scenografowie i aktorzy, a także dyrektorzy teatrów. Kto nie podporządkuje się im w pełni lub ośmieli się mieć odmienne zdanie, tego się usuwa, choćby był najlepszy w swoich fachu, i zastępuje przez machinalnie działającą lalkę. Model centralistycznego zarządzania partią przenosi się do „teatru polityków”. Dlatego w państwach autorytarnych „teatr polityków” jest faktycznie „teatrem jednego autora i zarazem aktora” – dyktatora lub wodza.

Autorzy w krajowych „teatrach polityków”, mimo tego, że są tam tak ważni i wydaja się być autonomicznymi, sami są manipulowani przez lalkarzy – przez różne międzynarodowe, globalne i ponadpaństwowe układy polityczne, grupy oligarchów, finansistów, producentów, lobbystów i światowe organizacje wyznaniowe. Pełnią oni również rolę suflerów, którzy są bezwzględnymi rozkazodawcami.
W konsekwencji, w „teatrze polityków” w wymiarze globalnym, autorzy są też marionetkami. Można by pójść dalej i zapytać o to, czy te światowe grupy nacisku i organizacje, sprawujące jakoby „rząd światowy”, działają w pełni samodzielnie, czy też zalezą od kogoś z zewnątrz, czy tylko od siebie nawzajem. Trudno o odpowiedź na to pytanie.

A jaka jest widownia „teatru polityków”? Widownią (potencjalną) „teatru polityków” są wszyscy obywatele danego kraju. W państwach demokratycznych, będąc suwerenem na mocy konstytucji, niby są oni wolni i mogą wybierać władze według swego uznania i „wolnej woli”. Jednak w rzeczywistości, kodeksy wyborcze są tak preparowane, żeby wolny wybór sprowadzał się do koniecznego wyboru kandydatów z góry ustawionych na listach wyborczych poszczególnych partii. Na kogo by nie głosować, zawsze wygrają pierwsi z list, nawet, jeśli uzyskają żenująco znikomą liczbę głosów. Tak więc, w istocie, wyniki wyborów znane są już przed wyborami. A jeśli okażą się niezgodne z oczekiwaniami partii rządzącej aktualnie, to oskarży ona opozycję o fałszerstwo wyborcze, by dopiąć swego. Zresztą, co za różnica? Dla obywatela-wyborcy nie ma znaczenia, kto rządzi - z lewicy, centrum czy prawicy. W każdym przypadku będzie nim rządzić jakiś kretynopolityk, który będzie wyzyskiwać go, jeden bardziej, drugi mniej. W takim razie „wolny wybór” sprowadza się tylko do jednej opcji – do wyboru mniejszego zła.

Jedno jest pewne: światem rządzą coraz głupsi ludzie - marionetki sterowane przez cwaniaków, w pewnym sensie ludzi mądrych, którzy za nic mają wszystkich innych oraz ich potrzeby. Dbają tylko o swoje partykularne ambicje i interesy. W celu ich realizacji wywołują na zawołanie wojny, pucze, rewolucje, pandemie oraz kryzysy finansowe i polityczne. Nie szczędzą miliardów dolarów na to i na wspieranie konfliktów zbrojnych, w których giną miliony ludzi, więcej cywilów niż żołnierzy, ani na produkcję broni sprzedawanej każdemu państwu uczestniczącemu w konfliktach, ponieważ na tym najlepiej i najszybciej można się dorobić wielkiego majątku. Ale żal im wydać kilkadziesiąt milionów dolarów na walkę z ubóstwem, chorobami i głodem, które pochłaniają miliony ofiar, na rekultywację środowiska przyrodniczego, które jest coraz bardziej chorobotwórcze, czy na sponsorowanie masowej produkcji leków najnowszych generacji, by były dostępne dla wszystkich potrzebujących. (5) Po prostu, lekceważą dobro wspólne całej reszty świata - miliardów ludzi. Kpią z nich, mamią i oszukują. Jakże na czasie jest dylemat Marka Twaina: „Czasami zastanawiam się, czy światem rządzą mądrzy ludzie, którzy sobie z nas kpią, czy imbecyle, którzy naprawdę poważnie myślą”. Niech każdy spróbuje rozstrzygnąć go sensownie na swój sposób.
Wiesław Sztumski

Przypisy
(1) Przestrzeń polityczna to wielowymiarowe i wieloaspektowe środowisko aktywności polityków. W jego skład wchodzą organy rządowe, takie jak władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza, a także partie polityczne, grupy interesu i organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Przestrzeń polityczna może być lokalna, krajowa, regionalna, międzynarodowa i globalna.
Arena polityczna jest częścią przestrzeni politycznej, w której działają politycy, Na arenie politycznej politycy, partie polityczne, organizacje społeczne, grupy interesu i obywatele angażują się w procesy polityczne, takie jak kampanie wyborcze, lobbing, debaty publiczne i podejmowanie decyzji politycznych.

(2) Arkadiusz Drożdziel, Kto rządzi w Polsce? Sejm, prezydent, rząd? A może układy i mafia? Nie, Polską tak naprawdę rządzą związki zawodowe, „Money.pl,” 15.06.2005

(3) Wiesław Sztumski, Upadek godności, „Sprawy Nauki”, 4, 2014

(4) Sofokles: “Antygona"

(5) Chodzi o masową produkcję tanich antybiotyków antysensownych, które niszczą tylko konkretne bakterie chorobotwórcze, a niewiele innych rodzajów bakterii, jak dzisiejsze antybiotyki. Dzięki temu unika się przykrych skutków ubocznych i nie osłabia się odporności organizmu. Produkcja dzisiejszych antybiotyków często kosztuje tylko kilka centów za opakowanie. Antysensowne antybiotyki byłyby prawdopodobnie w tej chwili tysiąc razy droższe. By ich produkcja osiągnęła dojrzałość rynkową, potrzeba około miliarda euro. Sprawa jest pilna, bo jak pisze Jörg Vogel (dyrektor Instytutu Helmholza w Würzburgu do Spraw. Badań nad Infekcjami Opartymi na RNA) „Następna pandemia może zostać wywołana przez bakterię wielolekooporną – gdybyśmy do tego czasu opracowali antysensowne antybiotyki, bylibyśmy dobrze przygotowani” (Frederic Jötten, Zielgenaue Bakterienkiller gegen Resistenzen, „Spektrum.de”, 23.05.2023)