Ochrona zabytków (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3182
Kończy się wiek postrzegany jako triumf nauki i techniki, w przeszłość odchodzi także jego owoc - przemysł wykorzystujący surowce naturalne. Ten trend widać także w naszym, opóźnionym technologicznie kraju. Na koniec wieku chcemy pokazać, jak zmienia się obraz Polski przemysłowej, co się dzieje z zakładami produkcyjnymi oraz innymi obiektami technicznymi, których działalność z różnych powodów straciła rację bytu. Jak się zmieniają? Co się dzieje z niepotrzebnymi już budynkami, maszynami? Przegląd ten rozpoczynamy tekstem o kończącej swój żywot kopalni w Bochni.
Bocheńska żupa
Co do tego, iż jest to najstarsza polska kopalnia soli - wątpliwości nie ma. Spory mogą dotyczyć tylko dokładnego wieku nestorki. Współcześni podają, iż działa od 1248 roku, natomiast Ambroży Grabowski (autor książki „Kraków i jego okolice”) dowodzi, że już za czasów Kazimierza II Sprawiedliwego (1178 - 1194) sprowadzeni do Polski księża Miechowici przez Michorę herbu Gryf, którego Bochnia była własnością, część swojej fundacji na soli bocheńskiej otrzymali. Dodał więc bocheńskiej salinie co najmniej 50 lat. Wobec kilkuset wieków jej istnienia - parę dziesiątków lat nie ma jednak istotnego - może poza reklamą - znaczenia. Ale reklamie kopalni lepiej pewnie służy legenda o świętej Kindze (jakżeby inaczej, skoro była panią Ziemi sądeckiej), której wianem są znalezione w jej czasach ponoć (XIII wiek) złoża bocheńskie. Ale nie tylko. Węgierska księżniczka prawdopodobnie przyczyniła się do zmiany technologii wydobywania soli: z warzelniczej na kopalną. Aleksander Brückner podaje, iż w urządzeniu salin (Bocheńskiej i wielickiej) walny brali udział Niemcy (i z węgierskich kopalni spiskich), stąd całe słownictwo górnicze bywało niemieckie. Technologia wydobywania soli ulepszana była i w wiekach następnych, gdyż żupy solne były otaczane szczególną pieczą przez królów. Zwłaszcza wiek XIV, jak podaje Gloger, był wiekiem wybujałych nadziei górniczych, a roboty górnicze stały się osobliwym przedmiotem królewskiej opieki, wyposażane nadaniami najrozciąglejszych swobód. Za Kazimierza Wielkiego sól wydobywano już maszynami (w Wieliczce robił to Francuz Wojciech Poryn), za Władysława Jagiełły i później do ulepszenia kopalń sprowadzano zagranicznych górników, np. Włosi: Piccaroni i Argoriani zaprowadzili łatwiejszy sposób wydobywania soli. Bocheńskiej żupie postęp techniczny był niezbędny z prozaicznego powodu: trudności eksploatacyjnych złoża. Skład całego utworu różni się tem od wielickiego, że nie ma wielkich brył soli zielonej i że cały pokład stoi niemal pionowo /.../ a pokład solonośny ma postać ogromnej soczewki, o ile znana, ok. 4 km długiej, 96 m szerokiej, a 452 m grubej - podawał Słownik Geograficzny w 1890 r. Dane te pozostają w części prawdziwe do dziś, gdyż po weryfikacji okazało się, że szerokość złoża waha się od kilkunastu do 200 metrów, w zależności od głębokości. Specyficzna budowa geologiczna, a zwłaszcza procesy tektoniczne powodowały, iż eksploatacja takiego złoża była i trudna, i niebezpieczna, i kosztowna. Po wybraniu soli pozostawały pod ziemią wąskie, długie i wysokie komory ulegające łatwo i szybko zaciśnięciu. To stwarzało problemy techniczne.
Od początku istnienia saliny aż do końca XIX w. urabianie i wydobywanie soli odbywało się tą samą metodą. Eksploatacja polegała na ręcznym odbijaniu z calizny dużych brył solnych. Do tego celu używano kilofów, młotków i klinów, czego ślady widać dziś jeszcze w bocheńskiej kopalni. Następnie bryły te, aby ułatwić toczenie, obrabiano nadając im kształt walca zwanego bałwanem. Drobną sól ładowano w beczki. Dopiero przełom XIX i XX wieku przyniósł zasadnicze zmiany poprzez wprowadzenie mechanizacji produkcji. Podobnie było z wydobyciem urobku. Do transportu pionowego wykorzystywano rozmaite kołowroty i kieraty. W drugiej połowie XIX wieku wprowadzono maszyny parowe, a na początku XX wieku - elektryczne urządzenia wyciągowe. Jedną z takich maszyn zastępującą kierat konny - wyprodukowaną w 1909r. w hucie „Laura” w Chorzowie - można oglądać nad szybem Campi (Polnym).
Nic wiecznego
Bocheńskie złoże nazywane „Parvum sal” (drobne, małe), w odróżnieniu od wielickiego „Magnum sal” - także nie było wieczne. Zasoby skończyły się już w latach 70. naszego wieku, ale zdecydowano się jeszcze prowadzić reeksploatację złoża poprzez produkcję solanki. Z myślą o wykorzystaniu jej w krakowskich zakładach sodowych „Solvay”. O potrzebach tego zakładu myślano także budując następną kopalnię soli w nieopodal leżącym Siedlcu. Niestety, w latach 80. zapadła decyzja o likwidacji „Solvaya”, a oddanie do użytku kopalni w Siedlcu w 1989 r. zbiegło się z datą jej zamknięcia. Kopalnia siedlecka, z której sól wydobywana metodą mokrą miała służyć za surowiec nie tylko „Solvayowi’, ale i oświęcimskim zakładom chemicznym i tarnowskim „azotom” do dzisiaj nie rozpoczęła eksploatacji i została wystawiona na sprzedaż.
Losu takiego uniknęła kopalnia w Bochni, której kierownictwo dostatecznie wcześnie podjęło kroki zabezpieczające jej żywot w przyszłości - już o innym niż przemysłowe wykorzystaniu. Kiedy wiadomo było o zamknięciu „Solvaya” i nieopłacalności przesyłania solanki z Bochni do Oświęcimia, wymyślono, że pokłady kopalni można byłoby wykorzystać do celów leczniczych i rekreacyjnych, tak jak to jest w Wieliczce. Wieliczce było jednak łatwiej zdobywać pieniądze na taką działalność - choćby dlatego, że od dawna została uznana za zabytek klasy światowej i z tego tytułu nie cierpiała biedy. Kopalnia bocheńska ( w części) została wpisana do rejestru zabytków w 1981 r., ale przez konserwatora wojewódzkiego. Gdyby została uznana za zabytek klasy krajowej - jej sytuacja jako obiektu zabytkowego byłaby o wiele lepsza, łatwiej byłoby też czynić starania o dotacje na konieczne prace adaptacyjne, zmieniające jej dotychczasowe użytkowanie. Mimo tych trudności, kopalnia inwestowała w infrastrukturę naziemną, zwłaszcza że w 1991 r. zapadła decyzja o postawieniu kopalni w stan likwidacji i zakończeniu tego procesu do końca 2000 r.
Z własnych środków zbudowano więc trzy budynki wokół szybu Sutoris (Szewczego) o powierzchni ok. 7 tys. m2 z myślą o przeznaczeniu ich na hotele, lecznictwo i gastronomię. W 1995 r. po powołaniu spółki „Uzdrowisko Kopalnia Soli Bochnia”, której właścicielem jest kopalnia, rozpoczęto zagospodarowywanie obiektów wyłączonych z eksploatacji. Dotyczyło to sześciu najpłycej położonych poziomów, objętych ochroną konserwatorską, które to wyrobiska - po pozytywnej ocenie Instytutu Balneologii w Poznaniu - zaadaptowano na cele lecznicze i rekreacyjne.
Leczy, bawi, uczy...
Trudno przesądzić, który z kierunków działalności uzdrowiska jest najistotniejszy. Dla alergików, których jest coraz więcej, oraz dla osób ze schorzeniami górnych dróg oddechowych z pewnością najważniejsza jest możliwość leczenia. Bo jak pisał Mikołaj Rej: A ów, co wlezie do soli, I tegoć głowa nie boli.
Do tego celu przeznaczono największą z zachowanych komór - komorę Ważyn położoną na głębokości ok. 250 m, o wymiarach: 350x10x5 m. Panuje w niej unikalny mikroklimat, gdyż przepływające przez nią powietrze ma własności nadmorskiego: jest nasycone mikroelementami, ma wysoką wilgotność i zwiera dużą ilość chlorku sodu (soli).
Na dole utrzymuje się też stała temperatura 15 -18 stopni C przez cały rok. Leczenie pod ziemią polega na wielogodzinnym oddychaniu takim powietrzem, zwykle podczas zjazdów nocnych ( w komorze są łóżka i śpiwory dla 140 osób).
Dla spragnionych ruchu w takich warunkach utworzono w jednej z czterech części komory Ważyn boisko sportowe z parkietem, dla innych - krąg taneczny i część widowiskową, a nawet bufet. Urządza się tu również wielkie bale i konferencje, bankiety, także sylwestry. Na tegoroczny komorę Ważyn zarezerwowało jedno z najbogatszych w Polsce środowisk już w ubiegłym roku. Sylwestrowa zabawa nie będzie jednak w niczym przeszkadzać tym, którzy zechcą przespać tę noc w krystalicznym powietrzu kopalni. Dla chorych, spragnionych spokoju, przygotowana jest druga komora (dla 50 osób), na innym poziomie, w której obowiązuje idealna cisza.
Ale kopalnia to nie tylko komora Ważyn. To także przygotowana i ciągle ulepszana trasa turystyczna, pokazująca życie dawnej kopalni i jej zabytki. Choć nie ma ich dużo (większość z nich kopalnia bocheńska oddała wielickiej), to, co jest także zasługuje na uwagę. Stajnia Mysiur, Podłużnia August, Kaplica św. Kingi z rzeźbami solnymi, Komory: Kieratowa i Rabsztyn wytyczają szlak godzinnej wędrówki z przewodnikiem.
W nowy wiek
Soli i chleba doma potrzeba - mówi stare przysłowie przypominając, jak cennym dobrem była kiedyś sól. Dziś taką wartość dla kultury narodowej mają dwie nasze saliny: wielicka i bocheńska. Przed drugą jednak jeszcze długa droga do sławy równie wielkiej jak wielicka, choć pewnie innej. Uzdrowisko Kopalnia Soli Bochnia będzie zapewne miało innych charakter. Na razie jego dyrektor, Jerzy Freudenheim, martwi się o pieniądze na rozwój uzdrowiska i utrzymanie go po 2000 roku. Wówczas bowiem ostatecznie zostaną zlikwidowane wyrobiska poniżej VI poziomu (na te prace są pieniądze z ministerstwa skarbu), a uzdrowisko będzie musiało zarobić na funkcjonowanie całości obiektu. A przecież oprócz tras turystycznych i pomieszczeń leczniczych konieczne jest utrzymanie kilometrów wyrobisk potrzebnych do życia tych już zagospodarowanych, szybów wentylacyjnych, zapewnienie bezpieczeństwa ludzi przebywających pod ziemią, etc. Z opłat za zwiedzanie zabytkowej saliny tego nie da się zrobić, także z dochodów niezwykle atrakcyjnej oferty turystycznej proponowanej przez uzdrowisko. A tym bardziej z usług leczniczych. Dziś dyrektor Freudenheim liczy głównie na dochody z imprez komercyjnych organizowanych w Komorze Ważyn, ale przyznaje, że to rozwiązanie na dziś. Na jutro mogłoby być uznanie bocheńskiej saliny za zabytek narodowy - łatwiej byłoby wówczas występować o międzynarodowe środki na jej utrzymanie. Bo na pieniądze z budżetu państwa trudno na razie liczyć, a sama Bochnia - choć rozumie, czym dla miasta jest dawna kopalnia, a dziś uzdrowisko - nie jest w stanie znacząco wesprzeć takiego obiektu.
Anna Leszkowska
99-09-21
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 4813
Z Mariuszem Jerzym Olbromskim, dyrektorem Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej w Przemyślu rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska