banner

 

wwjedrzejczak.jpg      Człowiek powinien być przygotowany na to, że śmierć może przyjść w każdej chwili. Śmierci nagłej i natychmiastowej nie ma co się bać. Nie zdąży się jej poczuć. Nie ma co się bać, ze względu na siebie. Można i trzeba się bać, jeśli swoim działaniem utrzymuje się innych ludzi, którzy mogą nagle zostać bez środków do życia i bez naszej porcji miłości. Bać się trzeba dwóch rodzajów śmierci: śmierci męczeńskiej w cierpieniu i śmierci z choroby Alzheimera, czy innej choroby podobnie degradującej psychicznie. Nie ma niczego szlachetnego w cierpieniu, a choroba degradująca psychicznie zabiera nam to, z czym zawsze pragniemy pozostawić swoich bliskich: możliwie najlepszym obrazem siebie w ich oczach.

     Bliscy zaś śmierć zaczynają odczuwać nie w czasie poprzedzającym pogrzeb. Wtedy jest zwykle dużo zamieszania, są sprawy techniczne, które trzeba po kolei i szybko załatwiać. Najgorszy jest okres, kiedy to się kończy, zostaje pusty pokój, jeszcze drobne ślady, że ktoś jeszcze w nim był, jakaś „jak zwykle nieodłożona na miejsce rzecz", która teraz urasta do rangi relikwii i pozostaje szloch. A potem pustka się powoli wypełnia i życie toczy się dalej.

     Ciągle zdarzają się nagłe śmierci i śmierć w większej grupie dodaje takiej śmierci znaczenia. Znacznie bardziej czcimy każdą z 96 ofiar tragedii pod Smoleńskiem niż ofiarę 97: ewangelickiego biskupa, który też zginął na służbie, wracając po odprawieniu nabożeństwa za kolegę, który w katastrofie zginął, a w którego to Biskupa czołowo, większym samochodem, wjechał pijany dziewiętnastolatek. Śmierć w większej grupie obrasta następnie mitami i żyje własnym życiem.

     Zdarzenie nagłej śmierci ośmiesza wiele ludzkich działań. Ośmiesza bezsensowną stratę czasu na nic nie znaczące konflikty dla konfliktów, ośmiesza małostkowość, ośmiesza zaniechanie, ośmiesza drobiazgowość, ośmiesza zmianę proporcji w naszym życiu, proporcji między tym, co naprawdę ważne, a tym, co jest błahe. Sama w sobie śmierć jest triumfem absurdu, absurdu z którym walczy każdy człowiek, planując i realizując swoje życie.

    Ludzi publicznych, którzy odeszli powinniśmy zapamiętywać w ich wzlotach, ale w uczciwej proporcji do tego, czego rzeczywiście dokonali. Ta pamięć jest dla młodych ludzi przekazem i drogowskazem na ich życie. Jest porządkowaniem rzeczywistości. Wniosek, że aby zostać wywyższonym, trzeba nagle przypadkowo zginąć, nie jest dobrym drogowskazem.

Wiesław Wiktor Jędrzejczak

oem software