Felietony W. W. Jędrzejczak (el)
- Autor: Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Odsłon: 2475
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 3356
Jednym z mitów założycielskich współczesnych rozwiniętych społeczeństw jest mit wolności, która jakoby zawsze jest dobrem. Gdy jednak porównać los wolnego wilka i zniewolonego psa to można mieć wątpliwości.
Pies (w końcu udomowiony wilk) oddał człowiekowi wszystko, włącznie z kontrolą nad swoim rozmnażaniem.
Wilk nie oddał nic. Nic nie oddał i nic nie dostał. O, przepraszam, dostał się do zoo.
Z punktu widzenia interesu gatunku wilk wszystko przegrał, a pies wszystko wygrał. Interes gatunku sprowadza się bowiem do zachowania i zwiększenia różnorodności genów, które może posiadać osobnik danego gatunku, a to osiąga się w ten sposób, że się rozmnaża. Liczba psów jest tysiące razy większa niż liczba wilków, a różnorodność jest fenomenalna.
Apartheid, czyli segregacja rasowa miała oczywiście upodlający charakter, ale jest pytanie, czy ze strony tej słabszej populacji ludzi był rzeczywiście gorszy od jego likwidacji? Otóż likwidacja apartheidu doprowadziła do powstania gett znacznie gorszych niż getta z jego czasów. O co chodzi? Każda społeczność ma swoje elity, które wśród różnych funkcji są odpowiedzialne za rozwój tej społeczności. W czasach apartheidu elity murzyńskie były zmuszone do ustawicznej pracy na rzecz rozwoju swoich społeczności, gdyż to była jedyna droga do polepszenia sytuacji życiowej tych elit.
Likwidacja apartheidu spowodowała masowy exodus murzyńskich elit z gett do dzielnic białych. Od kiedy kolor skóry przestał być ograniczeniem, ci Murzyni stali się de facto „biali”. A getta pozostały bez elit. Dla dziecka z gett jedynymi wzorcami osobowymi stali się bandyci i narkomani.
Około dwieście lat temu dwa kraje, położone zresztą niedaleko, wybiły się na niepodległość. Stany Zjednoczone i Haiti. Ciężko o tę niepodległość walczyły. Przez czas, który upłynął, Stany Zjednoczone stały się największym mocarstwem świata, Haiti odwrotnie stało się jednym z jego największym nędzarzy i rezerwuarem chorób wyeliminowanych już w innych częściach świata. Tu wolność i tu wolność.
Kiedy patrzę na tzw. „lud smoleński” to widzę takie polskie Haiti. Widzę biednych, porządnych, uczciwych ludzi, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że aby być wolnym, trzeba sobie umieć dać samemu radę lepiej od innych – trzeba być mądrzejszym, a aby być niepodległym trzeba być od innych silniejszym. A oni nie są ani mądrzejsi, ani silniejsi. Ale nie chcą się do mądrzejszych i silniejszych dołączyć.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Odsłon: 3206
Gdyby państwu polskiemu zrobić to samo, co Państwo polskie zrobiło firmie Amber Gold, to państwo polskie też by padło. Oznaczałoby to bowiem zamrożenie i wyprzedaż tego, co Państwo posiada po takich cenach, jakie w tej sytuacji można za to uzyskać. Przy tej ilości dóbr i niewielkiej ilości kupców z dużą gotówką likwidator wyprzedawałby za bezcen, byle tylko uzyskać jakiekolwiek środki.
Gdyby to samo zrobić dowolnemu polskiemu bankowi, skutek byłby podobny. Banki te funkcjonują, mając do bieżącej dyspozycji nie więcej niż kilkanaście procent depozytów (mniej niż zostało z Amber Gold).
Natychmiastowy zwrot udzielonych kredytów można włożyć między bajki. Wszystkie te instytucje: państwa i banki są de facto tzw. piramidami finansowymi. Piramidy państwa opierają swoje funkcjonowanie na prawie do drukowania pieniędzy, których wartość jest zjadana przez inflację, a banki - na pomocy tegoż państwa (przykład Grecji i problemów wokół niej jest tu klasyczny).
Niezależnie od tego, jak oceniać postać właściciela Amber Gold, to w tej sytuacji nie miał szans, nawet mając najlepsze intencje i kwalifikacje. A niewątpliwie na głupka nie trafiło. Ktoś niedawno kwestionował kwalifikacje praktyczne wynoszone z polskich uczelni, a tu proszę, całą sprawę zorganizował stosunkowo niedawny absolwent jednego z polskich techników ekonomicznych. W ciągu kilku lat był w stanie od zera rozkręcić interes o wielomilionowych obrotach, zorganizować całą złożoną bankową infrastrukturę, w tym dobrze (z punktu widzenia interesu firmy) zredagowane umowy z klientami, kupić i sprzedać linie lotnicze, założyć dodatkowo jeszcze kilka spółek. Był w stanie zarządzać transferami finansowymi pomiędzy nimi. Mając dziewięć spółek, miał przeciętnie tylko godzinę dziennie na zarządzanie każdą z nich. I to bez zarzutu funkcjonowało parę lat!
Z tego typu interesami często jest tak, że genialny pomysł jest źródłem zarówno sukcesu, jak i porażki. Źródłem sukcesu, gdyż udaje się trafić w żyłę złota, a porażki, gdyż żyła kiedyś się kończy i trudno jest wyczuć ten moment z wyprzedzeniem i wyhamować. Jeśli się tego nie zrobi, to powstała organizacja zjada sama siebie swoimi kosztami stałymi. Właściciel Amber Gold miał tysiące wspólników, którzy latali OLT Express otrzymując za friko dopłatę do każdego wykupionego biletu.
A w ogóle jest pytanie, kto doradzał takie zarządzanie tymi liniami? Gdzie są inne osoby, które uczestniczyły w zarządzaniu tym wszystkim, gdyż trudno sobie wyobrazić nawet techniczną możliwość, że to wszystko robił jeden człowiek, nawet genialny. Gdzie są teraz te wszystkie krasnoludki?
Wiesław Wiktor Jędrzejczak