Popularyzacja nauki ma swoje pułapki. Pierwsza to pułapka niezrozumienia. Wprawdzie nie ma lepszego sposobu na zrozumienie samemu o co chodzi niż próba wytłumaczenia tego komuś innemu, ale zdarza się, że i ten sposób zawodzi.
Oto szanowana dziennikarka naukowa postanowiła przybliżyć maluczkim publikację z „Nature" dotyczącą tego, co dla niej u człowieka najważniejsze, czyli męskiego narządu decydującego o rozmnażaniu. W tej publikacji Autorzy udowadniają, że człowiek, a ściślej mężczyzna (w odróżnieniu od np. kocura) utracił część DNA odpowiedzialną za „penile spines", czyli pewne kolczyste zgrubienia na powierzchni swojego wspaniałego męskiego narządu, co ostatecznie zwiększyło przyjemność z jego wykorzystywania. Angielskie słowo „spine" ma wiele znaczeń, w tym „kręgosłup", ale zrobić z tego kość i przetłumaczyć jako „kość prącia" to jednak jest wyczyn.
Gdy to przeczytałem w jednej z gazet to przypomniała mi się anegdota z egzaminu z anatomii na medycynie. Otóż profesor zapytał nadobną studentkę, dlaczego męskie prącie staje. Studentka zamyśliła się, rozmarzyła i odpowiedziała: „bo ma w środku taką kość". Profesor na to: „no cóż z anatomii dwója, ale gratuluję partnera". Wygląda na to, że studentka z anegdoty nie mogąc ukończyć medycyny poszła na dziennikarstwo. I do partnerów nadal ma szczęście.
Śmiać się łatwo, ale każdemu zdarzają się wpadki. Jak powiedział jeden z obecnych Wicemarszałków Sejmu: „jak się dużo mówi, to się zawsze coś chlapnie".
Wiesław Wiktor Jędrzejczak