banner


wwj-do zajawkiDotychczas oglądałem tzw. kiboli jedynie w telewizji (i to rzadko, gdyż z racji posiadania małego dziecka oglądam głównie programy dla takich dzieci). Ale oto miałem wygłosić wykład na wielkim kongresie lekarskim w Poznaniu. Poprzedniego dnia miałem wykład w Olsztynie i nie mogłem pojechać wcześniej do Poznania. Ale wykład miał być o 10.30, a pociąg do Poznania przyjeżdżał o 9.00, więc było mnóstwo czasu, by zdążyć. Pociąg wyjeżdżał z Warszawy Wschodniej o 6 rano, ale była to niedziela 25 marca - dzień zmiany czasu, więc była to efektywnie 5 rano, więc wstać musiałem o 4 rano.

Pociąg Intercity odjechał o czasie i dojechał do Warszawy Centralnej. I stanął. Okazało się, że do pociągu wsiadła grupa kibiców, część z nich nie ma biletów i nie chce wysiąść. Były to w większości takie drobne chłopaczki, które się nie awanturowały (co oczywiście nie było żadną gwarancją, że nie będą tego robić później). Tylko sobie siedzieli. A na peronie stał za to tłum byczków z dumnym napisem na plecach „policja” i drugi tłum byczków z dumnym napisem „służba ochrony kolei”. I tak sobie stali. I pociąg też stał. Jedną godzinę, drugą godzinę, trzecią godzinę…

W tym momencie stało się dla mnie jasne, że nie ma mowy, abym dojechał do Poznania na 10.30, więc wysiadłem i nie wiem kiedy w końcu pociąg ruszył. Gwoli uczciwości muszę przyznać, że kolej zwróciła pieniądze za obydwa bilety tj. do Poznania i z powrotem.

To, co było porażające to zupełna niezdolność właściwych służb do rozwiązania problemu. Nie była to przecież pierwsza w historii Polski podróż kibiców na mecz. Zarówno kolej, jak i policja powinny mieć załatwianie takich spraw w małym palcu, a na czele tych służb powinni stać ludzie decyzyjni, a nie jakieś niemoty. Państwo oprócz sprawnych służb miało też dosyć czasu, aby przygotować właściwą infrastrukturę prawną. Sprawa powinna zostać załatwiona w kilka minut. I koniec.

Osoby, które być może przyjechały na mój wykład z daleka, nie doczekały się go, chociaż opóźnienie miało zapewne znacznie gorsze skutki dla wielu innych podróżnych. I agresję w pociągu było czuć nie od kibiców, tylko od pozostałych.

Aby wrócić z dworca do domu, poszedłem na przystanek tramwajowy. Okazało się, że tramwaj też nie jeździ, gdyż jest jakiś maraton. Widocznie pierwszy warszawski bieg po torach tramwajowych.

Wiesław Wiktor Jędrzejczak