Wiara i religia nigdy do mnie nie przemawiała, ale w szkole podstawowej w czasach tzw. komuny nauczał mnie religii mądry ksiądz. Kiedy zdawałem u niego egzamin dopuszczający mnie do Pierwszej Komunii powiedział: „zdałeś, co było do przewidzenia bardzo dobrze, ale w tobie nie ma wiary. Mimo to dopuszczę cię do Komunii, ale obiecaj, że przez następny rok będziesz co tydzień chodził na mszę do kościoła. Albo do ciebie wiara przyjdzie, albo nie”. Wiara nie przyszła.
Mój starszy syn chodził najpierw na religię do kościoła, ale został zlaicyzowany dzięki lekcjom religii w szkole. Podstawowym problemem była rozbieżność słów i czynów. Zobaczył, że katecheci sami nie robią tego, czego nauczają.
Ale większość ludzi w każdej kulturze potrzebuje wiary i potrzebuje „Boga”, a religia to najważniejszy mechanizm porządkujący ludzkie życie na całym świecie. Swoisty drogowskaz. I Kościół musi być umiarkowanie konserwatywny, gdyż nie można kręcić drogowskazem. Z tym, że drogowskaz musi wskazywać drogę, a nie ślepą uliczkę. A zakaz używania prezerwatyw w stosunkach heteroseksualnych w krajach dotkniętych AIDS, czy zakaz zapłodnienia in vitro dla rodzin dotkniętych bezpłodnością, to są ślepe uliczki.
Jeszcze większy problem jest, kiedy kapłani nie podążają wytkniętą przez siebie ścieżką. Wspomniane przykłady w sposób oczywisty nie powinny mieć do nich zastosowania, ale jeżeli „owieczka” czyta np. w Rzeczpospolitej z 25 czerwca 2010 roku, że oto jej „pasterz” w randze arcybiskupa rozsyła klerykom czerwone majtki z napisem „Roma” i zaleca ten napis rozumieć wspak, to pojawia się problem. Nie chodzi tu o orientację seksualną tego pana, ale o rozwiązłość, której Kościół nie zaleca żadnej orientacji. I pojawia się pytanie, czy ten pan został arcybiskupem mimo tego, czy dzięki temu? A jeśli dzięki temu, to co to za organizacja, która promuje takie zachowania? I kiedy się ona oczyści z takich ludzi i z takich zachowań?
Kościół, aby służyć ludziom ma też do utrzymania wielkie gospodarstwo i to jest realny problem ekonomiczny, ale w zbyt wielu wypadkach zza tej twarzy wygląda gęba „Monachomachii”: czysta pazerność nie licząca się z dobrem ludzi, którym Kościół ma służyć. I ona również odpycha od Kościoła osoby, które potrzebują wiary.
Lepiej więc nie twórzmy tu pustego miejsca, gdyż trzeba też przyznać, że ekstrema Kościoła jest mimo wszystko mniej groźna niż ekstrema islamu, która może je wypełnić.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak