banner

 

  wwj-do zajawki W polskim prawie istnieje dość dziwny twór zwany ustawą o dostępie do informacji publicznej. Jak w każdym piekle, intencje ustawodawcy zapewne były dobre. Oto każdy obywatel (co bardzo brzmi dumnie) może zażądać kopii dowolnego pisma urzędowego w dowolnej sprawie, niezależnie od tego, czy go to dotyczy, czy też nie. I może poddać Państwo obywatelskiej kontroli. Każdy obywatel, czyli obywatel „psychiczny” także. I jeśli nie otrzyma tego pisma, to jest to „czyn z art.23”.  I jest sankcja karna.

        I oto leży przede mną pismo z policji prowadzącej postępowanie pod nadzorem prokuratury „proszę o udzielenie odpowiedzi, czy do ośrodka wpłynęło pismo datowane (przed rokiem) z urzędu X w sprawie odwołania przetargu na realizację czegoś tam (instytucja, do której to pismo miało zostać skierowane w ogóle nie zgłosiła się do tego przetargu, ani nawet nie prowadzi takiej działalności). Jeżeli tak, to kiedy, w jakiej formie (fax-poczta), kto je odebrał, przez jakie komórki instytucji przeszło i w jaki sposób oraz gdzie zostało zarejestrowane i złożone. Z uwagi na terminy procesowe, proszę o potraktowanie sprawy jako pilnej”.

        I teraz co? Personel indagowanej instytucji rzuca pracę i zaczyna szukać pisma. Ale to nie jest sprawa jednostkowa. Autor pisma wysłał je do kilkudziesięciu instytucji, a po tym, jak nie uzyskał odpowiedzi, wysłał doniesienie do kilkunastu prokuratur. I wszystkie wszczęły postępowania sprawdzające. Autor pisma w ramach publicznego dostępu zapewne prowadzi jakieś prywatne śledztwo i chciałoby się wierzyć, że chociaż intencje ma dobre. Ale wcale nie musi. Może intencje mieć też jak najgorsze.

        A w dodatku autor takich pism może być przecież jeszcze sprytniejszy. Oto może upatrzyć sobie dowolnego urzędnika i żądać przekazywania sobie wszystkich pism przez niego pisanych, a tam prędzej czy później znaleźć coś, co przez choćby niezręczność sformułowania da pretekst do insynuacji. Mieć wtedy urzędnika na widelcu. I albo go zjeść, albo tylko opluć. Wszystko za nasze podatki. Jeden psychopata może w ten sposób sparaliżować działalność połowy Polski. Ale też wcale nie musi to być psychopatia. Jak wspomniałem, może to być też działanie z premedytacją , obliczone na usunięcie urzędnika, który przed jakąś mafią broni interesu jak najbardziej publicznego.

Wiesław Wiktor Jędrzejczak