Europosłowie z Polski mają silniejszą pozycję w Parlamencie Europejskim niż w ub. kadencji, jednak niewielu z nich zasiada w komisjach, które mają znaczący wpływ na politykę Wspólnoty – stwierdza raport Instytutu Spraw Publicznych, sumujący pierwszą połowę kadencji Parlamentu.
W europarlamencie mamy obecnie 51 posłów, ale ich aktywność często pozostawia wiele do życzenia. O większości z nich, o ich działalności polscy wyborcy niewiele albo nic nie wiedzą, nawet o tych, których praca w Brukseli, zaangażowanie w sprawy europejskie zasługuje na uznanie. Znani są natomiast ci, którzy krążą między studiami telewizyjnymi w Polsce, dla których terenem aktywności jest tak naprawdę polityka krajowa, nie europejska. Potwierdzają to dane dotyczące frekwencji na obradach plenarnych w Strasburgu i mniejszy udział z brukselskich pracach parlamentarnych.
Na szczęście, nie mamy posłów milczących, należą jednak do najczęściej wykorzystujących formę interpelacji poselskiej (tu rekordzistą jest Ryszard Czarnecki, który zabierał głos 53 razy, niewiele mu ustępują pod tym względem Konrad Szymański, Marek Migalski i Zbigniew Ziobro). Jednak oceniając działalność merytoryczną, bierze się pod uwagę przede wszystkim przygotowane sprawozdania i opinie, bo tu liczą się kompetencje i znajomość tematu. Jest to także często wykorzystywane jako policzalny wyznacznik parlamentarnej aktywności, zaś poseł-sprawozdawca ma większe możliwości wpływania na parlamentarne negocjacje – podkreślają eksperci ISP.
Tymczasem, chociaż Polacy byli autorami kilku ważnych sprawozdań, to w porównaniu z innymi dużymi państwami UE mieliśmy najniższy odsetek sprawozdawców. Ponadto – niską średnią raportów przypadających na jednego posła. Nasze sprawozdania dotyczyły przede wszystkim polityki wschodniej, energetyki, budżetu i rybołówstwa.
Na podkreślenie zasługuje fakt, że niektórzy posłowie-debiutanci w europarlamencie szybko weszli w nową rolę i zdobyli dobrą pozycję w swoich komisjach. Przykładem jest Sidonia Jędrzejowska, która przygotowała opracowanie dotyczące budżetu na 2011 rok, Lena Kolarska-Bobińska, która zajmowała się nową strategią energetyczną UE czy Ryszard Legutko, autor raportu dotyczącego Ukrainy. Aż 6 opinii przygotowała Danuta Huebner, była unijna komisarz.
Tradycyjnym obszarem polskich zainteresowań jest polityka zagraniczna, a zwłaszcza stosunki Unii ze wschodnimi sąsiadami. Europosłowie z Polski są nadreprezentowani w komisjach bezpieczeństwa, obrony oraz praw człowieka, zajmujących się kwestiami, w których wpływ PE na politykę Unii jest niewielki.
Nie mają natomiast odpowiedniej reprezentacji w ważnych komisjach: środowiska naturalnego, zdrowia publicznego i bezpieczeństwa żywności, gospodarki i spraw monetarnych, kryzysu gospodarczego i finansowego. Według opinii ekspertów ISP, jedną z przyczyn jest za słabe przygotowanie w dziedzinie ekonomii, jeśli zaś chodzi o komisję środowiska, która zajmuje się m.in. aktami prawnymi dotyczącymi limitów emisji CO2, jest to odbiciem niedoceniania tych problemów w polskiej polityce.
Duży wpływ na sposób wykonywania mandatu ma pozycja polityczna w Parlamencie – wyjaśniają eksperci ISP. Posłowie z dużych grup politycznych sporządzają więcej sprawozdań i koncentrują się na procesie legislacyjnym. Ci z mniejszych, często będących w opozycji do podejmowanych decyzji, koncentrują się na działalności o charakterze bardziej interwencyjnym, formułują pytania do Komisji Europejskiej i Rady UE.
Instytut Spraw Publicznych zbadał także aktywność europosłów w Internecie i okazało się, że z tym wcale nie jest dobrze*. Zaledwie 2/3 spośród nich regularnie wykorzystuje narzędzia internetowe do komunikacji z obywatelami. Choć wszyscy – wyjątkiem jest Joanna Senyszyn – mają własne strony internetowe, ale aktualizują je niezbyt często i nieregularnie, albo – wcale. 21 europosłów ma konto na Facebooku, ale tylko 14 jest aktywnych. Rekordzistą pod względem liczby fanów jest Jerzy Buzek – ma ich 44,5 tys., następne miejsca zajmują Tadeusz Zwiefka i Wojciech Olejniczak. Jednak liczba fanów aktywnych, komentujących i dzielących się swoimi opiniami na fanpage'ach poszczególnych posłów jest bardzo różna, bywa, że zerowa w ciągu miesiąca. 16 europosłów jest obecnych na Twitterze, ale tylko 10 regularnie „ćwierka”. 17 prowadzi bloga. Tyle mówią statystyki. Problem jednak jest nie w ilości, ale w sposobie wykorzystania Internetu jako formy kontaktu z wyborcami.
Wydaje się, że europosłowie wolą sami wypowiadać się w różnych kwestiach niż odpowiadać na pytania, wyjaśniać, komentować. Na merytoryczne pytania, zadane z fikcyjnych kont w imieniu „Tajemniczego Obywatela”, odpowiedziało zaledwie dziewięciu!
Niska aktywność polskich europosłów w sieci świadczy o tym, że nie widzą potrzeby, a może nie rozumieją istoty komunikacji internetowej. Może też wynika to z niesłusznego przekonania, że nikt z niej nie będzie korzystał. Wolą bezpośrednie spotkania z obywatelami. W związku z tym rzadko profesjonalizują swoją komunikację internetową, która staje się jedynie dodatkowym i mało znaczącym obowiązkiem pracowników biura – tak ocenia sytuację raport ISP. (kh)
* co dobitnie widać po głosowaniu ws. ACTA (tylko posłowie SLD wiedzieli o co chodzi) oraz wyznaniu pos. Marka Migalskiego na jego blogu (red.)