W Akademii Leona Koźmińskiego odbyło się 1 lutego 2013 seminarium z cyklu "Krytyczna Teoria Organizacji", na którym prof. Andrzej Karpiński przedstawił ocenę wpływu transformacji na sytuację przemysłu w Polsce.
W swoim wystąpieniu prof. Karpiński odpowiadał na 3 zasadnicze pytania:
1. Czy to, co stało się w przemyśle po 1989 r. można nazwać deindustrializacją?
2. Czy rozwój sytuacji w przemyśle był zgodny z trendami globalnymi, tj. tendencją zmian w przemyśle światowym?
3. Na czym powinna polegać strategia reindustrializacji w Polsce?
Przedstawione przez prof. Karpińskiego dane, to owoc dwuletnich badań nad stanem polskiego przemysłu po 1989 roku – próba oceny ubytku w gospodarce kraju z powodu likwidacji zakładów przemysłowych (przepadło z tego powodu ok. 1 mln miejsc pracy).
Czy zakłady musiały być likwidowane? Prof. Karpiński podał argumenty za i przeciw tej tezie. Jednym z argumentów „za” był fakt, że przed 1989 rokiem polska gospodarka była zamknięta i miała inną strukturę niż wymagana przy gospodarce otwartej (nie można zrobić gospodarki rynkowej przy starej strukturze). Po drugie – gospodarka zamknięta ma bardzo silne tendencje do autarkii, tak że import staje się tańszy niż produkcja rodzima. I po trzecie – gdy o losie zakładu decyduje polityczna decyzja, trudno o rachunek ekonomiczny.
Ale – jak podkreślił mówca, tymi trzema argumentami nie można wytłumaczyć całości tego, co się stało. Otóż liczba zlikwidowanych zakładów w Polsce przekroczyła rozmiary likwidacji przemysłu jakiegokolwiek kraju w Europie (poza Wielką Brytanią i NRD) – nigdzie spadek zatrudnienia w przemyśle nie był tak głęboki. W 1980 w polskim przemyśle pracowało 5,24 mln osób, a w 2011 – 2,93 mln. Co ciekawe, z powodów zacofania technologicznego musiało upaść zaledwie 100 – 150 zakładów. Reszta upadła z powodu gry rynkowej.
Do tworzenia nieprawdziwego obrazu upadku polskiego przemysłu wybitnie przyczyniają się osoby uprawiające czarny PR, które próbują dowieść, że nasze zakłady zamykano z tych samych powodów jak w np. w Belgii, czy Francji. Tam jednak zamykano tzw. dymiące przemysły, natomiast w Polsce zamykano przemysły czyste, np. przemysł elektroniczny (w PRL zbudowaliśmy 95 zakładów przemysłu elektronicznego, z których po 1989 zlikwidowano... 84!).
I to zrobiono, mimo wiedzy, że najszybciej i najłatwiej można przestawić produkcję w przemyśle konsumpcyjnym – tymczasem u nas właśnie ten przemysł zlikwidowano (50% zakładów), a przemysł lekki w całości.
Biorąc pod uwagę zakres terytorialny, najwięcej zlikwidowano zakładów w województwie zachodniopomorskim – 48% przemysłu zbudowanego w PRL! Skutkuje to m. in. wyludnianiem tego województwa.
Czy to, co się stało i co się dzieje z polskim przemysłem jest zgodne z kierunkiem rozwoju świata? Otóż wiara w usługi a nie przemysł to wiara okresu thatcheryzmu – od 2000 roku widać tendencje przeciwną – wzrost roli przemysłu. Z cytowanego przez prof. Karpińskiego raportu z The Economist („Manufacturing the future”) wynika, iż to przemysł właśnie ma przyszłość i że czeka nas w najbliższym czasie III rewolucja przemysłowa lub technologiczna. Jeśli zatem będziemy tolerować dalszą deindustrializację Polski przy industrializacji świata – będzie źle.
Podczas dyskusji prof. Witold Kieżun ocenił, iż likwidowanie polskich zakładów po 1989 roku było działaniem typowym dla rekolonializmu, tym razem przeprowadzanego przez korporacje. Polska (i nie tylko) stała się terenem podobnej ich działalności jak państwa Afryki po odzyskaniu niepodległości. Skutkiem tego jest zmiana struktury własnościowej – większość naszych przedsiębiorstw ma zagranicznych właścicieli, którzy co roku z Polski wywożą od 40 do 80 mld zł zysku.
Mamy ciągle ujemny bilans handlowy, jesteśmy ciągle zagrożeni likwidacją tego przemysłu, czyli trzeba patrzeć na problem z punktu widzenia struktury i własności przemysłu i być czujnym na spryt wielkiego zagranicznego kapitału – podsumował prof. Kieżun, który podkreślił też, że do likwidacji przemysłu przyłożyliśmy się sami (m. in. wprowadzenie tzw. popiwku).
Inny punkt widzenia przedstawił dr Marcin Piątkowski (Akademia Koźmińskiego i Bank Światowy). Jego zdaniem, Polska od 1989 jest mistrzem Europy we wzroście gospodarczym i przykładem ogromnego sukcesu, bo doszło u nas do zmiany na przemysł konkurencyjny na świecie. Jest to pokonanie 500-letniego zacofania gospodarczego. Natomiast obecnie trzeba się zastanowić: co robić dalej?
Prof. Karpiński w odpowiedzi na to pytanie stwierdził, iż po pierwsze nie tylko co robić, ale i kto ma robić? Nie mamy strategii i nie będzie jej, dopóki środki budżetowe będą kierowane na jeden cel, a ideologia będzie je kierować na inny. Widać dobitnie po hołubionej w deklaracjach politycznych nauce, na którą systematycznie spadają nakłady. Strategia musi uwzględniać fakt, iż głównym atutem Polski jest niski poziom konsumpcji (40%), co pokazuje pole przyszłych działań. Ale nie wiadomo, kto podniesie nasz poziom konsumpcji z 40% do 100% - na razie te 60% zabierają nam korporacje.
Główną ideą przy tworzeniu strategii winno być oparcie dobrobytu Polaków na własnej pracy i własnych zasobach, gdyż w globalnej gospodarce one są najbardziej stabilne, najmniej wrażliwe na kryzysy.
A zatem winno się skierować popyt na kraj i zablokować wypływ środków za granicę. Niestety, nikt z obecnej klasy politycznej nie zdecyduje się na taki krok, bo oznacza on przesunięcie konsumpcji z elitarnej na masową, np. z samochodu na mieszkanie.
W Polsce występuje natomiast niebezpieczna tendencja do spadku udziału przemysłu wysokiej techniki – jest on niższy niż w 1989! W sektorze pięciu przemysłów z obszaru tzw. GOW (gospodarka oparta na wiedzy) pracuje zaledwie 9% zatrudnionych – trzeba zatem zwiększyć współczynnik chłonności technologii, – choćby poprzez działania imitacyjne.
Polska ma też zły stan i kierunki zatrudnienia w ekologii, a ten biznes będzie się w XXI wieku rozwijać najszybciej. Powinniśmy zatem podnosić zatrudnienie w tym obszarze z 215 tys. obecnie do co najmniej 500 tys.
I sprawa oczywista: w 2030 będziemy mieć 4 mln pracowników dobrze wykształconych (teraz mamy ok. 1 mln) – jeśli nie damy im pracy – wyjadą.
W dyskusji głos zabrał także prof. Andrzej Lubbe, który przypomniał okoliczności likwidacji wielu zakładów po 1989, czemu częściowo można było zapobiec. Ale zasadniczym powodem naszego upadku była słabość polskich elit. Problem eliminacji polskiego zadłużenia mógł być rozwiązany wypracowaniem długofalowej strategii – ale mogły tego dokonać tylko elity świadome potrzeb kraju, których nie było i nie ma. Panowało powszechne przyzwolenie na wyprzedaż majątku za granicę, bo uważano, że będzie to lepsze niż sprzedaż go tzw. komunie. Główny problem zatem tkwi w nas samych.
Na zakończenie dyskusji głos zabrał prof. Lech Zacher, który podkreślił, iż ekonomia uległa ogromnej ideologizacji, co powoduje, że społeczeństwo bezkrytycznie wierzy w różne hasła, nie sprawdzając ich prawdziwości (choćby z danych statystycznych). Przemianami rządzą bowiem grupy interesów, które są powiązane z klasą polityczną.
Anna Leszkowska