banner

Nie ulega wątpliwości, że scenariusz rozbicia dzisiejszej Ukrainy na „Ukrainę prawdziwą” i Noworosję niesie ze sobą niebezpieczeństwo niekończących się konfliktów oraz rozbudza idee rozbicia innych istniejących państw na terenie całej Europy i Azji. 
Chcąc nie chcąc więc, Ukraińcy są skazani na dogadanie się, co leży w interesie wszystkich jej sąsiadów. 


Obecny konflikt na Ukrainie i wokół tego państwa należy rozpatrywać na wiele sposobów. Jest to więc:
 

– interwencja państw zachodnich, mająca na celu zaprowadzenie na Ukrainie demokracji i co za tym idzie – wzorców globalnej gospodarki rynkowej;
 

– interwencja spreparowana i sfinansowana przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników, którzy przynajmniej od czasów tzw. Pomarańczowej rewolucji mają na celu oderwanie Ukrainy od swego tradycyjnego zaplecza rosyjskiego i eurazjatyckiego na rzecz struktur zachodnich;
 

– odpowiedź USA i ich sojuszników na niepowodzenie ich interwencji w Syrii;
 

– próba uniemożliwienia rozwoju zaproponowanej przez Władimira Putina, z poparciem Chin i innych wschodzących mocarstw i gospodarek BRICS „integracji gospodarczej od Lizbony po Władywostok” na korzyść Transatlantyckiego Porozumienia O Wolnym Handlu (TAFTA) między UE a USA;
 

– reakcja USA na kryzys własnej gospodarki, waluty i własnego modelu gospodarczego w momencie wzrostu siły krajów i gospodarek bazujących na silnym interwencjonizmie państwowym;
 

– ingerencja Rosji, mająca na celu uniemożliwienie prawa Ukrainy do samostanowienia tak, aby przywrócić „imperium”, czy to w formie byłej jednolitej Rosji carskiej, czy byłego federacyjnego ZSRR;
 

– próba odegrania przez Rosję zasadniczej roli w rozgrywkach międzynarodowych w celu budowania światowego układu multipolarnego, w ramach którego, obok Chin i innych państw wschodzących BRICS, Rosja zajmowałaby kluczowe miejsce;

– wojna domowa Ukraińców między ze sobą po dwudziestu latach gospodarki skorumpowanej i samodestrukcyjnej i braku budowy wspólnego etosu narodowego i socjalnego;

– wojna bardziej nacjonalistycznych i biednych regionów z regionami bardziej rozwiniętymi Ukrainy.
 


Streszczając powyższe, można postawić następujące pytania: 
 

– czy wojna na Ukrainie to przede wszystkim wojna domowa, do której zewnętrzne mocarstwa wpraszały się od wielu lat czy dopiero od zeszłej jesieni? 
 

– czy to wojna regionalna między Zachodem a Rosją o przywództwo na śródlądziu eurazjatyckim? 
 

– czy to wojna globalna między Zachodem a wschodzącymi mocarstwami BRICS? 
 

– czy to wojna globalna między USA a krajami UE o jej przyszły kierunek rozwoju w kierunku Eurazji i Azji czy Atlantyku? 
 

– czy to konflikt wewnętrzny w samej UE i w każdej z jej gospodarek, o geostrategię rozwoju na korzyść TAFTA, czy na korzyść osi rozwojowej Pekin-Moskwa-Berlin-Bruksela (patrząc na propozycję Rosji w kwestii stworzenia osi współpracy „od Lizbony po Władywostok” oraz na rozwój chińskiego „nowego szlaku jedwabnego” wzdłuż przyszłej linii kolejowej Czengtu-Duisburg)?
 


Zapewne wszystkie te czynniki są istotne, a problem dla badacza stanowi pytani: w jakich proporcjach wywierają one wpływ na konflikt ukraiński i jak podejść do tej problematyki, nie wprowadzając do niej zbyt wielu czynników subiektywnych i emocjonalnych?


Kiedy chodzi o Ukrainę, chodzi o kraj z definicji „graniczny”, który siłą rzeczy budzi wiele emocji tak u swych sąsiadów z Zachodu, jak i ze Wschodu. Nie można bowiem zapominać, że Ukraina to jeden z głównych obszarów strategicznych, na którym ważą się losy świata, jak dawno już pisał strateg amerykańskiego „imperium” Zbigniew Brzeziński.


W dodatku to jednocześnie obszar, który budzi silne uczucia nie tylko pośród narodów słowiańskich, które dzieliły w historii wspólnotę losów z krajem, który rozciąga się wokół „matki miast ruskich”, ale także u wszystkich narodów subkontynentu europejskiego (stanowiącego de facto półwysep Azji).
Już od starożytności Ukraina była bowiem „bramą narodów”, czyli z jednej strony najdalej wysuniętą na Zachód ziemią cywilizacji koczowniczej, od Scytów po Kozaków i Tatarów, a zarazem najdalej posuniętą na Wschód cywilizacją niemieckiego prawa miejskiego.

Dopiero uwzględniając te wszystkie czynniki we właściwy sposób, jesteśmy w stanie zrozumieć wagę obecnego konfliktu na Ukrainie i oceniać, na którą stronę przechyla sie tendencja po podpisaniu rozejmu między rzecznikami jednolitej Ukrainy a rzecznikami „Związku Republik Ludowych” Donbasu, między rzecznikami orientacji „na Rosję i Eurazję” a rzecznikami orientacji „na Zachód”.
Nie można też zapominać o tym, że lwia część Ukraińców zapewne życzy sobie „neutralności”, czyli dobrosąsiedzkich stosunków z „braćmi” z obydwu stron, co nie prowadziłoby ich do sytuacji, w której ich zakłady pracy będą musiały wybierać między współpracą z jednym rynkiem i producentem na niekorzyść drugiego rynku i producenta.


Co się stało w Mińsku?


Porozumienie rozejmowe podpisane w Mińsku, i to niezależnie od tego czy przerwanie ognia utrzyma się, czy stanowi tylko listek figowy dla dalszych wojowniczych zapędów jednej, bądź drugiej strony, jest ważne ponieważ oznacza, że każda strona doszła do momentu, w którym zmierzyła dotychczasowy stan swoich realnych sił i potrzebuje chwili oddechu zanim przystąpi do kolejnej fazy. Zatem mamy uznanie rzeczywistości i stanu obecnego balansu sił w wymiarze lokalnym i globalnym.

Nad czym należy sie zastanowić? „Moment miński” zbiegł się prawie ze szczytem NATO w Newport (4–5 września br.) i ze spotkaniem brukselskim tydzień wcześniej. Do tego doszła publikacja wstępnych (no i oględnych) raportów brytyjskiego i holenderskiego w sprawie strącenia malezyjskiego samolotu pasażerskiego, który ustanowił apogeum wzajemnej niechęci między Rosją a USA, przy jednoczesnej stanowczości i niezależności pozycji Malezji, o której opinia publiczna w Europie zdaje się zapomniała.


W sumie w Brukseli Rosjanom powiodło się częściowo. Unia Europejska po groźbach zdecydowała się nie rozszerzać sankcji. Kraje „starej Europy” zadecydowały, że w momencie zbliżającej się zimy lepiej nie zaostrzać konfliktu z rosyjskim potentatem gazowym, pokazując przy tym nawet pewną otwartość wobec strategii Rosji, zmierzającej do dalszej budowy gazociągu „South Stream”. Należy przy tym wspomnieć, że owszem – gazociągi biegnące do Europy zasadniczo pochodzą na razie z Rosji, ale zapomina się często o tym, że i one wszystkie docierają tylko i wyłącznie do Niemiec, skąd się potem ponownie rozgałęziają, co jest równie ważne dla zrozumienia, kto dziś w Europie posiada wiodącą pozycję w decyzjach strategicznych.

Widać więc, że Niemcy odgrywają zasadniczą rolę w określaniu polityki europejskiej, co powoduje liczne sprzeczności tak wewnątrz Europy, jak z partnerem zza Atlantyku. Niemcy mają bowiem silne interesy na Ukrainie, ale równie silne na terenie Rosji, z wzajemnością ze strony Rosji. Nie można też zapominać o pozostałych niemieckich „czynnikach”, do których należą – Chiny, Azja wschodnia, Azja środkowa i Indie.


W tej sytuacji szczyt NATO nie mógł podjąć decyzji w sprawie propozycji USA co do umieszczenia przeciwrakietowego systemu obronnego, celującego w Rosję. Nie podjął też decyzji w kwestii rozmieszczenia baz armii USA w Polsce, w Rumunii i w krajach nadbałtyckich i nie zdecydował się uznać, że reakcja Rosji na wydarzenia na Ukrainie doprowadziła do faktycznego zerwania układu Rosja-NATO. Szczyt ograniczył się więc do potępienia tego, co NATO określiło jako „interwencję rosyjską” na Ukrainie i do wyrażenia „zrozumienia” wobec postaw najbardziej proamerykańskich i sąsiadujących z Rosją członków Paktu, co do umieszczenia „punktów tranzytowych” NATO na ich terytoriach. Jednym słowem – niewiele. 


Liczące się mocarstwa Unii Europejskiej doprowadziły do tego w momencie rokowań w Mińsku. Aby nie podgrzewać atmosfery napięcia, istniejącego między UE a Rosją, co szczególnie było widoczne w stanowisku Niemiec i ich najbliższych sojuszników – Austrii, Czech, Słowacji, Węgier oraz przy poparciu Francji i krajów południowej Europy oraz Finlandii, nie zdecydowano się na nałożenie nowych sankcji i nowych mechanizmów nacisku za pośrednictwem NATO.
 

Szczyty tak w Brukseli, jak i w Newport udowodniły, że najbardziej wpływowe siły w UE dążą raczej do jak najszybszego polepszenia swych stosunków z Rosją i przywrócenia tradycyjnej już współpracy, przynajmniej na poziomie sprzed konfliktu ukraińskiego, czyli kiedy Władimir Putin zaproponował „integrację od Lizbony po Władywostok”. Stało się to akurat w momencie, kiedy USA z trudem lansowały rokowania na temat transatlantyckiego traktatu handlowego i zaczęły używać argumentu w postaci swego gazu łupkowego, mającego stanowić konkurencję dla gazu rosyjskiego, bądź ewentualnie przyszłych dostaw tego nośnika energii ze złóż irańskich, syryjskich, cypryjskich, palestyńsko-izraelskich i katarskich.
Chodziło owszem o gaz, ale także i o cały wzajemny handel Europy tak z Rosją, jak i z Azją przez terytorium Rosji. Jednak spora liczba biznesmenów zachodnich i chińskich odwiedzających w ostatnich tygodniach Krym sprawia wrażenie, że Niemcy rozumieją, że Ukraina to owszem bardzo ważny obszar, ale łącznie z Rosją. 


Należy przy tym także wspomnieć, że jeśli dojdzie naprawdę do przerwania ognia na Ukrainie, to wówczas automatycznie na pierwsze miejsce wróci sprawa jej katastrofalnej sytuacji gospodarczej. Ekonomia ukraińska potrzebuje de facto równowartości 150 mld USD, aby stanąć na nowo na nogi. Jest to niemożliwe bez ściślej współpracy na linii Europa-Rosja-Chiny. Zatem albo świat czeka przedłużająca się wojna z bardzo niebezpiecznymi możliwymi skutkami dla wszystkich, z globalną wojną nuklearną włącznie, albo pokój i powrót do realiów ekonomii globalnej.


W tym miejscu należy realnie uznać fakt, że skorumpowany reżim, który plądrował Ukrainę przez ostatnie 20 lat, nie napotykając oporu i kontroli ze strony silnego państwa, zdolnego przeciwstawić się samowoli oligarchów, nie został obalony w lutym bieżącego roku, lecz z powodzeniem funkcjonuje nadal bez większych zmian. A bez zmian nie może być mowy o pokoju i o ekonomiczno-społecznym rozwoju na Ukrainie.


Cokolwiek więc by nie myśleć o układzie podpisanym w Mińsku, otwiera on drzwi do uznania sporów istniejących w społeczeństwie ukraińskim co do uwzględnienia aspiracji mieszkańców Donbasu do posiadania pewnej autonomii.
Ten aspekt automatycznie otwiera te drzwi zasadniczym zmianom w funkcjonowaniu tego państwa już nie tylko w stosunku do Donbasu, ale w stosunku do wszystkich życiodajnych regionów wschodu i południa państwa ukraińskiego. Zarówno manifestanci na kijowskim Majdanie, przynajmniej na początku, jak i założyciele rad robotniczych na terenie Donbasu, przynajmniej na początku procesu, który doprowadził do powstania „republik ludowych”, mieli w sumie jednego zasadniczego i wspólnego wroga – oligarchów. To ta wąska grupa stanowi główny problem Ukrainy.
Białoruś uporała się z tym problemem nie pozwalając u siebie, nieomal od początku swej niepodległości, na rozwój pełnego wolnorynkowego kapitalizmu. Rosja, po tragedii ery jelcynowskiej, uporała się z tym problemem, wprowadzając rządy silnej ręki, które kontrolują skłonności swoich oligarchów do wybryków, rozkładających spójność kraju. Problem z oligarchami to wyzwanie, które Ukraina ma nadal przed sobą.

 

Jakie będą perspektywy po ewentualnym rozejmie?

Przerwanie ognia zmusza Ukrainę i zagranicznych sojuszników obecnych władz w Kijowie do konfrontacji z rezultatami systemu oligarchicznego, który był skutkiem rozbicia ZSRR; zmusza ich do uwzględnienia różnic tak ekonomicznych, jak mentalnościowych i kulturowych, istniejących w ramach tej Ukrainy, która powstała na bazie granic, jakie jej dawały najpierw rządy Włodzimierza Lenina a potem Józefa Stalina.

Dzisiejsza Ukraina, wraz z Noworosją, Galicją Wschodnią i Zakarpaciem jest wynikiem odgórnego kompromisu między siłami i marzeniami nacjonalistów ukraińskich rodem z niemieckiej XIX-wiecznej szkoły a planami internacjonalistycznymi kolejnych pokoleń bolszewików. Od tej prawdy historycznej nie da się uciec. Stąd potrzeba dla dzisiejszej Ukrainy, jeśli to państwo ma nadal istnieć w obecnych jego granicach, nowego kompromisu ustrojowego, ideologicznego, narodowego, kulturowego, politycznego, ekonomicznego i społecznego. Próba sił, dokonana w ramach kijowskiej „operacji antyterrorystycznej” nie powiodła się, co by nie myśleć o udziale Rosji lub USA oraz Niemiec w obecnym kryzysie.

Dalszy kurs na rozwiązanie siłowe ze strony Kijowa i jego popleczników grozi generalną konflagracją na skalę światową i to w momencie, kiedy dwa obozy, ale również dwa sposoby reagowania na prawa kapitalizmu  ścierają się na świecie, nie wspominając o tym, że lwia część narodów nadal tęskni za rozwiązaniami społecznymi o charakterze bardziej socjalnym, aby nie mówić socjalistycznym. Widać to w nostalgii wobec ZSRR, która istnieje wszędzie na obszarze poradzieckim, ale również u narodów, które kiedyś korzystały z jego pomocy w ramach dekolonizacji. Stąd latynoski „socjalizm XXI-ego wieku”, jak i wybuchy „islamizmu”, który, na swój sposób, stanowi także objaw odrzucenia realnie istniejącego kapitalizmu neoliberalnego.


W tej sytuacji powstanie (dwu?) władzy chociaż częściowo opartej na radach robotniczych w Donbasie, jak i powstanie partyzantki nawiązującej do Nestora Machny w obwodzie zaporoskim, stanowią objawy nostalgii, która nie jest tylko regionalna, lecz stanowi istotny czynnik rzeczywistości istniejącej z różnym natężeniem we wszystkich krajach tak byłego „obozu pokoju”, jak i ruchu państw niezaangażowanych.
Stąd też sympatia, którą wywołuje quasi-mechanicznie antykomunistyczna bądź co bądź Rosja pośród wielu narodów świata, co stanowi istotny czynnik odrodzenia się siły tego kraju na skali międzynarodowej. Ten czynnik, co by o nim nie sądzić, należy brać pod uwagę, szczególnie w krajach sąsiadujących z Rosją, gdzie ta sympatia spotyka się najczęściej z niezrozumieniem.

Jednak na fakty nie należy się obrażać. Finowie, mimo zawiłości ich własnej historii, lepiej zdają się rozumieć ten fakt niż np. Bałtowie, a Białorusini lepiej niż mieszkańcy obwodów galicyjskich. Należy jednak czynić wysiłki w imię realizmu, aby najbardziej nieufne wobec Rosji społeczeństwa zrozumiały, jaki jest rzeczywisty balans sił na świecie.


Tymczasem na Ukrainie trzeba uporać się z takimi problemami, jak ceny benzyny i żywności, inflacja, bezrobocie, kurs hrywny, stan bezpieczeństwa publicznego, masowa emigracja młodych i wykształconych... To problemy, które bataliony „radykała” Ołeha Liaszki lub „banderowskiej” Gwardii Narodowej, nie mówiąc o oddziałach ukrainsko-izraelsko-rosyjskojęzycznego kosmopolitycznego oligarchy Ihora Kolomojskiego, nie mają pojęcia jak rozwiązać. Dzieje się to w sytuacji, kiedy MFW namawia tylko i wyłącznie do cięć budżetowych i zniesienia praw socjalnych, a jednocześnie spora duża część PKB Ukrainy pochodzi z przekazów pieniężnych emigrantów ukraińskich, pracujących w Rosji.


Nie ulega wątpliwości, że scenariusz rozbicia dzisiejszej Ukrainy na „Ukrainę prawdziwą” i Noworosję niesie ze sobą niebezpieczeństwo niekończących się konfliktów oraz rozbudza idee rozbicia innych istniejących państw na terenie całej Europy i Azji. Chcąc nie chcąc, Ukraińcy są więc skazani na dogadanie się, co leży w interesie wszystkich jej sąsiadów. Docelowo zatem państwa sąsiadujące z Ukrainą i posiadające swój udział w obecnej rozgrywce są zmuszone ułatwić drogę do zawarcia rozsądnych kompromisów na polach: ustrojowym, społecznym oraz ekonomicznym.


Nie ulega wątpliwości, że Ukraina zajmuje kluczowe miejsce dla Europy, Eurazji, Azji i nawet dla krajów czarnomorskich, a więc i śródziemnomorskich. Przyszłość gospodarek tych wszystkich zazębiających się ze sobą krajów przy rozwoju nowoczesnych szybkich środków komunikacji wymaga polityki współpracy.
Na obecnym etapie jednak brak równowagi, wynikły z końca świata dwubiegunowego nie został przezwyciężony i nie doszło jeszcze do powstania świata wielobiegunowego, co staje się nieuniknione, jeśli ludzkość ma budować pokojową przyszłość.
Na razie jednak istniejące mocarstwa nie znalazły swojego właściwego miejsca zależnie od racjonalnej analizy ich rzeczywistego potencjału i ogólnego balansu sił. Słabsze państwa z tego m.in. powodu jeszcze nie mogły ocenić, w jakim stopniu muszą znaleźć sobie poszczególnych partnerów, tak bliskich jak i dalszych, i ustalić z nimi nowe reguły gry. Stare jeszcze nie zginęło a nowe jeszcze się nie narodziło, choć widać pierwsze oznaki nowej możliwej równowagi światowej, uwzględniającej rzeczywisty układ sił i potencjałów. Póki co, z tego powodu, kraje takie, jak Ukraina stały sie terenem gry między aspiracjami mocarstw lepiej czy gorzej analizujących realia dzisiejszego i jutrzejszego świata. Stąd wielkie niebezpieczeństwo, które pojawia się na obecnym etapie dziejów...

prof. Bruno Drwęski 

Autor jest historykiem, politologiem, absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Paris III, Paryskiego Instytutu Nauk Politycznych. Od 1981 r. wykłada w Narodowym Instytucie Języków i Cywilizacji Wschodnich (INALCO) w Paryżu na wydziale Europy Środkowo-Wschodniej. Jest autorem licznych prac na temat podziałów społecznych i kwestii narodowościowych w Europie Środkowej i Wschodniej oraz procesów społeczno-politycznych w krajach arabskich.

Tekst pochodzi z portalu Geopolityka.org.pl.
Jego pełna wersja  - http://www.geopolityka.org/analizy/3012-bruno-drweski-ukraina-na-skraju-dwoch-rzeczywistosci