W stosunkach międzynarodowych mamy obecnie do czynienia z groźnymi zawirowaniami między Rosją a Zachodem. Rosji przypisuje się promowanie strategii wojennej, agresji i dezinformacji, tak jakby strona zachodnia, zwłaszcza USA, były w tym względzie bez winy.
A przecież to nie Rosja wchodzi w obszar wpływów amerykańskich, lecz dzieje się dokładnie odwrotnie – to Zachód ingeruje w tradycyjne sfery oddziaływań rosyjskich, przyjmując pozy misyjne i wyzwolicielskie.
Jeśli konsekwentnie opowiadać się przeciw sferom zależności i wpływów, to ani USA, ani Unia Europejska nie mają racji, gdy wypierając Rosję same dążą do poszerzenia swoich domen i korzyści (następuje powrót do „gry o sumie zerowej”, co przypomina rywalizację zimnowojenną między blokami Wschodu i Zachodu).
Przyjęcie założenia, że przynależność cywilizacyjno-geopolityczna państw położonych między Polską a Rosją jest kwestią otwartą powoduje, że usprawiedliwia się trwającą rywalizację o nowe wpływy. Oznacza to podsycanie nadziei na wyrwanie tych państw, zwłaszcza Ukrainy spod oddziaływań rosyjskich.
Tymczasem wiele spośród państw i społeczeństw poradzieckich jeszcze nie wie, gdzie naprawdę chce być. Mało kto zastanawia się nad kosztami i skutkami takich rekompozycji geopolitycznych, gdy tymczasem przelewana jest krew niewinnych ludzi, a Ukraina pod każdym względem jest ofiarą tej konfrontacji. Jeśli państwa Zachodu nie spojrzą krytycznie na swoją w tej sprawie rolę, to żadne moralizowanie nie przesłoni ich rzeczywistej roli współsprawcy ukraińskich nieszczęść. Dozbrajanie Ukrainy jest prostą drogą do eskalacji wojny, a nie ratowania pokoju.
Czas też zrozumieć, że Rosjanie mają takie samo prawo do obrony swoich racji, jak inne państwa i narody. Zachód nie może budować ładu międzynarodowego opartego wyłącznie na swoich wartościach i poczuciu wyższości nad „resztą świata”. Kompromis w stosunkach międzynarodowych wymaga rezygnacji każdego z ich uczestników z „jedynie słusznych” rozwiązań, opartych na samouwielbieniu i poczuciu przewagi. Ponadto, obywatele Rosji mają swoje prawo do strachu przed agresją zewnętrzną. Lekceważenie rosyjskich fobii powoduje narastanie napięć, które nieuchronnie doprowadzą do wybuchu konfliktu na wielką skalę.
Dramatyczne wydarzenia na Ukrainie w 2014 roku, nazwane „rewolucją godności”, spowodowały zasadniczą zmianę w stosunkach między Rosją a Zachodem. Rozmaite gremia międzynarodowe wyraziły swoje oburzenie, a nawet potępienie dla aktów pogwałcenia przez Rosję prawa międzynarodowego. Zgromadzenie Ogólne ONZ uznało referendum krymskie z 16 marca 2014 roku za nielegalne, zaś Rada Bezpieczeństwa 13 głosami przy sprzeciwie Rosji i wstrzymaniu się Chin opowiedziała się na wniosek USA za utrzymaniem ukraińskiej integralności.
W kwietniu 2014 roku Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zawiesiło prawo głosu Rosji w tym gremium, zaś po wykluczeniu ze swojego grona Grupa G7 potępiła ją za aneksję Krymu, wyrażając zgodę na nałożenie skoordynowanych sankcji.
Od roku trwa izolacja Rosji na arenie euroatlantyckiej, co wpływa negatywnie na stan rosyjskiej gospodarki. Wprawdzie Rosja nadal zaopatruje państwa UE w gaz ziemny (31%) i ropę naftową (27%), ale dramatycznie maleją u niej inwestycje zachodnie, co skłania ją do poszukiwań partnerów w Azji. Z tego powodu Chiny mają szanse zająć miejsce strategicznego inwestora na Syberii i Dalekim Wschodzie.
Obecnej konfrontacji Zachodu z Rosją nie można zrozumieć bez spojrzenia na aktywizowanie się antyrosyjskich nurtów myśli politycznej w Stanach Zjednoczonych, dążących do wykorzystania słabości Rosji w celu zapewnienia swemu państwu hegemonicznej pozycji w świecie. Rozmaite plany ekspansji USA kosztem Rosji, aż po jej rozczłonkowanie (Zbigniew Brzeziński, William Kristol, Robert Kagan, George Friedman) nie mogą być w Moskwie traktowane inaczej jak tylko sygnały ostrzegawcze, wywołujące naturalny odruch mobilizacyjno-obronny.
Konsolidacja władzy i stabilizacja Rosji zostały odebrane jako zagrożenie dla pozycji Stanów Zjednoczonych. Stworzono negatywną narrację, z której usunięto na daleki plan wspólne interesy Rosji i Zachodu. Mimo prób otwierania się nowej Rosji w jego stronę w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ub. wieku, ten nie potraktował jej przyjaźnie, jako sojusznika i partnera, lecz raczej jako potencjalnego wroga.
Nie wiadomo, czy brakło wyobraźni, czy tylko woli politycznej ówczesnych liderów Zachodu. „W zamian za zgodę na demontaż imperium, rozwiązanie Paktu Warszawskiego oraz zjednoczenie Niemiec Gorbaczow otrzymał jedynie obietnicę prezydenta Busha (seniora), a także niemieckiego ministra Genschera, że NATO nie rozszerzy się na terytoria byłego bloku wschodniego, a odrodzona Rosja uzyska pomoc na przeprowadzenie reform i uznana zostanie za cennego partnera międzynarodowej współpracy” (A. Walicki: Czy Władimir Putin może stać się ideowym przywódcą światowego konserwatyzmu? , Przegląd Polityczny 2015, nr 130).
Okazuje się, że na gorbaczowowską Idealpolitik, pełną naiwnej wiary i ufności wobec Zachodu, ten ostatni odpowiedział arogancją i zlekceważeniem przyjętych „nieformalnych” zobowiązań. Konstatacje te są trudne do przyjęcia przez główny nurt publicystyki politycznej, w którym to Rosja i sam Putin są głównymi sprawcami wszelkich nieszczęść, a Zachód występuje w aureoli niewinnego świadka, a nawet ofiary.
Podstawy rosyjskiej Realpolitik
Mówiąc o powrocie Rosji do Realpolitik (twórcą terminu był Ludwig August von Rochau, niemiecki pisarz i polityk XIX w., zaś propagatorem Otto von Bismarck), uwagę kieruje się w stronę faktycznie uprawianej polityki, odwołującej się raczej do siły niż ideałów, zasad czy moralności. Liczy się cel pojmowany w wymiernych kategoriach, nie zaś postępowanie oparte na ideologicznych założeniach, prawie czy legalności.
Termin ten kojarzy się pejoratywnie i często jest przywoływany w kontekście makiawelizmu (stosowania technik nagannych z punktu widzenia etyki i moralności).
W encyklopedii niemieckiej Der Grosse Brockhaus Realpolitik to „polityka możliwości”, która nie jest identyczna ani z czystą polityką interesów (Interessenpolitik), ani z pozbawioną skrupułów polityką siły (Machtpolitik). Oznacza dopasowywanie politycznych celów do realnych okoliczności, rezygnację z przekonań na rzecz pewnych konieczności.
„Politykę realną” prowadziły i prowadzą różne mocarstwa. Klasycznym przykładem stosowania się do reguł Realpolitik była polityka Anglii, a następnie Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy często rezygnowali z przekonań na rzecz pewnych konieczności, podporządkowując się regułom balance of power, w myśl dewizy Henryka VIII – cui adhereo, praeest (zwycięży ten, do kogo przyłączę się). Kierując się mądrością, że „Anglia nie ma ani wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ma jedynie wieczne (wieczyste) interesy”, politycy brytyjscy zasłużyli sobie w oczach Francuzów na miano „perfidnego Albionu”. Wspominana z niechęcią brytyjska polityka appeasement wobec Hitlera miała w sobie wiele z Realpolitik. Trzeba było bowiem czasu na dokończenie własnego procesu zbrojeń, o czym mało kto dzisiaj pamięta.
Stany Zjednoczone w okresie „zimnej wojny” wspierały wiele krwawych dyktatur, o ile były one antykomunistyczne. Dotyczyło to zwłaszcza reżimów latynoamerykańskich. Realpolitik wiązano z polityką Henry’ego Kissingera w administracji Richarda Nixona, który odrzucał założenia doktrynalne czy etyczne na rzecz praktycznego poszukiwania kompromisu między wielkimi mocarstwami (na przykład normalizacja stosunków z ChRL, niezależnie od opozycji wobec komunizmu i doktryny powstrzymywania).
Realpolitik nastawiona jest przede wszystkim na skuteczne zaspokajanie interesów kosztem kompromisów ideologicznych. Także obecnie Amerykanie często wspierają reżimy autorytarne za cenę zabezpieczenia stabilności regionalnej czy lojalności sojuszniczej (na przykład Arabia Saudyjska czy Pakistan). Stosunkowo przychylnym okiem spoglądają na współczesne Chiny, licząc się przede wszystkim z ich potęgą gospodarczą, a pomijając milczeniem charakter reżimu wewnętrznego. USA realizują także swoją Realpolitik wobec Rosji. Są gotowe wspierać wszelkie reżimy polityczne, także niedemokratyczne, jeśli tylko są antyrosyjskie.
Realpolitik jest sprzeczna z wieloma zasadami prawa międzynarodowego, choćby prawem narodów do samostanowienia. Większość mniejszości narodowych, etnicznych, językowych czy religijnych na świecie nie może skorzystać z tego prawa w imię poszanowania innych zasad, zwłaszcza integralności terytorialnej i nienaruszalności granic, dyktowanych przez interesy państw istniejących. Jeśli mniejszości zdobywają poparcie zewnętrzne i są włączane na drodze aneksji czy agresji, tak jak to się stało w przypadku Krymu, wówczas świat wyraża słuszne oburzenie z powodu naruszenia standardów prawnych. Tymczasem to jest właśnie przejaw prawdziwej Realpolitik.
Rosja uwzględniła konkretne czynniki sprawcze i uznała, że warto podjąć określoną akcję na rzecz aneksji i inkorporacji Krymu. Musiała liczyć się z jej kosztami zarówno w wymiarze psychologiczno-moralnym, jak i materialnym (Rosja podobnie postępuje wobec tzw. zamrożonych konfliktów w quasi-państwach w „bliskiej zagranicy”, traktując je jako instrument nacisku na państwa w nie zaangażowane. Dotyczy to Naddniestrza, Górskiego Karabachu oraz Osetii Południowej i Abchazji. Polityka divide et impera jest pozostałością po czasach, kiedy Moskwa miała pełnię władzy nad tymi obszarami. Odmawianie Rosji przez Zachód prawa do decydowania o losie tych ziem i ludów spowodowało opór, wyrażający się w bojkotowaniu wszelkich inicjatyw, które prowadziłyby do zwiększania samodzielności wymienionych jednostek geopolitycznych).
Rosja wielokrotnie w swojej historii odwoływała się do Realpolitik. Postępowała tak w XIX wieku, kiedy odbudowywała swoją pozycję po przegranej wojnie krymskiej, ale także za czasów bolszewickich (pokój brzeski i Rapallo) i w ZSRR czasów Stalina (Pakt Ribbentrop-Mołotow i wielkie konferencje czasów II wojny światowej).
W okresie „zimnej wojny” stawiała na pryncypia ideologiczne, ale dla szukania przeciwwagi wobec Zachodu gotowa była zawierać „egzotyczne sojusze” z państwami Trzeciego Świata, które nie miały nic wspólnego z komunizmem. Po XX zjeździe KPZR w 1956 roku kierownictwo radzieckie postawiło na „pokojowe współistnienie” z Zachodem, czego praktycznym wyrazem było odprężenie lat siedemdziesiątych.
Między Europą a Azją
Nowa Rosja stanęła przed trudnym zadaniem redefinicji swojej tożsamości wewnętrznej i międzynarodowej. Ze względu na utratę imperium i spadek rangi w hierarchii potęg, Rosja poszukuje pośredniej drogi między europejskością, do której zawsze dążyła, a możliwościami, jakie otwiera przed nią Azja. „Geograficzna rzeczywistość Rosji, jej kontynentalny wymiar, łączy te dwa bieguny jej losu, choć dzisiaj kraj jest bardziej eurazjatycki niż kiedykolwiek i niż życzyli sobie tego ci, którzy od wieków nim rządzili” – pisze H. Carrère d’Encausse (Eurazjatyckie imperium. Historia Imperium Rosyjskiego od 1552 do dzisiaj).
W Rosji występuje wiele patologii (manipulacje wyborcze, kontrola mediów masowych, reglamentacja działań organizacji pozarządowych, wzrost roli aparatu przemocy, w tym służb specjalnych, rozrost biurokracji i wszechobecna korupcja, interwencje państwa w gospodarkę, brak respektu dla prawa, sterowanie legislaturą i sądownictwem, koncentracja władzy spersonalizowanej w ręku prezydenta), które hamują procesy modernizacji.
Rosja zachowuje jednak poważny potencjał zbrojeniowy, dysponuje wielkim kapitałem ludzkim, rozwija cybertechnologie, które pozwalają jej odgrywać ważne role międzynarodowe. Ogólnospołeczna mobilizacja na bazie uniesień patriotycznych jest ważnym czynnikiem legitymizacji władzy prezydenckiej. Póki to się nie zmieni, nie ma szans na jakąkolwiek modyfikację kursu w polityce wewnętrznej i zewnętrznej.
Transkontynentalna specyfika Rosji warunkuje szczególną wagę przywiązywaną przez nią do realnego układu sił w systemie międzynarodowym. Od niego bowiem zależy kształt ładu normatywnego, interpretacja, ewolucja i dyfuzja reguł gry. To stanowisko Rosji jest rezultatem doświadczenia z pierwszej dekady po zakończeniu „zimnej wojny”, kiedy Zachód wykorzystał słabość jelcynowskiej Rosji i narzucił światu strukturalną i normatywną „hegemonię”.
Rosyjska krytyka amerykańskiego unilateralizmu odnosiła się przede wszystkim do bezprawnego użycia siły przez USA i państwa NATO (Irak, Jugosławia). Wzmocnienie potencjału Rosji, w dużej mierze dzięki koniunkturze na rynku surowców energetycznych, pozwalało Rosjanom przybierać postawy bardziej zdecydowane i asertywne.
Promowanie uniwersalistycznej wizji ładu normatywnego i sprzeciw wobec relatywizmu narzucanego przez amerykańskiego hegemona znalazły swoje apogeum w wystąpieniu Władimira Putina na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w lutym 2007 roku. Opowiedział się wówczas przeciw koncentracji władzy, decyzji i siły w ręku jednego mocarstwa, promując świat policentryczny i multilateralny. Przywódca Rosji naciskał na przywrócenie właściwej rangi Radzie Bezpieczeństwa, której decyzje nie powinny być omijane czy podważane przez akty organizacji regionalnych, zwłaszcza NATO i Unii Europejskiej.
Na tle własnej wizji ładu międzynarodowego Rosja realnie ocenia swoje zasoby i jest świadoma ich znaczenia w północnej hemisferze. Jej geopolityczne wpływy opierają się na kontroli największej w świecie przestrzeni, nieprzebranych zasobach surowcowych, uznanym statusie w instytucjach międzynarodowych oraz globalnych ambicjach i aspiracjach.
Sąsiedztwo z regionami o ważnym znaczeniu dla bezpieczeństwa międzynarodowego czyni ją współuczestnikiem procesów decydujących o stabilności i bezpieczeństwie w Azji Środkowej, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, na Dalekim Wschodzie i na Pacyfiku, w Arktyce, w Europie Północnej i Wschodniej. Żaden z problemów ważnych dla bezpieczeństwa międzynarodowego – koreański, afgański, irański, syryjski – nie może być rozwiązany bez udziału czy przynajmniej uwzględnienia stanowiska Rosji. Dotyczy to także zwalczania terroryzmu międzynarodowego, czy zapobiegania proliferacji broni masowej zagłady.
Te przykłady pokazują, na czym polega ranga mocarstwowości rosyjskiej. W dziedzinie strategicznej jedynie Stany Zjednoczone mogą ją skutecznie przeciwważyć. Dzięki zasobom wojskowym i surowcowo-energetycznym Rosja może zarówno stabilizować, jak i destabilizować stosunki międzynarodowe. Kontrolując szlaki tranzytowo-transportowe między Europą i Azją wpływa istotnie na międzynarodowe przesyły surowców i obrót towarowy.
Rosja jest uczestnikiem wszystkich najważniejszych gremiów decydujących o losach planety - od Rady Bezpieczeństwa ONZ poczynając (stałe członkostwo), poprzez G20, OBWE, BRICS, Szanghajską Organizację Współpracy, Radę Europy, kończąc na afiliacjach stowarzyszeniowych z APEC czy ASEAN. Inicjatywy dotyczące integracji eurazjatyckiej, nawet gdy na razie nie wychodzą poza fazę projektową, także nie mogą być lekceważone, zwłaszcza że towarzyszy im duża determinacja władz politycznych Rosji.
Motywacje w polityce rosyjskiej mają związek z gotowością i intensywnością jej wysiłków, a ściślej decydentów politycznych i kół gospodarczych, na rzecz zdobycia jak największego prestiżu i najwyższego statusu w stosunkach międzynarodowych. Są one warunkowane przez wartości ideologiczne, narodowe tradycje i aspiracje, osobowość i ambicje polityków oraz sprawność i skuteczność dyplomacji.
Opierając się na tych przesłankach, Rosja lokuje siebie pośród najważniejszych graczy światowych, bez których nie sposób rozwiązać żadnej istotnej sprawy. Ponosi też szczególną odpowiedzialność za masyw eurazjatycki, co stawia ją naprzeciw takich aktorów, jak Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Chiny. Jednocześnie taka pozycja daje jej możliwość rozgrywania tych potęg, negowania ich polityki, bądź wchodzenia w relacje partnerskie o charakterze przeciwważącym. (Rosja priorytetowo traktuje relacje z USA i z Chinami, a na dalszym miejscu stawia obecnie UE. W jej optyce ważniejsze są stosunki z Niemcami i z Francją, co oznacza podważanie dotychczasowych osiągnięć we wzajemnej współpracy rosyjsko-unijnej. Także sama UE nie pozostaje bez winy, przyjmując w wielu aspektach stanowisko proamerykańskie).
Klasyczni realiści, na przykład Henry Kissinger, największy ze współczesnych zwolenników Realpolitik, uznają, że jedynym sposobem utrzymania pokoju jest zachowanie obiektywnej równowagi sił, nawet gdyby to oznaczało konieczność podejmowania współpracy między państwami demokratycznymi i dyktatorskimi. W tym sensie nawołują do pokojowego układania się z Rosją, a nie kolejnego „zaangażowania”, na przykład poprzez nowe „powstrzymywanie”.
Państwa różnią się między sobą rozmaitymi koncepcjami urządzania się i pojmowania sprawiedliwości, ale to powinna być sprawa wtórna względem tego, co jest najważniejsze – zachowania stabilności ładu międzynarodowego.
W takim ujęciu Rosja spełnia ważną funkcję balansjera w regionalnych układach sił, co w rezultacie sprzyja utrzymaniu globalnego przywództwa przez Stany Zjednoczone.
Amerykańskim interesom sprzyja także rosyjskie zaangażowanie w zwalczanie ruchów fundamentalistycznych i terrorystycznych, udział w handlu światowym na zasadach WTO, gwarantowanie bezpieczeństwa energetycznego poprzez wiarygodność dostaw i ochronę szlaków transportowych oraz wpływ na handel bronią.
Na wszystkie te funkcje można oczywiście spoglądać także z perspektywy negatywnej, ale i wówczas nie można lekceważyć roli Rosji w strategii amerykańskiej jako liczącego się - i kto wie czy nie ważniejszego dla bezpieczeństwa międzynarodowego ze względu na czynnik jądrowy - państwa niż są Chiny jako rywal gospodarczy. Krytykując Stany Zjednoczone, Rosja prowadziła kampanię na rzecz stworzenia mechanizmów kolektywnego przywództwa opartego na głównych potęgach. Na świecie kojarzono to z tendencją do zbudowania nowego „koncertu mocarstw”, przypominającego XIX-wieczny system wiedeński. Tyle, że oprócz mocarstw zachodnich Rosja widziała w nim miejsce dla „wschodzących” potęg, zwłaszcza Chin, Indii, Brazylii czy RPA. Wraz z postępującą globalizacją, Zachód – zdaniem Rosji - stracił monopol na ustanawianie reguł gry i dyktowanie standardów międzynarodowych zachowań.
W lutym 2014 roku relacje między Rosją a Stanami Zjednoczonymi pogorszyły się tak gwałtownie, że w warunkach epoki przednuklearnej sytuacja wystarczyłaby do wypowiedzenia wojny. Tymczasem strony świadome groźby zbrojnej konfrontacji na wielką skalę postawiły na „wojnę nerwów”, czyli eskalację napięcia poprzez dyfamację, dywersję psychologiczną i wojnę informacyjną, politykę sankcji ekonomicznych, zrywanie forów konsultacyjnych i kanałów komunikacyjnych. Rosja zajęła twarde stanowisko w sprawach Ukrainy. Stawia na osłabienie jej władz i pozbawienie ich legitymizacji politycznej. Oficjalnie odcinając się od wspierania separatystów w samozwańczych republikach na wschodzie Ukrainy, Rosja zapewnia im nie tylko przetrwanie, ale także chroni własne interesy przed ich „niezależnymi” decyzjami i pochopnymi inicjatywami. Kierownictwo polityczne Rosji (ów „zbiorowy Putin”) postępuje metodycznie i pewnie, nie ustępując pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Ma świadomość, że schyłek amerykańskiej hegemonii będzie wywoływał odruchy agresywne.
Waszyngtońskie elity polityczne w okresie ćwierćwiecza, jakie upłynęło od zakończenia konfrontacji zimnowojennej i zniknięcia głównego wroga w postaci ZSRR, przywykły bowiem do statusu „właścicieli” świata. Nie wyobrażają sobie utraty supremacji hegemonicznej, której ktoś może rzucić wyzwanie. Tym bardziej, gdy czyni to Rosja, której nie brano pod uwagę, aby mogła współpracować „jak równy z równym” po okresie dewastacji lat dziewięćdziesiątych ub. wieku.
Zadaniem rosyjskiego kierownictwa jest więc utrzymanie pokoju, lub choćby jego pozorów tak długo, jak tylko to będzie możliwe. (Realpolitik nakazuje uwzględniać stosunek sił we wszystkich strategiach, tych nastawionych na rywalizację, i tych o charakterze kooperacyjnym czy akomodacyjnym. Wykorzystywanie jednostronnej przewagi zawsze musi być obwarowane gwarancją zwycięstwa bądź niepogorszenia sytuacji wyjściowej. Lekceważenie tych uwarunkowań prowadzi nieuchronnie do katastrofy po każdej ze stron). Realpolitik wymaga cierpliwości i rozwagi. Rosja, zgodnie z maksymą chińskiego stratega Sun Tzu, ma świadomość, że „największym zwycięstwem jest to, które nie wymaga bitwy”. W tym sensie Rosja uniknęła bezpośredniej inwazji Ukrainy, starając się wpływać na przebieg konfliktu i propozycje jego rozwiązania.
W sukurs jej myśleniu idzie stanowisko Henry’ego Kissingera, który uważa, że proces kształtowania i modelowania społeczeństw jest zwykle rozłożony na wiele dekad, jeśli nie stuleci. Zatem wszelkie interwencje zewnętrzne celem przyspieszenia zmian ustrojowych w jakimś państwie w sposób naturalny prowadzą do destabilizacji istniejącej równowagi.
Po przewrocie konstytucyjnym na Ukrainie Kissinger w marcu 2014 roku wypowiedział się na łamach „The Washington Post”. W swoim wywodzie ostrzegał przed konfrontacją Stanów Zjednoczonych i Rosji, która może przekształcić się w konflikt jądrowy. Postulował dla Ukrainy drogę neutralizacji, przypominającą położenie Finlandii w okresie zimnowojennym pomiędzy blokami. Mimo krytyki, stanowisko to nie ma do dzisiaj alternatywy.
Stanisław Bieleń
Prof. Stanisław Bieleń pracuje w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji. Jest to część pierwsza eseju prof. Stanisława Bielenia. Drugą zamieścimy w SN Nr 3/16.