Koniec świata (1)
Niepokoi mnie świat oparty na szybkości i skuteczności.
Kuchnia złożona z mrożonek jest dla mnie symbolem nieludzkiego i samotnego świata.
Federico Fellini
Zdecydowana większość uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos (styczeń 2017) boi się zbliżającej się nieuchronnie katastrofy politycznej – powiedział szef i założyciel JSC Rusnano Corp. Anatolij Czubajs w jednym z wywiadów. Warto dodać, że Czubajs to były czołowy polityk rosyjski (m.in. wicepremier, minister w kilku rządach i autor rosyjskiej wersji prywatyzacji w początkach lat 90. XX w.), przedsiębiorca, oligarcha, lider Sojuszu Sił Prawicowych, krytyk i oponent Kremla.
Podobne mniemanie w tym względzie wyraził Grigorij Jawliński, inny oponent aktualnej polityki rosyjskiej, znany ekonomista i polityk, współtwórca i wieloletni lider partii Jabłoko, podczas prowadzonego z nim wywiadu przez stację Rossija 24 (koniec 2016 r.). Zauważył, że Rosja powinna wyraźniej określić swoje geostrategiczne cele gospodarcze (i przygotowywać się intensywniej do nowej sytuacji geopolitycznej świata) w perspektywie globalnych zmian.
Są to wizje przyszłości Rosjan zaliczanych do czołówki życia politycznego i gospodarczego Federacji Rosyjskiej, niekoniecznie bliskich rządzącym elitom kremlowsko-petersburskim, ale mimo to zbieżne z ich poglądami, jeśli chodzi o rosnącą rolę tego kraju-kontynentu. Po prostu świat wraca do znanej normalności, gdzie „duży może więcej” (jak w biznesie). I nie jest to sąd wartościujący, lecz pragmatyczny, realistyczny i racjonalnie uzasadniony.
Warto jest znać opinie krążące na temat przyszłości i geopolityki wśród różnych sfer establishmentu naszego największego sąsiada. Swego położenia w Europie nie wybieraliśmy i nigdy go nie zmienimy, i to nie jedyny powód, dla którego należy wszechstronnie interesować się Rosją (nie tylko w sposób jak do tej pory).
Wracając do wywiadu Czubajsa. Zauważył on, iż „to chyba najlepszy opis obecnego Davos – strach przed globalną katastrofą polityczną. Należy zauważyć, że w ekonomice nie dzieje się nic katastroficznego. Globalna gospodarka odnotowała wzrost w ubiegłym roku, a w 2017 roku też oczekujemy wzrostu”.
Zbudowany po rozpadzie pojałtańskiego porządku demoliberalny ład ulega dezintegracji nie z powodu prezydentury Donalda Trumpa. Czubajs wyjaśnił, że najlepszym przykładem owej zmiany może być przemówienie przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga na otwarciu spotkania w Davos, które było superliberalne w zachodnim stylu. Rosjanin określił je jako „odę pochwalną dla gospodarki rynkowej” w wersji globalnej. Bo mniej więcej w tym samym czasie aktualny nowy gospodarz Białego Domu oświadczył, że „Amerykę wszyscy krzywdzą” i w przyszłości Amerykanie mogą wprowadzić cła importowe. „Świat stanął do góry nogami” – ocenił tę sytuację Czubajs. Przypomniał również, że w 2009 roku też „królowała podobna atmosfera strachu, gdy szalał globalny kryzys finansowy. Ale poziom strachu teraz, w 2017 roku, jest wydaje się głębszy w porównywnaniu do strachu z 2009 roku”.
U nas - po staremu
Czy polska elita polityczna wszystkich opcji i proweniencji, mainstream medialno-opiniotwórczy, zdaje sobie z tego sprawę i czy potrafi (rządzący i opozycja, także pozaparlamentarna) zredefiniować swoje dotychczasowe priorytety oraz sposób patrzenia na geopolitykę? Stąd wynikać winno wypracowanie nowatorskiej (wobec dotychczasowych paradygmatów i wizji), dostosowanej do tych właśnie wyzwań i trendów politycznej strategii. Działania oraz enuncjacje ministrów spraw zagranicznych czy MON - a tym samym rządu RP - przeczą jawnie tej tezie, choć ich retoryczne fantasmagorie nie odbiegają od ocen i działań poprzedników.
Stąd główne siły opozycji parlamentarnej nie dają tu żadnej alternatywy. Sposób polskiego patrzenia na Rosję balansuje między „sowietologicznymi” uprzedzeniami z okresu zimnej wojny, podlanych rusofobią (mającą korzenie w mityczno-heroicznej interpretacji historii Polski), a ideą Jerzego Giedroycia o „kordonie sanitarnym” odgradzającym Europę od Rosji (w którym to kordonie Polska ma grać pierwsze skrzypce).
Inną wersją tej koncepcji jest idea tzw. Międzymorza - absolutny wishful thinking - będąca przejawem mitycznej „jagiellońskości” w myśleniu części elit dzisiejszej RP, a także poglądy Zbigniewa Brzezińskiego (p. „Wielka szachownica”) na temat podziału Rosji na mniejsze państwa i skolonizowanie ich przez międzynarodowy kapitał w sposób, jaki dokonano tego w Europie Środkowej.
Co zaś do Chin: nadal pokutuje mniemanie o „komunistycznym i autorytarnym” charakterze Państwa Środka, pomijające w zasadniczej mierze rys neoliberalny, kapitalistyczny (z wielkim kapitałem narodowym), choć ze specyficzną i oryginalną kulturą rzutującą na charakter państwa chińskiego, bez względu na jego ustrój. Sposób funkcjonowania Chińskiej Republiki Ludowej, jej osiągnięcia w ostatnich dekadach, znaczenie Chin na mapie świata we wszystkich dziedzinach życia, pozwalają tym bardziej mówić o nich jako o odrębnej cywilizacji, z którą trzeba się poważnie liczyć. Dziś, ale tym bardziej w przyszłości.
Dezintegracja
Świat, jaki znaliśmy, a który jest m.in. efektem ładu i umów zawartych po II wojnie światowej już nie istnieje. I nie jest to tylko wynik wyłącznie rozpadu Związku Radzieckiego oraz likwidacji porządku pojałtańskiego. Kolaps ZSRR i całego zorganizowanego wokół niego systemu polityczno-gospodarczego, którego upadku nie zakładano, był niejako wpisany w umowy jałtańskie i poczdamskie (uzupełnione o porozumienie w Helsinkach) choćby poprzez podział Niemiec. Skutkiem tego było stale rosnące znaczenie RFN od lat 70. XX w. w gospodarce i polityce.
Wraz z upadkiem ZSRR, rozpadem RWPG oraz likwidacją Paktu Warszawskiego, miejsce „sowietologii” zajęły dwie sprzeczne ze sobą koncepcje: jedna – Francisa Fukuyamy - o „końcu historii”, absolutnym zwycięstwie demokracji liberalnej i neoliberalnego porządku w ekonomii, a w podtekście – absolutnym prymacie Zachodu w polityce i gospodarce.
Druga – wywodząca się ze słynnej tezy Samuela Huntingtona dotyczącej świata po implozji systemu socjalistycznego - starcia cywilizacji, gdzie religia i kultura miały zająć miejsce ideologii jako paliwa dla przyszłych konfliktów.
Historia kołem się toczy
Obie teorie, oprócz niewątpliwie słusznych tez, sądów czy analiz, rażą jednak schematycznością, manichejskim podejściem do zagadnień kultury, życzeniowością opartą na przekonaniu o wyższości kultury Zachodu, tej cywilizacji i rozwiązań polityczno-gospodarczych, nad resztą świata.
Nie pierwszy raz mamy w dziejach ludzkości do czynienia z taką megalomanią cywilizacji łacińsko-atlantyckiej. De facto jest to ta sama siła – paternalizm, przemożna chęć zysków i panowania – która w historii sprokurowała krucjaty do Ziemi Świętej, podboje i tworzenie europejskich imperiów kolonialnych, dwie wojny światowe czy narzucanie w imię „praw człowieka” (interpretowanych wybiórczo przez elity Zachodu) rozwiązań politycznych i społecznych niedawnym krajom kolonialnym w tzw. III świecie.
Wielobiegunowość świata, o czym mówi się od likwidacji podziału świata na dwa bloki polityczno-militarne, rodzi się w bólach na naszych oczach. Ale ci, którzy najpełniej wyrażali cały czas swe umiłowanie dla pluralizmu, podziw dla demokracji, admirowali ową wielobiegunowość świata i oddawali hołdy multi-kulti, postępować poczęli jak 50, 100 czy 200 lat temu ich poprzednicy. Pokazują to najnowsze wydarzenia m.in. w Afganistanie, Sudanie, Iraku, Libii, Syrii, Jemenie.
Radosław S. Czarnecki