Twórcy Polski Odrodzonej stanęli w obliczu wielu zadań, które wyrażały się przede wszystkim w budowaniu nowej tożsamości międzynarodowej, w odniesieniach do bliższych i dalszych uczestników gry międzynarodowej, pośród których trzeba było rozpoznać potencjalnych sojuszników i ewentualnych wrogów. W trudnych warunkach zagrożeń zewnętrznych u progu odrodzonej państwowości trzeba było określić się wobec najważniejszych problemów międzynarodowych, do których należała choćby rewolucja rosyjska i wojna z bolszewizmem, ale także szybko odradzające się tendencje mocarstwowe i rewizjonistyczne Niemiec. Wroga polityka mocarstw rozbiorowych, zwłaszcza Rosji bolszewickiej, a potem hitlerowskich Niemiec, wymagała od Polski determinacji w obronie swojej reason d’etre.
Determinacja w obronie racji bytu
Problem ze zbudowaniem nowej polskiej tożsamości polegał na tym, że wszystkie mocarstwa europejskie, w tym zaborcze, przez ponad 100 lat nieobecności Polski na mapach świata przywykły do przedmiotowego traktowania Polaków w swoich grach geopolitycznych. Rok 1918 przyniósł upodmiotowienie Polski, co oznaczało, zwłaszcza w przypadku Niemiec i Rosji, konieczność przewartościowania ich strategii, aby państwo polskie uwzględniać w kalkulacjach sąsiedzkich. Negatywny, a nawet wręcz wrogi stosunek do Polski determinował ich politykę przez cały okres międzywojenny. Po latach łatwo jest wydawać krytyczne sądy na temat nieskuteczności gwarancji, jakie międzywojenne państwo polskie było w stanie zabezpieczyć, ale niejeden ze współczesnych nie umiałby inaczej postąpić w obliczu piętrzących się trudności i zagrożeń, jakie spotkały II Rzeczypospolitą.
W konfrontacji z zastaną rzeczywistością elity przywódcze, jakie wyłoniły się u schyłku I wojny światowej, były nadzwyczaj dojrzałe w ocenie bieżącej sytuacji, zwłaszcza że nie było wówczas takiego dostępu do informacji, z jakim mamy do czynienia obecnie. Fenomenem było to, że mimo uprzedzeń i negatywnych doświadczeń potrafiły one po traumie zaborów wyjść poza świat historycznych fobii.
Okazało się to niemożliwe jedynie w stosunku do Rosji, którą postrzegano przez pryzmat kontynuacji imperialnego despotyzmu carskiego. Ton takiemu pojmowaniu Rosji nadali piłsudczycy, którzy uważali, że Rosja carska przekazała bolszewikom „knut, więzienie, bagnet, cenzurę i cały system dławienia wolności”. Doświadczenia wojny 1920 roku umocniły te przeświadczenia.
Pojawia się w tym kontekście pewna paralela historyczna, gdyż także po rozpadzie ZSRR w 1991 roku elity polskie przyjęły świadomie to samo założenie, że „nowa” Rosja jest kontynuatorką poprzedniego wcielenia ustrojowego. Tak jak w przypadku bolszewików zaadaptowano wtedy pierwiastki nacjonalizmu rosyjskiego z czasów carskich, tak dzisiejszej Rosji przypisuje się pozostawienie i w doktrynie, i w praktyce pierwiastków sowietyzmu i totalizmu. W obu przypadkach chodzi jednak o tę samą obawę przed wielkoruskim szowinizmem i imperializmem.
Ład międzynarodowy, jaki ukształtował się w wyniku pokoju wersalskiego, od początku miał charakter rywalizacyjny i konfliktogenny. Wymagał zdecydowanego reagowania na szkodliwe działania państw rewizjonistycznych, łącznie z użyciem siły. Pod egidą niereprezentatywnej Ligi Narodów próbowano zbudować „pokój przez prawo”, gdy w rzeczywistości o rozwiązaniu najważniejszych problemów miała zdecydować konfrontacja zbrojna. Kształt terytorialny państwa i jego granice były wypadkową wielu złożonych czynników – od faktów dokonanych, przez batalie dyplomatyczne, do krwawych powstań i wojny. Jak pisał Eugeniusz Romer, nie wystarczyło „wykroić kawałek ziemi i Polską go zatytułować”. Odbudowa państwowości wymagała zmysłu politycznego i autentycznego wysiłku mobilizacyjnego, aby państwo to obronić w obliczu narastających zagrożeń.
Priorytetem była zatem budowa potencjału gospodarczego i wojskowego, a także konsolidacja wewnętrzna, wyrażająca się w „pokoju społecznym”, identyfikacji społeczeństwa z prowadzoną przez władze państwowe polityką. Nie bez znaczenia było przywoływanie w patriotycznym uniesieniu historii męczeństwa kolejnych pokoleń Polaków oraz emocjonalne, a nawet patetyczne, znajdujące odbicie w poezji i pieśni, przywiązanie do wolności. Ład ten został także poddany presjom ideologicznym w skali niespotykanej dotąd w historii.
Liberalne wizje Woodrowa Wilsona musiały ustąpić projektom mającym pretensje ekspansjonistyczne, tj. komunizmowi i faszyzmowi. Polska znalazła się w potrzasku. Sama uległa tendencjom autorytarnym, ale musiała dokonać własnej oceny totalitaryzmu oraz uwarunkowanych nim zmian w geopolitycznym układzie sił, który postawił na porządku dziennym polskiej polityki „zdystansowanie się” wobec „każdego zła” – na wschodzie i na zachodzie.
Wszystkie problemy związane z identyfikacją statusu państwa wiązały się przede wszystkim ze skutecznością likwidowania pozostałości po zaborach i okupacji oraz tworzenia nowego porządku ustrojowego. Trudno to było uczynić bez przewartościowania tego, co było dziedzictwem przeszłości, a więc sarmackiej megalomanii, romantycznego mesjanizmu, czy konserwatywnego nacjonalizmu. Nie bez znaczenia było dziedzictwo narodu wieloetnicznego i wielowyznaniowego, co musiało determinować koncepcje państwowości pluralistycznej (stąd projekty federalistyczne bądź inkorporacyjne).
Ze względu na kataklizmy wojenne, kwestia odbudowy, tak po I, jak i po II wojnie światowej miała związek ze scalaniem narodu polskiego w nowych realiach geograficznych i geopolitycznych. Można więc zauważyć, że dopiero powołanie III RP w 1989 roku nie wymagało wysiłków konsolidacyjnych w nowym kształcie terytorialnym. Oczekiwania dotyczyły raczej modernizacji cywilizacyjnej i wzrostu dobrobytu społeczeństwa.
Historyczne paralele
W kontekście nawiązania do tradycji I Rzeczypospolitej pojawia się kolejna paralela historyczna. Sternicy Polski Odrodzonej – mimo rozmaitych animozji i uprzedzeń – byli w stanie wznieść się ponad różnice ideowe i w historii zaborów dostrzec pierwiastki pozytywne – od Księstwa Warszawskiego począwszy, poprzez Królestwo Kongresowe, autonomię galicyjską czy Wielkie Księstwo Poznańskie.
Przede wszystkim akceptowali uwarunkowania miejsca i czasu oraz doceniali zaangażowanie Polaków w różne drogi do niepodległości. Nawet gdy ktoś pozostawał w służbie zaborcy, miał szanse dzięki swoim kompetencjom sprawdzić się w odbudowie polskiej państwowości. Dzięki mądrym przywódcom politycznym II RP dorobek wielu pokoleń czasu zaborów - nie tylko insurekcyjny, ale i pozytywistyczny – nie poszedł na marne, bo Polska Odrodzona wszystkich Polaków starała się wykorzystać w służbie państwu, nie dzieląc na patriotów lepszych i gorszych.
Większość polityków III RP zgodnym chórem zanegowała natomiast dorobek PRL, traktując tę formację ustrojową Polski jak „czarną dziurę”, choć państwo to miało pełne uznanie międzynarodowe i cieszyło się respektem ze strony Zachodu, w tym USA (czego dowodem były wizyty wielu prominentnych polityków zachodnioeuropejskich i amerykańskich w Warszawie). Ciągłe nawracanie do lustracji i zabiegi na rzecz „pozbywania się komunistycznych złogów” świadczą bardziej o cynicznym niszczeniu kapitału społecznego, niż o racjonalnej polityce.
Zwyczajna uczciwość wobec milionów rodaków odbudowujących Polskę powojenną nakazuje stwierdzić, że państwo polskie doby PRL, choć zwasalizowane przez ZSRR i posiadające ograniczoną suwerenność - nie tylko istniało, ale stanowiło całkiem realną podstawę obecnego stanu posiadania, a nawet dobrobytu. Kamieniem węgielnym III RP były obrady „okrągłego stołu”, czyli wielki kompromis historyczny między „starymi”, komunistycznymi elitami władzy a ruchem politycznym wywodzącym się z „Solidarności”. Jest osobliwą ślepotą dzisiejszych liderów politycznych polskiej prawicy zjawisko niedostrzegania w tym akcie początków własnego panowania. Legitymizacja władzy politycznej ma bardziej złożone źródła niż się wielu politykom wydaje.
Pamięć o heroizmie niepodległościowych zrywów powstańczych wpływała niewątpliwie na poczucie misji kulturowej i cywilizacyjnej w Europie, natomiast wiedza o doświadczeniach i dorobku ustrojowym państw zachodnich sprzyjała konstruowaniu podstaw konstytucyjnych odrodzonego państwa. Każda z ustrojowych formacji państwowości polskiej w okresie minionych 100 lat nie była wszak wolna od różnych słabości i mankamentów. Trzeba doprawdy być ignorantem w sferze historii, aby nie dostrzegać błędów politycznych polskich władz i w okresie II RP, i w czasach PRL, czy wreszcie w III RP, łącznie z etapem „dobrej zmiany”. Idealizowanie jednej formacji kosztem negowania innej zawsze prowadzi do zafałszowania historii i świadczy o cynicznym kłamstwie pod szyldem oficjalnej polityki i propagandy.
Geografia a polityka
Nowy geopolityczny układ sił po I wojnie światowej zaczął kształtować się z jednej strony pod wpływem zagrożenia ze strony rosyjskiego bolszewizmu, a z drugiej strony weimarskiego rewizjonizmu i hitlerowskiego ekspansjonizmu. Te dwa główne uwarunkowania przyczyniły się w zasadniczej mierze do ukształtowania w polskiej polityce zagranicznej koncepcji „dwustronnego zagrożenia”, „obcości kulturowo-cywilizacyjnej” i determinizmu wynikającego z „położenia między” dwiema „totalitarnymi bestiami” - Niemcami a Rosją. Od początku istnienia II RP uświadamiano więc sobie konieczność zachowania własnego oblicza ze względu na położenie „na skrzyżowaniu obcych wpływów”, aby nie stać się „obiektem cudzej woli i myśli”.
Nie bez znaczenia dla inspirowania praktyki politycznej były koncepcje polskich geografów jeszcze z czasów rozbiorowych, a to Wacława Nałkowskiego i Eugeniusza Romera, dowodzących „przejściowości” i „pomostowości” Polski.
Przejściowość wskazywała na położenie Polski wzdłuż ważnej granicy fizjograficznej, oddzielającej Europę Zachodnią od Wschodniej. Z koncepcji tej wypływały takie funkcje geopolityczne Polski jak „przepustowość”, „korytarz dla wędrówek i przemarszów”, „tranzytowość” czy „pole bitewne”. Z tych funkcji wynikała z kolei rola „strażnika” zachodniej części kontynentu przeciw wschodnim „azjatyckim barbarzyńcom”, rola „przedmurza” (antemurale) czy „kordonu sanitarnego”. Z koncepcji Nałkowskiego naturalnie wypływała wizja wyjątkowości oraz obsesja na tle zagrożeń ze strony największych sąsiadów, a także „zdrady Zachodu”. U schyłku II Rzeczypospolitej stały się one samospełniającym się proroctwem.
W koncepcji „pomostowości”, odnoszącej się do „zwężenia (pomostu) czarnomorsko-bałtyckiego” zawierała się szansa zrealizowania misji państwa integrującego inne organizmy państwowe, spoiwa między cywilizacjami Wschodu i Zachodu oraz kulturami Północy i Południa. W ten sposób Romer uzasadniał też jako naturalny kierunek wschodni i południowo-wschodni ekspansji Polski.
Obydwa sposoby konceptualizacji tożsamości międzynarodowej Polski z wykorzystaniem jej geograficznej „fizjologii” i specyfiki cywilizacyjnej na styku Wschodu i Zachodu plasowały Polskę Odrodzoną „w kontraście”, a nie współzależności z sąsiadami, programowały elity polityczne do poszukiwania odrębności i akcentowania „obcości” zarówno wobec zachodniego materializmu i praktycyzmu, jak i wschodniego mistycyzmu i afektywności. Polska znalazła się „na krzyżownicy silnych gradientów kulturalnych i komunikacyjnych”.
Jednocześnie, według innego polskiego geografa – Michała Janiszewskiego - właśnie owo „kontrastowe” położenie pozwalało Polsce na wykorzystanie wszystkich atutów, jakimi dysponuje i Wschód, i Zachód, spojenie dodatnich i ujemnych cech obu części Europy. W ten sposób próbowano tworzyć „mariaż zachodniego racjonalizmu ze wschodnim idealizmem”, aby wykorzystując atrybuty geograficzne i kulturowe doprowadzić do „nowej syntezy w Europie”.
Tak, jak w wielu polskich wizjach, przejawiała się tu stara romantyczna idea mesjanistyczna. Tyle, że w warunkach Polski Odrodzonej chodziło o to, aby za wszelką cenę wyzbyć się kompleksu peryferyjności na rzecz włączenia się Polski w projekty integracyjne, aby będącą przekleństwem słabość wobec wielkich sąsiadów i starych potęg europejskich przekuć w siłę, nawet gdy miała ona wyłącznie charakter aspiracyjny.
Polska myśl geopolityczna
Polska myśl geopolityczna dostrzegła we wczesnej fazie niepodległości państwowej, że Polsce przypada rola powstrzymywania dwu wrogich jej ekspansjonizmów: Niemiec ku wschodowi, i Rosji – ku zachodowi. Tym samym Polska identyfikowała siebie, jako ważny czynnik równowagi politycznej.
Wybitny geograf Stanisław Pawłowski ostrzegał, że nacisk silniejszych sąsiadów jest groźny dla położenia Polski, stąd postulował zgodne współżycie z każdym z nich, uzupełnione mądrymi sojuszami.
Polskie elity polityczne, niezależnie od ideologicznej proweniencji, poszukiwały na tym tle sposobów uwiarygodnienia się na arenie międzynarodowej w różnych formacjach ustrojowych XX wieku. Próbowano stworzyć wizerunek państwa o nastawieniu pokojowym i zdolnym do kompromisów. Temu służyły międzywojenne koncepcje „rozbrojenia moralnego”, czy powojenna idea strefy bezatomowej. Polska wpisywała się w nurt tradycji rozbrojeniowych. Miała reputację autora pomysłów koncyliacyjnych i odprężeniowych.
Ostatecznie uznanie opcji atlantyckiej w III RP za bezalternatywną zwolniło polskich strategów z poszukiwania bardziej zniuansowanej polityki, gwarantującej Polsce bezpieczeństwo, ale i dobre stosunki sąsiedzkie na wszystkich kierunkach.
Dyskusje wokół tożsamości międzynarodowej Polski Odrodzonej od początku wskazywały na istotny dylemat posiadania wyraźnej indywidualności geograficznej, wynikającej z jednej strony – z centralnego położenia w Europie, na dodatek między wielkimi sąsiadami na wschodzie i na zachodzie, a z drugiej – peryferyjnego położenia na najbardziej wysuniętej na wschód rubieży Europy Zachodniej. To narażało ją na status „państwa frontowego”.
Nietrudno zauważyć, że ten dylemat powrócił w nowej postaci w III RP po 1989 roku. Dylemat ten oznacza nieustanną ucieczkę od statusu peryferyjnego, do liczącego się sojusznika - najsilniejszego mocarstwa zachodniego, czyli USA, co naturalnie czyni Polskę państwem frontowym w zderzeniu z Rosją.
Polska myśl geopolityczna pierwszych lat Polski Niepodległej miała charakter oryginalny, ale przede wszystkim służebny wobec odbudowywanej państwowości i statusu międzynarodowego. Gorzej jest ze współczesnym myśleniem, gdyż w świetle zniewolenia Polski w latach 1944/45-1989, co skutkowało niemożliwością prowadzenia wówczas niezależnej polityki zagranicznej, brakuje rozsądnej argumentacji na rzecz ciągłości państwa polskiego. Państwo takie przetrwało nawet podczas okupacji niemieckiej, zachowując rudymentarne struktury w postaci rządu na uchodźstwie i jego krajowej delegatury oraz armii.
Trzeba w końcu zdobyć się na jakiś kompromis w pojmowaniu powojennego państwa polskiego o ograniczonej suwerenności i bronić tej ciągłości jako jednego z ważnych atutów statusu międzynarodowego Polski w XX wieku! To są rudymentarne elementy polskiej reason d’état.
Jeśli sami Polacy podważają rację stanu pod szyldem walki z „komunistyczną uzurpacją”, to stwarzają dogodne pole dla ataku na Polskę ze wszystkich stron, nawet z tych najmniej spodziewanych – od sojuszników i partnerów.
Kolejne ekipy rządzące w III RP mają kłopoty z definicją polskiej tożsamości państwowej, głównie z powodów zacietrzewienia ideologicznego. Brakuje przede wszystkim realistycznego pojmowania interesu narodowego. Nie mają one wiedzy o tym, jaką rolę Polska odegrała na przykład w koalicji antyhitlerowskiej, ale także podczas „odwilży” w okresie destalinizacji, w okresie détente, normalizacji stosunków z RFN czy w zwołaniu KBWE. O tych dokonaniach coraz mniej mówią podręczniki do nauczania historii, co w sumie oznacza działanie na własną szkodę. Przywołane zjawisko świadczy o swoistym „rozdwojeniu jaźni” współczesnych polskich polityków, gdyż z jednej strony uznają oni pewne dokonania w polityce międzynarodowej (na przykład aktywność w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w charakterze niestałego członka), a z drugiej kwestionują sam fakt istnienia Polski Ludowej.
Stanisław Bieleń
Jest to pierwsza część eseju prof. Stanisława Bielenia na temat geopolitycznych implikacji polskiej niepodległości. Druga część zatytułowana "Historia nauczycielką życia" ukaże się w numerze 5/18 SN.
Tytuł, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od Redakcji.