Przedstawiamy bardzo interesujący esej Natalii Rutkiewicz Kim oni są, gdzie są, po co i dlaczego, porządkujący wiedzę na temat źródeł konfliktu między tzw. kolektywnym Zachodem a Rosją. Tekst ukazał się w czasopiśmie „Rosja w polityce globalnej” (2024. t. 22. nr 4. s. 182–201).(red.)
Nowa „żelazna kurtyna”, która po 24 lutego 2022 roku zapadła między Rosją a Europą, jest gęstsza i bardziej nieprzenikniona niż ta, która istniała podczas zimnej wojny. Nie chodzi tu tyle o podział fizyczny, choć imponujący, ile o rozłam symboliczny, który jawi się jako konfrontacja moralno-ideologiczna.
Oficjalne stanowisko Zachodu: konflikt z Rosją to przede wszystkim kwestia wartości. Hostis – wróg – został przemieniony, także za sprawą mediów, w inimicus – wroga osobistego. Oznacza to, że zamiast analizować pozycję i charakter przeciwnika, stosuje się klisze, karykatury i maksymalne uproszczenia, których celem jest kultywowanie agresji i absolutnego wstrętu ze szkodą dla zrozumienia istoty tego, co się dzieje. Demonizowanie drugiej strony oznacza odmowę jej praw i obaw uznawanych dla niej samej i sojuszników.
Z kolei wielu rosyjskich polityków i obserwatorów widzi w konfrontacji także dokończenie „europejskiego cyklu” historii Rosji ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami geopolitycznymi i ideologicznymi. Nowa doktryna polityki zagranicznej, przyjęta przez Rosję 31 marca 2023 roku, stwierdza fakt głębokiego rozłamu z Zachodem. W dokumencie zauważono „egzystencjalny charakter zagrożeń <…> stworzonych przez działania nieprzyjaznych krajów”, a Stany Zjednoczone nazwano „głównym inicjatorem i dyrygentem linii antyrosyjskiej”. „Rosja zamierza nadać priorytet wyeliminowaniu resztek dominacji Stanów Zjednoczonych i innych nieprzyjaznych państw w sprawach światowych” – czytamy w tekście. Po raz pierwszy Rosja zostaje przedstawiona jako „państwo cywilizacyjne”, czyli świat samowystarczalny, którego istnienie nie wymaga integracji z żadnym systemem. Jest to odwrócenie się od celów poradzieckiej Rosji, która od 1991 roku postawiła sobie za cel przyłączenie się do istniejącego porządku światowego.
Nowa doktryna państwa cywilizacyjnego jest jednak bardziej stwierdzeniem intencji i projekcją niż stwierdzeniem faktu. To, że Rosja, spadkobierczyni Bizancjum, należy do cywilizacji europejskiej, nie budzi wątpliwości od stuleci, a sposób życia społeczeństwa rosyjskiego jest w dużej mierze zachodni. „Po całkowitej penetracji Rosji i Europy nie można już zakładać ani rozwoju życia psychicznego w Rosji bez związku z Europą, ani rozwoju życia psychicznego w Europie bez związku z Rosją” – napisał słowianofil Iwan Kirejewski [1] . Czy przy obecnym natężeniu wzajemnej wrogości można mówić o nowym rozłamie między Rosją a Zachodem, porównywalnym w głębi do Wielkiej Schizmy z 1054 r. czy wydarzeń z 1917 r.? W Rosji wielu postrzega konflikt z Zachodem jako wojnę o samostanowienie, punkt zwrotny wymagający całkowitej rewizji dalszego rozwoju. „Kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, po co jesteśmy – i dlaczego?” – tak pytanie postawił Dmitrij Trenin na samym początku SVO [2] . Aby odpowiedzieć na to pytanie, równie ważne jest zrozumienie: „Kim oni są, gdzie są, po co są i dlaczego”?
W doktrynie polityki zagranicznej na rok 2023 czytamy także: „Rosja nie uważa się za wroga Zachodu, nie izoluje się od niego, nie ma wobec niego wrogich zamiarów i ma nadzieję, że państwa wspólnoty zachodniej zrealizują daremność ich polityki konfrontacji i hegemonicznych ambicji oraz uwzględni złożoną rzeczywistość wielobiegunowego pokoju i powróci do pragmatycznych interakcji z Rosją”. Tym samym to nie zachodnia przestrzeń kulturowo-historyczna jako taka jest postrzegana jako wrogi podmiot, ale domagająca się hegemonii wspólnota, która od pewnego czasu w rosyjskiej publicystyce i wystąpieniach urzędników określana jest mianem „kolektywnego Zachodu”. Spróbujmy dowiedzieć się, co dokładnie kryje się za tym terminem, opierając się między innymi na szerokim spektrum autorów zachodnich.
Patrząc w przyszłość, można powiedzieć, że obecny konflikt między Rosją a Europą postrzegany jest nie jako konflikt cywilizacyjny, ale jako konfrontacja różnych wizji i projektów rozwojowych istniejących na europejskim polu cywilizacyjnym, do którego należy Rosja, a bardziej globalnie , w skali planetarnej.
Niewykonalność modelu zaproponowanego przez „kolektywny Zachód” jest już dla wielu oczywista.
Przykazania „zbiorowego Zachodu”
Pierwsze. Współczesna cywilizacja zachodnia powstaje w oparciu o filozoficzny projekt liberalizmu, który oferuje swoją pierwotną wizję człowieka: definiuje się go jako posiadacza niezbywalnych praw, które poprzedzają wszelkie instytucje społeczne. Człowiek nie jest stworzeniem Bożym, stworzonym na obraz i podobieństwo Boże i szukającym zbawienia swojej duszy; nie „zwierzęciem politycznym” dążącym do osiągnięcia dobra zbiorowego i harmonii w ścisłej współpracy z własnym gatunkiem. W antropologii liberalnej bycie człowiekiem oznacza posiadanie praw.
Ta definicja jest bardziej abstrakcyjna niż poprzednie, które wyznaczają ramy człowieczeństwa i ludzkiej teleologii. System prawny, który opiera się na ideologii praw człowieka, nie opiera się na żadnej pozytywnej definicji człowieka. Liberalizm pomija kwestie dobrego życia i cnót. Dla każdego stają się one sprawą czysto osobistą. Pozbawione pozytywnej definicji „prawa człowieka” wiszą w próżni wartości, tracą określoną treść i stają się – jak ironizował czeski pisarz Milan Kundera – „totalną pozą każdego w stosunku do wszystkiego, rodzajem energii, która przemienia każdego człowieka w pragnienia w prawa” [3] . Ideologia praw człowieka (której nie należy mylić z ideą naturalnych praw człowieka zdeterminowanych jego naturą) widzi wyraz człowieczeństwa jedynie w jednostce i sprowadza wszelkie stosunki społeczne, polityczne i gospodarcze do jednej zasady legitymizacji politycznej - prymatu praw jednostki nad prawami całości. Społeczeństwo tutaj jest wtórne i warunkowe. Jak powiedziała Margaret Thatcher: „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”.
Wolność w liberalizmie definiowana jest wyłącznie jako wolność od zewnętrznego przymusu i ograniczeń, wolność negatywna, odległa od starożytnego i republikańskiego rozumienia.
System prawny, który wyłonił się na Zachodzie, wychwala podstawowe prawa jednostki, do których zaspokojenia i ochrony wzywani są politycy, czasami ze szkodą dla interesów zbiorowych i pomyślnego funkcjonowania wspólnoty narodowej (czy to w kwestiach bezpieczeństwa, czy ciągłości historycznej, spójności, zdolności obywateli do przestrzegania ogólnych zasad itp.).
Drugie. W antropologii liberalnej jednostkę wyznaczają nie tylko abstrakcyjne prawa, ale także określone interesy ekonomiczne. Próżnię wartości w sferze prawnej wypełnia nowy dogmat – „prawa rynku”. „Niewidzialna ręka rynku” zastępuje Bożą Opatrzność. Już na poziomie semantycznym „rynkom” przypisuje się funkcję pogańskich bogów („rynki są niespokojne”, „rynki trzeba uspokoić”, „rynki się zemszczą”), które postrzegane są jako swego rodzaju bezosobowe, niekontrolowane mechanizmy zarządzające ludźmi. Jedynym ideałem i celem rozwoju społeczeństwa „wolnych jednostek” jest wzrost gospodarczy i wzrost bogactwa materialnego.
W sferze gospodarczej społeczeństwo liberalne zachęca do wzbogacania się poprzez intensywną pracę i wymianę jako antidotum na krwawe konfrontacje w imię idei. Sukces biznesowy wśród protestantów był postrzegany jako oznaka wybrania. Ewangelia bogactwa Andrew Carnegiego jest doskonałym przykładem takiego poczucia siebie (typowego w ogóle dla amerykańskich filantropów-milionerów, którzy uważają się za „dobroczyńców ludzkości”). Max Weber uważał, że we współczesnym świecie zwycięski kapitalizm nie potrzebuje już religijnego wsparcia: „Protestancka asceza wyszła poza mury klasztoru w życie codzienne i zaczęła dominować w moralności laikatu, odegrała swoją rolę w budowaniu ogromnego uniwersum współczesnego porządku gospodarczego. Ponieważ asceza przyczyniła się do przemodelowania świata i rozwinięcia ideałów tego świata, bogactwo materialne uzyskało coraz większą i ostatecznie bezwzględnie nieuniknioną władzę nad życiem ludzi, jakiej nigdy wcześniej w historii nie widziano” [4] .
Stopniowo powszechne stosowanie zasady swobody umów doprowadziło do niewiarygodnego rozszerzenia sfery działania kapitału. Jak pisze Karl Polanyi w Wielkiej Transformacji, w praktyce zasada ta doprowadziła do tego, że należy eliminować wszelkie instytucje pozaumowne, uwarunkowane stosunkami pokrewieństwa lub sąsiedztwa, wspólnością zawodową czy wyznaniową, gdyż wymagają lojalności od jednostki, ograniczając w ten sposób swobodę przedsiębiorczości. Praca stała się towarem jak wszystko inne i podlegała prawom rynku, co oznaczało całkowite zniszczenie wszelkich organicznych form bytu społecznego, zastępując je atomistycznym i indywidualistycznym typem organizacji społecznej [5] .
Karol Marks podał dość obszerny opis Wielkiej Transformacji: „W lodowatej wodzie samolubnych kalkulacji burżuazja utopiła święte dreszcze religijnej ekstazy, rycerskiego entuzjazmu i drobnomieszczańskiego sentymentalizmu. Przekształciła godność osobistą człowieka w wartość wymienną i zastąpiła niezliczone wolności przyznane i nabyte jedną pozbawioną skrupułów wolnością handlu. Jednym słowem zastąpiła wyzysk objęty iluzjami religijnymi i politycznymi wyzyskiem jawnym, bezwstydnym, bezpośrednim, bezdusznym” [6] .
W dobie kształtowania się stosunków kapitalistycznych ich rozwój ograniczają bariery religijne i moralne, pozostające wciąż reliktem epoki „archaicznej”, ale ulegają one stopniowej eliminacji na skutek promowania przez demokracje burżuazyjne rządów „nieingerencji” moralności w sferę rynkową. Dziś otwierają się nowe możliwości, które ostatnio wydawały się niewyobrażalne – wynajęcie łona „matki zastępczej”, przyznanie prywatnym przedsiębiorstwom prawa do gruntu, wody, ziemi, przestrzeni, możliwości wykorzystania danych osobowych milionów ludzi itp.
Duch kapitalizmu oderwany od podstaw religijnych łączy się z poczuciem nieograniczonej władzy, jaką daje nauka i technologia – odurzającą perspektywą, jaką otwiera przed człowiekiem podbój świata przyrody.
Liberalizm zastępuje przemoc między ludźmi bezwzględną eksploatacją zasobów naturalnych. Ten „prometejski woluntaryzm” był obcy innym cywilizacjom.
Trzecie. Forma polityczna „kolektywnego Zachodu” – liberalna demokracja przedstawicielsko-rynkowa – jest dziś postrzegana jako jedyna forma demokracji i „najmniej zła” ze wszystkich możliwych opcji rządzenia. Jednak liberalizm i demokracja nie są ze sobą nieodłącznie powiązane. Ani demokracja ateńska, ani demokracja republik średniowiecznych nie były liberalne i zakładały prymat interesów całości (polis, republiki) nad częścią. Liberalna nie była także autorytarna, populistyczna demokracja bonapartystyczna. Przyjmuje się za oczywiste, że demokracja liberalna najlepiej chroni interesy swoich mieszkańców. Jednak dziś zdolność ta jest coraz częściej kwestionowana, podobnie jak adekwatność samej nazwy „demokracja”.
Tym samym, zdaniem niemieckiego ekonomisty Wolfganga Strecka, żyjemy w epoce skonsolidowanego globalnego kapitalizmu, który unieważnił powojenny porządek demokratyczny (hamujący swobodny rozwój kapitalizmu). Liberalizm faktycznie wykastrował demokrację, pozostawiając jedynie jej pakiet. Według Strecka upadek demokracji wiąże się z tym, że w latach 80. i 90. XX w. rządy zachodnie porzuciły rygorystyczne regulacje szybko rozwijającego się sektora finansowego i zgodziły się na przeniesienie znacznych uprawnień z polityków na rynki. To zastąpienie „twardego” rządu „miękkim” zarządzaniem było przedstawiane wyborcom jako coś dobrego. To drugie jednak wcale nie jest łagodne, nie leży w interesie większości (o czym świadczy m.in. ostra polaryzacja dochodów i upadek wielu usług publicznych) i w dużej mierze wymknęło się spod kontroli władz krajowych. Nazwa „demokracja” została zachowana, ale nie odpowiada już definicji stowarzyszenia obywateli zdolnych do samodzielnego decydowania o swojej zbiorowej przyszłości.
Zdaniem Strecka i wielu zachodnich socjologów stały spadek frekwencji w wyborach ostatnich dziesięcioleciach wskazuje, że coraz więcej obywateli Zachodu – zwłaszcza wśród biednych – jest świadomych dekoracyjnego charakteru instytucji wyborów i nie wierzy, że zmiana partii u steru doprowadzi do znaczących zmian [7] . Francuski antropolog i demograf Emmanuel Todd nazywa współczesne społeczeństwa zachodnie „liberalnymi nihilistycznymi oligarchiami”, przeciwstawiając je autorytarnym demokracjom, do których zalicza Rosję [8] . Dlaczego „nihilizm” - stanie się jasne w następnym akapicie.
Czwarte. Kluczowym duchowym aspektem współczesnej cywilizacji zachodniej jest to, co Max Weber nazwał „odczarowaniem świata”, czyli stopniowym porzucaniem wyjaśniania zjawisk naturalnych za pomocą sił mistycznych i nieziemskich. Protestantyzm dał impuls procesowi racjonalizacji, przenosząc uwagę wierzących na doczesne zadania i problemy. W zmodernizowanym i zsekularyzowanym społeczeństwie wiedza naukowa jest stawiana ponad wiarą, a wszystkie procesy społeczne skupiają się na osiąganiu racjonalnych celów.
Na początku XX wieku Weber uważał taki proces za pozytywny, jednak wielu innych myślicieli widziało i nadal widzi w nim impuls „nihilistyczny”. Ich zdaniem, oświeceniowa teza, że postęp naukowo-techniczny idzie równolegle z humanizacją, okazała się nie do utrzymania. Co więcej, „zimny obiektywizm postępu naukowo-technicznego, redukcja Galileusza wyparły subiektywne doświadczenie życia i przestarzałą kulturę jako taką. Racjonalizacja, całkowite podporządkowanie życia abstrakcyjnym formułom matematycznym, bezmyślne wprowadzanie technologii prowadzą świat zachodni do nowego barbarzyństwa” – pisze w 1985 roku francuski filozof Michel Henry [9] .
Z kolei Milan Kundera, który będąc w Czechosłowacji patrzył na Zachód z wielkimi nadziejami, stracił zapał po kilkuletnim pobycie we Francji. W Gwałcie na Zachodzie z goryczą opisał to, co uważał za utratę duchowego rdzenia Europy: „W średniowieczu jedność Europy opierała się na wspólnej religii. W czasach nowożytnych <…> religia ustąpiła miejsca kulturze, która stała się ucieleśnieniem najwyższych wartości, za pomocą których rozumiał i utożsamiał się europejski świat. Nasze stulecie stało się stuleciem zmian nie mniej znaczących niż te, które oddzielają epokę średniowiecza od nowoczesności. Tak jak kiedyś Bóg ustąpił miejsca kulturze, tak dzisiaj kultura ustępuje miejsca. Nie wiadomo tylko komu i czemu…” [10] . Poezja, muzyka, architektura i filozofia nie interesują już Europejczyków, nie podniecają, ani nie budzą podziwu, dumy, ani poczucia przynależności do jednej kultury. Większość ludzi po prostu ich nie zna, zauważył Kundera.
Kultura jako rodzaj duchowej siły jednoczącej ma szansę zachować się tylko wtedy, gdy nie jest tylko zachowanym dziedzictwem, ale wartością niezwykle szanowaną.
Przed lodowiskiem depersonalizującej globalizacji można chronić tylko to, co zachowuje swój status wartości i jest przedmiotem świadomego kultywowania i kultu, a nie pozostałości folkloru narodowego, zachowanego jako pamiątka do badań specjalistów lub przyciągania turystów.
Określenie „barbarzyństwo” w odniesieniu do procesów odczarowania i desakralizacji świata, podczas których demontowane są wszelkie zbiorowe absoluty i sanktuaria jako „niepotrzebne wynalazki”, jest o tyle właściwe, o ile w wyniku tych procesów niszczone są cywilizacyjne podstawy społeczeństwa i możliwości identyfikacji kulturowej jego członków.
Piąte. Dekonstrukcji poddano nie tylko przekonania metafizyczne, ale także imperatywy biologiczne i instytucje społeczne, które uznawano za pochodne natury ludzkiej. W ideach rozpowszechnianych w przestrzeni publicznej i edukacyjnej różnice płciowe – kobiecość i męskość – uznawane są nie za pochodną płci biologicznej, lecz wyłącznie za konstrukt społeczny tworzony przez „patriarchalne” społeczeństwo we własnych interesach. Jako takie należy je zdekonstruować. To samo dotyczy orientacji seksualnej: normatywność heteroseksualizmu jest narzucona przez społeczeństwo i należy ją ponownie rozważyć poprzez demonstracyjną normalizację wszystkich praktyk seksualnych i rodzinnych – homoseksualizmu, transseksualizmu, bezdzietności itp. Obecnie uważa się, że zasługują na takie samo (jeśli nie większe) uznanie, wsparcie i reprezentację w sferze publicznej, jak tradycyjne rodziny heteroseksualne. „Żądanie «małżeństwa dla wszystkich» wynika w sposób oczywisty z chęci obalenia prawa naturalnego, opartego na naturze ludzkiej, aby udowodnić, że ono nie istnieje, że porządek społeczny musi być zorganizowany bez odwoływania się do jakichkolwiek praw natury” – pisze prawnik Pierre Manin [11] .
Wielu socjologów zauważa dewaluację instytucji tradycyjnej rodziny, macierzyństwa i ojcostwa jako takich. Relacje rodzinne, podobnie jak inne więzi społeczne, są coraz częściej postrzegane jako wolna umowa między zatomizowanymi jednostkami, którą można rozwiązać w dowolnym momencie. W społeczeństwie, w którym główną miarą godności jest wynagrodzenie i pozycja w hierarchii zawodowej, pozycja matki i gospodyni domowej budzi pogardę. Status ojca i autorytet ojcostwa zostają zdemontowane jako relikt patriarchatu (w oficjalnych formularzach wielu krajów zachodnich „ojciec i matka” stali się wymiennymi „rodzicem 1 i rodzicem 2”).
Jeden z najwnikliwszych amerykańskich socjologów ubiegłego wieku, Christopher Lash, stwierdził, że niszczenie więzi społecznych, w tym rodzinnych, przyczynia się do kształtowania osobowości narcystycznej, patologicznie niezdolnej do dorastania i poświęcenia [12] . Społeczeństwo oparte na projekcie liberalnym daje absolutny priorytet indywidualnej samorealizacji, co nie może nie wpłynąć na wizję rodziny i liczbę urodzeń (spadek tego poziomu we wszystkich społeczeństwach zachodnich stawia pod znakiem zapytania samą ich zdolność do przetrwania w perspektywie średnioterminowej).
Lash i wielu innych wskazywało także na inny czynnik niszczący instytucję rodziny – zanik poczucia ciągłości, zerwanie komunikacji między pokoleniami i odmowę rzutowania w przyszłość. Jest mało prawdopodobne, aby społeczeństwo żyjące wyłącznie teraźniejszością wykazywało prawdziwe zainteresowanie potrzebami następnego pokolenia.
Szóste. Antyhistoryzm, który jawi się jako jedna z głównych cech współczesnej cywilizacji zachodniej, jest konsekwencją triumfu ideologii praw człowieka. Kiedy rozumienie działania historycznego zniżyło się do poziomu jednostki, a prawa człowieka zastąpiły zarówno politykę, jak i zanik perspektywy historycznej, społeczeństwa zachodnie skazały się na wycofanie się z historii – zauważa największy francuski filozof naszych czasów, Marcel Gaucher. Historia jest teraz niczym więcej niż ciągłym, codziennym wydarzeniem. Człowiek utracił swój wymiar historyczny i stał się jednowymiarowy. Jednowymiarowość takiej wizji człowieka odpowiada ograniczeniom współczesnego projektu politycznego: maksymalizacji „dobrobytu” jednostek, biologicznej poprawy życia jednostki [13] .
Jeśli ideał polityczny epoki Oświecenia nadal opierał się na chęci ulepszenia społeczeństwa poprzez zbiorowe działanie obywateli, to horyzontem społeczeństwa pooświeceniowego jest poprawa życia jednostki, która odbywa się pod dyktatem „dobrego samopoczucia”. Biologia zastąpiła politykę. To w dużej mierze wyjaśnia, dlaczego tak zwane tematy społeczne – małżeństwa osób tej samej płci, eutanazja itp. - zajmują tak ważne miejsce w debatach politycznych naszych czasów.
Podobnie jak w przypadku kwestii płci, ponownie rozważa się imperatywy biologiczne związane z długością i skończonością życia ludzkiego. Jeśli wcześniej ludzkość wiedziała, że nieśmiertelność można osiągnąć jedynie w paradygmacie heroicznym na poziomie wspólnoty („Umrzyjmy za Spartę i pozostańmy w pamięci na wieki”), teraz celem stała się długowieczność i (idealnie) osiągnięcie nieśmiertelności na poziomie jednostki (oczywiście, takiej, którą na to stać).
Jak pisze francuski filozof Olivier Rey, w Europie przejście do paradygmatu kultu „życia jako takiego” przyspieszyło po Wielkiej Wojnie lat 1914–1918, która stała się kolosalnym ciosem dla „paradygmatu heroicznego” kultu Ojczyzny. Ta straszliwa dla całej Europy wojna w dużej mierze zniszczyła zdolność narodu do poświęcenia się w imię Ojczyzny i przyczyniła się do tego, że jedynym celem istnienia stała się „walka o życie”, rozumiana wąskobiologicznie jako „życie za życie”, w imię życia” [14] . Umrzeć za Ojczyznę lub za cokolwiek innego wydaje się dziś mieszkańcowi Zachodu jeśli nie barbarzyństwem, to z pewnością czymś dziwacznym. Dla dzisiejszych liberałów „drżenie nad życiem” jest dowodem najwyższego humanizmu zachodniej cywilizacji; dla jej krytyków jest to raczej znak, że Zachód prosperujący dzięki eksploatacji peryferii zepchnął na margines wszelkie wojny i brudne sprawy i prowadzi je z dala od domu, najlepiej w formie zastępczej, starając się nie brudzić sobie rąk.
Antyhistoryzm – postrzeganie historii jedynie jako ciągłego, codziennego zdarzenia, które nie odwołuje się do przeszłości i nie niesie ze sobą wielkich projektów na przyszłość – wydaje się być jedną z najostrzej odrzucanych cech „kolektywnego Zachodu” w Rosji.
Być może dlatego, że tożsamość rosyjska to przede wszystkim tożsamość historyczna, kojarzona nie tyle z jedną grupą etniczną, językiem czy obyczajami, ile z „codziennym plebiscytem”, o którym wspominał Ernest Renan w słynnym artykule „Czym jest naród?” , ale i z kultem przodków, który francuski historyk uważał za nie mniej ważny. Zastanawiając się nad różnicą w postrzeganiu historii w różnych społeczeństwach, Alexander Panarin mówił o „skrajnym przygnębieniu narodu rosyjskiego, kiedy trzeba żyć jedynie życiem codziennym, pozbawionym wielkich historycznych przeczuć, a także najwyższej odwagi i inspiracji, kiedy odzyskuje się sens historii” [15] .
Siódme. Niezdolny do projekcji w czasie Zachód jest tym bardziej wytrwały w swojej ekspansji w przestrzeni militarnej, politycznej, gospodarczej. Ekspansję tę napędza pewien mesjanizm i świadomość wyższości. Przedstawianie przez Zachód swoich zasad jako pewnego zbioru przykazań, które społeczeństwa „rozwinięte” ujawniają rozwijającym się, nie pozostawiając im innej perspektywy niż „nadrabianie zaległości w rozwoju” i naśladownictwo, powoduje w wielu krajach świata odrzucenie i poważną krytykę ze strony szeregu zachodnich badaczy (panuje też przekonanie, że aby wszyscy mieszkańcy planety mogli osiągnąć poziom życia na Zachodzie, zasoby Ziemi po prostu nie wystarczą).
Idee uniwersalizmu i mesjanizmu są zakorzenione w chrześcijaństwie. Zdaniem prawnika Pierre’a Legendre’a, papiestwo ugruntowało swoją pozycję spadkobiercy Cesarstwa Rzymskiego i miało charakter imperialny w duchu, w przeciwieństwie do prawosławia, które związało się z losem niektórych ludów. Jak mówi średniowieczna maksyma: „Cały świat jest miejscem do przyjścia Papieża”. Ten katolicki imperialny ekspansjonizm i uniwersalizm – idea powszechnego zbawienia niezależnie od różnic etnicznych i innych – został w dużej mierze przyjęty przez francuskie oświecenie i teoretyków rewolucji francuskiej.
Jednak dzisiejszy mesjanizm, ze swoim paternalizmem i narcyzmem, ma raczej protestanckie, kalwińskie konotacje. W purytanizmie dla wybranych – z definicji świętych – świadomość łaski Bożej wcale nie oznacza pobłażania grzechom innych w oparciu o zrozumienie własnej słabości. Wręcz przeciwnie, wybraniec łączy się z pogardą dla „wyrzutków”. I choć w społeczeństwach świeckich zanika tradycyjna wiara religijna, takie postawy przetrwały i przejawiają się między innymi w narcyzmie i agresywnym mesjanizmie w polityce zagranicznej, który Emmanuel Todd nazywa „protestantyzmem zombie” [16] . Uważa, że militaryzm, agresywność i bezkompromisowość są bardziej charakterystyczne dla protestanckiej części Europy, która całkowicie zmiażdżyła niegdyś bardziej wpływowe ziemie katolickie - Francję, Włochy, Niemcy (te ostatnie stały się w przeważającej mierze protestanckie dopiero po zjednoczeniu). Oczywiście rozprzestrzenianie się tych trendów wiąże się także z rosnącymi wpływami Stanów Zjednoczonych na kontynencie.
Cechy te mogą objawiać się dość otwarcie, także na poziomie oficjalnym. Wielu amerykańskich prezydentów (w tym Joe Biden) wyraziło pewność, że „Ameryka jest naturalnym przywódcą i latarnią morską ludzkości”. Wiele osób pamięta niedawne wypowiedzi szefa dyplomacji europejskiej Josepa Borrella na temat „ogrodu europejskiego”, który należy chronić przed „inwazją dżungli”. Taka wizja nie zakłada, że peryferia (dżungla) powinna sięgać poziomu centrum (ogrodu), wystarczy, że będzie zintegrowana z systemem-światem i spełni przypisaną jej rolę.
Ósme. Za kolejny typowy przejaw postprotestantyzmu i całego „zbiorowego Zachodu” można uznać ruch Woke z publicznym ujawnieniem i pokutą, kult „przejrzystości”, przejawy sygnalizowania cnót - niekończący się ciąg haseł w obronie różnych „dobrych uczynków” (MeToo, Charlie, BLM, Savetheplanet, Zaszczepieni itp.), anulowanie kultury i polowanie na czarownice (nawiasem mówiąc, wbrew utartym przekonaniom, polowanie to było w przeszłości bardziej powszechne i bezwzględne w społecznościach protestanckich niż katolickich). Ideologia Woke, choć wypiera się swoich zachodnich korzeni, ma oczywiste podobieństwa do purytanizmu i jest niczym innym jak namiastką religii.
Według amerykańskiego socjologa Josepha Bottoma, Woke to odrodzenie protestantyzmu, który był podstawą amerykańskiej duchowości. Aby odpokutować za grzechy historii Ameryki, radykalni aktywiści żądają położenia kresu nietolerancji, uciskowi, militaryzmowi i stosunkom dominacji <…> Nie używają wyrażenia „grzech pierworodny”, ale mówią o czymś bardzo podobnym – „niezatartej plamie wstydu”. To, co łączy ich z protestanckimi przodkami, to moralizowanie, pragnienie publicznej skruchy, poczucie własnej wyższości nad innymi współobywatelami, którzy jeszcze nie ujrzeli „światła”.
Jednak w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, gdzie możliwe jest zbawienie i pokuta, Woke jest religią świecką, religią bez Boga, która nie wierzy w zbawienie w królestwie niebieskim, szukając zbawienia w królestwie ziemskim. Jeśli wcześniej w ratowanie duszy angażował się Kościół, dziś z kościoła uciekła idea „winy i konieczności jej odpokutowania”, a tłumy postprotestantów niszczą ulice, domagając się publicznej pokuty. Ich przekonanie, że Ameryka ma na sumieniu grzech ciężki, nie powstało na podstawie studiowania faktów z historii świata, ma ono charakter religijny. Wszyscy, którzy nie podzielają tego przekonania, są apostatami i powinni zostać wykluczeni z debaty publicznej. W ten sposób ludzie manifestują duchowy głód, potrzebę sensu, która jest tracona w naszych coraz bardziej świeckich społeczeństwach, mówi Bottam [17] .
Ciekawym paradoksem współczesnej świadomości Zachodu jest to, że samobiczowanie w komunikowaniu się z publicznością wewnętrzną można doskonale połączyć z poczuciem wyższości skierowanym na zewnątrz.
Im bardziej Zachód niszczy swoją pierwotną cywilizację, tym silniejsze jest jego pragnienie hegemonii.
Dziewiąte. Dziś kapitalizm umarł, a jego miejsce zajęło coś jeszcze mroczniejszego: feudalizm wielkich technologii, nowe średniowiecze. Tego rodzaju porównania coraz częściej można spotkać wśród współczesnych ekonomistów i socjologów (Yanis Varoufakis, Joel Kotkin). Żyjemy w epoce przypominającej średniowiecze, z jego oligarchią, duchowieństwem i dogmatami, pisze amerykański geograf społeczny Joel Kotkin. Pojawił się rodzaj technoarystokracji, sprzymierzonej z duchowną klasą intelektualną w celu promowania paradygmatu Woke, mającego zastąpić bardziej tradycyjne wartości wyznawane przez klasę średnią w okresie powojennym. Obecna oligarchia przejęła zasoby na niespotykaną dotąd skalę. Zaledwie pięć firm posiada większość bogactwa narodowego Ameryki. Siłę współczesnych oligarchów i ich obsługi – różnych talking classes i sektora finansowego – wzmacnia rosnąca rola technologii, dającej im kontrolę nad tym, co myślimy, czytamy, słuchamy [18] . Jak stwierdził Aldous Huxley, który z dużą trafnością przewidział ewolucję świata zachodniego, tyranii opartej na technologii nie da się pokonać.
W tym „nowym wspaniałym świecie” pomnażanie władzy jest być może ważniejsze niż akumulacja kapitału i jest czynnikiem decydującym o działaniach posiadaczy kapitału i państw, które ich wspierają. Kapitalizm nie umarł, zmutował jak wirus. Bezkrytyczna akceptacja osiągnięć postępu naukowo-technicznego doprowadziła do wypaczenia społeczeństwa i samego człowieka.
Kapitalizm technokratyczny, czyli „nadzorczy”, oparty na nielegalnym wydobywaniu prywatnych danych i kontroli jednostek za pomocą technologii informatycznych, eliminuje możliwość prawdziwej demokracji. Podobnie jak poprzednie formy kapitalizmu, ale może na większą skalę, wyrzuca na margines najmniej pasujących (regularnie publikowane listy zawodów, których zniszczeniem grozi sztuczna inteligencja, robią wrażenie). Kapitalizm ten prowadzi do erozji zdolności i umiejętności człowieka, który praktycznie nie jest w stanie obejść się bez maszyn w jakiejkolwiek formie działalności.
Wielcy zachodni autorzy mówili o konsekwencjach mechanizacji życia na długo przed wprowadzeniem na szeroką skalę najbardziej wyrafinowanych technologii. Aldous Huxley, Georges Bernanos, Guy Debord, Gunter Anders, Cornelius Castoriadis, Pier Paolo Pasolini... Pisarze i filozofowie byli bardziej przenikliwi i dalekowzroczni niż politycy, którzy muszą „iść z duchem czasu”, kierując się zasadą „nie nie patrz w górę”. Przewidywali, że przyszłe totalitaryzmy mogą być gorsze od przeszłych, ponieważ grożą zatarciem natury ludzkiej. Niektóre były zbrodniami przeciwko ludzkości, inne kwestionowały istnienie człowieczeństwa jako takiego. Włoski reżyser, myśliciel marksistowski i chrześcijański Pier Paolo Pasolini napisał, że w odróżnieniu od dawnego faszyzmu Mussoliniego, który wiązał się z przemocą fizyczną, ale nie wypaczał życia duchowego ludzi, wymagając jedynie słownej przysięgi wierności, nowoczesne formy zarządzania, które socjologowie protekcjonalnie nazywali „społeczeństwem konsumpcyjnym”, wniknęły w głąb ludzkich dusz i całkowicie je przekształciły. Dzięki nowym środkom komunikacji i informacji współczesne społeczeństwo dało im inne uczucia, inne sposoby myślenia i życia, inne ustandaryzowane i ujednolicone modele kulturowe. Życie duchowe ludzi, zwłaszcza młodszych pokoleń, zostaje zniekształcone, okaleczone i na zawsze zbezczeszczone przez hedonistyczny faszyzm konsumencki [19] .
We współczesnej wersji technogenicznej zmutowany kapitalizm, którego całkowitą władzę gwarantuje społeczeństwo spektaklu, jest tym bardziej niebezpieczny, że działa znacznie sprytniej i ostrożniej niż okrutna i bezpośrednia dyktatura totalitarna (Guy Debord), a technologia obiecuje uczynić nasze życie prostszym, bezpieczniejszym i bardziej niezawodnym. Zachód, który stał u początków racjonalizacji i mechanizacji, nie jest już monopolistą, ani nawet liderem w stosowaniu tego modelu. Produktywizm, oligarchiczny technokapitalizm, etyka hedonizmu i bezkrytyczne korzystanie z postępu naukowo-technicznego stały się w mniejszym lub większym stopniu naturalnym sposobem życia i myślenia ogromnej liczby mieszkańców Ziemi. Tak naturalnym, że trudno sobie wyobrazić istnienie w innym paradygmacie. „Zbiorowy Zachód” jest planetarnym, totalnym faktem społecznym.
Nie przeciwko Zachodowi, ale przeciwko „westernizmowi”
Projekt liberalny powstał jako odpowiedź na problemy swoich czasów, dziś jednak wychwalana przez niego etyka rozsądnego egoizmu prowadzi już nie w ślepą uliczkę, lecz w przepaść. Okazało się, że wojny i działania oparte na własnym interesie mogą być dla społeczeństw bardziej bezwzględne niż te oparte na „irracjonalnych przekonaniach”. Że niosą ze sobą potworny, niszczycielski potencjał. Że indywidualizm prowadzi nie tylko do emancypacji i humanizmu, ale także do alienacji, dewastacji i niszczenia więzi społecznych. Że odczarowanie, desakralizacja i dekonstrukcja prowadzą do katastrofalnych konsekwencji dla organizmu społecznego, podważając możliwość jego istnienia jako takiego, a „demitologizacja” człowieka skazuje go na egzystencję jednowymiarową. Odrzucenie absolutów i wyższych wytycznych duchowych, które zdaniem modernizatorów miało doprowadzić do triumfu racjonalizmu i krytycznego myślenia, powoduje gwałtowny powrót wahadła i odrodzenie się bożków plemiennych, nowych form tożsamości i praktyk z czasów pogańskich, dalekich od nowoczesności.
W pracy „Zachód. Fenomen westernizmu” Aleksander Zinowiew wyróżnił Zachód jako zbiór określonych krajów i narodów, a „westernizm” - abstrakcyjnym pojęciem, zespołem zjawisk niezwiązanych z charakterystyką poszczególnych krajów Zachodu i wspólnych dla nich wszystkich. Za najważniejszą cechę westernizmu filozof uznał dążenie do „pionowego ustrukturyzowania ludzkości, ugruntowania swojej pozycji jako zjawiska społecznego wyższego poziomu”. „Ludzie Zachodu pojawili się i osiągnęli swój nowoczesny stan w ramach cywilizacji zachodnioeuropejskiej, w której „ja” odgrywało dominującą rolę w parze „ja – my” i było bardziej rozwinięte niż wśród innych ludów i w innych cywilizacjach, a „my” było związkiem silnie wyrażonego „ja”, można by rzec, w ramach „ja-cywilizacji” – pisze Zinowjew [20] .
Opierając się na idei integralności i konsekwencji w rozwoju tej „ja-cywilizacji”, podobnie jak Zinowjew i wielu zachodnich krytyków projektu liberalnego [21] , zauważyliśmy, że jego kamieniem węgielnym była całkowita rewizja relacji między jednostką a wspólnotą w życiu społeczeństwa, ale także stosunek do sacrum. Kluczem dla wielu ojców założycieli liberalizmu był postulat, że wspólnota ludzka jest zdolna do skutecznego funkcjonowania, opierając się jedynie na poszukiwaniu osobistych korzyści i indywidualnego dobra. Kwestie właściwego życia, wspólnych wartości i przekonań moralnych oraz dobra zbiorowego, nad którym tak wiele krwi przelano podczas wojen religijnych, należy pozostawić indywidualnej ocenie.
Dominujący model cywilizacyjny powstał jako szczególna odnoga myśli europejskiej. Dzisiejsze dogmaty „kolektywnego Zachodu” odzwierciedlają idee nominalizmu, protestantyzmu i liberalnego oświecenia, które powstały w Europie Zachodniej i zostały przyjęte przez Stany Zjednoczone.
Te same normy i idee „ja-cywilizacji” stały się czymś absolutnie naturalnym dla ogromnej części planety, która nie jest Zachodem. Dzisiejszy westernizm, który wyrósł z tych idei i częściowo zniekształcił ich pierwotne przesłanie, stał się „decywilizacją”, która stanowi zagrożenie dla wszystkich cywilizacji, także zachodnich. I tu zostaje usunięta oczywista sprzeczność pomiędzy stwierdzeniami o degradacji Zachodu i zaniku kultury Zachodu z jednej strony, a o jego niepohamowanej ekspansji i hegemonii z drugiej.
Mowa jest o dwóch różnych Zachodach
Czy Zachód, jako organiczny zbiór różnych krajów, może zmienić wektor rozwoju, przemyśleć te wytyczne, a nie narzucać własne zasady gry? Czy taki Zachód będzie mniej wrogi wobec Rosji i innych biegunów niezadowolonych z zachodniej hegemonii? Rozsądnie argumentuje się, że wiele krajów i ruchów, które nie zgadzają się z szeregiem postaw „kolektywnego Zachodu” (na przykład polscy czy amerykańscy konserwatyści), jest mimo to historycznie i „ontologicznie” wrogo nastawionych do Rosji. Jednak nawet w tych pojedynczych przypadkach konfrontacja nie może być tak ostra i tak zakrojona na szeroką skalę, jak w przypadku całego bloku noszącego kod „wartości”. Wielu zachodnich socjologów opisuje ten blok jako ponadnarodowy blok zachodnich elit, który oddzielił się od swoich obywateli i nie reprezentuje już ich interesów.
Ideologiczną podstawą „kolektywnego Zachodu” jest ideologia elit i talking classes, które są definiowane (i które określają siebie) jako ludzie skądkolwiek („obywatele świata”). W przeciwieństwie do nich „ruchy oddolne” (ludzie skądś, zakorzenieni w ziemi narodowej), czy to „żółte kamizelki”, europejscy rolnicy, kowboje z Teksasu i tak dalej – to przedstawiciele „innego Zachodu”. Nie należy się jednak mylić i widzieć w nich wcielenie starego, klasycznego Zachodu, tak bliskiego wielu ze względu na swoją kulturę.
Ten Zachód zanika i jest mało prawdopodobne, że zostanie wskrzeszony. Społeczeństwa europejskie przeszły przez pół wieku zmiany, które wydają się nieodwracalne. Państwa narodowe stały się podzielonymi społecznościami składającymi się z różnych, odmiennych mniejszości. Dlatego „kolektywnemu Zachodowi” dość łatwo jest narzucić swoją ideologiczną dominację – sprzeciwia się mu przecież nie pojedynczy blok, ale odmienne formacje. „Inny Zachód” obejmuje różnorodne społeczne ruchy protestu, potężne grupy dekolonialne, wrogie Zachodowi jako całości i myślicieli dysydenckich (lewicowych, prawicowych, suwerenistów, nostalgicznych identytarystów itp.). I choć w sumie przedstawiciele „niekolektywnego” Zachodu stanowią większość, to jednak nadal łączy ich bardziej protest przeciwko systemowi niż pozytywna idea czy program.
Wreszcie najważniejszym pytaniem dla wszystkich przeciwników liberalnego porządku świata jest to, w jakim stopniu chcą i mogą zrewidować nakazy „kolektywnego Zachodu”. Ludzkość nie odrzuci całego dziedzictwa New Age, Oświecenia i Art Nouveau. Dotyczy to także Rosji, gdzie w XX wieku ideały modernistyczne zrealizowano w projekcie sowieckim. Jak porzucić produktywizm i konsumpcjonizm, nie skazując miliardów ludzi na biedę? Jak przezwyciężyć indywidualizm, nie odrzucając przy tym idei praw i wolności człowieka? Jak na nowo przemyśleć liberalizm i globalistyczną standaryzację, nie popadając w faszyzm, archaizm i etnocentryzm? Jak ożywić wiarę w wyższe znaczenia, nie podważając wiary w naukę?
Na te pytania w ten czy inny sposób będą musieli odpowiedzieć wszyscy (na Zachodzie i poza nim), którzy szukają przekonującej alternatywy dla zachodniej nowoczesności w nadziei zaoferowania czegoś jakościowo innego niż nihilistyczna oligarchia czy autokracja oparta na potędze technologii. Wspólne poszukiwanie alternatywy, w dialogu ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, jest bardziej obiecujące niż ograniczanie się do jednego państwa czy nawet cywilizacji.
W najbliższej perspektywie pierwszym krokiem do rozwiązania konfliktu powinno być porzucenie retoryki wzajemnej nienawiści i uznanie konfrontacji z konfliktem interesów, w którym obie strony mają uzasadnione potrzeby i pretensje. Rosja musi określić, co dokładnie na Zachodzie uważa za wrogie i niedopuszczalne, a co wręcz przeciwnie, jest bliskie i powiązane. Wtedy łatwiej będzie porzucić całkowitą demonizację wroga, rozbieżności w polityce zagranicznej omawiać z większą bezstronnością i racjonalnością, nie zapominając o oczywistym fakcie: Europa i Rosja pozostaną sąsiadami i będą potrzebować nowego, funkcjonalnego systemu bezpieczeństwa na kontynencie, a w przyszłości wzajemnie korzystnych stosunków. Zasoby i energia zużywane dziś przez konflikt (któremu można było zapobiec) nie są przeznaczane na rozwiązywanie innych problemów globalnych, które wymagają wspólnych, pilnych działań.
W perspektywie średnio- i długoterminowej dokładniejsze określenie tych aspektów zachodniej ścieżki rozwoju, które powodują odrzucenie, pozwoli nie tylko skorygować kurs wewnętrzny, ale także zidentyfikować sojuszników ideologicznych i politycznych zarówno na samym Zachodzie, jak i w innych krajach, aby po rozwiązaniu konfliktu otworzyć i poszerzyć przestrzeń odnowionego dialogu Rosji z Europą (na poziomie politycznym, ale także na poziomie środowiska eksperckiego, świata kultury i społeczeństwa obywatelskiego).
Dialog ten jest nie tylko pożądany, konieczne jest zjednoczenie wysiłków nie tylko Rosjan i Europejczyków, którzy uważają, że chęć ukazania obecnego konfliktu jako konfliktu pomiędzy „cywilizacją rosyjską” a „cywilizacją zachodnią” zaciemnia naturę prawdziwej bitwy, jaką należy stoczyć - walki o zachowanie różnorodnej cywilizacji europejskiej jako takiej (i wszystkich cywilizacji świata) przeciwko decywilizacji depersonalizującego globalizmu.
Natalia Rutkiewicz
Natalia Rutkiewicz jest kandydatką nauk filozoficznych i dziennikarką. Jej książka „W poszukiwaniu utraconej republiki” ukazała się nakładem Praxis w 2020 roku.
Przypisy:
[1] Киреевский И. О характере просвещения Европы и о его отношении к просвещению России. В кн.: Московский сборник. Т. 1. М.: Типография Александра Семена, 1852. С. 1–69.
[2] Тренин Д.В. Кто мы, где мы, за что мы – и почему // Россия в глобальной политике. 2022. Т. 20. No. 3. С. 32–42.
[3] Кундера М. Бессмертие / Пер. с чеш. Н. Шульгиной. М.: Иностранка, 2022. 416 с.
[4] Вебер М. Протестантская этика и дух капитализма / Пер. с нем. М.И. Левиной, П.П. Гайденко, А.Ф. Филиппова. М.: РОССПЭН, 2006. 648 с.
[5] См. главу 14: Поланьи К. Великая трансформация / Пер. с англ. А.А. Васильева, С.Е. Фёдорова, А.П. Шурбелева. СПб.: Алетейя, 2002. С. 183–198.
[6] Маркс К., Энгельс Ф. Манифест коммунистической партии. М.: Издательство политической литературы, 1974. 63 с.
[7] Streeck W. Buying Time: The Delayed Crisis of Democratic Capitalism. L., N.Y.: Verso Books, 2014. 220 p.
[8] Todd E. La défaite de l’Occident. Paris: Gallimard, 2024. 379 p.
[9] Henry M. La Barbarie. Paris: Grasset, 1987. 247 p.
[10] Кундера М. Похищение Запада, или Трагедия Центральной Европы // Проблемы Восточной Европы. 1985. No. 11–12. С. 170–191.
[11] Manent P. La loi naturelle et les droits de l’homme. Paris: PUF, 2018. 134 p.
[12] Lasch C. The Culture of Narcissism: American Life in an Age of Diminishing Expectations. N.Y.: Norton&Co Inc, 1991. 304 p.
[13] Gauchet M. Quand les droits de l’homme deviennent une politique // Le Débat. 2000. No. 3. P. 258–288.
[14] Rey O. L’idolatrie de la vie. Paris: Tracts Gallimard, 2020. 62 p.
[15] Философия истории / Под ред. А.С. Панарина. М.: Гардарики, 1999. 431 с.
[16] Todd E. Le protestantisme zombie est au cœur du narcissisme occidental // Marianne. 02.06.2023. URL: https://www.marianne.net/agora/humeurs/emmanuel-todd-le-protestantisme-zombie-est-au-cour-du-narcissisme-occidental (дата обращения: 12.06.2024).
[17] Bottum, J. An Anxious Age: The Post-Protestant Ethic and the Spirit of America. N.Y.: Image, 2014. 296 p.
[18] Kotkin J. L’Amérique vit un nouveau Moyen Âge, avec son oligarchie, ses clercs et son dogme // FigaroVox, 16.07.2020. URL: https://www.lefigaro.fr/vox/monde/l-amerique-vit-un-nouveau-moyen-age-avec-son-oligarchie-ses-clercs-et-son-dogme-20200716 (дата обращения: 12.06.2024).
[19] Pasolini P.P. Scritti corsari, 1973–1975. Roma: Garzanti, 2015. 255 p.
[20] Зиновьев А. Запад. Феномен западнизма. М.: Центрполиграф, 1995. 460 с.
[21] См., в частности: Michéa J.-C. L’Empire du moindre mal. Essai sur la civilisation libérale. Paris: Flammarion, 2021. 208 p.
Źródło - https://globalaffairs.ru/articles/kto-gde-za-chto-rutkevich/