9 kwietnia 2014 w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie odbyło się spotkanie z grupą rolników z Żurawlowa – małej lubelskiej wsi (w gminie Grabowiec), która zasłynęła w świecie (w Polsce mało kto o niej wie) wielką determinacją mieszkańców w obronie przed działaniami amerykańskiego koncernu Chevron, zamierzającego wydobywać gaz z łupków na tym cennym rolniczo i przyrodniczo terenie (koncern posiada koncesje).
Na spotkaniu z cyklu Środowisko i przemysł pt. „’Occupy Chevron’ – wielki protest małej wsi”, zorganizowanym przez Marthę Rosler, goście opowiadali o historii swojego protestu przeciwko planowanej dewastacji środowiska (trwa już prawie rok), zniszczeniu dróg dojazdowych do ich wsi, zagrożeniach dla ich życia, bytu i majątku, także o ignorowaniu ich przez polskie władze - nie tylko samorządowe, ale i centralne. Opowiadali też o metodach działania koncernu - kupowaniu i zastraszaniu - (np. kuria lubelska dostała 700 tys. zł na propagowanie gazu łupkowego, w Zamościu zamieniono technikum rolnicze w geologiczne, a każdemu uczniowi sprezentowano laptop) i przedstawiali stan prawny tej inwestycji.
Rolnicy bronią nie tylko swoich gospodarstw - miejsc pracy, ale i uprawnych pól (na których występuje najlepszy w Polsce czarnoziem), wód podziemnych (największego w Polsce zbiornika wód trzeciorzędowych), naturalnego krajobrazu i walorów przyrodniczych tego terenu.
Protestują już od początku 2012 roku, coraz brutalniej nękani zarówno przez przedstawicieli koncernu, jak i polską policję i wymiar sprawiedliwości. Wytaczane są im sprawy sądowe, są zastraszani zarówno przez koncern (na warszawskim spotkaniu rolnicy mieli „obstawę” dwóch niemerytorycznych przedstawicieli firmy), jak i polskie władze (oficjalny podsłuch telefonów założony przez ABW), czują się zagrożeni. Sprawę opisywaliśmy już w SN 8-9/13 Walka Żurawlowa o środowisko, ale od tego czasu nic się nie zmieniło.
Rolnicy skarżą się, że Chevron ich ignoruje, że kontaktuje się z nimi poprzez sąd (wytoczono im 9 spraw), że nie mają nawet wglądu w dokumentację, że nikt z polskich władz z nimi nie rozmawia, a polskie media wysokonakładowe udają, że nie ma żadnego problemu. Nie pojawiła się o tym proteście żadna informacja w żadnej z głównych stacji telewizyjnych w Polsce, a w prasie było kilka artykułów w ub. roku. Po kampanii reklamowej w mediach koncernu Chevron („ocieplającej” wizerunek firmy) o Żurawlowie nie pisał już nikt.
Nie widzieli też u siebie żadnego parlamentarzysty – nawet z PSL, która to partia mieni się partią chłopską. Nie było tam dotąd żadnego działacza z Greenpeace’u, ani przedstawiciela międzynarodowej firmy prawniczej ClientEarth, która tak długo blokowała budowę dwóch bloków elektrowni Opole. Nie było też żadnej ze znanych polskich organizacji ekologicznych. Głosu w tej sprawie nie zabrało też środowisko naukowe, nie licząc opinii i ekspertyz prof. Andrzeja Szczepańskiego, hydrogeologa z AGH (SN 12/12 - Łupki - tak, ale nie w dolinie Popradu ).
Protestujący (od 10 miesięcy w sposób ciągły, czynny) rolnicy są wspierani głównie przez cudzoziemców, ale nie przez Polaków, którym przecież powinno zależeć nie tylko na ochronie swojego środowiska, ale i gospodarce rolnej i zasobach wodnych (Lubelszczyzna ma skąpe zasoby wód powierzchniowych, mieszkańców ratują dwa duże zbiorniki wód podziemnych wytypowane do ochrony - do dzisiaj jej nie ustanowiono).
Interesuje się za to ich protestem francuska telewizja Arte, która nakręciła o nich film (Gasland – dokument Josha Foxa, dostępny na You Tube jako Gaz łupkowy – fakty i mity) i wyemitowała na swoim kanale. Ich protest wspierają dziennikarze z wielu państw i niektórzy parlamentarzyści z PE. Także wszyscy, którym bliskie są ideały, w imię których rolnicy protestują, bowiem protestujący mają swoją stronę w Internecie (z kamerą on line) i są obecni w mediach społecznościowych (Facebook) – dzieki temu mogą też liczyć na pomoc z 18 państw.
Wsparciem dla nich są zapewne także wszystkie światowe protesty przeciwko Chevronowi, zwłaszcza ten ostatni, od początków kwietnia w ponad 20 miastach Rumunii, w tym – Bukareszcie (nie licząc brytyjskich). Tysiące protestujących tam walczą o prawo do zdrowego środowiska prawa do życia i ochrony zdrowia oraz prawa do sprawiedliwego informowania obywateli. U nas walczy tylko garstka, reszcie jest wszystko jedno.
Anna Leszkowska
Więcej: